10 powodów, aby oglądać "Brooklyn 9-9" – jedną z najzabawniejszych komedii ostatnich lat
Mateusz Piesowicz
12 lutego 2017, 20:02
"Brooklyn 9-9" (Fot. FOX)
W środę 15 lutego o godz. 22:00 Comedy Central zacznie pokazywać "Brooklyn 9-9", jedną z naszych ulubionych komedii. Oto 10 powodów, dla których warto zasiąść przed telewizorem.
W środę 15 lutego o godz. 22:00 Comedy Central zacznie pokazywać "Brooklyn 9-9", jedną z naszych ulubionych komedii. Oto 10 powodów, dla których warto zasiąść przed telewizorem.
Dobra komedia telewizji ogólnodostępnej to w ostatnich latach zjawisko tak rzadko spotykane, że każdy wyjątek potwierdzający regułę urasta do miana sporych rozmiarów cudu. "Brooklyn 9-9" może cudem nie jest, ale produkcją, której nie powinien ominąć żaden szanujący się fan serialowej rozrywki, już jak najbardziej tak. Oto 10 powodów, dlaczego tak uważamy.
1. Komedia, która naprawdę śmieszy
Można mieć świetny pomysł, kapitalny scenariusz i genialną obsadę, ale gdy sitcom nie spełnia jednego, prostego warunku – nie śmieszy – to od razu należy go spisać na straty. "Brooklyn 9-9" nie ma takiego problemu, bo to komedia w pełnym tego słowa znaczeniu. Prościutka fabuła, opowiadająca o policjantach z tytułowego 99. posterunku w Nowym Jorku, jest pretekstem do szeregu gagów, które nie raz i nie dwa sprawią, że brzuch rozboli Was ze śmiechu. Trzeba też zaznaczyć, że twórcy dbają o to, by dowcipy nie były powtarzalne oraz by spodobały się jak najszerszemu gronu odbiorców. Można tu więc spotkać i żarty proste (ale nie prostackie), i bardziej wyrafinowane. Jest mnóstwo humoru słownego oraz sporo popkulturowych odniesień, ale nie brakuje również starego dobrego slapsticku – co najważniejsze, wszystko podane jest w niemal idealnych proporcjach.
2. Mike Schur i Dan Goor – twórcy skazani na sukces
Duet twórców stojących za sukcesem "Brooklyn 9-9" to para, która jest już praktycznie gwarantem co najmniej solidnego komediowego poziomu. By się o tym przekonać, wystarczy zerknąć do ich CV. W obydwu przypadkach znajdziemy tam niezapomniane "Parks and Recreation" – jeden z najlepszych sitcomów ostatnich lat, a w przypadku Schura jeszcze dodatkowo "Saturday Night Live", "The Office" czy niedawne "The Good Place". Dalsze rekomendacje wydają się zbędne, ale dodam jeszcze tylko, że "Brooklyn 9-9" można już stawiać w jednym rzędzie ze wszystkimi tymi tytułami, bo doceniają go nie tylko widzowie, ale również krytycy – serial otrzymał m.in. Złoty Glob dla najlepszej komedii oraz dla najlepszego aktora.
3. Andy Samberg w roli życia
Ta druga nagroda trafiła w ręce Andy'ego Samberga, amerykańskiego komika znanego do tej pory przede wszystkim z udziału w "SNL" oraz z bycia członkiem grupy The Lonely Island. Rola Jake'a Peralty, najbardziej dziecinnego detektywa w szeregach nowojorskiej policji, była dla niego prawdziwym przełomem, uwypukliła bowiem wszystkie jego mocne strony. Komediowy styl Samberga, dla niektórych przesadnie wyrazisty i ekspresyjny, pasuje tu świetnie, a sam aktor odnalazł idealną równowagę pomiędzy głupkowatością i nieskrywanym chłopięcym urokiem. Jake Peralta może wydawać się fatalnym stróżem prawa, ale koniec końców, zawsze okazuje się bezbłędny w swojej robocie – o Sambergu można powiedzieć to samo.
4. Kapitan Holt jako idealna przeciwwaga Peralty
Jeśli jednak martwicie się, że "Brooklyn 9-9" to tak naprawdę "The Andy Samberg Show", śpieszę rozwiać te obawy. Serial FOX-a może pochwalić się absolutnie fantastyczną obsadą, ale zanim do niej dojdziemy, osobny punkt należy się Andre Braugherowi, który jako kapitan Raymond Holt tworzy z Sambergiem najbardziej dynamiczny duet w serialu. Jest wręcz zaskakujące, jak świetnie sprawdził się ten aktor w komediowym wcieleniu, bo wcześniej kojarzył się raczej z innymi produkcjami (długo grał m.in. w kryminalnym proceduralu "Homicide: Life on the Street") – tutaj jednak pokazał zupełnie nowe oblicze. A może raczej jego brak, bo pozbawiona emocji, kamienna twarz Braughera stała się nieodłącznym elementem każdego odcinka serialu. Kapitan Holt udowadnia, że granica pomiędzy śmiertelną powagą a totalnym wygłupem jest tak cienka, że niemal niewidoczna.
