13 postaci drugoplanowych, które zasługują na spin-off
Redakcja
17 marca 2017, 20:02
"The Walking Dead" (Fot. AMC)
CBS ostatnio zamówił spin-off "Teorii wielkiego podrywu" z małym Sheldonem. A my podpowiadamy, gdzie na drugim planie można znaleźć fajnych bohaterów, którzy mogliby mieć własne seriale.
CBS ostatnio zamówił spin-off "Teorii wielkiego podrywu" z małym Sheldonem. A my podpowiadamy, gdzie na drugim planie można znaleźć fajnych bohaterów, którzy mogliby mieć własne seriale.
Mickey Milkovich – "Shameless"
Przez siedem sezonów "Shameless" (z przerwami) trudno było wyobrazić sobie w tym serialu gorętszą parę niż Mickey i Ian. Gdy jednak szalony i namiętny związek dwójki na pozór kompletnie niepasujących do siebie bohaterów ostatecznie się rozpadł, powstała sporych rozmiarów dziura, którą zapełnić mógłby chyba tylko spin-off z Milkovichem w roli głównej.
Musiałaby to być absolutnie szalona produkcja, podobnie jak szalony jest sam bohater, skrywający swoje uczucia głęboko pod agresywną powierzchnią. Trudno sobie wymarzyć lepszą postać, bo Mickey to człowiek wymykający się wszelkim klasyfikacjom. Taki, którego jednocześnie się nie znosi i uwielbia, a jego kolejne wariactwa przyjmuje się bez mrugnięcia okiem, bo i tak wiadomo, że prędzej czy później nastąpi moment szczerości, w którym emocje eksplodują z siłą potężniejszą niż u kogokolwiek innego.
Chciałoby się więc zobaczyć taki serial z prostego powodu – mało jest bohaterów, którzy zasługują na szczęście i których jednocześnie tak dobrze się ogląda, gdy wreszcie przydarzy im się coś dobrego. Mickey zdecydowanie jest jednym z nich i nieważne, co on sam miałby na ten temat do powiedzenia. [Mateusz Piesowicz]
Sally Draper – "Mad Men"
Najbardziej oczywista i zdecydowanie moja ulubiona kandydatka na bohaterkę spin-offu "Mad Men" (którego Matthew Weiner zarzekał się, że nie zrobi). Mała Sally zdecydowanie nie miała prostego dzieciństwa – na pozór wszystko super, wielki dom na przedmieściu, pies, młodszy brat i rodzice jak z obrazka. W rzeczywistości mnóstwo niezadowolonych z życia dorosłych, przerzucających swoje problemy na dzieci. Podczas gdy jej serialowego brata producenci "Mad Men" ciągle wymieniali i żaden z grających go aktorów nie zapisał się w naszej pamięci, Kiernan Shipka była rewelacyjną Sally od początku do końca.
To właśnie ta dziewczynka najbardziej odczuwała wszelkie zawirowania, jakie pojawiały się w domu Draperów, a Shipka grała wszelkie emocje jak z nut. Zarówno umiejętności tej młodej aktorki, jak i to, jak skomplikowaną postać udało się zrobić z małej dziewczynki, to coś niezwykłego. Dzieci w serialach zwykle albo irytują, albo stanowią mało znaczące tło (albo serial nazywa się "Stranger Things", ale to już inna historia). Tu była porządnie napisana postać dziecka, na którym odciskały się wszelkie problemy dorosłych.
I ja bym chętnie zobaczyła, co z tego dziecka wyrosło. Co Sally Draper porabiała w latach 70. i 80., czy założyła rodzinę, czy została silną kobietą biznesu, czy spędza każde popołudnie w gabinecie terapeuty. Oglądając ostatnio Kiernan Shipkę, krzyczącą na Susan Sarandon w 2. odcinku "Feud: Bette and Joan", bardzo, ale to bardzo zapragnęłam serialu z nią w roli głównej. I uważam, że spin-off o Sally, ale najlepiej w dużym oderwaniu od Dona Drapera i innych starych bohaterów "Mad Men", to pomysł przynajmniej tak dobry jak "Better Call Saul". [Marta Wawrzyn]
Tyrion Lannister – "Gra o tron"
"Gra o tron" wręcz pęka w szwach od postaci, o których chciałoby się wiedzieć więcej. Problem polega jednak na tym, że nie mamy żadnej gwarancji, iż nasi ulubieńcy przetrwają do samego końca serialu. Optymistycznie zakładam jednak, że ktoś przeżyje całą tę historię i mam szczerą nadzieję, że szczęśliwcem tym będzie Tyrion Lannister. A stamtąd już tylko krok do spin-offu, który niewątpliwie cieszyłby się nie mniejszym zainteresowaniem niż oryginalna seria.
