Nieproszeni goście. Recenzja 4. odcinka 7. sezonu "The Walking Dead"
Marcin Rączka
14 listopada 2016, 23:00
"The Walking Dead" (Fot. AMC)
Wydawało się, że Rick i jego ludzie już są w tragicznej sytuacji, a najnowszy odcinek "The Walking Dead" ten stan jeszcze pogorszył. A wszystko – jak zwykle – przez Negana. Uwaga na spoilery!
Wydawało się, że Rick i jego ludzie już są w tragicznej sytuacji, a najnowszy odcinek "The Walking Dead" ten stan jeszcze pogorszył. A wszystko – jak zwykle – przez Negana. Uwaga na spoilery!
Równie dobrze odcinek pt. "Service" mógł zostać pokazany już tydzień po premierze 7. sezonu "The Walking Dead". Twórcy poszli jednak zupełnie inną, okrężną drogą, zahaczając nie tylko o Królestwo, ale również pokazując "od kuchni", jak wygląda życie Zbawców. Na powrót Ricka i jego grupy przyszło nam czekać kilka tygodni, ale gdy już główny wątek do serialu powrócił, twórcy zdecydowali się uderzyć z przytupem i jeszcze raz pokazać, że w tym ponurym i bezwzględnym świecie Rick stał się zwykłą jednostką, podporządkowaną dużo bardziej wpływowej personie, jaką jest Negan.
Można się denerwować i irytować, że dotychczas przebiegły i dobrze znający realia świata pełnego zombie Rick nie przygotował się na przybycie Negana. Wychwyciłem z dialogów, że Zbawcy u bram Alexandrii pojawili się wcześniej, niż zapowiadano, ale i tak ich przyjazd został w pewien sposób zapowiedziany. Z drugiej strony – to kłóciłoby się z kolejną przemianą Ricka (którą to już w tym serialu?), który przez Negana został złamany ostatecznie. Gość jest zbity, zgnębiony i zniszczony przez przywódcę Zbawców. Nie stawia się, nie prowokuje i stara się robić wszystko zgodnie z wytycznymi. Jest oddany Neganowi, ale tak naprawdę całkowicie zastraszony i podporządkowany. A wszystko po to – jak sam twierdzi – by nie stracić już nikogo ze swoich ludzi.
"Service" nie okazał się odcinkiem przełomowym. Mało tego – nie miał w sobie praktycznie żadnych zaskakujących i wstrząsających momentów. Wydarzenia przedstawione w tym tygodniu były bezpośrednią konsekwencją premiery siódmego sezonu. Mimo pokazu siły i zabicia Abrahama oraz Glenna, Negan doskonale zdawał sobie sprawę, że ewentualny bunt mieszkańców Alexandrii musi zdusić w zarodku. W praktyce postanowił przywłaszczyć wszelkie uzbrojenie (a tak naprawdę odzyskać swoją własność) grupy Ricka, a także nieco osłabić wygodę i komfort, który – nie ukrywajmy – mocno przerastał realia, w jakich funkcjonują Zbawcy.
Podobał mi się motyw z "uśmierceniem" Maggie. To był jeden z kilku udanych i trafiony w punkt elementów odcinka. Szkoda, że okazało się, iż to nie Rick, a ksiądz wpadł na ten pomysł, zapewniając dzięki temu bezpieczeństwo Maggie. Jej wątek zapewne odżyje w kolejnych odcinkach, bo dzielenie historii na konkretnych bohaterów w siódmym sezonie "The Walking Dead" to norma. Czekam na powrót wątku Kolonii Hilltop, bo mam wrażenie, że okaże się kluczowy w formowaniu sojuszu przeciwko Zbawcom. Problem w tym, że Rick musi tego chcieć, a jego zachowanie wyraźnie wskazuje, że facet ma dosyć i musi upłynąć trochę odcinków, zanim postanowi zawalczyć o swoje.
