Nasze podsumowanie tygodnia – znów same hity!
Redakcja
15 stycznia 2017, 22:02
"Seria niefortunnych zdarzeń" (Fot. Netflix)
W tym tygodniu zachwycamy się netfliksową "Serią niefortunnych zdarzeń", "Zakłamanym detektywem" z 4. sezonu "Sherlocka", a także "Pustkowiem", "Black-ish" i nie tylko. Kity wyjątkowo odpuściliśmy całkiem.
W tym tygodniu zachwycamy się netfliksową "Serią niefortunnych zdarzeń", "Zakłamanym detektywem" z 4. sezonu "Sherlocka", a także "Pustkowiem", "Black-ish" i nie tylko. Kity wyjątkowo odpuściliśmy całkiem.
HIT TYGODNIA: Janet i Jianyu – najlepsza para stycznia
W "The Good Place" wyszło wiele rzeczy i po ostatnich dwóch odcinkach możemy śmiało dopisać do tej listy niespodziewany "romans" i ślub Jianyu, a właściwie Jasona Mendozy, z Janet, cyfrową królową. On ma IQ muszki owocówki, ona nawet nie jest człowiekiem, a jednak spotkali się, zakochali i tydzień później wciąż są ze sobą. Znaczy on się zakochał, jej wystarczyło to, że "akurat był w pobliżu i poprosił ją o rękę". Bajka!
To świetna para, a dodatkowo Jason miał w tym tygodniu swoje pięć minut, bo dowiedzieliśmy się, jak stracił życie. I była to historia tak durna i kuriozalna, że nawet jej bohater był w stanie to dostrzec, a przy tym boleśnie sobie uświadomić – oględnie mówiąc – własne braki.
"The Good Place" opiera się na tak absurdalnej formule, że trzeba było niezwykłych aktorów, aby to było w stanie ożyć na ekranie. Dwa najnowsze odcinki udowadniają, że Manny Jacinto jest kolejnym strzałem w dziesiątkę Mike'a Schura – tak jak w czasach "Parks and Rec" byli nimi Chris Pratt, Aubrey Plaza czy Aziz Ansari (o tych bardziej utytułowanych nie wspominam, bo to rozumie się samo przez się). [Marta Wawrzyn]
HIT TYGODNIA: "Seria niefortunnych zdarzeń" – mroczna bajka nie tylko dla dzieci
"Seria niefortunnych zdarzeń" w końcu doczekała się wiernej adaptacji, która w pełni oddaje wyjątkowy styl powieści Daniela Handlera. Czarny humor, duża dawka absurdu i dziwności oraz niezliczone zabawy językiem – ekranizacja Netfliksa nie zrezygnowała z najlepszych elementów literackiego pierwowzoru i sprawnie przeniosła je na mały ekran.
Prawdopodobnie nawet większe pochwały należą się Handlerowi i spółce za to, że stworzyli serial, którzy może docenić zarówno młodsza, jak i starsza widownia. "Seria niefortunnych zdarzeń", pozostając bajką dla dzieci, traktuje swoich najmłodszych bohaterów zupełnie poważnie i nie patrzy na nich z góry. Serial na swój wyjątkowy, surrealistyczny sposób opowiada o radzeniu sobie ze stratą i przetrwaniu w świecie, w którym nie ma nikogo do pomocy. Nawet jeśli perypetie Wioletki, Klausa i Słoneczka mogą wydawać się szalone, to potrafią szczerze zaangażować emocjonalnie.
Ośmioodcinkowy pierwszy sezon stanowi bardzo udany i przepięknie zrealizowany wstęp do świata Baudelaire'ów i złowieszczego Hrabiego Olafa. Teraz, kiedy już wiemy, że twórcy znaleźli idealny sposób na opowiedzenie tej historii (przy okazji świetnie dobierając obsadę), apetyt na dalsze ekranizacje jest jeszcze większy. [Michał Paszkowski]
HIT TYGODNIA: "Sneaky Pete" – inteligentna zabawa schematami
To z pewnością spore zaskoczenie, że "Sneaky Pete" okazał się pierwszym serialem dramatycznym Amazona, który kupili i krytycy, i najwyraźniej też publika (tak w każdym razie mówi mi Twitter). Graham Yost, Bryan Cranston i David Shore nie stworzyli niczego nowego – przeciwnie, zmiksowali ze sobą schematy znane czy to z seriali kryminalnych, czy to z wszelkiego rodzaju filmów o przekrętach, dodali do tego nutkę rodzinnego dramatu i stworzyli zaskakująco strawne, lekkie danie.
