Z dedykacją dla przyjaźni. Recenzja finału 1. sezonu "Niepewnych"
Mateusz Piesowicz
29 listopada 2016, 20:28
"Niepewne" (Fot. HBO)
W słodko-gorzkim finale nowego serialu HBO na głowę Issy zwaliło się kilka problemów naraz, ale to nie jest przecież coś, czemu ta dziewczyna nie dałaby rady. Prawda? Uwaga na spoilery.
W słodko-gorzkim finale nowego serialu HBO na głowę Issy zwaliło się kilka problemów naraz, ale to nie jest przecież coś, czemu ta dziewczyna nie dałaby rady. Prawda? Uwaga na spoilery.
O tym, że ostatnia odsłona "Niepewnych" w debiutanckim sezonie nie będzie najłatwiejsza dla głównej bohaterki, wiedzieliśmy już przed tygodniem. Gdy ostatnie stabilne elementy jej średnio poukładanego życia, czyli Lawrence i Molly, z hukiem wypadały jej z rąk, jasne było, że przed Issą trudne czasy. Jak bardzo, można było sobie wyobrażać, już patrząc na tytuł finałowego odcinka: "Broken as Fuck". Sposób, w jaki pograno sobie z bohaterką i z nami przy okazji, okazał się jednak wyjątkowo okrutny.
Zwłaszcza że przez pewien czas robiono nam wyraźne nadzieje, iż jednak wszystko się tu ułoży – a patrząc na totalną rozsypkę, w jakiej znalazła się Issa, chyba nawet najbardziej zirytowani jej postawą widzowie musieli życzyć jej wszystkiego dobrego. Owszem, dziewczyna w wielu sprawach była sama sobie winna, ale widok wiszącej na telefonie i pogrążonej w totalnej depresji postaci to zdecydowanie nie jest coś, do czego się przyzwyczailiśmy. Co się stało z pełną energii i zarażającą pozytywnym nastawieniem bohaterką? Bo dziewczyna stojąca przed emanującym lodowatym chłodem Lawrence'em z torbą jego prywatnych rzeczy to absolutnie nie była ta sama osoba, którą znaliśmy wcześniej.
I choć Issa mocno się starała, by zachować pozory, nic nie mogło ukryć tego, że jej życie znalazło się na poważnym zakręcie. Pal licho sytuację z Lawrence'em – znacznie gorzej miały się sprawy z Molly, wszak w jej towarzystwie trzeba było spędzić cały weekend. A jeśli ktoś liczył, że kłótnia przyjaciółek znów rozejdzie się po kościach, to był w dużym błędzie. Napięcie na linii Issa/Molly było tak wysokie, że zasiliłoby pokaźnych rozmiarów elektrownię, a że druga z wymienionych za nic nie chciała odpuścić sprawy, babski wypad nie należał do najbardziej udanych.
Praktycznie cały czas spędzony z dziewczynami był fantastycznym pokazem, w jak dotkliwy sposób może się rewanżować zraniona do głębi przyjaciółka i gdyby nie było mi Issy żal, z chęcią pooglądałbym to jeszcze dłużej. Molly zaprezentowała cały arsenał bolesnych zagrywek, od wymownego milczenia począwszy, na przypadkowym seksie skończywszy. Do tej pory "Niepewne" pokazywały nam relację bohaterek jako coś nierozerwalnego, więc taka zmiana perspektywy była sporym szokiem. Wyjątkowo dobrze wypadła tu Yvonne Orji, która wprawdzie prezentowała się świetnie już wcześniej, ale w "złośliwym" wcieleniu wypadła wprost znakomicie.
Ileż jednak można znęcać się nad Issą, zwłaszcza że tej wyraźnie zależy na naprawieniu sprawy? Wprawdzie finał "Niepewnych" mocno dał swojej bohaterce w kość, ale przynajmniej w jednym aspekcie pozwolił jej na chwilę wytchnienia. Przyjaźń Issy i Molly przetrwała burzę, pozostając ostatnim solidnym fundamentem w życiu dziewczyn, co przyznaję, mi też przyniosło pewną ulgę. Za bardzo przywiązałem się do tych postaci w ciągu ostatnich tygodni, by teraz beznamiętnie patrzeć, jak skaczą sobie do gardeł. Cieszy przy tym fakt, że udało się utrzymać dotychczasową tendencję i zamiast wielkich słów, dostaliśmy niezręczną rozmowę w samochodzie i wreszcie kilka szczerych uśmiechów – za takie właśnie sceny łatwo pokochać ten serial.
