"Stałem tam jak idiota, starając się nie śmiać". Jimmy Kimmel opowiada o zamieszaniu na oscarowej gali
Marta Wawrzyn
28 lutego 2017, 13:03
Oscarowy Jimmy Kimmel (Fot. ABC)
Na tegorocznej gali rozdania Oscarów przez pomyłkę wyczytano "La La Land" zamiast "Moonlight". Jimmy Kimmel opowiada, jak ta wielka wtopa wyglądała z jego perspektywy.
Na tegorocznej gali rozdania Oscarów przez pomyłkę wyczytano "La La Land" zamiast "Moonlight". Jimmy Kimmel opowiada, jak ta wielka wtopa wyglądała z jego perspektywy.
Zamieszanie na tegorocznych Oscarach było tym gorsze, że dotyczyło kategorii Najlepszy film. Ekipa "La La Land" już weszła na scenę i składała podziękowania, kiedy zaczęło się dziać coś niezrozumiałego. Zaczęły się jakieś szepty i rozglądanie się po sobie, aż w końcu to właśnie twórcy z przegranej ekipy musieli wyjaśnić, co się dzieje.
– Przepraszam. Zaszła pomyłka. "Moonlight", to wy wygraliście Najlepszy film. To nie żart. "Moonlight" wygrał Najlepszy film – oznajmił Jordan Horowitz, jeden z producentów "La La Land", pokazując zaskoczonej publiczności właściwą kartkę. Widzowie myśleli, że to żart prowadzącego galę Jimmy'ego Kimmela, ale ten był tak samo skonfundowany jak wszyscy. O tym, jak to wyglądało z jego perspektywy, gospodarz oscarowej gali opowiedział w swoim programie "Jimmy Kimmel Live".
– To był najdziwniejszy finał serialu od czasów "Lost" – powiedział Kimmel i zaczął wyjaśniać, co takiego zrobili Warren Beatty i Faye Dunaway, którzy dostąpili, wątpliwego jak się okazało, zaszczytu ogłaszania zwycięzcy, ponieważ w tym roku przypada 50. rocznica filmu "Bonnie i Clyde". Beatty trzymał w ręku kopertę, w której była kartka "Emma Stone, La La Land", nie wiedział, co się dzieje, i wyraźnie nie chciał jej przeczytać. Podrzucił ją więc swojej dawnej filmowej partnerce i ta błędnie wyczytała zwycięzcę. Czyli, jak to skomentował Kimmel, Clyde wrzucił Bonnie pod autobus.
Następnie na scenę weszli producenci "La La Land" i zaczęli wygłaszać swoje podziękowania. Kimmel w tym czasie usiadł wśród publiczności, bo taki był plan na zakończenie wieczoru – prowadzący miał zakończyć galę, siedząc obok Matta Damona, który "tak czy siak wszystko przegrał".
– Siedzieliśmy więc, zauważyliśmy, że powstało jakieś zamieszanie, i wtedy Matt powiedział: "Słyszałem, że kierownik sceny coś mówił o źle odczytanym zwycięzcy". (…) Pomyślałem, że na pewno jakoś to rozwiążą, gospodarz wyjdzie na scenę i to wyjaśni. I wtedy sobie przypomniałem, że to ja jestem gospodarzem! – opowiadał Kimmel.
Następnie wszedł z powrotem na scenę i znalazł się w samym środku zamieszania z producentami "La La Land", którzy już wiedzieli, że jednak nie wygrali. Stali na scenie, trzymając Oscary, które głupio im było zabrać.
– W pierwszym odruchu chciałem im powiedzieć, żeby brali Oscary i uciekali. Ale tak nie zrobili, więc zrobiło się gigantyczne zamieszanie. Publika była zdezorientowana, ludzie stojący wokół mnie byli zdezorientowani i pewnie ludzie przed telewizorami też. A ja musiałem coś zrobić, bo nikt inny nic nie robił. I wtedy Warren Beatty zaczął wyjaśniać, co się działo. (…) "Moonlight" wygrał w kategorii Najlepszy film, mieliśmy już w tym momencie producentów dwóch filmów na scenie, nikt już się nie orientował, kto jest kim, a ja tam stałem jak idiota, bardzo im współczując i przy tym starając się nie śmiać – mówił Kimmel.
Sytuację uratował Denzel Washington, który machał rękoma i krzyczał "Barry!", mając na myśli Barry'ego Jenkinsa, reżysera "Moonlight". Okazało się, że Kimmel cały czas go zasłaniał, a dzięki refleksowi Washingtona udało się go odnaleźć w tym tłumie i dać mu szansę złożyć podziękowania – za Oscara, bo przecież nie za sposób, w jaki mu go wręczono.
Na tym nie kończy się historia jednej z największych wtop na oscarowej gali, bo jeszcze pytano Emmę Stone, co zrobiła z kartką, na której było napisane "Emma Stone, La La Land". Okazało się, że cały czas miała ją przy sobie. Tymczasem serwis Variety podał, że winny zamieszania był pracownik PricewaterhouseCooper, który podawał gwiazdom koperty.