Ostatnie tango w Paryżu. Podsumowujemy 3. sezon "The Affair"
Marta Wawrzyn
5 lutego 2017, 16:03
"The Affair" (Fot. Showtime)
3. sezon "The Affair" wielokrotnie błądził, ale finał nie pozostawia wątpliwości co do jednego. Serial dokładnie wie, dokąd zmierza, nie przejmując się, co o tym myślimy. Spoilery!
3. sezon "The Affair" wielokrotnie błądził, ale finał nie pozostawia wątpliwości co do jednego. Serial dokładnie wie, dokąd zmierza, nie przejmując się, co o tym myślimy. Spoilery!
Oglądając 3. sezon "The Affair", wiele razy zadawałam sobie pytanie, co się stało z jednym z moich ulubionych seriali. Gdzie podziały się subtelności, czemu zabawa perspektywami zrobiła się tak banalna, jak to możliwe, że twórcy z całkowitą powagą serwują nam zagrania rodem z opery mydlanej. Wśród amerykańskich krytyków jest grupka, która od początku mówiła, że to soap opera ubrana w szaty ambitnego dramatu – czyżby ci złośliwcy od początku mieli rację? Mimo wszystko wciąż uważam, że nie, ale…
Ale nie da się ukryć, że 3. sezon "The Affair" to już zdecydowana przewaga tandety nad psychologicznym dramatem, który kiedyś tak bardzo mi się podobał. Wiarygodna psychologia postaci właściwie już przestała istnieć w "The Affair", a do tego doszły dziury fabularne, którymi serial teraz jest usiany niczym polska droga. Przede wszystkim dotyczą one Noaha Sollowaya i jego przygody 'a "Fight Club" – nawet po przyjęciu za możliwe, że facet znalazł się na takim dnie, iż miał halucynacje, bał się własnego cienia i jeszcze na dodatek sam się dźgnął w akcie jakiejś straszliwej boskiej kary, wciąż mamy mnóstwo luk.
Jeśli czuł się tak bardzo winny z powodu śmierci matki, dlaczego wcześniej nie słyszeliśmy o tym właściwie nic? Jak to możliwe, że policja prowadziła całkiem poważne śledztwo, nie sprawdziwszy wcześniej, czy w mieszkaniu Noaha są w ogóle ślady obecności napastnika z nożem? Czy to normalne, że człowiek z dziurą w szyi biega po świecie niczym superbohater? Jak to się stało, że w finale Noah – wcześniej wyglądający jak wrak, tylko taki wiecznie w biegu – cudownie ozdrowiał i nie widać już po nim ani skutków psychicznych całej tej mrocznej przygody, ani śladów uzależnienia od leków? Przeskoczyliśmy jakiś odwyk czy może Noah jednak jest superbohaterem, który potrafi uratować przynajmniej siebie? Niekoniecznie wchodząc przy tym do sadzawki…
Trudno traktować serio historię Noaha Sollowaya, kiedy scenarzyści serwują nam bzdurę za bzdurą. Ale to tylko część problemu – drugą jest sam Noah. Postać faceta w średnim wieku, który z czysto samolubnych pobudek rozwalił życie sobie i kilku(nastu) innym osobom, okazała się być kluczowa dla "The Affair". 3. sezon skupił się więc na nim – na jego dojrzewaniu, próbach odkupienia win i traumach mających źródło jeszcze w dzieciństwie. Teoretycznie miało to sens, bo żeby życie mogło zatoczyć pełne koło i Noah mógł wrócić do Helen, a Alison do Cole'a (myślę, że właśnie do tego serial zmierza), to w Noahu musiały zajść największe zmiany. Serial musiał wiarygodnie zbudować nam postać bohatera, który dorósł, zmądrzał i zasługuje na drugą szansę. Podobnie zresztą rzecz ma się z Alison, która też musi się odnaleźć, żeby móc na nowo założyć rodzinę z Cole'em (co pewnie nastąpi).
To wszystko na papierze ma sens, ale twórcy "The Affair" popełnili jeden zasadniczy błąd – nie docenili niechęci, jaką publiczność obdarzyła przez poprzednie dwa sezony Noaha. To obecnie jeden z najbardziej znienawidzonych bohaterów serialowych – nie "człowiek jak my, który się pogubił", tylko palant, buc i samolub. Nikt mu nie kibicował w jego przemianie i chyba też mało komu spodobało się to, co działo się w tym sezonie z Helen, która kocha swojego byłego męża miłością wielką i beznadziejną (nawet jeśli ostatnio twierdziła, że tak nie jest). Z silnej bohaterki granej przez Maurę Tierney zrobiono bezbronną istotę, która zachowuje się irracjonalnie, i przy okazji jeszcze fatalną matkę. Z kolei Alison i Cole w tym sezonie znaleźli się na marginesie, jak gdyby ich historia liczyła się mniej niż ta Sollowayów. W finale nawet ich nie zobaczyliśmy, bo i po co.
Choć samemu finałowi mam do zarzucenia mniej niż poprzednim odcinkom, nie oglądałam go ze szczególnym podekscytowaniem. Zdecydowanie za dużo miejsca poświęcono Juliette (Irene Jacob), która okazała się postacią pod każdym względem stereotypową. I tak, w finale okazało się, że pod tymi stereotypami było coś więcej – silne i skrajne emocje wobec męża, skrywane przez tę kobietę latami – ale co z tego, skoro w tym momencie pożegnaliśmy już zapewne Juliette. Ta bohaterka miała pewne zadanie do spełnienia i już nie jest potrzebna.
A przynajmniej tak sugeruje – całkiem udana w finale – zabawa perspektywami. Juliette wspomina dni z Noahem w Paryżu jako ognisty romans, który nie wypalił się nawet po śmierci jej męża. Noah pamięta załamaną kobietę, która wyznawała mu z płaczem, jak bardzo swojego męża kochała. Niezależnie od tego, które z nich jest bliższe obiektywnej prawdy (pewnie jednak Noah), to oznacza pożegnanie, koniec romansu i pytanie co dalej, mocno zaakcentowane w ostatniej scenie finału.
Noah niewątpliwie się zmienił i dużo zrozumiał na swój temat. Zdał sobie sprawę z tego, że jest jednym z tych facetów, przed którymi powinien chronić swoją córkę. Choć w scenach z Whitney zdecydowanie zabrakło subtelności, jedno stało się jasne – to nie były z jego strony puste gesty, to faktyczna przemiana. Patrzymy na nowego wspanialszego Noaha – my i Helen, która, choć znów ma u boku Vica, wciąż spogląda w stronę byłego męża. Choć trudno mi wybaczyć liczne bzdury, które musiałam przełknąć po drodze, koniec końców ta przemiana nie wydaje mi się niewiarygodna. A i myśl o szykującym się powrocie do status quo ante bellum nie jest w tym momencie aż tak nieatrakcyjna, jak wydawało mi się, że będzie.
"The Affair" zaliczyło w tym sezonie upadek, ale pocieszające jest to, że serial wie dokładnie, dokąd zmierza. Czekam na 4. sezon, w nadziei że zakończy już całą historię i postawi raczej na zagłębianie się w emocje całej czwórki uczestników tego dramatu, niż chwyty rodem z opery mydlanej i eksponowanie swojego najmniej lubianego bohatera.