Fajnie, że w rozmowie Ricka i Michonne twórcy bezpośrednio nawiązali do początków serialu i postaci Shane'a. Główny bohater wspomina o nim pierwszy raz od dobrych kilku lat. Robi to nieprzypadkowo, bo opowiada o romansie z Lori i fakcie, że wychowuje nie swoje dziecko. Wiecie, co w tym momencie pomyślałem? Że takiego Shane'a bardzo brakuje dziś w "The Walking Dead". Kogoś, kto będzie potrafił przeciwstawić się terrorowi Negana. Jakoś trudno mi uwierzyć, że taką osobą na nowo może stać się Rick. Przez ostatnie sześć lat zbyt często oglądaliśmy jego przemiany, dostosowywania się do otaczającego świata. Mieliśmy Ricka odnajdującego rodzinę, Ricka opłakującego śmierć żony, Ricka walczącego z Gubernatorem, Ricka zabijającego kanibali i w końcu Ricka, który postanowił solidnie pozadzierać z ludźmi Negana, a jednocześnie "przyporządkował" sobie ludność Alexandrii. Dziś główny bohater powrócił do punktu zero i naprawdę nie chce mi się oglądać jego przemiany raz jeszcze.
Kto może go zastąpić? W tej chwili trudno to stwierdzić. Daryl jest w stanie agonalnym, a drugoplanowi bohaterowie z Alexandrii nie mają w sobie za grosz charyzmy i samozaparcia, by przemówić Rickowi do rozsądku. Oczywiście taka sytuacja, jak pokazana w "Service", nie może trwać wiecznie, bo z perspektywy widza szybko się znudzi. Dlatego mam nadzieję, że twórcy mają na tę całą historię pomysł (przy okazji coraz bardziej doganiając wydarzenia z komiksów), który wyprowadzi fabułę serialu z dość trudnej sytuacji.
Mniej więcej od miesiąca w każdej recenzji "The Walking Dead" czytacie zachwyty nad Neganem. Jeffrey Dean Morgan to postać, którą w telewizji oglądam od co najmniej 10 lat. W 2006 roku płakałem razem z milionami fanów "Chirurgów", gdy uśmiercano Denny'ego Duquette, a scena z Katherine Heigl i przygrywającym w tle "Chasing Cars" (Snow Patrol) przeszła do historii telewizji. I nawet jeśli nie wiecie, o czym piszę to i tak chylę czoła przed Morganem, ale też przed osobami odpowiedzialnymi za casting do roli Negana. Lepiej się tego zrobić nie dało. Twórcy stoją przed niełatwym zadaniem przedstawienia tej ikonicznej dla komiksów postaci z zachowaniem telewizyjnych norm (braku przekleństw). Widać, że w pewnych miejscach mają z tym problem, ale nawet bez wulgarnych słów Negan jest taki, jak w komiksach. Wyluzowany, czarujący, a jednocześnie sprawiający wrażenia osoby niezrównoważonej emocjonalnie. To jednak tylko pozory. Negan to przede wszystkim świetny psycholog, który doskonale "czyta" ludzi. Wie, jak wyciągnąć z nich najgorsze instynkty, a zmiana Ricka to przykład idealny.
Można na "The Walking Dead" narzekać, ale dziś robił tego nie będę. Już przed rokiem serial odnalazł swoją jakość i z małymi potknięciami utrzymuje ją do dziś. Nie można pisać o tym serialu jako o produkcji, która się nie rozwija. To nie jest historia, która stoi w miejscu. Wprost przeciwnie. Twórcy kroczą pewnie do przodu, ale zaczynam mieć wrażenie, że do końca nie wiedzą, gdzie wątek Negana i Zbawców ich zaprowadzi. Mało tego – coraz bardziej zaczynam wątpić w jakiekolwiek zwycięstwo dobra nad złem i bohaterską postawię Ricka, który zabija Negana, mszcząc się za to, co wydarzyło się w premierze siódmego sezonu. To wszystko wydaje się zbyt proste i naiwnie liczę, że twórcy mają w zanadrzu kilka niespodzianek.