Czy jest życie po polityce? Recenzja 6. sezonu "Veepa"
Michał Kolanko
17 kwietnia 2017, 21:12
"Veep" (Fot. HBO)
Przez pięć sezonów "Veep" w celny sposób pokazywał, jak naprawdę wygląda tzw. wielka polityka. W nowym znajdziemy próbę odpowiedzi na pytanie: co dalej? I jest to bardzo przykry obraz dla wszystkich zainteresowanych. Spoilery!
Przez pięć sezonów "Veep" w celny sposób pokazywał, jak naprawdę wygląda tzw. wielka polityka. W nowym znajdziemy próbę odpowiedzi na pytanie: co dalej? I jest to bardzo przykry obraz dla wszystkich zainteresowanych. Spoilery!
David Mandel zabiera w tym roku widzów "Veepa" na zupełnie nieznane wody. I to dosłownie. Po porażce w 5. sezonie Selina Meyer i jej dawna ekipa muszą odnaleźć się w nowej rzeczywistości. "Veep" zawsze pokazywał politykę od środka, ale była to polityka tej czy innej administracji. Teraz format zmienia się w najbardziej dramatyczny sposób od początku emisji serialu.
Ale na szczęście chociaż Meyer nie jest już prezydentem, to "Veep" nie stracił nic ze swojego charakteru. Jest nadal drapieżny, wulgarny i trafny w opisie tego, co dzieje się z ludźmi, którzy tracą swoją władzę i pozycje. Chociaż każdy ekspolityk powtarza, że w nowej rzeczywistości jest mu lepiej, to zawsze jest to podszyte mniejszym lub większym pragnieniem powrotu. Dlatego politycy tak często próbują swoich sił w mediach lub doradztwie, lobbingu czy innej podobnej działalności – chcą uczestniczyć w grze, nawet jeśli nie ma mowy już o powrocie na boisko w pierwszym składzie.
Była prezydent Meyer ma jednak plan, co wyraźnie widać w pierwszych trzech odcinkach "Veepa", które już oglądałem. Poza budową swojego politycznego dziedzictwa i reprezentowaniem Ameryki na zewnątrz (w krajach takich jak Gruzja) Meyer chce wrócić do prawdziwej polityki i wystartować ponownie. Nie wystarczy jej niewielkie biuro w Nowym Jorku i trzy samochody z ochroną, chce powrotu do gry. Jej córka reaguje na ten pomysł wybuchem płaczu. Ben tłumaczy Selinie, że taki powrót nie ma politycznego sensu. Ale wiemy, że Meyer tak łatwo się nie poddaje.
Zresztą nikt z ekipy byłej prezydent nie czuje się spełniony w nowej roli. Dan próbuje swoich sił jak prezenter w telewizji śniadaniowej, gdzie jest poniżany na każdym kroku. "Proszę, zawiąż mi ten kabel na szyi do czasu, aż przestanę oddychać" – mówi do jednego z techników po kolejnym segmencie swojego programu. Nawiasem mówiąc, kilka scen, w których widzimy, jak działa ten program i ten newsroom, jest dużo bliższych prawdzie o dziennikarstwie telewizyjnym niż wszystkie odcinki "Newsroomu" Aarona Sorkina razem wzięte.
Kent doradza kongresmenowi Ryanowi z New Hampshire, być może jedynej postaci w całym serialu, która nie chce powrotu do przeszłości. Jonah nie zmienił się wiele – miał raka i jest teraz łysy, ale oczywiście próbuje wykorzystać to politycznie. W odcinku toczącym się w Gruzji Ryan – po tym jak polecił mu to jeden z pracowników hotelu – trafia na koncert "lokalnej grupy muzycznej", która okazuje się neonazistowską kapelą. Pogardzają nim oczywiście jego koledzy z Kongresu, czego on stara się nie dostrzegać.
Nieszczęśliwi są wszyscy. Amy jako narzeczona i jednocześnie szefowa kampanii Buddy'ego w Nevadzie, Dan jako dziennikarz, Mike jako ojciec, Kent jako doradca, Ben jako konsultant (jak się okazuje, nie tylko Ubera, ale i wielu polityków zagranicznych). Ben, nawiasem mówiąc, przedstawia jedną z najbardziej oryginalnych definicji Ubera, jaką można było do tej pory usłyszeć w telewizji: "Grupa dzieciaków, którzy nigdy nie nauczyli się jeździć po pijaku". W zasadzie problemów nie zgłasza tylko Gary, ale on nadal robi to co zawsze: chodzi za Seliną z torbą i spełnia jej wszystkie zachcianki.
Ale to, iż główni bohaterowie znaleźli się na mniejszym lub większym dnie, nie sprawia, że serial przestał być zabawny. Tak jak wspomniałem, "Veep" nie stracił nic ze swojej wulgarności i dobrze pojętego obrazoburstwa. Selina nadal przekracza granice cynizmu, a "Veep" trafnie pokazuje, jak trudno żyć bez polityki na najwyższym szczeblu, jeśli ktoś zajmował się nią całe życie. I jednocześnie David Mandel pokazuje, że w tym projekcie nadal – mimo tylu lat na karku – może być miejsce na świeżość i odkrywanie nowych elementów. Po pięciu latach od startu to rzadkie osiągnięcie.
"Veep" jest nadal aktualny w kontekście politycznym, chociaż w nieco paradoksalny sposób. Po objęciu władzy przez Donalda Trumpa niektóre działania i osoby z jego administracji były porównywane do scen i postaci z "Veepa". Np. kolejne koszmarne wpadki obecnego rzecznika Białego Domu Seana Spicera są kontrastowane z tym, jak na tym stanowisku radził sobie Mike. I to najlepiej pokazuje klimat, który panuje teraz w Ameryce. I to mimo tego, że "Veepa" w tym sezonie trudno będzie odnieść do bieżącej polityki.
Pozostaje tylko obserwować, czy Selina Meyer odnajdzie się w nowych warunkach. I czy jej ekipa chociaż trochę przestanie być nieszczęśliwa.