Serialowa alternatywa: "Cardinal", czyli jeszcze jedna zbrodnia na zimno
Mateusz Piesowicz
29 marca 2017, 22:02
"Cardinal" (Fot. CTV)
Zamarznięte zwłoki znalezione pośrodku zaśnieżonego odludzia. Makabryczna zbrodnia i detektyw z przeszłością męczony przez nierozwiązaną sprawę. Kolejny kryminał z dalekiej północy? Tym razem witamy w Kanadzie.
Zamarznięte zwłoki znalezione pośrodku zaśnieżonego odludzia. Makabryczna zbrodnia i detektyw z przeszłością męczony przez nierozwiązaną sprawę. Kolejny kryminał z dalekiej północy? Tym razem witamy w Kanadzie.
"Cardinal" to 6-odcinkowy serial emitowany przez kanadyjską telewizję CTV na początku tego roku i cieszący się tak dużą popularnością, że jeszcze przed zakończeniem 1. sezonu zamówiono jego dwie kontynuacje. W czym tkwi sekret sukcesu? Najprostsza odpowiedź brzmi: w solidności. Bo właśnie to słowo najlepiej opisuje jakość produkcji autorstwa Aubrey Nealon ("Orphan Black"). Próżno doszukiwać się tu szczególnych fajerwerków, ale też nie da się ukryć, że to jedna z tych historii, od których odchodzi się dopiero wtedy, gdy na ekranie pojawią się napisy końcowe ostatniego odcinka.
Tytułowa postać, John Cardinal, to detektyw z fikcyjnego miasteczka Algonquin Bay ("zagrały" je Sudbury i North Bay z prowincji Ontario), bohater stworzony przez kanadyjskiego pisarza Gilesa Blunta i pojawiający na kartach już kilku jego powieści. Właśnie na jednej z nich, "Czterdziestu słowach rozpaczy", został oparty scenariusz 1. sezonu serialu, który oferuje nam praktycznie wszystkie niezbędne elementy kryminalnej opowieści. Przerażająca zbrodnia w pięknych okolicznościach przyrody? Jest. Para z trudem dogadujących się detektywów? Obecność obojga stwierdzono. Szereg podejrzanych typków, luźno powiązanych wątków i zawiłych intryg? Nie trzeba nawet pytać. Pewnie zastanawiacie się, czy klimatyczna czołówka też jest?
Można więc patrzeć na ten serial w dwojaki sposób. Jedni zobaczą kolejny z dziesiątek niemal identycznych kryminałów, w których bohater z problemami ściga nieuchwytnego mordercę i zaczną, nie bez racji, narzekać na brak oryginalności. Zwłaszcza że kanadyjska produkcja nawet nie próbuje udawać wyjątkowości na tle konkurencji i porusza się po dość oczywistych tropach. Fakt, że mroczne historie dobrze sprawdzają się w minusowych temperaturach, również odkryto już jakiś czas temu.
Inni zauważą jednak, także całkiem rozsądnie, że choć "Cardinal" powiela dobrze znane motywy, robi to z gracją, jaką pochwalić się może już znacznie mniejsze grono podobnych tytułów. Zrobić kolejny kryminał to jedno, ale zrobić go tak, by nadal chciało się go oglądać, mimo wrażenia, że gdzieś już to widzieliśmy, to zupełnie inna para kaloszy. A choć można tutejszym twórcom zarzucić pewną wtórność, to z całą pewnością nie da się narzekać na nieumiejętność przyciągnięcia naszej uwagi. Pod tym względem "Cardinal" czerpie wzorce od absolutnie najlepszych (spoglądam rzecz jasna w kierunku Skandynawii) i najzwyczajniej w świecie wie, jak należy to robić.
Fabularnie mamy do czynienia ze standardową historią. Para detektywów, John Cardinal (Billy Campbell z "The Killing") i Lise Delorme (Karine Vanasse z "Revenge" i "Pan Am"), pracuje wspólnie nad sprawą morderstwa nastoletniej dziewczyny, które okazuje się dziełem grasującego w okolicy seryjnego mordercy. Pojawiają się kolejne ofiary, konkretnych tropów brakuje, a czas nieubłaganie biegnie do przodu. A nie trzeba oczywiście wspominać, że nie ma go zbyt wiele, tym bardziej że odnalezione jako pierwsze ciało należy do nastolatki zaginionej kilka miesięcy wcześniej, której sprawy Cardinal nie zdołał wtedy rozwiązać.
