W stronę kobiet. Recenzujemy 6. sezon "Dziewczyn"
Marta Wawrzyn
11 lutego 2017, 18:02
"Dziewczyny" (Fot. HBO)
Rok temu Lena Dunham zaskoczyła nas świetnym, dojrzałym sezonem "Dziewczyn" – i to nie był przypadek. W 6. sezonie widać wyraźnie, że serial dobrze wie, dokąd zmierza, a jego twórczyni ma jeszcze kilka worków z pomysłami. Niewielkie spoilery.
Rok temu Lena Dunham zaskoczyła nas świetnym, dojrzałym sezonem "Dziewczyn" – i to nie był przypadek. W 6. sezonie widać wyraźnie, że serial dobrze wie, dokąd zmierza, a jego twórczyni ma jeszcze kilka worków z pomysłami. Niewielkie spoilery.
Kierunek, w którym zmierzają dziewczyny z "Dziewczyn", to oczywiście dorosłość. Nie było to wcale takie pewne dwa czy trzy sezony temu, kiedy dreptały w miejscu, popełniając wciąż te same błędy, ale 5. sezon pokazał to bardzo wyraźnie i 6. sezon – którego trzy odcinki zdążyliśmy już obejrzeć – na tym kursie pozostaje. Spotykamy w nim bohaterki po krótkiej przerwie i choć znów zdarza im się a to zachować głupio i dziecinnie, a to porządnie pobłądzić i gorzko tego pożałować, to jednak widać różnicę w ich podejściu do całego tego bałaganu. Hannah i jej przyjaciółki wreszcie stają się istotami świadomymi tego, kim są i jak się zachowują. Dziewczyny wiedzą, że nic nie wiedzą, i to je od razu czyni nieco sympatyczniejszymi, a ich życiowe perypetie znów angażują jak na początku serialu.
Hannah (Lena Dunham) wreszcie robi to, co lubi i potrafi, czyli pisze. Nie papla już o tym, że chce zostać głosem pokolenia, przeciwnie, odnosi pierwsze sukcesy i nabiera pokory. Jej historia oczywiście szczególnie realistyczna nie jest – w dziennikarstwie każdy zaczyna od bezpłatnego stażu z obowiązkowym przerabianiem tematów, które go nie interesują nic a nic, i byciem popychadłem dla starszych kolegów. Bohaterce "Dziewczyn" udaje się ten etap przeskoczyć i zainteresować sobą poważne tytuły, jak "The New York Times", a ja chyba będę musiała jakoś to oderwanie od rzeczywistości przełknąć, bo Hannah rozwija się i jej to służy. Zaś kierunek, w którym podążać będzie jej postać, wydaje się w tym momencie jasny (powiedzmy, że zwiastun w tej materii nie kłamie).
Dziewczyną pracującą jest teraz także Shoshanna (Zosia Mamet), która zalicza skok w dorosłość i pewnych rzeczy z przeszłości zaczyna żałować. Zarówno ona, jak i Jessa (Jemima Kirke) z Adamem (Adam Driver) na razie zaledwie zaznaczają swoją obecność – choć muszę przyznać, że wiedzą, jak to zrobić, zwłaszcza ta ostatnia dwójka. Początek 6. sezonu "Dziewczyn" skupia się przede wszystkim na Hannie i Marnie, która raz jeszcze musi wszystko skopać, żeby móc zacząć od nowa. Jej błąd również widzicie w zwiastunie, a na imię mu Desi. Problemy Marnie z facetami wyraźnie pokazują, jak krucha i niepewna siebie jest to osóbka. Po przygodzie z Charliem z 5. sezonu patrzę na nią zupełnie inaczej niż kiedyś, a nowe odcinki tylko mnie w tej opinii utwierdzają. Marnie jest bardzo pogubiona, boi się stanąć na własnych nogach, ciągle opiera się na męskim ramieniu i w dużej mierze stąd wynikają jej fatalne wybory.
Drugi odcinek nowego sezonu "Dziewczyn" to w dużej mierze "The Allison Williams Show". Aktorka pokazuje z jednej strony, że potrafi zagrać pełną gamę emocji – i to naraz! – a z drugiej, że ma większy talent komediowy, niż podejrzewałam. Emocjonalną jazdę bez trzymanki (z iście slapstickowymi momentami, rodem z jakiegoś przerażającego sitcomu rodzinnego), którą nam funduje, świetnie się ogląda, także dlatego że to część większej układanki z Marnie w roli głównej.
