"Bag of Bones": Czy Stephen King byłby dumny?
Nikodem Pankowiak
18 grudnia 2011, 12:36
Niecały tydzień temu premierę miał szumnie zapowiadany miniserial "Bag of Bones". Z pewnością jest to gratka dla fanów Stephena Kinga. Ale czy będą oni usatysfakcjonowani?
Niecały tydzień temu premierę miał szumnie zapowiadany miniserial "Bag of Bones". Z pewnością jest to gratka dla fanów Stephena Kinga. Ale czy będą oni usatysfakcjonowani?
Stephen King to dla jednych mistrz kiczu, dla innych mistrz horroru. Wyżej podpisany zalicza się do tej drugiej kategorii, dlatego też być może będzie miał problemy z trzeźwą oceną miniserialu stacji A&E. Mimo wszystko, spróbujmy.
Michael Noonan (Pierce Brosnan), główny bohater serialu, jest popularnym amerykańskim pisarzem, którego dopada niemoc twórcza, gdy zaraz po premierze swojej najnowszej książki w wypadku ginie jego żona. Wiedziony instynktem przenosi się do odziedziczonego po dziadku domku nad jeziorem Dark Score. Miejsce, które miało pozwolić Michaelowi na ucieczkę od świata, rozpoczęcie nowego życia i przełamanie kryzysu w pisaniu okazuje się jednak pełne tajemnic. I tak zaczyna się ta historia.
Jeśli ktoś zamierza obejrzeć serial, nie czytając wcześniej literackiego pierwowzoru, odradzam. Owszem, można to zrobić, jednak wtedy mało kto sięgnie po książkę. Z drugiej strony, nie polecam serialu osobom, która przeczytały książkę. Jest ona, mówię to z przykrością, jest zdecydowanie lepsza.
Pokładałem spore nadzieje w tym dwuodcinkowym serialu, odkąd tylko dowiedziałem się o planach jego stworzenia. Pierwsze rozczarowanie przyszło w momencie, gdy twórcy ogłosili, że główną rolę zagra były agent 007, Pierce Brosnan. Niewątpliwie jest to bardzo dobry aktor, jednak zupełnie niepasujący do tej roli, choćby ze względu na swój wiek. Niewątpliwie starano się zachować klimat oryginału, niestety z nie zawsze dobrym skutkiem. Owszem, serial momentami trzyma w napięciu, jednak przez większość czasu zwyczajnie nudzi, atmosfera ulatuje w nieznanym kierunku. Uprzedzając, nie liczyłem na wartką i szybką akcję, chciałbym jednak, aby twórcy sprawili, bym z każdą kolejną minutą zagłębiał się w ich dzieło z coraz większym zafascynowaniem. Kingowi się to udało, im nie.
Rozczarowaniem można nazwać wątek, który dla serialu i jego fabuły miał bardzo duże znaczenie, a mianowicie relacji pomiędzy Michaelem a Mattie. Tutaj zostały potraktowane po macoszemu, choć zasługiwały na wiele więcej. Kolejny raz muszę odwołać się do książki, gdzie były one budowane powoli, natomiast w serialu wystarczyły trzy spotkania i jedna rozmowa telefoniczna, abyśmy mogli zobaczyć tę dwójkę tonącą w swoich objęciach. Staram się zrozumieć ograniczenia czasowe, jakie zostały nałożone na scenarzystów, ale może warto byłoby poświęcić kilka minut scen z cierpiącym po stracie żony Michaelem na rzecz dodatkowych ujęć z nim i Mattie.
Czy to oznacza, że "Bag of Bones" to serial zły? Nie, jestem daleki od takiego stwierdzenia, po prostu liczyłem na zdecydowanie więcej. Przeciwwagą dla nieudanego wątku z Mattie jest historia Sary Tidwell, która została potraktowana przez scenarzystów odpowiednio. Cieszy, że postawili oni na klimat, szkoda tylko, że nie potrafili utrzymać go przez cały czas trwania serialu. Zwłaszcza, że nie była to rzecz trudna do zrobienia, oryginał jest praktycznie gotowym scenariuszem filmowym.
Patrząc (lub próbując to robić) trzeźwym okiem, "Bag of Bones" to pozycja przeciętna, czasem nudząca, jednak mająca momenty, które sprawiają, że widz jest zainteresowany, co będzie dalej. Polecam ją tylko tym, którzy są pewni, że nigdy nie sięgną po książkę. Być może oni będą się dobrze bawić. Ci, którzy już czytali Kinga, niech poszukają czegoś innego, bo jest wiele innych, lepszych pozycji na długie, wciąż jesienne, wieczory.