"Sneaky Pete" – historia kanciarza, który w obawie przed zemstą gangstera po wyjściu z więzienia udaje swojego kumpla z celi i zamieszkuje u jego rodziny – to jedna wielka zabawa motywami, które pojawiają się w popkulturze od lat, przyprószona szczyptą humoru, często czarnego. Zabawa, która sprawia autentyczną frajdę zarówno widzom, jak i zapewne też twórcom.
Serial Amazona nie udaje "czegoś więcej" i paradoksalnie właśnie dlatego łatwo staje się "czymś więcej". Inteligentny scenariusz, dużo dystansu do siebie i znakomite kreacje aktorskie (na ekranie pojawia się sam Cranston, ale przede wszystkim świetny jest grający głównego bohatera Giovanni Ribisi, a Margo Martindale wymiata jako jego "przyszywana" babcia) – to wystarczy, żeby był sukces. "Sneaky Pete'a" pochłania się szybko i z ogromną przyjemnością, a wszelkie bzdurki i niedociągnięcia scenariusza bardzo łatwo mu się wybacza. To najbardziej bezpretensjonalny serial na świecie – i zarazem porządna dawka prawdziwych emocji, zagranych przez aktorów bez mała wybitnych. Warto zobaczyć! [Marta Wawrzyn]
HIT TYGODNIA: Szok i scenariuszowe szaleństwo, czyli "Sherlock" wrócił do formy
Tydzień temu mieliśmy problem z "Sherlockiem", nie wiedząc, czy jego powrót jeszcze nam się podobał, czy już nie. Tym razem nie mamy już wątpliwości – genialny detektyw znów jest w formie, a to oznacza, że po obejrzeniu "Zakłamanego detektywa" musieliśmy zbierać szczęki z podłogi.
Wszystko za sprawą finałowego twistu, który za jednym zamachem odkrył prawdę o długo trzymanym w sekrecie rodzeństwie Sherlocka oraz wywrócił nasze przekonania do góry nogami, gdy tajemniczy brat okazał się jeszcze bardziej tajemniczą siostrą. O Euros Holmes na razie nie wiemy jeszcze za wiele (zebraliśmy to tutaj), ale to wystarcza, by z niecierpliwości nie móc usiedzieć na miejscu. Tak jak w najlepszych czasach dla serialu BBC.
A to nie wszystko, bo nie sposób pominąć faktu, że poza końcową niespodzianką, cały "Zakłamany detektyw" był świetnie zaplanowaną układanką. Pozornie chaotyczną i denerwującą, ale mającą w swoim szaleństwie cel. Jeśli "Sherlock" utrzyma taką formę, to mam nadzieję, że "Ostatnie wyzwanie" nie zakończy naszej przygody z detektywem. [Mateusz Piesowicz]
HIT TYGODNIA: "Black-ish" znów uderza w poważne tony
Tracee Ellis Ross tydzień temu odbierała Złoty Glob dla najlepszej aktorki komediowej i ta nagroda to nie przypadek. "Black-ish" ma świetną obsadę, wyciąga maksimum z formatu rodzinnego sitcomu i czasem potrafi zaserwować odcinek, o którym wszyscy mówią. Rok temu tak było z "Hope", teraz powtórzono to w odcinku "Lemons". Tyle że tematem nie był rasizm policji, a nowy prezydent USA, który zrobił wiele, żeby nie zostać zaakceptowanym przez wszelkiego rodzaju mniejszości. A jednak, jak słusznie zauważyło i pokazało nam na przykładzie Lucy "Black-ish", to właśnie głosy przedstawicieli tych mniejszości przyczyniły się do jego wyboru.
Possibly the most heated office debate you"ll ever see. #blackish pic.twitter.com/mT6cy0ns7o
— black-ish (@blackishabc) January 12, 2017
Serial wyjaśnił to niegłupio i z wyczuciem, nie gubiąc przy tym swojego komediowego rytmu. I tak jak rok temu był w stanie przemówić do Afroamerykanów, niepewnych, jak rozmawiać z własnymi dziećmi o rasistowskich zachowaniach policji, tak teraz trafił w sedno, tłumacząc, jak to się stało, że Ameryka obudziła się z ręką w nocniku. Nie obraził przy tym ani samego Donalda Trumpa, ani jego wyborców, co pewnie uczyniłoby 99% komedii na jego miejscu.
