Seks to tylko produkt. Recenzja "Hot Girls Wanted: Turned On" – nowego serialu dokumentalnego Netfliksa
Nikodem Pankowiak
21 kwietnia 2017, 12:32
"Hot Girls Wanted: Turned On" (Fot. Netflix)
Jeśli lubicie oglądać porno, trzymajcie się od "Hot Girls Wanted" z daleka. Możliwe, że po tym serialu już nigdy nie będziecie mogli na nie spojrzeć.
Jeśli lubicie oglądać porno, trzymajcie się od "Hot Girls Wanted" z daleka. Możliwe, że po tym serialu już nigdy nie będziecie mogli na nie spojrzeć.
Na Netfliksie debiutuje dziś "Hot Girls Wanted: Turned On" – sześcioodcinkowy serial dokumentalny, o którym pewnie niewiele słyszeliście. Z jakiegoś powodu Netflix za bardzo się tą produkcją nie chwali. A szkoda, bo po pierwsze, jest to kontynuacja pełnometrażowego dokumentu, również dostępnego w tym serwisie, a po drugie, to naprawdę dobrze zrobiony serial dokumentalny. Miałem okazję zobaczyć cztery z sześciu zapowiedzianych odcinków i łapałem się na tym, że choć to, co widziałem, było często odrażające, nie mogłem oderwać się od ekranu. W serialu nie ma nic wulgarnego, nagości tu jak na lekarstwo – i bardzo dobrze, bo siłą rzeczy mogłaby ona odwracać uwagę od spraw istotniejszych.
"Hot Girls Wanted: Turned On" nie jest zwykłym przedłużeniem swojego filmowego poprzednika, choć odpowiadają za niego ci sami producenci – z Rashidą Jones, która wyreżyserowała także pierwszy odcinek, na czele. Mimo że spektrum prezentowanych tutaj tematów jest szersze, warto zaznajomić się wcześniej z filmem, choćby dlatego że możecie wtedy inaczej spojrzeć na jedną z zaprezentowanych historii. Serial nie skupia się jednak wyłącznie na branży porno – choć nadal gra ona tutaj pierwsze skrzypce, poruszany zostaje choćby temat wpływu internetu na nasze życie seksualne, związki i relacje z innymi ludźmi. Jak łatwo się domyślić, nie jest to wpływ szczególnie pozytywny.
Dużo więcej miejsca poświęca sie jednak samej branży porno i nawet jeśli twórcy przez większość czasu nie prezentują nam niczego szczególnie odkrywczego – bo chyba dla nikogo nie będzie odkryciem, że cały ten światek jest w gruncie rzeczy bardzo smutny – to robią to na tyle sugestywnie, że należą im się słowa uznania. Są tutaj historie z potencjałem na coś więcej niż jeden 40-minutowy odcinek, ale nie wszystko zawsze się zazębia, jak np. wtedy, gdy nagle w 2. odcinku twórcy przeskakują do świata randkowania online i Tindera, by później porzucić temat zupełnie i w kolejnych odcinkach znów skupić się na branży porno. Internet, choć później prezentowany już niemal wyłącznie z perspektywy osób zaangażowanych w przemysł pornograficzny, towarzyszy nam jednak przez cały czas. Jak na dłoni widzimy, jak bardzo zmienił on całą branżę – teraz gwiazdeczką z gronem oddanych fanów może zostać każda dziewczyna mająca w domu kamerkę internetową i pokój, do którego nie zajrzą nagle rodzice.
Największe uwagi mam chyba właśnie do 2. odcinka, tego z Tinderem. Przede wszystkim, przez cały seans nie mogłem pozbyć się wrażenia, że śledzę od początku do końca wyreżyserowany spektakl, a jeśli nie potrafisz uwierzyć dokumentowi w zaprezentowaną historię, to coś tu jest zdecydowanie nie tak. Po drugie, udowadnianie widzom w 2017 roku, że wszystkie te aplikacje i media społecznościowe tylko izolują ludzi od siebie, to jak chwalenie się polifonicznym dzwonkiem w telefonie. Wszyscy już od dawna od tym wiedzą, dlatego zdecydowanie lepiej serial prezentuje się wtedy, gdy pokazuje nam kulisy branży porno. A te są wyjątkowo dołujące.
