Nasz top 10: Najlepsze seriale marca 2017
Redakcja
8 kwietnia 2017, 22:00
"Wielkie kłamstewka" (Fot. HBO)
Za nami kolejny miesiąc, w którym niepodzielnie rządziły dwa seriale – "Legion" i "Wielkie kłamstewka". Doceniamy także "The Americans", "Konflikt: Bette i Joan", "Trzynaście powodów" czy kanadyjską "Anię".
Za nami kolejny miesiąc, w którym niepodzielnie rządziły dwa seriale – "Legion" i "Wielkie kłamstewka". Doceniamy także "The Americans", "Konflikt: Bette i Joan", "Trzynaście powodów" czy kanadyjską "Anię".
10. "Hap i Leonard" (powrót na listę)
Dwójka znajomych Teksańczyków wróciła w naprawdę dobrej formie. Drugi sezon "Hapa i Leonarda" oparty jest na powieści Joego R. Lansdale'a o tytule "Mucho Mojo" i przynajmniej na razie robi na nas lepsze wrażenie niż pierwsza odsłona tej historii. Fabuła jest znacznie bardziej mroczna niż przed rokiem, zahacza również o zaskakująco aktualne tematy społeczno-polityczne, a przy tym pozwala serialowi zachować wszystko to, co wyróżnia go na tle konkurencji.
Czyli przede wszystkim wyjątkowy klimat i niesamowitą chemię pomiędzy parą głównych bohaterów. James Purefoy i Michael Kenneth Williams to duet, którego serialowi może zazdrościć praktycznie każdy, bo przypuszczam, że panowie swoją charyzmą błyszczeliby nawet w reklamie kredytu gotówkowego. A co dopiero mówić o historii, która jednego z nich stawia w bardzo trudnym położeniu, a drugiemu każe wziąć się w garść, bo przyjaciel potrzebuje pomocy?
Dodajmy jeszcze czarny humor, ponure tajemnice, w które trzeba zagłębić się po samą szyję i szereg charakterystycznych postaci drugoplanowych, a otrzymamy produkcję, która może nie będzie dziełem wybitnym, ale zapewni kilka godzin rozrywki na najwyższym poziomie. My to kupujemy. [Mateusz Piesowicz]
9. "Five Came Back" (nowość na liście)
Obecność dokumentu w naszym podsumowaniu to ciągle rzadka sprawa, nawet gdy rzecz tyczy się produkcji Netfliksa. "Five Came Back" to jednak serial wyjątkowy. W nieco ponad trzygodzinnej opowieści udało się zamknąć kilka lat historii o słynnych hollywoodzkich reżyserach, którzy wyruszyli na fronty II wojny światowej, by kręcić propagandowe dokumenty, co może nie brzmi zbyt fascynująco, ale zapewniam, że takie jest.
Frank Capra, John Ford, John Huston, George Stevens i William Wyler to nazwiska, których miłośnikom kina nie trzeba przedstawiać, więc oni zapewne już czują się zachęceni. Całej reszcie mogę tylko "Five Came Back" szczerze polecić, bo to nie tylko po prostu świetnie zrobiony dokument, ale też zaskakująco emocjonalna i wielowątkowa historia skłaniająca do samodzielnego myślenia. Nikt tu nikogo nie wybiela, z całości czuć ewidentnie miłość do kina, ale już niekoniecznie do działań, jakich filmowcy byli świadkami. Co tu dużo mówić – kolejny netfliksowy strzał w sam środek tarczy. [Mateusz Piesowicz]
8. "American Crime" (powrót na listę)
John Ridley zrobił to po raz trzeci i mam nadzieję, że nie ostatni, bo ten sezon "American Crime" podoba mi się nawet bardziej niż poprzednie. Przede wszystkim jest bardzo na czasie – mówi dużo o tym, jak wygląda teraz American dream imigrantów nielegalnie przekraczających granice Stanów Zjednoczonych. Dwa, trzy pierwsze odcinki wystarczyły, żebyśmy zorientowali się, że to, co oglądamy na ekranie, to praktycznie współczesne niewolnictwo, pokazane realistycznie, z reporterską niemal dokładnością.
