"Luck": Może tak, a może nie
Marta Wawrzyn
16 grudnia 2011, 22:02
Po obejrzeniu pilota nowego serialu HBO, "Luck", mogę stwierdzić jedno: wiem, że nic nie wiem. Nie wiem na przykład, czy to jest serial bardzo dobry, czy bardzo kiepski.
Po obejrzeniu pilota nowego serialu HBO, "Luck", mogę stwierdzić jedno: wiem, że nic nie wiem. Nie wiem na przykład, czy to jest serial bardzo dobry, czy bardzo kiepski.
"Luck", serial, w którym podobno zobaczymy kawałek biodra Weroniki Rosati, to dla mnie totalna zagadka. Na pilota starałam się patrzeć przez godzinę bardzo uważnie – i mam wrażenie, że absolutnie nic nie wiem. Nie wiem nic o wyścigach, a bez tego najwyraźniej lepiej się za ten serial nie brać. Co gorsza, nie wiem też nic o bohaterach ani o tym, czy interakcje między nimi mają szansę być świetne czy wręcz przeciwnie. I twórcy serialu nie mogli ode mnie oczekiwać, że będę miała tę wiedzę wcześniej.
Ale zostawmy to chwilowo i zacznijmy od tego, co jest pewne, niezmienne i każe pozytywnie myśleć o tym serialu. Po pierwsze, nazwiska: David Milch, Michael Mann, Dustin Hoffman, Nick Nolte. Trudno mi uwierzyć, żeby ci wszyscy panowie zrobili gniota. Po drugie, klimat wyścigów jest fantastyczny, zdjęcia przepiękne, a muzyka bardzo dobrze dopasowana. To już coś.
Poza tym jednak nic mi w premierowym odcinku nie pasowało. Uważam się za widza niegłupiego, a w każdym razie nieco inteligentniejszego od przeciętnego oglądacza "M jak miłość" i polskich komedii romantycznych – a jednak niektóre sceny musiałam oglądać po dwa razy, żeby złapać ich sens. W końcu znalazłam przewodnik po wyścigowych obyczajach – publikuje go "Vulture" i polecam go każdemu, kto jednak zechce oglądać "Luck". Dopiero z niego dowiedziałam się, co to jest Pack Six, kim jest dziewczyna, która jeździła na koniu o poranku (i czemu potem nie brała udziału w wyścigu) i dlaczego Ace nie może mieć swojego konia. Mam jednak spory żal do twórców, że musiałam sięgać po przewodnik, żeby zrozumieć serial.
Ale hermetyczne środowisko, przedstawione w niezbyt zrozumiały sposób to nie wszystko. Kolejnym problemem są bohaterowie serialu. Jest ich całe mnóstwo, plączą się bezustannie człowiekowi przed oczami, nawet się nie przedstawiając. Pamiętam najważniejszych: gangstera Ace'a, który właśnie wyszedł z więzienia i chce wrócić do biznesu (Dustin Hoffman), trenera Escalante (John Ortiz), dżokeja Leona (Tom Payne), trenera granego przez Nicka Notle. I zapewne to mi wystarczy do szczęścia – nie wiem jednak, po co pałętało się ich wszystkich aż tylu po tym odcinku.
Głównych bohaterów ledwie zarysowano, ale wszyscy wyglądają na niebanalnych ludzi z własną historią. Ace szykuje coś wielkiego, więc nie zabraknie też akcji. Nick Nolte (może się mylę, ale chyba w ogóle nie padło nazwisko granego przez niego bohatera) trenuje tajemniczego konia, który zapewne też będzie miał duże znaczenie dla dalszego rozwoju wydarzeń. No i zobaczymy, jak Rosati "robi karierę w Hollywood".
Po obejrzeniu pilota mogę tylko powiedzieć, że będzie to albo serial bardzo dobry, albo bardzo, ale to bardzo kiepski. Skłaniam się ku tej pierwszej opcji, niemniej jednak uczciwie muszę powiedzieć, że kompletnie nie wiem, co to będzie. Jedno jest pewne: HBO zrobiło błąd, emitując tak słaby odcinek na prawie dwa miesiące przed właściwą premierą. Wielu widzów pod koniec stycznia poszuka szczęścia gdzie indziej.