Przede wszystkim jednak "Dziewczyny" pozostają serialem o Hannie, jej relacjach z ludźmi i jej sposobie widzenia świata. W pierwszym odcinku poznajemy razem z nią wyluzowanego chłopaka (Riz Ahmed), który uczy surfingu, a jeśli trzeba, to także życia. Jeśli widzieliście go tylko w "Długiej nocy", Ahmed zaskoczy Was łatwością, z jaką odnalazł się w zupełnie innym klimacie. Gra, jak gdyby przyszedł do "Dziewczyn" tak tylko się poobijać, a luzackie podejście jego bohatera do życia ma duży wpływ na lekko odrealniony ton całego odcinka. Trzeci odcinek z kolei należy do Matthew Rhysa, w którego towarzystwie Lena Dunham spędza całe 30 minut i o którym mogę powiedzieć tylko tyle, że go zapamiętacie. Pod względem konceptu to odcinek bardzo podobny do "One Man's Trash" z Patrickiem Wilsonem, ale już treść jest zupełnie inna. To rozdział "Dziewczyn", który ma wywołać dyskusję i pewnie rzeczywiście ją wywoła.
Krótko mówiąc, finałowy sezon serialu HBO otwierają trzy bardzo dobre odcinki, z których każdy ma do zaoferowania co innego. W centrum wszechświata wciąż jest Hannah, która pozostaje sobą – irytującą, skupioną na sobie laską, która odrobinę za często się rozbiera – ale nie kręci się już w kółko. Jej postać ewoluuje, a przede wszystkim zyskuje świadomość tego, jak bardzo jest skupiona na sobie. "Nic mnie nie obchodzi, a jednocześnie mam mocne opinie na temat wszystkiego" – mówi w pewnym momencie do swojej przyszłej pracodawczyni (którą gra Chelsea Peretti). I trudno w tym momencie się nie uśmiechnąć, bo to czysta prawda. Zupełnie inaczej wyglądają problemy Marnie i Shosh, a Jessa pozostaje po prostu Jessą.
"Dziewczyny" w nowym sezonie dostarczają mnóstwo emocji, sporo śmiechu i przynajmniej kilku tematów do dyskusji. Widać bardzo wyraźnie, że Lena Dunham ma plan na całość – dla każdej z bohaterek – i że wciąż nie brakuje jej pomysłów, a także zostało jeszcze kilka granic, które serial może przekroczyć. Znalazło się tu miejsce i na intelektualne dyskusje, i na dziwne przygody, i na szalone kłótnie wszystkich ze wszystkimi, i na mnóstwo niezręcznego seksu. A wszystko to napisane jest z lekkością i humorem, którego Lenie może pozazdrościć wielu starszych twórców.
"Dziewczyny" wiedzą dokładnie, dokąd zmierzają, pozostając przy tym świadome, że wkraczanie tych okropnych, zajętych sobą millenialsów w dorosłość nie oznacza automatycznego poznania odpowiedzi na wszystkie pytania. Tytułowe bohaterki nie tyle się zmieniają, ile akceptują to, kim są i kim na pewno nigdy nie będą. Wreszcie zaczynają rozumieć to, co my o nich mówiliśmy przez ostatnie pięć lat. To dobry znak.
A nawet bardziej niż to, że "Dziewczyny" wiedzą, czego chcą, zachwyca mnie kreatywność ich twórczyni. W trzech odcinkach Lena zdążyła zmieścić dużo zaskakująco świeżych, pomysłowych scen i drobiazgów w tle. Jest taniec, rap i piosenki śpiewane przy ognisku; jest groteskowa kłótnia, która doprowadzi Was pewnie do płaczu ze śmiechu, jest kilka prowokacji (nie zawsze intelektualnych), sporo świetnych dialogów – w tym taki trwający cały odcinek – i jedna popkulturowa koszulka, którą najchętniej bym zdarła z właściciela (właścicielem jest Elijah, koniecznie zwróćcie na to uwagę). A wszystko to lekko płynie przed siebie i wciąga zupełnie jak pierwsze sezony. W takiej formie mogłabym oglądać "Dziewczyny" bez końca.
6. sezon "Dziewczyn" startuje w HBO Polska 13 lutego – pierwsza emisja o godz. 4:00 rano, druga o 21:10.