"Pozostawieni" wyprzedzili swoją epokę. Rozmawiamy z Christopherem Ecclestonem – serialowym Mattem
Marta Wawrzyn
30 kwietnia 2017, 22:04
"Pozostawieni" (Fot. HBO)
W serialu fanatyk, w rzeczywistości ateista. Chciał być Kevinem, ale Lindelof rozbudował dla niego postać Matta. Dawny Doktor Who opowiada nam, jak odnalazł się w Ameryce i co zmienili w jego życiu "Pozostawieni".
W serialu fanatyk, w rzeczywistości ateista. Chciał być Kevinem, ale Lindelof rozbudował dla niego postać Matta. Dawny Doktor Who opowiada nam, jak odnalazł się w Ameryce i co zmienili w jego życiu "Pozostawieni".
Christophera Ecclestona, podobnie jak Damona Lindelofa i Justina Theroux, spotkałam w Wielki Piątek, dzień po europejskiej premierze "Pozostawionych" na festiwalu Series Mania w Paryżu. Pierwsze, co zrobił, to rzucił się witać z każdym dziennikarzem z osobna – wszyscy po kolei usłyszeliśmy bardzo energiczne "Cześć, jestem Chris!" – i zasugerował pootwieranie okien w celu przepędzenia resztek oparów francuskiego wina z poprzedniego wieczoru. Jak na Brytyjczyka przystało, podczas wywiadu kurował się herbatą.
Zanim zdążyliśmy go o cokolwiek zapytać, zaczął nam opowiadać, że przyjechał do Francji prosto z brytyjskiego Lake District, gdzie w kwietniu ruszyły zdjęcia do 2. sezonu serialu "The A Word" (pisaliśmy o nim w Serialowej alternatywie). W cztery miesiące powstanie sześć nowych odcinków, które powinniśmy zobaczyć jeszcze w tym roku. Eccleston nas uświadomił, że kręcenie takiego serialu w tym przepięknym miejscu jest wyzwaniem, bo są problemy z zasięgiem komórkowym, a w obsadzie znajdują się osoby z niepełnosprawnością.
A potem już przeszliśmy do "Pozostawionych", których nowy odcinek – jeszcze lepszy od poprzednich! – możecie zobaczyć w poniedziałek w HBO, najpierw w środku nocy o godz. 3:00, potem o godz. 20:10, a w międzyczasie oczywiście na HBO GO. Zanim jednak wybierzemy się wszyscy do Australii, zapraszam do lektury rozmowy z odtwórcą roli pastora Matta Jamisona.
Zrobiłeś bardzo dużo filmów i seriali telewizyjnych – powiedz, czym z Twojej perspektywy wyróżnili się "Pozostawieni".
Praca dla HBO była zawsze moją ambicją, oglądałem ich produkcje z ostatnich dziesięciu, piętnastu lat i naprawdę je podziwiałem. Przeczytałem też trochę książek – które być może też czytaliście – w stylu "Difficult Men: Behind the Scenes of a Creative Revolution". Jest ich sporo, nie wszystkie teraz pamiętam. Bardzo mnie też zaintrygowała kultura writers' roomu i ten sposób tworzenia telewizji. Wszystkie książki, które czytałem, traktują tak naprawdę o procesie pisania scenariuszy.
Zawsze miałem silne relacje ze scenarzystami – Jimmym McGovernem, Peterem Bowkerem, Russellem T Daviesem – i chciałem być też częścią kultury opartej na writers' roomie. Co tak właściwie jest przeciwieństwem tego, jak byłem kształcony – bo jeśli jesteś ukształtowany przez teatr i brytyjską telewizję, zawsze masz cały scenariusz, początek, środek i koniec, i możesz dokonywać wyborów. W przypadku pracy z writers' roomem tak nie jest i ja bardzo wcześnie zdecydowałem, że zgodzę się na to. Nie sądzę, abym był w stanie to zrobić, gdybym miał głupiego showrunnera, bo mogłoby to się skończyć upokorzeniem. Co innego Damon Lindelof i jego ekipa.
Często jest tak, że showrunnerzy studiują rozmowy aktorów i kradną, przejmują rzeczy, o których ci mówią. Wiem, że Damon nie miał zamiaru umieszczać Matta Jamisona w serialu, bo w książce Matt ma tylko dwie strony. Mnie ten bohater zainteresował, bo w powieści Perrotty jest kimś w rodzaju trędowatego, outsiderem, który jątrzy wśród ludzi. Spodobał mi się jako bardzo dramatyczna postać i udało mi się umówić na spotkanie z Damonem, pogadać z nim i… cóż, porozmawialiśmy o religii, a potem on zdecydował się mnie obsadzić i zobaczyć, co można zrobić z Mattem.
Jak wyglądała ta Wasza rozmowa o religii? Zdradzisz trochę więcej?
Wydaje mi się, że zapytałem Damona: "w co wierzysz?", a on odpowiedział: "hmm, to bardzo złożona sprawa, a ty w co wierzysz?". Odpowiedziałem, że jestem ateistą, a on na to, że dla niego to dużo bardziej skomplikowane. Nie pamiętam, jak dokładnie w końcu się określił. Ale trochę rozmawialiśmy o religii w odniesieniu do mojej postaci i najwyraźniej powiedziałem mu coś takiego: "Matt Jamison, pastor episkopalny, skonfrontowany z Nagłym Odejściem, stałby się bardziej religijny". Nie rozpoznaję tego kompletnie, ale on mówi, że mu to wtedy powiedziałem. I wtedy on przeskoczył do biblijnego Hioba.
