Miłość w czasach egoizmu. Recenzja finału 3. sezonu "You're the Worst"
Marta Wawrzyn
20 listopada 2016, 19:03
"You're the Worst" (Fot. FXX)
Dwa finałowe odcinki 3. sezonu "You're the Worst" wypełniały kłótnie, trudne decyzje i nowe początki. A na koniec dostaliśmy scenę, która sprawi, że będziemy mieć o czym myśleć przed najbliższe miesiące. Spoilery!
Dwa finałowe odcinki 3. sezonu "You're the Worst" wypełniały kłótnie, trudne decyzje i nowe początki. A na koniec dostaliśmy scenę, która sprawi, że będziemy mieć o czym myśleć przed najbliższe miesiące. Spoilery!
Rok temu dziwiliśmy się, że serial komediowy może pokazywać z wrażliwością i wyczuciem osobę z depresją, w tym roku takich zdziwień w "You're the Worst" właściwie nie było. W pamięć zapadnie mi niezwykły odcinek o Edgarze i PTSD, ale cała reszta sezonu wypadła po prostu średnio w porównaniu z mocnym poprzednikiem. Co jest lekkim rozczarowaniem, ale należy też pamiętać, że Stephen Falk rok temu ustawił sobie poprzeczkę bardzo, bardzo wysoko. A poza tym jego serial od początku był nierówny – trafne diagnozy współczesnych związków i wyśmienite momenty, znacznie wykraczające poza ramę typowej komedii, od zawsze mieszały się w "You're the Worst" czy to z rzeczami zupełnie typowymi, czy wręcz pomysłami nietrafionymi, jak nieokrzesana rodzina Jimmy'ego rodem ze średniego brytyjskiego sitcomu z lat 90. Nie brak też wątków i postaci o niewykorzystanym potencjale, jak terapeutka grana przez Samirę Wiley.
Przyzwyczaiłam się do tego i choć lekki niedosyt po 3. sezonie pozostaje, dwa finałowe odcinki oceniam bardzo wysoko. "You're the Worst", po odbyciu rozmaitych wycieczek, w tym jednej do lasu, wróciło do źródeł, czyli poplątanych związków trzydziestolatków, którzy uparcie nie chcą dorosnąć. Pierwszy z odcinków, "You Knew It Was a Snake", dał nam pełny wgląd w emocjonalne wojny, prowadzone przez trzy pary, z których tylko jedna miała przetrwać.
Czadu dali zwłaszcza bardzo ekspresyjni Lindsay i Paul. Ona zaprezentowała swoją niedojrzałość w pełnej krasie, paradując nago i ogłaszając wszem i wobec, że "jej ciało, jej wybór", on zaś wreszcie mógł wyrzucić z siebie wszystkie złe emocje, mówiąc swojej wkrótce już byłej żonie wszystko to, co pewnie chętnie by jej powiedziała większość widzów. Jakkolwiek ich losy dało się od początku do końca przewidzieć, tak nieprzewidywalna okazała się sama Lindsay. Dziewucha, której samolubność i dziecinność w tym sezonie zaczęła mnie już poważnie irytować, powiedziała coś, co sprawiło, że spojrzałam na nią inaczej: "Wiedziałeś przecież, kim jestem. Nie masz prawa być zaskoczony".
To prawda. Nieszczęście tej pary polegało nam tym, że oboje byli zakochani nie tyle w sobie nawzajem, co w jakichś nieistniejących portretach siebie nawzajem. Przez trzy sezony próbowali zmusić do działania coś, co działać nie miało prawa, doprowadzając do szału i siebie, i widzów. Patrząc na Lindsay później, w mieszkaniu Dorothy, uśmiechającą się do karalucha i wrzeszczących sąsiadów, pomyślałam, że ta bohaterka wreszcie dostała szansę, by przestać być dzieckiem i wygląda na szczęśliwą z tego powodu. Oczywiście Lindsay to Lindsay – nie spodziewajcie się, że zobaczycie ją w zupełnie nowej odsłonie. Ale wydaje mi się, że jej nowe życie może być dużo ciekawszym wątkiem niż zdecydowanie za długie psychiczne sadomaso z Paulem. Nie obraziłabym się, gdyby "Better lawyer up, bitch!" i późniejsza wojna o pieniądze były już jego pożegnaniem z serialem. Postać nerda, który służył dużej dziewczynce za worek treningowy, po prostu się wyczerpała. Teraz duża dziewczynka może wreszcie zacząć dorastać, a sposób, w jaki podsumowała swój kończący się związek, pokazuje, że jej inteligencja emocjonalna jest na znacznie wyższym poziomie, niż mogliśmy sądzić.