Rzecz tym razem dzieje się w Karolinie Północnej na jednej z ogromnych farm pomidorów. Choć w serialu nie brak scen, które wyglądają wypisz, wymaluj jak z pierwszego lepszego filmu o niewolnikach – gigantyczne pole, tłumy pracujących ludzi i pilnujący ich poganiacze – "American Crime" nie jest oskarżeniem pod adresem jakiekolwiek człowieka, a raczej dojmującym obrazem systemu, który przestał działać.
A w tym wszystkim jak zwykle mamy małe historie zwykłych ludzi – zdesperowanego ojca, który przyjeżdża z Meksyku szukać zaginionego syna, farmerów, którzy starają się nie patrzeć na warunki, w jakich żyją ich pracownicy, młodzieży zmuszanej do prostytucji, pracowników opieki społecznej każdego dnia zmagających się z tysiącem problemów. Życie w nich wszystkich tchnęli znakomici aktorzy: Felicity Huffman, Benito Martinez, Regina King, Richard Cabral, Connor Jessup, Sandra Oh i inni.
"American Crime" to jazda obowiązkowa w tym sezonie i zarazem serial, który na tle tego, co serwuje amerykańska telewizja ogólnodostępna, błyszczy jak diament. [Marta Wawrzyn]
7. "Trzynaście powodów" (nowość na liście)
Netfliksowy hicior, którego siła rażenia nieco mnie zaskoczyła. Oczywiście, wiadomo było, że ekranizacja bestsellerowej książki Jaya Ashera o samobójstwie nastoletniej dziewczyny nie przejdzie bez echa i wzbudzi wiele dyskusji. Chyba jednak nikt nie sądził, że Netfliksowi uda się stworzyć aż tak uzależniający serial, który chciało się obejrzeć jednym tchem.
Choć nastu lat nie mam już od dawna, przyznaję, że zarwałam kilka nocy dla "Trzynastu powodów" i dałam się wkręcić w taśmy prawdy Hanny Baker. To niewątpliwie bardzo wykalkulowany serial, którego twórcy wiedzieli, że będziemy chcieli koniecznie sprawdzić natychmiast co dalej. Ale paradoksalnie to też serial, który ma w sobie bardzo dużo szczerości, autentyczności. Takie rzeczy się dzieją w szkołach, nie tylko amerykańskich. Takie osoby jak Hannah czasem nie wytrzymują i rzeczywiście odbierają sobie życie, nie mogąc znieść dalszych upokorzeń. Zdecydowanie powinno się o tym mówić i powinno się to robić dokładnie tak jak serial Netfliksa – traktując każdego widza jak dorosłego człowieka.
Scenariusz "Trzynastu powodów" zasługuje na niejedną nagrodę, ale na medal spisali się także spece od castingu. O ile na drugim planie różnie bywa, o tyle grający główne role Katherine Langford i David Minnette są po prostu rewelacyjni. To dzięki nim ta emocjonalna bomba działa, wydaje się ze wszech miar prawdziwa, a jej bohaterowie szybko stają się nam bliscy. Tak właśnie powinno się robić seriale młodzieżowe, które chcą być czymś więcej niż tylko kolejnym miłym guilty pleasure. [Marta Wawrzyn]
6. "Ania" (nowość na liście)
Rzadko się zdarza, by nowe ekranizacje klasycznej literatury były szczególnie udanymi produkcjami. Ich twórcy nie potrafią odnaleźć złotego środka pomiędzy zachowaniem ducha pierwowzoru, a uczynieniem całości interesującą dla współczesnego odbiorcy. Tym większym zaskoczeniem jest, jak poradziła sobie z tym zadaniem Moira Walley-Beckett, autorka "Ani", najnowszego serialowego wcielenia "Ani z Zielonego Wzgórza".
Serial, który na Netfliksie pojawi się w maju, zaliczył naprawdę udany debiut, przedstawiając dobrze znaną historię Ani Shirley, sieroty, która przypadkowo trafiła pod opiekę Maryli i Mateusza Cuthbertów zamieszkałych na kanadyjskiej Wyspie Księcia Edwarda. Zarażająca pozytywną energią, wygadana i obdarzona bogatą wyobraźnią dziewczynka szybko odmienia życie wszystkich dookoła, łącznie z widzami. Bo szczerze przyznaję, że podchodziłem do tej produkcji raczej chłodno – niewiele czasu trzeba jednak było, by "Ania" stała się jednym z ważniejszych punktów mojej ramówki.