"Niepewne" nie zmieniły więc nagle kierunku, który obrały od samego początku i pozostały szczerą opowieścią o zwykłych ludziach, co jednak wiąże się również z mniej przyjemnymi sprawami. Zwykli ludzie mają wszak to do siebie, że popełniają masę błędów i pod wpływem chwili robią rzeczy, których potem mogą żałować. Przerabialiśmy już to z Issą, gdy rozczarowana związkiem z Lawrence'em wpadła w ramiona Daniela, a teraz przyszła pora na drugą stronę. I choć chciałoby się stanąć murem za naszą bohaterką, to trudno nie zauważyć, że mężczyzna miał pełne prawo poczuć się zranionym. W końcu starał się jak mógł – znalazł pracę, której nie znosił, ogarnął się – a to wszystko, by ratować związek z Issą. Dostać cios w plecy w takim momencie, to nie jest coś, nad czym przechodzi się do porządku dziennego. A że "Niepewne" nie opowiadają o pozbawionych uczuć manekinach, tylko o ludziach z krwi i kości, to zamiast pokazu wybaczenia dostaliśmy lekcję małostkowej, ale w pełni zrozumiałej wrogości.
Nie chcę usprawiedliwiać Lawrence'a, wszak wyjście do klubu ze striptizem świeżo po kłótni z dziewczyną to nie jest szczególnie wyrafinowane posunięcie, ale staram się postawić w jego sytuacji. "Niepewne" nie próbują nikogo oskarżać, przedstawiając całą sytuację tak, by wina rozłożyła się w miarę równomiernie po obydwu stronach, czego efektem jest to, że trudno szukać tu wygranych. Issa i Lawrence skrzywdzili się wzajemnie – ona go zdradziła, on zafundował jej pasywno-agresywne rozstanie (warto tu zauważyć, że Jay Ellis wypadł nie gorzej niż żeńska część obsady). Jedyny pozostawiony po nim w mieszkaniu ślad, czyli samotna koszula z Best Buy, to ruch tyleż okrutny, co błyskotliwy i wyrażający więcej niż tysiąc wykrzyczanych podczas szalonej kłótni słów.
"Niepewne" oszczędziły nam takiego rozwiązania i chwała im za to. Wszystko, co Issa i Lawrence mieli sobie do powiedzenia, już padło. Tak właśnie działa prawdziwy świat. Może nam się wydawać, że bohaterka zasługuje na chociaż słowo pożegnania, ale pozbawione ich zakończenie jest o wiele bogatsze w treści, niż mogłoby się wydawać. Lawrence wyładowujący swoją złość w pozbawionym znaczenia seksie z Tashą (Dominique Perry) skonfrontowany jest tu z pogrążoną w cichej rozpaczy Issą i naprawdę trudno powiedzieć, by ktokolwiek był w tej sytuacji zwycięzcą.
Zakończenie sezonu okazało się więc prawdziwym łamaczem serc, bo najpierw dało nadzieję, by potem w kilka chwil brutalnie ją zgasić. Widać tu sporych rozmiarów opozycję wobec poprzednich odcinków. Wyparowała gdzieś niemal cała pozytywna energia, a jej miejsce zajęły żal, rozczarowanie i łzy. Bolesne, ale niewątpliwie prawdziwe.
Byłby ten finał wręcz nieznośnie przygnębiający, gdyby nie rzucony na koniec promyk optymizmu. Kanapa, butelka wina i dwie kompletnie pogubione przyjaciółki to niewiele, ale trudno o lepszy punkt wyjścia do czegoś całkiem nowego. Świadomość, że w całej tej beznadziei nie jesteś sama, to naprawdę dość, by wydźwignąć się nawet z najgłębszego dołu, a kto mógłby tego dokonać, jeśli nie Issa i Molly?
"Niepewne" nie zostawiają nas więc w kompletnym dołku, składając obietnicę, że kolejny sezon przyniesie dla bohaterek coś pozytywnego. Nie wątpię, że to samo czeka widzów, bo serial HBO udowodnił, że zasługuje, by datę jego powrotu zakreślić sobie w kalendarzu grubą kreską. Małych wielkich produkcji nigdy dość, a gdy jeszcze prezentują tak wysoki poziom w praktycznie każdym elemencie i odkrywają dla świata takie talenty jak Issa Rae, to wypada sobie tylko życzyć więcej.