Na linii frontu. Recenzujemy pierwszy odcinek nowego serialu "Guerrilla"
Michał Kolanko
14 kwietnia 2017, 21:33
"Guerrilla" (Fot. Sky Atlantic)
"Guerrilla" to opowieść o czasach, które na pierwszy rzut oka dawno już minęły. Ale ten serial – dotyczący walki z dyskryminacją rasową w Londynie na początku lat 70. – ma bardzo aktualny przekaz. Niewielkie spoilery.
"Guerrilla" to opowieść o czasach, które na pierwszy rzut oka dawno już minęły. Ale ten serial – dotyczący walki z dyskryminacją rasową w Londynie na początku lat 70. – ma bardzo aktualny przekaz. Niewielkie spoilery.
"Guerrilla" to sześcioodcinkowy projekt Sky Atlantic/Showtime, którego pierwszy odcinek można oglądać od dziś na HBO GO. Kolejne będą udostępniane co piątek, a 17 maja planowana jest emisja na HBO3. O czym jest "Guerrilla"? To opowieść o tym jak i dlaczego polityczne zaangażowanie zmienia się w walkę z bronią w ręku. I dotyczy walki z dyskryminacją rasową, nierównościami społecznymi w Londynie na początku lat 70-tych. Tłem jest restrykcyjna Ustawa Imigracyjna z 1971. Przeciwko czarnoskórym aktywistom brytyjska policja powołuje specjalną komórkę wywiadowczą, tzw. Black Power Desk, która działa w niezwykle brutalny sposób.
W tych właśnie warunkach poznajemy uczestników dwóch stron konfliktu. Z jednej strony Marcus (Babou Ceesay) i Jas (Freida Pinto). Z drugiej – nadinspektor Nicholas Pence (Rory Kinnear). Pierwszy odcinek pokazuje, jak Marcus i Jas zmieniają się z aktywistów w ludzi, którzy przez większą część ówczesnego świata byli uznawani za terrorystów. Przyczyną jest morderstwo, którego ofiarą staję się jeden z ich przyjaciół. A sprawcami są funkcjonariusze policji. Ta scena jest jedną z najbardziej szokujących w całym odcinku.
"Guerrilla" nie jest prostym serialem w odbiorze. Nie tylko ze względu na przemoc, która pokazana tu jest z naturalistyczną wyrazistością. Wymaga od widza skupienia i umiejętności przeniesienia się w świat, który na pierwszy rzut oka bardzo różni się od współczesnej Wielkiej Brytanii. Sposób, w który traktowani są Afroamerykanie i wszyscy, którzy różnią się od białej ludności Londynu, to jak traktuje ich policja oraz przedstawiciele władz – to wszystko może wywołać zaskoczenie, a nawet szok.
Scenarzystą większości odcinków i twórcą serialu jest laureat Oscara John Ridley – znany m. in. dzięki filmowi "Zniewolony. 12 Years a Slave" oraz oczywiście "American Crime". Co nie jest zaskoczeniem, Ridley i w tym serialu fenomenalnie odnajduje się w tematyce społeczno-politycznej. Ale "Guerrilla" – przynajmniej w pierwszym odcinku – nie jest szeroką, epicką historią. I chociaż w tematyce przypomina zarówno "Show Me a Hero", jak również "The Wire", to Ridley postanowił opowiedzieć dużo bardziej osobistą, skoncentrowaną na dwóch-trzech postaciach historię. Nie eksperymentuje też z formą. "Guerrilla" zrealizowana jest z dbałością o detale z epoki, ale jednocześnie bardzo klasycznie. Nie ma tu mowy o eksperymentach z formą – być może dlatego, by ta nie przesłoniła treści.
"Guerrilla" to, jak wspominano, historia transformacji – od aktywisty do terrorysty. Ale nie tylko. I na szczęście jest to historia opowiedziana bardzo zręcznie, bez nadmiernego patosu. Kroki, które podejmują w pewnym momencie Marcus i Jas nieodwracalnie zmieniają ich życie. "Jesteście teraz żołnierzami" – słyszą pod koniec pierwszego odcinka. I kolejne będą zapewne opowiadać o tym, jak ta dwójka będzie radzić sobie w nowych warunkach. W tle jest Idris Elba jako Kent, przywódca i mentor reprezentujący inne – oparte nie na przemocy – podejście do ruchu mającego zapewnić równość mniejszościom rasowym.
Bo ten serial to momentami też bardzo zniuansowana opowieść o tym, jak można walczyć o swoje ideały. Jas i Marcus wybierają przemoc – chociaż ta decyzja nie jest dla nich łatwa. Są jednak inne metody. W tym sensie jest to opowieść bardzo uniwersalna. Ale nie tylko dlatego. Kwestie takie jak uprzedzenia rasowe, brutalność policji, nierówności na tle społecznym, przepaść między grupami społecznymi, radykalizm – to wszystko bardzo aktualne tematy, z którymi zmaga się współczesny świat. I dlatego mimo historycznego tła "Guerilla" nie jest tylko uniwersalna, ale i bardzo aktualna.
Nie jest to serial dla każdego. Tematyka jest trudna, serial wymaga skupienia i uwagi, a jego ton jest bardzo, bardzo mroczny, momentami przytłaczający. I chwilami "Guerrilla" nie dźwiga ciężaru całej historii i spraw o których opowiada, bywają momenty w których akcja rozwija się nadmiernie powoli i wydawałoby się nieco bez celu. Ale to tylko momenty. Ostatecznie to niezwykle poruszający serial, który warto zobaczyć chociażby po to, by przekonać się jak bardzo zmienił się – i jednocześnie pozostał taki sam – współczesny świat.