A już monolog Dre (wspaniały jak zawsze Anthony Anderson) o miłości do własnego kraju to jedna z najlepszych rzeczy w historii "Black-ish". Serial ABC znów dobrze złapał prawdziwe emocje, przeżywane przez prawdziwych ludzi w prawdziwym momencie, i przerobił je na doskonałą popkulturową lemoniadę. [Marta Wawrzyn]
Hand Anthony Anderson an Emmy by midnight! Do you hear me?! #blackish pic.twitter.com/RTl7Y4EziJ
— Gary (@CatchGifUCan) January 12, 2017
HIT TYGODNIA: Paskudna i fascynująca rzeczywistość w czeskim "Pustkowiu"
Czeska produkcja HBO wyjęła mi w tym tygodniu kilka godzin z życia, ale kontaktu z nią nie żałuję w najmniejszym stopniu. "Pustkowie" jest bowiem udanym przykładem na to, że można zrobić świetny kryminał, nie kopiując bezmyślnie zagranicznych wzorców – polscy twórcy mogliby się od czeskich niejednego nauczyć.
Choćby tego, w jaki sposób przedstawić małomiasteczkową społeczność, tak by nie była ona oderwana od rzeczywistości. Mieszkańcy przygranicznej Pustiny są wręcz boleśnie prawdziwi. Przytłoczeni codziennością i próbami związania końca z końcem, pozbawieni szczególnych perspektyw i z trudami życia wypisanymi na twarzach. Nic więc dziwnego, że obietnicy wykupienia ich ziem przez kompanię wydobywczą upatrują jak zbawienia. Innego zdania jest jednak miejscowa starosta, Hana Sikorova, która w węglowym potentacie upatruje samych zagrożeń. Gdy w tajemniczych okolicznościach znika jej 14-letnia córka, obawy wydają się uzasadnione.
Może jednak powód zaginięcia nastolatki jest zupełnie inny? Pustina jest wszak wypełniona podejrzanymi postaciami, poczynając od mieszkańców tutejszego poprawczaka, a kończąc na chorym psychicznie ojcu dziewczyny. Serial oczywiście nie daje nam łatwych odpowiedzi, podsuwając fałszywe tropy i skutecznie zwodząc. Przede wszystkim jednak drobiazgowo portretuje mieszkańców i to, jak cała sytuacja wpływa na ich życie. Twórcy "Pustkowia" nie upiększają rzeczywistości, pokazując nawet jej najbrzydsze elementy, co sprawia, że oglądanie ich serialu nie jest łatwym, ale z pewnością bardzo satysfakcjonującym doświadczeniem. [Mateusz Piesowicz]
HIT TYGODNIA: "Good Behavior" zostawia nas z apetytem na więcej
"Good Behavior" właśnie dostało zamówienie na 2. sezon, ma dobrą oglądalność, jest w miarę lubiane przez krytyków – i to wszystko nie przypadek. 10 odcinków, które zobaczyliśmy, okazało się całkiem solidnym wstępem do dalszej szalonej podróży Letty i Javiera, tym razem z małym Jacobem na tylnym siedzeniu auta. A Michelle Dockery w finale raz jeszcze udowodniła, że najlepsza jest wtedy, kiedy jej bohaterka miota się pomiędzy skrajnościami i podejmuje szybkie decyzje.
1. sezon "Good Behavior" to wielki popis tej aktorki – Lady Mary została nie tylko Amerykanką z Południa, ale też fajną, skomplikowaną antybohaterką, której aż chce się kibicować, choć daleko jej do świętej. A i jej relacja z Javierem, choć momentami niebezpiecznie przypominała "50 twarzy Greya", koniec końców obroniła się, bo okazała się głębsza i prawdziwsza, niż mogliśmy się spodziewać.
Czekam z niecierpliwością na dalsze niebezpieczne przygody tego duetu, notując na marginesie, że syreny na końcu finałowego odcinka to prawdziwe draństwo – w końcu miesiącami będziemy czekać na ciąg dalszy! [Marta Wawrzyn]