Może to zasługa cudownej prostoty, która bije ze scenariusza, może urzekających okoliczności przyrody, a może dodanej do fabuły dawki realizmu. Tak naprawdę zalety "Ani" mógłbym wymieniać długo (nie zapominając o fantastycznej Amybeth McNulty w tytułowej roli), a pewnie i tak nie zrozumiałbym do końca, co zdecydowało o jej sukcesie. Ten jednak jest niezaprzeczalny, a obecność w naszym rankingu tylko to potwierdza. [Mateusz Piesowicz]
5. "The Good Fight" (utrzymana pozycja)
"The Good Fight" wciąż w gruncie rzeczy jest serialem raczej solidnym niż wybitnym, a jednak już drugi miesiąc utrzymuje się w czołówce naszej listy, i to przy naprawdę dużej konkurencji. I nic dziwnego, bo widać, że państwo Kingowie mają dużo pomysłów zarówno na rozwijanie postaci, które w "Żonie idealnej" nie grały pierwszych skrzypiec (mówię tu przede wszystkim o Marissie i Lucce, Diane zawsze była i jest królową), jak i na nowych bohaterów.
W marcu "The Good Fight" udało się skomentować "zaginiony" odcinek "Law & Order" o polityku bardzo przypominającym Donalda Trumpa, wprowadzić zgrabnie Elsbeth Tascioni i wysłać ją na wojnę z Mike'iem Krestevą czy też zaliczyć całkiem interesującą dyskusję o mowie nienawiści w internecie. Ciągle trochę brakuje w tym wszystkim jakiejś wisienki na torcie, ale spokojnie, ten serial dopiero się rozkręca. I rozkręcając się, dostarcza nam co tydzień porządnej dawki emocji. [Marta Wawrzyn]
4. "Konflikt: Bette i Joan" (nowość na liście)
Różnej jakości produkcje miewał w swojej karierze Ryan Murphy, ale z ulgą donosimy, że "Feud" będzie się zaliczał do tych udanych. Nowa antologia, w której twórca "American Crime Story" bierze na warsztat słynne, gwiazdorskie konflikty, którymi interesował się cały świat, to Murphy w niemal najlepszej wersji. Poruszający i świetnie zagrany serial, nieunikający trudnych tematów i skrywający bardzo ludzkie emocje pod efektowną powierzchnią.
Tak właśnie należy traktować 1. sezon "Feud", przenoszący nas do lat 60. w Hollywood. Wtedy właśnie powstał film "Co sie zdarzyło Baby Jane?", czyli traktowana z pobłażaniem przez producentów historia, która miała przywrócić blask dwóm gwiazdom kina sprzed lat – Bette Davis i Joan Crawford. Marcowe odcinki serialu poświęcone są w dużej mierze właśnie pracy na planie i niepewności, jaka towarzyszyła aktorkom i twórcom filmu. Wszak od jego powodzenia zależała niejedna kariera, ze szczególnym uwzględnieniem dwóch głównych zainteresowanych.
"Feud" pozwala nam jednak zajrzeć dalej niż tylko za kulisy filmowej produkcji, o których możecie przeczytać w dowolnym opracowaniu historycznym. Murphy chce nam pokazać, że za ikonami kina kryły się prawdziwe kobiety, w dużym stopniu zniszczone przez show-biznes, którego były częścią. Crawford i Davis (brawurowo zagrane przez Jessikę Lange i Susan Sarandon) bywają absolutnie okropne, ale czasem trudno im nie współczuć, obserwując, jak bardzo zawodziły, gdy w grę wchodziło coś innego niż aktorska kreacja. Jest w tym kiczowatym blichtrze coś zaskakująco autentycznego, a to oznacza tylko tyle, że Ryan Murphy znów stanął na wysokości zadania. [Mateusz Piesowicz]
3. "The Americans" (powrót na listę)
"The Americans" w tym sezonie dopiero buduje napięcie, ale gdyby wszystkie seriale tak potrafiły! Tutaj do rozstroju nerwowego potrafi widza doprowadzić nawet taka "zwykła" scena, w której bohaterowie przez dziesięć minut kopią dół, nic przy tym do siebie nie mówiąc. Takich drobiazgów w czterech marcowych odcinkach było bardzo, bardzo dużo – poczynając od koszmarów przeżywanych przez Paige i jej treningów z matką, poprzez sceny rozgrywające się w Kansas, aż po problemy Olega, młodego Miszę zmierzającego w kierunku Ameryki i wątpliwości coraz bardziej widoczne na twarzach Philipa i Elizabeth.