Bo Tyrion Lannister to postać wręcz stworzona do grania pierwszych skrzypiec. Karzeł, który nadrabia fizyczne braki inteligencją i sprytem, którymi przerasta zdecydowaną większość Westeros. Wielokrotnie upokarzany, wyśmiewany i pozbawiany godności, a jednak przebijający się na sam szczyt, nie marnując przy tym okazji na zemstę, gdy tylko była ona możliwa. Jednocześnie zdecydowanie zaliczający się do tej sympatyczniejszej części świata, dostrzegający wartość w ludziach, na których nikt inny nie zwróciłby uwagi i mający serce po odpowiedniej stronie. No i co najważniejsze, nigdy, ale to nigdy, nie tracący swojego ironicznego podejścia do rzeczywistości i bardzo rzadko rozstający się z winem.
Jak dokładnie miałby wyglądać serial z jego udziałem, trudno wyrokować, ale mam wrażenie, że niezależnie od układu sił, jaki zapanuje w Westeros na koniec "Gry o tron", Tyrion znajdzie sobie w nim miejsce. Wszak sarkastyczne komentarze pasują w absolutnie każdych okolicznościach. Wino też powinno się znaleźć. [Mateusz Piesowicz]
Alice Morgan – "Luther"
Nie jestem pewna, co takiego właściwie zrobił "Luther" z Alice w niepotrzebnym 4. sezonie, ale w sumie to bez znaczenia. Nawet jeśli ta bohaterka musi zmartwychwstać, żeby móc znów egzystować na ekranie, jestem w stanie to przełknąć. I najlepiej, żeby nie musiała już egzystować w ramach "Luthera", bo mam wrażenie, że jego formuła została wyczerpana, a bohater grany przez Idrisa Elbę zdecydowanie zasługuje na odpoczynek po licznych ciężkich przejściach.
Tymczasem postać rudowłosej socjopatki, noszącej takie samo nazwisko jak pewien sympatyczny seryjny morderca z Miami, została w "Lutherze" tak naprawdę zaledwie zarysowana. Wiemy mniej więcej, czego możemy się po niej spodziewać (wszystkiego!), znamy jej osobowość, podstawowe informacje na jej temat, orientujemy się też, jak wyglądała jej relacja z tytułowym detektywem. Nie wiemy jednak, co takiego ona dokładnie porabiała, kiedy przebywała z dala od Luthera i jak bardzo szalone było jej życie.
Chętnie bym się tego dowiedziała, a także zobaczyła ponownie Ruth Wilson w tej roli. Zwłaszcza że niedługo może mieć na to czas, bo "The Affair" pewnie więcej niż cztery sezony liczyć nie będzie. [Marta Wawrzyn]
Galina "Red" Reznikov – "Orange Is the New Black"
"Orange Is the New Black" to kolejny serial, w którym można do woli przebierać w absolutnie fantastycznych postaciach – ale jednocześnie taki, który o wielu z nich opowiada nam w formie retrospekcji. Dlatego wcale nie tak łatwo wybrać tam kogoś, kto zasługuje na coś więcej. Wydaje się jednak, że Galina Reznikov, lepiej znana jako Red, jest bohaterką, która w stu procentach spełnia wymagania.
Twarda jak skała (choć i jej zdarzały się kryzysowe momenty), o ugruntowanej pozycji w Litchfield, ciesząca się ogromnym szacunkiem, nawet u swoich przeciwniczek. Po prostu kobieta stworzona do przewodzenia i znakomicie czująca się w pozycji liderki. Nic dziwnego, że nawet wśród szefów rosyjskiej mafii cieszyła się estymą. Po kilku sezonach zdołaliśmy jednak poznać również jej inne oblicze, gdy niczym surowa, ale kochająca matka troszczyła się o swoje więzienne podopieczne.
