Więcej, szybciej, lepiej. Recenzujemy pierwsze dwa odcinki 2. sezonu "Paktu"
Michał Kolanko
19 listopada 2016, 21:33
"Pakt" (Fot. HBO)
Drugi sezon "Paktu" różni się od pierwszego. Ma inną skalę i jest bliższy współczesnym produkcjom o polityce bardziej niż wszystko inne, co zostało do tej pory wyprodukowane w Polsce. Niewielkie spoilery.
Drugi sezon "Paktu" różni się od pierwszego. Ma inną skalę i jest bliższy współczesnym produkcjom o polityce bardziej niż wszystko inne, co zostało do tej pory wyprodukowane w Polsce. Niewielkie spoilery.
Gdy kończył się pierwszy sezon "Paktu" w polskiej wersji, wszyscy dobrze zapamiętali fenomenalne zdjęcia i mroczną atmosferę. Na tym w zasadzie pochwały mogą się skończyć, bo "Pakt", który do końca trzymał się torów norweskiego oryginału, musiał rozczarować zakończeniem i konstrukcją całej intrygi. Mówiąc wprost: nie takiego finału i nie tak absurdalnie niedopowiedzianej fabuły oczekiwaliśmy.
Teraz "Pakt" powraca i jest jednocześnie serialem o tym samym i o czymś zupełnie innym. O tym samym, bo nadal Piotr Grodecki (Marcin Dorociński) walczy z potężnym spiskiem, który dotyka najwyższych sfer władzy, biznesu i nie tylko. O czymś innym, bo tym razem – na szczęście! – na tę walkę nałożona jest sprawnie poprowadzona narracja polityczna, z Anną Wagner (Magdalena Popławska) jako kandydatką nowej partii, która przebojem wdziera się na polską scenę polityczną.
Te dwie narracje dobrze ze sobą współpracują. Dlatego nowy "Pakt" – już bez ograniczeń norweskiego "Układu" – jest serialem, który wchodzi na zupełnie nową płaszczyznę w porównaniu z poprzednim sezonem. Bo tak realnie (z zachowaniem pewnej serialowej umowności i skrótów) pokazanej polityki jeszcze nie było. Serial "Ekipa" wspominany jest do dziś jako polska wersja "The West Wing", ale nie ma szans, by wytrzymał to porównanie.
Realizm "Paktu" to pokazanie, że polityką rządzi przypadek niemal tak samo jak skomplikowane plany. Anna Wagner to prezydent Bytomia, która po tragedii w jednej z kopalni w mieście nie waha się pokazać dowodów na niekompetencję i kryminalne zaniedbania premiera Kostrzewy. To staje się trampoliną dla jej politycznej kariery, a partia Odnowa! (z wykrzyknikiem) pokazana jest jako serialowa wersja jednej z istniejących obecnie partii w Sejmie. Nawet kolory się zgadzają, podobnie jak szczegóły scenografii wieców wyborczych i kampanijnych autobusów marki SETRA (takich jak Tuskobus w 2011 r.).
Widz interesujący się polityką bez trudu rozpozna wiele innych politycznych Easter Eggs. Jest nawet kryzysowa kurtka Tuska i wyglądające bardzo prawdziwie spoty wyborcze. Jest też realnie pokazany mechanizm, jak jedna wypowiedź na kampanijnym szlaku może zepsuć wszystko. Tak czasami dzieje się naprawdę – jak ze słowami Wagner o polskiej armii na jednym z wieców. "Nigdy nie wychodź poza przekaz" – mówi do niej wściekły Dariusz Skalski (Adam Woronowicz). Jedna przypadkowa wypowiedź, spontaniczny komentarz uruchamia serię wydarzeń, nad którym w pewnym momencie nie panuje już nikt. Tak się w kampaniach i polityce dzieje.
Ale "Pakt" różni się też od pierwszego sezonu dużo większym tempem. To wymusza polityczny zegar: akcja odcinków (poza pierwszym) toczy się na kilka dni przed wyborami, a różnica między dwiema głównymi, rywalizującymi ze sobą partiami jest niewielka. To dodaje całości dramatyzmu. Tak samo jest z główną polityczno-dziennikarską intrygą, która na pierwszy rzut oka jest bardziej realna niż wydumany spisek z pierwszego sezonu.
Autor zdjęć Paweł Flis postawił na mniejszą celebrację formy niż w poprzednim sezonie. Zniknęły długie ujęcia dróg, autostrad i Warszawy. Ale nadal to technicznie znakomity serial, którego oprawa audiowizualna w tym momencie może śmiało dorównywać produkcjom zachodnim. Mroczny klimat nowego sezonu i jego styl zapowiada też teledysk napisany i skomponowany przez Pablopavo i Ludziki "Nie wiesz nic".
https://www.youtube.com/watch?v=D-G0hzCWEig
Twórcy "Paktu" zrezygnowali też z quasi-religinego szafażu. Nie ma już nawiązań do Wielkanocy czy biblijnych metafor. Są rozważania o istocie władzy (tak też promuje serial HBO), która wciąga jak narkotyk wszystkich w jej okolicy. Anna Wagner, zdeterminowana, ale jednocześnie bardzo ludzka prezydent Bytomia, zderza się ze światem wielkiej polityki w najbardziej morderczy możliwy sposób – w ogólnokrajowej kampanii wyborczej. Nie wiemy jeszcze, jak skończy się jej kampania, ale wiemy coś innego: twórcy "Paktu" potrafią tworzyć interesujące zakończenia.
"Pakt" w drugim sezonie to tylko sześć odcinków sprawia, więc fabuła musi iść szybko do przodu. To ekstrakt polityki, wielkiego spisku, mediów oraz dużo bardziej osobistej historii, czyli romansu Wagner i Grodeckiego. Ten romans – dziennikarza ze źródłem – nie jest może bardzo prawdopodobny, ale nie przekracza pewnej granicy umowności. Dlatego ten element drugiego sezonu, podobnie jak i reszta, broni się całkiem nieźle. Trzeba oczywiście przyjąć do wiadomości pewną umowność, jak i to, że realny świat polityki jest po prostu nudny w porównaniu do karuzeli wydarzeń w "Pakcie", ale mimo wszystko jest udaną kondensacją kilku jego podstawowych cech.
Czy można powiedzieć, że "Pakt" to nowa jakość? Na pewno pokazano w nim politykę na nowy na polskim rynku sposób. I to już jeden powód, by drugi sezon obejrzeć. Jest on też na tyle niezależny od pierwszego, że znajomość poprzednich odcinków nie jest wcale potrzebna. Co jest ostatecznie dobrą wiadomością.
Recenzja jest przedpremierowa. 2. sezon "Paktu" startuje w HBO w niedzielę 20 listopada o godz. 20:10. Pierwsze dwa odcinki pojawią się także jutro w HBO GO.