Jak słyszymy w jednym z odcinków, nikt nie zaczyna kariery w filmach dla dorosłych, bo "kocha uprawiać seks", choć takie zapewnienia padają często. Wszyscy robią to dla pieniędzy, bo kwoty w branży porno są stosunkowo wysokie, nawet jeśli nie jesteś gwiazdą i dopiero stawiasz pierwsze kroki w tym świecie. Dla wielu tych dziewczyn, które swoje kariery zaczynają natychmiast po ukończeniu pełnoletności, wybór jest więc prosty – lepszy seks z nieznajomym przed kamerą niż praca za 10 dolarów na godzinę. Oczywiście bardzo szybko widzimy, że te historie często nie kończą się dobrze. Dziewczyny zaczynają działać wbrew sobie, robią rzeczy, na które nie mają ochoty, byleby tylko zgadzał się stan konta. Później jest im trudno funkcjonować z takim obciążeniem psychicznym, więc uciekają w używki.
Cała branża porno jest tutaj wyjątkowo depresyjna – aktorzy i aktorki często wyglądają na najsmutniejszych ludzi na świecie i zwykle zostają sprowadzeni do roli przedmiotu. Ten ostry seks, który my możemy zobaczyć później w internecie, ma niewiele wspólnego z rzeczywistością – facet musi wziąć tabletkę, aby przypadkiem nie zawieść na samym końcu, bo wtedy nie dostanie wypłaty, a laska tylko udaje, że sprawia jej to przyjemność. Zwykle nie sprawia wcale. Seks jest tutaj tylko produktem, który należy dobrze sprzedać, nie ma znaczenia, w jaki sposób ten produkt powstaje. To jak z markowymi ubraniami – wyglądają dobrze, ale wolisz nie wiedzieć, że szyją je małe dzieci w nieludzkich warunkach. Twórcom bardzo dobrze udaje się uchwycić bezduszność tego świata, gdzie kobiety często sprowadzone są do roli przedmiotu, z którym wręcz należy obchodzić się brutalnie, bo tego oczekuje publika.
Na szczęście nie jest tak przez cały czas. Zaskoczeniem może być dla niektórych pierwszy odcinek, w którym widzimy, jak kobiety – reżyserki i producentki filmów porno – próbują zmieniać branżę na lepsze. Ten odcinek ma wręcz pozytywny wydźwięk, bo oto poznajemy ludzi, którzy chcą pokazywać seks takim, jakim jest albo przynajmniej powinien być – doświadczeniem, w którym chodzi o bliskość między dwójką ludzi. Tu kobiety nie są jedynie lalkami służącymi do zaspokojania męskich fantazji – ich potrzeby są równie ważne i nikt nie śmiałby nawet sugerować, aby robiły coś wbrew swej woli – a samo porno próbuje się przedstawiać w artystyczny sposób. To zdecydowanie zbyt rzadko spotykane w branży, gdzie kobieta jest tylko kawałkiem mięsa.
Netflix kolejny raz udowodnił, że potrafi robić dokumenty. "Hot Girls Wanted: Turned On" może momentami sprawiać wrażenie zbyt wyreżyserowanej produkcji, jednak zostaje to przyćmione przez dosadność, z jaką momentami pokazuje się cały ten świat. Tym większe brawa za to, że udało się osiągnąć ten efekt bez wulgarności i epatowania nagością. Być może właśnie w tym tkwi sekret – pewne rzeczy musimy sobie wyobrażać i nie są to myśli szczególnie przyjemne. Oglądajcie, ku przestrodze.