Jaką Red zobaczylibyśmy po jej wyjściu z więzienia? Trudno mi uwierzyć, że miałaby się cofnąć do drugiego szeregu, więc przypuszczam, że bogatsza o nowe doświadczenia, byłaby w stanie dokonać rzeczy wielkich. Przejęcie kontroli nad przestępczym podziemiem i panowanie nad nim żelazną ręką, jednocześnie trzymając się bezwzględnie pewnych zasad (nigdy nie angażuje się w narkotyki)? Tak, to zdecydowanie brzmi jak Red. I jak serial, który chciałbym obejrzeć. [Mateusz Piesowicz]
Irene Adler – "Sherlock"
Grana przez Larę Pulver bohaterka, która namieszała kiedyś trochę w życiu Sherlocka Holmesa i z którą ten – jak się ostatnio okazało – wciąż ma kontakt. Steven Moffat z Markiem Gatissem oczywiście mocno zmienili i tę postać z książek sir Arthura Conana Doyle'a, robiąc z niej dominatrix, obsługującą bogatych klientów. O jej życiu nie wiemy zbyt wiele, ale poznaliśmy ją wystarczająco, by za nią tęsknić, kiedy pojawiają się w "Sherlocku" jakieś nowe skrawki informacji na jej temat.
I chętnie bym zobaczyła więcej – zwłaszcza że o ile na więcej "Sherlocka" już specjalnie nie mam ochoty, o tyle wciąż mam słabość do Gatissa, Moffata i ich pokręconych umysłów. Myślę, że byliby w stanie napisać na nowo historię diabelnie seksownej i niebezpiecznej kobiety, która uwiodła samego Sherlocka Holmesa. Jakkolwiek nie wygląda jej codzienne życie, w tej chwili wydaje mi się to znacznie bardziej frapujące niż kolejne zagadki kryminalne rozwiązywane razem z panami z Baker Street. [Marta Wawrzyn]
Daryl Dixon – "The Walking Dead"
Wiadomo, że przez serial AMC przewija się cała masa postaci, które w najlepszym razie zapamiętujemy ze sposobu, w jaki żegnają się z życiem. Takich, które doczekały się statusu "absolutnie nie do zabicia", jest raptem kilka, a grany przez Normana Reedusa Daryl zajmuje wśród nich jedno z bardziej eksponowanych miejsc. Można więc śmiało fantazjować na temat spin-offu z jego udziałem, tym bardziej że bohater to wyjątkowo udany i jak mało kto pasujący do roli pierwszoplanowej.
Sami pomyślcie – mamy przecież do czynienia z facetem, który jest wręcz stworzony do życia w postapokaliptycznej rzeczywistości. Potrafi przetrwać, walczyć, zabijać i do niczego nie potrzebuje innych ludzi. No dobra, zakładam, że tacy musieliby się w jego serialu również pojawić (choćby po to, żeby Daryl mógł od czasu do czasu coś komuś odburknąć), ale chyba nie musiałoby ich być zbyt wielu, prawda? Wyobrażam to sobie jako coś w rodzaju kina drogi, w którym Daryl przemierza wypełnione przez zombie Stany na swoim motocyklu, a towarzyszy mu tylko kusza. Żadnego Ricka, żadnych innych ludzi, żadnych problemów. Bajka.
Można o niej jednak tylko fantazjować, bo aby taki spin-off mógł powstać, musiałaby się wydarzyć jedna z dwóch rzeczy. Albo "The Walking Dead" dobiegłoby końca, albo Daryl opuściłby Ricka i jego grupę. Zakładając, że to pierwsze nigdy się nie wydarzy, zostaje opcja numer dwa, która jest tylko trochę bardziej prawdopodobna. Cóż, pomarzyć ludzka rzecz. [Mateusz Piesowicz]
Petra Solano – "Jane the Virgin"
Postać grana przez Yael Groblas na początku wydawała się stereotypową złą blondyną z telenoweli, którą główna heroina prędzej czy później będzie musiała usunąć ze swojej drogi, jeśli chce zdobyć najbogatszego i najprzystojniejszego z serialowych mężczyzn. To wrażenie znikło już w trakcie pierwszego sezonu "Jane the Virgin", kiedy to Petra pokazywała coraz to nowe twarze i udowadniała, że jest dużo bardziej skomplikowaną osóbką, niż ją podejrzewaliśmy. A potem doszła do tego jeszcze Anezka, jej siostra bliźniaczka, i wtedy to dopiero rozpętało się szaleństwo!