Zupełnie inaczej wypadło rozstanie Edgara i Dorothy. "You're the Worst" od zawsze zostawiało sobie miejsce na połączenie w parę Edgara i Lindsay, więc prędzej czy później Dorothy musiała zniknąć z pola widzenia. Wielka szkoda, że dokonało się to w taki sposób – to była sympatyczna postać, która na pewnym etapie bardzo Edgara wspomogła, a teraz go opuszcza, bo nie jest w stanie dalej walczyć o przebicie się w trudnym aktorskim światku. To oczywiście zupełnie realistyczna historia, takich osób w Los Angeles nie brakuje, ale jednak jest mi zwyczajnie smutno, że musiała skończyć w ten sposób, prawdopodobnie po to, by zrobić miejsce dla Edgara i Lindsay. Zauważcie, że w tym sezonie widywaliśmy ją już rzadziej na ekranie, jak gdyby serial nas przyzwyczajał do jej odejścia. Będzie mi brakowało tej bohaterki i Collette Wolfe w "You're the Worst".
Przede wszystkim jednak "You're the Worst" to Jimmy i Gretchen, którzy przeszli w tych dwóch odcinkach bardzo dużo i wcale nie zbliżyli się do ostatecznego szczęścia. Choć serial zaczął już tydzień temu rzucać wskazówki, że być może pora na kolejny krok – a teraz mieliśmy jeszcze rozmowy o dzieciach, których posiadania w przyszłości nie wyklucza żadne z nich – ostatecznie znów zakończyło się wielkim nieporozumieniem i widokiem dwóch smutnych twarzy na podzielonym na pół ekranie.
A przecież Jimmy nie tylko zrobił coś niesamowicie romantycznego – zainscenizował dla niej całe morderstwo! – ale też wyznał miłość tak, jak tylko bohaterowie "You're the Worst" potrafią. "Świat jest parszywy z tymi wszystkimi ludźmi i ja ich nienawidzę. Nienawidzę wszystkich z wyjątkiem ciebie" – piękne słowa, prawda? Koniec końców jednak znów się okazało, że nadawanie na tych samych falach wiąże się z pewnymi zgrzytami. Wystarczyło, że Gretchen powiedziała dwa zdania o rodzinie, by jej ukochany wziął czym prędzej nogi za pas, zostawiając ją samą i zdruzgotaną pośród fajerwerków. Aya Cash w tym momencie stanowiła najsmutniejszy widok świata i naprawdę trudno sobie wyobrazić, żeby jej bohaterka szybko się pozbierała po takim doświadczeniu i żeby cokolwiek między nią i Jimmym było znów dobrze. To było coś znacznie większego i znacznie gorszego niż ich zwykłe kłótnie. To było gorzkie przypomnienie, że oboje są zbyt pokręceni, żeby kiedykolwiek mogli być w stu procentach szczęśliwi, niezależnie od tego, czy zostaną ze sobą na zawsze, czy ostatecznie rozstaną się i pójdą każde swoją drogą. Gretchen sama powiedziała, że w ich związku nie ma miejsca na to, by oboje byli złamani – a jednak musi się ono znaleźć. Bo oni oboje tacy po prostu są i zawsze prędzej czy później to się ujawni.
Jeśli po tym, co zobaczyliśmy na końcu odcinka "No Longer Just Us", ta para będzie w stanie wrócić do tego samego domu i zacząć naprawdę szczerze ze sobą rozmawiać, ich związek znajdzie się rzeczywiście na kolejnym poziomie – i nie mówię tu o zaręczynach. Jeśli nie będą w stanie tego uczynić, czeka nas zapewne kolejny nierówny sezon, pełen gubienia się i odnajdywania.
"You're the Worst" z sezonu na sezon dorasta, ale czyni to na swój niepowtarzalny sposób. Nawet narodziny córeczki Bekki i Vernona – o jakże wdzięcznym imieniu Tallulah – z jednej strony potrafiło wywołać uśmiechy na kilku twarzach w momencie najgorszych kłótni, a z drugiej, poskutkowało poczynionym przez jej matkę zapewnieniem, że ona nie będzie już nigdy szczęśliwa, bo jej wolność się skończyła. I tak słodko-gorzkie jest w serialu Stephena Falka dosłownie wszystko. Mimo że nie wszystkie odcinki w tym sezonie były tak samo genialne, jedno serialowi trzeba przyznać: bardziej szczerego portretu współczesnych związków i lęków trapiących trzydziestolatków nie znajdziemy teraz nigdzie indziej.