Mamy więc kolejny obowiązkowy fragment układanki – poczucie winy i niezamknięty rozdział z przeszłości. Ta zresztą odgrywa tu większą rolę, bo nasz bohater ma na sumieniu jeszcze inne grzeszki, w które bezpośrednio wplątana będzie jego nowa partnerka. Bez psucia Wam niespodzianki mogę jeszcze tylko powiedzieć, że Lise Delorme ma swój własny cel, a jej współpraca z Cardinalem nie będzie usłana różami.
Choć sezon jest krótki, "Cardinal" i tak zdąży zaznaczyć cały szereg wątków, z jednymi radząc sobie lepiej, z innymi gorzej, ale w ogólnym rozrachunku wychodząc na plus. Zdecydowanie największa w tym zasługa pary głównych bohaterów i ich dynamicznej relacji, wokół której nieustannie krąży scenariusz. Duet detektywów – tak, to kolejny kryminalny schemat, ale po co czepiać się czegoś, co naprawdę dobrze funkcjonuje? A między Johnem i Lise od początku jest jakiś rodzaj chemii. On to na pierwszy rzut oka zamknięty w sobie ponurak, ona wydaje się mieć znacznie więcej entuzjazmu. Pozory bywają jednak mylące i w miarę odkrywania kolejnych faktów (rzecz jasna także z życia prywatnego bohaterów), status ich relacji zacznie się zmieniać.
Ważne też, że cała historia nie jest oderwana od rzeczywistości, co na duecie detektywów widać jak na dłoni. Pod tym względem najbliżej im wcale nie do skandynawskich odpowiedników, lecz do pary śledczych z "Broadchurch". To po prostu zwykli ludzie, którzy mieli pecha trafić do roboty, w której na co dzień obcuje się z najgorszymi typami na świecie. Pada tu świetny cytat, że można do tej pracy podchodzić na dwa sposoby: wrócić do domu, wypić piwo i zapomnieć o całej reszcie albo rozmyślać nad nią tak długo, aż się w niej zatraci. John i Lise wzajemnie się hamują przed popadaniem w te skrajności i właśnie dlatego tak dobrze się na nich patrzy. Wszak kto nie lubi oglądać stróżów prawa z mnóstwem wad?
Znów można by wprawdzie zacząć narzekać na kryminalne klisze, jednak "Cardinal" to taki rodzaju serialu, nad którego wtórnością naprawdę łatwo przejść do porządku dziennego. Wynika to w dużej mierze z szacunku, jaki przejawiają wobec widzów twórcy. Wiedzą, że nie trzeba wszystkiego powtarzać po dziesięć razy, by było zrozumiałe, ba, czasem w ogóle obejdzie się bez słów. Zdają sobie sprawę, że lepiej poświęcić czas na zbudowanie relacji z bohaterami, niż prowadzić widzów za rękę po fabularnych meandrach. Wiara we własny rozum oglądających to teraz tak rzadka sprawa, że warto to podkreślić jeszcze raz: twórcy "Cardinal" nie uważają widzów idiotów.
Dobrze wychodzą na tym zarówno oni i ich serial, jak i sami oglądający, którym dostarczono towar może i znany, ale za to wysokiej jakości i oglądany z nieukrywaną przyjemnością. Nie będzie "Cardinal" wymieniany wśród najlepszych produkcji tego roku, ale skłamałbym, mówiąc, że nie jest warty uwagi. Jeśli lubicie klimatyczne, kryminalne historie, nie straszne Wam czasem naprawdę mocne obrazki (nie chodzi o epatowanie brutalnością, a raczej o sugestywność – scenę autopsji mam nadal przed oczami jak żywą) i jeszcze dodatkowo uważacie, że zbrodnia najlepiej wygląda w zimowej scenerii, to "Cardinal" jest pozycją obowiązkową.
***
W kolejnej Serialowej alternatywie zmieniamy klimat na cieplejszy, ale bez kryminalnej intrygi się nie obejdzie. Zapraszam na hiszpański serial "Wiem, kim jesteś".