Patrząc na to, jak ta postać się rozwinęła, zaczyna mi jej być trochę szkoda. Serial ewidentnie chce pozostać wierny telenowelowym schematom i dąży do tego, by w końcu, po wielu zwrotach akcji i pokonaniu licznych przeszkód, Jane i Rafael byli razem. Petra, która w tym momencie uwikłana jest w niezbyt interesujący związek z kowbojem prowadzącym sąsiedzki hotel, prędzej czy później zostanie znów sprowadzona do roli przeszkody.
Nie obraziłabym się, gdyby rozpoczęła życie niezwiązane z Jane i Rafaelem (pomijając oczywiście jego wizyty u dzieci). Czyli stanęła na własne nogi i udowodniła nam, że wypada świetnie, kiedy jest w centrum uwagi. Oczywiście taki spin-off musiałby być utrzymany w podobnym tonie co "Jane the Virgin", bo Groblas pokazała, że co jak co, ale talent komediowy to ona naprawdę posiada. A poza tym może znalazłoby się też miejsce dla Anezki? [Marta Wawrzyn]
Cary i Kerry Loudermilkowie – "Legion"
Zdecydowanie najdziwniejsza pozycja w zestawieniu, bo obejmuje nie jedną, a dwie postaci. Sęk tkwi w tym, że Cary i Kerry Loudermilkowie to właściwie jedna osoba. Albo raczej dwie połączone w jedną. Albo nie mogące bez siebie funkcjonować. Wybaczcie moje niezdecydowanie, ale z takim duetem nie miałem jeszcze do czynienia i nie do końca wiem, jak należy z nimi postępować.
Wiadomo tyle, że Cary i Kerry są rodzeństwem mutantów żyjącym w jego ciele. Dlatego też grany przez Billa Irwina bohater jest starszy – jego siostra (Amber Midthunder) starzeje się tylko wtedy, gdy żyje w oddzieleniu od brata, a zdarza się to dość rzadko. Jak sama twierdzi, wychodzi tylko wtedy, gdy szykuje się jakaś akcja. Cała reszta, na czele z jedzeniem, spaniem i tymi rzeczami, które robi się w toalecie, to nuda, którą zajmuje się Cary. Zależności pomiędzy nimi są fascynujące, a że serial dawkuje nam swoje tajemnice, ciągle wiele pozostaje niewyjaśnione.
Spin-off byłby więc znakomitą okazją, by poznać ten duet nieco bliżej, zwłaszcza że życie tak specyficznej pary musiało być dalekie od normalności. Cary i Kerry osobno są intrygujący, razem stanowią wręcz fantastyczną i nigdzie indziej niespotykaną kombinację. Co więcej, zaskakująco do siebie pasującą, bo choć na pierwszy rzut oka nie mają ze sobą nic wspólnego, jest między nimi jakaś trudna do wytłumaczenia więź, co skutkuje prawdziwymi emocjami i najdoskonalszym przedstawieniem braterskiej miłości, jakie kiedykolwiek widziałem. I kto powiedział, że komiksowe seriale muszą być tandetne? [Mateusz Piesowicz]
Ron Swanson – "Parks and Recreation"
W tym przypadku nawet się nie zastanawiam, czy ma to sens, czy nie – i na czym właściwie miałaby polegać fabuła takiego spin-offu. Po prostu chcę więcej Nicka Offermana w roli najbardziej antypaństwowego urzędnika państwowego, jakiego ziemia nosiła. Zdaję sobie sprawę, że postać, która była świetna w małych dawkach, niekoniecznie musiałaby równie dobrze wypadać, znajdując się w centrum wszystkiego, ale nie obchodzi mnie to.
Rozwalający aparat państwowy od środka wąsacz to jedna z najlepszych postaci komediowych w historii telewizji. To też z pewnością facet, który byłby w stanie udźwignąć własny serial. Wystarczy spojrzeć na filmiki, które Offerman wrzuca na YouTube – nieważne, czy opowiada o stolarce, czy siedzi w fotelu i pije whisky, to zawsze jest czyste złoto. Ten aktor powinien wreszcie dostać szansę, by zabłysnąć na pierwszym planie w jakimś sitcomie. Czemu więc nie "The Ron Swanson Show"? [Marta Wawrzyn]
William Hill – "This Is Us"
Bohater, w którego przypadku w grę wchodzi tylko prequel i to w dodatku taki, którego istotne fragmenty już widzieliśmy, bo twórcy "This Is Us" poczęstowali nas sporą porcją retrospekcji. W niczym to jednak nie zmienia faktu, że chcielibyśmy dostać ich więcej, najlepiej w postaci całej historii, bo William Hill to człowiek nietuzinkowy.