Serial telewizji FX bardzo dokładnie wie, dokąd zmierza, i to widać. Dlatego łatwo mu wybaczyć to, że nie w każdym odcinku oferuje fajerwerki – zanim wszystko zostanie zburzone jednym zdecydowanym ruchem, trzeba to zbudować. To właśnie dzieje się w "The Americans" teraz – i lepiej zapnijcie pasy, bo w drugiej połowie sezonu szykuje się niejeden wybuch. [Marta Wawrzyn]
2. "Wielkie kłamstewka" (utrzymana pozycja)
"Wielkie kłamstewka" to serial napisany, zagrany i nakręcony jak oscarowy film, a w marcu – czyli jeszcze przed rewelacyjnym finałem – mieliśmy dużo czasu, aby spokojnie się nim delektować. Z jednej strony narastał szkolny konflikt, nakręcany przez Renatę i Jane, które coraz mniej rozumiały z całej sytuacji i coraz bardziej zbliżały się do krawędzi. Z drugiej, boleśnie oczywiste stawało się to, że Celeste ma męża potwora i nie potrafi się od niego uwolnić. Z trzeciej, mieliśmy jeszcze Madeline i jej małżeństwo, w którym zdecydowanie za dużo jest udawania. A gdzieś w tym wszystkim udało się jeszcze zmieścić mnóstwo wątków pobocznych, związanych z różnymi osobami z życia głównych bohaterek.
Krótko mówiąc, twórcy "Wielkich kłamstewek" przedstawili nam życie matek pierwszaków z rajskiego Monterey z ogromną drobiazgowością, budując podwaliny pod wielki wybuch, który miał nastąpić w finale. Z każdym odcinkiem serialowe charaktery, zwłaszcza te kobiece, stawały się coraz bardziej skomplikowane, a ich bajkowe życie coraz mniej godne pozazdroszczenia.
Choć wszystkie aktorki spisały się na medal i w serialu nie ma ani jednej nieciekawej bohaterki, z każdym kolejnym odcinkiem na prowadzenie coraz bardziej wysuwała się Nicole Kidman, która stworzyła postać zbudowaną ze sprzeczności – eteryczną i stalową, powściągliwą i namiętną, targaną wątpliwościami i gotową szybko przejąć sprawy w swoje ręce. Tysiąc twarzy Celeste Wright pozostanie z nami jeszcze na długo, tak jak i cały serial, który na pewno będziemy jeszcze chwalić w podobnym podsumowaniu kwietnia. [Marta Wawrzyn]
1. "Legion" (utrzymana pozycja lidera)
Marzec był naprawdę mocnym serialowym miesiącem, obfitującym w tytuły, które w jakimś sensie zasłużyły na szczyt naszego zestawienia. Wszystkie one musiały jednak ustąpić, bo król jest tylko jeden. Podobnie jak w lutym, tak i tym razem "Legion" pozbawił konkurencję złudzeń, serwując nam aż pięć odcinków czystego ekranowego szaleństwa, chwilami wpadającego w zwykły geniusz.
Bo jak inaczej określić cuda, które nazywaliśmy największym odlotem od czasów "Twin Peaks"? Jak należycie docenić serial, który w jednej chwili potrafi przemienić się ze słodkiego romansu w najprawdziwszy horror? Co powiedzieć o produkcji, która nawet, gdy wpada w pewne schematy i tak czaruje oryginalnością? Jak wreszcie opisać coś tak doskonałego pod każdym względem, że chciałoby się tylko zapętlić obraz i oglądać, i oglądać, i oglądać…
A najlepsze w tym wszystkim, że pomimo tony zachwytów z poprzedniego akapitu, nadal nie dotarłem do finału! Ten natomiast był wisienką na torcie wspaniałości, dopełniając wrażenia przemyślanego w najdrobniejszych detalach dzieła, na które mógł wpaść tylko ktoś taki, jak Noah Hawley. Żałuję w tej chwili tylko jednego – szkoda, że finał nie przypadł już na nasz kwietniowy ranking, mielibyśmy wtedy wyjątkową okazję sprawdzenia, jak jego twórca radzi sobie w konfrontacji z samym sobą. Wszak nowe "Fargo" już za rogiem. Jak dobrze, że nas pan nie opuszcza, panie Hawley! [Mateusz Piesowicz]