5. Obsada marzeń
Mike Schur udowadniał i wcześniej ("Parks and Recreation"), i później ("The Good Place"), że ma doskonałą rękę do wybierania obsady swoich seriali. "Brooklyn 9-9" jest tego kolejnym potwierdzeniem, bo każdy tutaj jest strzałem w dziesiątkę. Poza już wymienionymi Sambergiem i Braugherem mamy jeszcze Melissę Fumero, Terry'ego Crewsa, Stephanie Beatriz, Joego Lo Truglio i Chelsea Peretti, czyli wykonawców bez wielkich nazwisk, ale z wielkim talentem komediowym. Talentem, który twórcy potrafili doskonale wykorzystać, zbierając grupę zróżnicowaną i kapitalnie się uzupełniającą.
6. Bohaterowie, których lubimy od pierwszego kontaktu
Nawet najlepsi wykonawcy na nic by się jednak nie zdali, gdyby przyszło im grać nieciekawe postaci. Takich na szczęście w "Brooklyn 9-9" nie uświadczycie, bo tutejsi stróże prawa to grono niezwykłych, choć na pozór dość stereotypowych osobowości. Perfekcyjna pracoholiczka Amy Santiago, Terry Jeffords – twardziel o gołębim sercu, sympatyczny oferma Charles Boyle, na pozór nieprzystępna Rosa Diaz czy pokręcona Gina Linetti to sympatyczne, a przede wszystkim naprawdę świetnie napisane postaci, które z sezonu na sezon tylko rosną w naszych oczach. Zapomnijcie o jednowymiarowych schematach – dla twórców "Brooklyn 9-9" były one tylko punktem wyjścia.
7. Prawdziwe emocje i szczypta ekranowej chemii
Gdy już bowiem zdążymy nieco poznać pracowników 99. posterunku, okaże się, że to nie tylko komediowe klisze, ale ludzie z krwi i kości. Mało która komedia może się pochwalić tak naturalnymi emocjami, a w przypadku "Brooklyn 9-9", gdzie absurdalny humor jest na porządku dziennym, podobny efekt był jeszcze trudniejszy do osiągnięcia. A jednak się udało, dzięki czemu serial nie tylko bawi, ale także potrafi autentycznie wzruszyć, prezentując poważniejsze oblicza swoich bohaterów czy ich życie prywatne. Oczywiście nigdy nie traci komediowej duszy, która jest widoczna również w wyraźnej chemii pomiędzy aktorami. Ci ludzie najzwyczajniej w świecie się lubią i znakomicie czują w swoim towarzystwie – takie rzeczy po prostu się czuje.
8. Parodiowanie schematów policyjnego kina i telewizji
Ze wszystkich sposobów, jakimi bawi nas "Brooklyn 9-9", moim ulubionym jest zdecydowanie prześmiewcze podejście do przesadnie nadętych i pozbawionych dystansu produkcji o stróżach prawa. Nieważne, czy to zwykłe policyjne procedurale, czy kino akcji w stylu "Szklanej pułapki", pewne klisze są tam zawsze obecne, a twórcy serialu potrafią je znakomicie obnażyć i żartobliwie skomentować. Nie ma tu mowy o złośliwości, ba, często wychodzi z tego nawet swoisty hołd – wszak Jake Peralta nie ukrywa, że John McClane to jego idol i stara się robić wszystko tak jak on.
9. Wyśmienite odcinki halloweenowe
Każdy porządny sitcom musi mieć jakiegoś rodzaju tradycję, która jest stałym elementem kolejnych sezonów. W "Brooklyn 9-9" takową są odcinki halloweenowe, w których bohaterowie toczą zacięty bój o miano "niesamowitego detektywa/geniusza", prześcigając się w pomysłowych sposobach przechytrzenia reszty towarzystwa. To także wyjątkowy sprawdzian zręczności twórców, którzy co roku mają okazję do konstruowania coraz to bardziej skomplikowanych scenariuszy i radzą sobie z tym zadaniem wyśmienicie. Z takich odcinków specjalnych powinny brać przykład wszystkie sitcomy.
10. Emisja od początku w Comedy Central
O tym, że warto zaprzyjaźnić się z pracownikami 99. posterunku, wkrótce będziecie mieli okazję przekonać się na własnej skórze. Comedy Central rozpoczyna emisję serialu od pierwszego sezonu już w środę 15 lutego o godz. 22:00 – pokazane zostaną dwa odcinki (kolejne co tydzień). Jeśli to przegapicie, to ktoś będzie bardzo rozczarowany…