Taki też musiałby być jego serial, który przedstawiłby życie człowieka, który wielokrotnie znajdował się na zakręcie i zaprzepaścił niejedną szansę na szczęście. A może raczej trzeba powiedzieć, że to perfidny los mu je odbierał. Zdecydowanie nie brzmi to jak materiał na opowieść z happy endem, ale co powiecie na słodko-gorzką historię wypełnioną dźwiękami bluesa i soulu rodem z Memphis? Aż się prosi, by dodać do tego jeszcze szczyptę poezji i zagubionego w świecie oraz własnym życiu bohatera.
Choć historia Williama jest nam już w dużej mierze znana, nie odmówiłbym zanurzeniu się w niej po samą szyję. Tak znakomicie skonstruowanych i zagranych bohaterów (zarówno w starszej, jak i w młodszej wersji – odpowiednio Ron Cephas Jones i Jermel Nakia), wzbudzających równie duże emocje ze świecą szukać gdzie indziej. Aż szkoda marnować go tylko na drugi plan. [Mateusz Piesowicz]
Paige Jennings – "The Americans"
Przypadek ciekawszy nawet niż Sally Draper, bo problemy tej dziewczynki nie sprowadzają się do tego, że rodzice są permanentnie niezadowoleni z życia. O nie, Jenningsowie nie mają nawet czasu myśleć o takich sprawach, bo ich życie to jedna wielka jazda bez trzymanki. Z dwójki ich dzieci to właśnie Paige jest tą, która posiada przynajmniej częściową wiedzę na temat prawdziwego pochodzenia i codziennych zajęć swoich rodziców. I z jednej strony przeraża ją to tak, że nie może spać po nocach, a z drugiej, wyraźnie widać, że ma zadatki na małą agentkę.
Nie wiem oczywiście, jaki jest plan na finałowe sezony "The Americans" – do rozpadu Związku Radzieckiego zostało tylko/aż siedem lat, a w dodatku wydaje się, że Stanowi Beemanowi, sąsiadowi Jenningsów i zarazem agentowi FBI, wystarczy znacznie mniej czasu, by zorientować się, kim naprawdę jest dwójka właścicieli biura podróży. To się musi wydać, pytanie brzmi, co będzie się działo potem. I co się stanie z nastoletnią Paige, która w tej chwili już wie zdecydowanie za dużo.
Jeśli tylko twórcy "The Americans" nie planują uśmiercić postaci granej przez Holly Taylor, chętnie bym ją zobaczyła w latach 90. Może zostanie świadkiem koronnym? Agentką, ale nie KGB, tylko FBI bądź CIA? A może są jeszcze jakieś bardziej skomplikowane opcje? Tak czy siak wydaje mi się, że jej historia po rozpadzie ZSRR byłaby naturalnym przedłużeniem "The Americans". [Marta Wawrzyn]
Abed Nadir – "Community"
O ile nadal czekamy na film, który powinien zakończyć "Community" (#SixSeasonsAndAMovie), o tyle z pewnością żaden z fanów serialu nie obraziłby się, gdyby spin-offu doczekał się jeden z jego najbardziej wyrazistych bohaterów. Abed Nadir to postać kultowa i zdecydowanie najlepszy przykład na to, jak powinno się przełamywać czwartą ścianę i korzystać z popkulturowych odniesień.
Nie wolno go jednak sprowadzać tylko do piekielnie inteligentnej gry z widzem, bo Abed to znacznie bardziej złożony bohater. Czasem to postać typowo humorystyczna, innym razem zaskakująco emocjonalna, a jeszcze kiedy indziej nadająca znaczenie całemu serialowi. Nie ma mowy o sprowadzaniu go do roli nerda, którego posiada teraz praktycznie każdy sitcom. Abed to wszechstronna postać, której wcale nie przykrywają góry metakulturowych odniesień. Paradoksalnie używa się ich tu, by podkreślić, jak autentyczny jest sam bohater.
Oczywiście serial z nim w roli głównej nie mógłby się obejść bez aluzji, błyskotliwych one-linerów, humoru zrozumiałego tylko dla wtajemniczonych czy formalnych eksperymentów, przy których przełamywanie czwartej ściany wyda się niewinną igraszką. Nie wątpię jednak, że gdzieś w tym wszystkim znalazłoby się miejsce na szczere emocje, bo takich Abedowi nigdy nie brakowało. [Mateusz Piesowicz]