A później coś dziwnego stało się w moim życiu: zacząłem natykać się ciągle na Hioba. Była na przykład nie tak dawno temu rocznica Biblii Króla Jakuba i pojawiłem się w Opactwie Westminsterskim, jako aktor, aby przeczytać fragment Księgi Hioba przed arcybiskupem Canterbury. Miał bardzo wyraźnie zaznaczone brwi i kiedy skończyłem, spojrzałem na niego, a on poruszył brwiami w moim kierunku. Sześć miesięcy później byłem w malutkim, starym kościele w Kornwalii, z moją matką, która jest religijna. Była tam ambona i ja, znów w ramach pracy aktorskiej, podszedłem do niej. Biblia była otwarta na Hiobie, przeczytałem co trzeba. Moja mama stwierdziła: "tak ładnie to przeczytałeś", a ja na to, że już miałem okazję przećwiczyć. (śmiech) I potem nagle, jakieś dwanaście miesięcy później, gram tę postać, która tak mocno identyfikowana jest z Hiobem.
Masz cokolwiek wspólnego ze swoją postacią?
Cóż, nigdy wcześniej nie czytałem Biblii. A teraz to zrobiłem. I Hiob jest pierwszą taką egzystencjalną istotą ludzką, z tego co się orientuję. Bóg i Szatan spotykają się i decydują się na nim eksperymentować, a on cierpi i cierpi, aż w końcu zaczyna atakować Boga. Czy może raczej zaczyna zwracać się do Boga i pytać: "czemu to robisz?". Bóg wygłasza tę niesamowitą przemowę: "jak śmiesz się do mnie zwracać! Stworzyłem gwiazdy, stworzyłem ryby, a kim ty jesteś, żeby mnie o cokolwiek pytać?". Znakomity fragment. Mamy tam Hamleta. Mamy pierwszego egzystencjalistę. Także to było świetne, zacząłem dużo myśleć o rzeczach, o których wcześniej w ogóle nie myślałem.
I jest w tym wszystkim jakaś szczęśliwość. To, co mnie zadziwiało w pierwszym sezonie, to że nie było wcale humoru. To się zmienia w drugim i trzecim sezonie. Jeśli spotkacie się z Damonem, zauważycie, że to człowiek, dla którego poczucie humoru jest sposobem na życie. To potem widać w serialu.
Lubisz choć trochę pastora Matta? I jak sądzisz, czy publiczność go lubi? To bohater pozytywny czy negatywny według Ciebie?
Myślę, że jedno i drugie. Pamiętam, jak miałem 17 lat i czytałem po raz pierwszy "Z dala od zgiełku". Na pierwszej stronie jest opis Gabriela Oaka, w którym Thomas Hardy pisze, że on był melanżem soli i pieprzu – czyli że kiedy miał dobry dzień, był dobrym człowiekiem, a kiedy miał zły dzień, był złym człowiekiem. Wiem, że to prawda. I bardzo mi się spodobała reakcja publiczności, kiedy po drugim sezonie wiele osób znienawidziło mojego bohatera. Lubię tę dwuznaczność. Podejrzewam, że pod koniec sezonu trzeciego możecie znów być po jego stronie.
Ale to nieważne, czy daną postać się lubi, prawda? Ważne, żeby była wiarygodna. Tak ja na to patrzę, kiedy coś oglądam. Pamiętam, jak oglądałem ten niesamowity występ Laurence'a Fishburne'a w "What's Love Got to Do with It", o którym swego czasu było głośno. To był prawdziwy potwór [chodzi o postać Ike'a Turnera, męża Tiny – MW], ale on go uczłowieczył. Przerażający potwór. I co to był za występ!
Oczywiście, Matt to jedna z najlepszych postaci – jeśli nie najlepsza. Właśnie dlatego, że jest taki nieoczywisty.
To też jedna z moich ulubionych postaci. A potraficie sobie wyobrazić, jak to jest być jego żoną? (śmiech) I jeszcze na wózku inwalidzkim! Kocham go. Kocham go grać. Lubię jego energię. Jego moc, intelektualną i fizyczną, to, jak dąży do celu. W pierwszym sezonie czułem, że jest w nim dużo odwagi. Został fizycznie pobity z powodu swoich przekonań i dalej robił swoje, ze względu na swoją relację z Bogiem. Ja nigdy nie miałem tej relacji – nie z tym Bogiem. Może tylko z Manchesterem United… (śmiech)
Powiedziałbyś, że on jest fanatykiem?
Tak! Oczywiście. Zdecydowanie. Zwłaszcza pierwsza seria, z Winnymi Pozostawionymi i Mattem, skupiała się mocno na fanatyzmie. I to bardzo satysfakcjonująca podróż, w którą udaje się ten mój fanatyk. Mam nadzieję, że też to poczujecie w trakcie trzeciej serii. On ma bardzo satysfakcjonujący wątek i zdecydowanie jest fanatykiem.
Swoją drogą, my chyba wyprzedziliśmy swój czas, nie sądzicie? Nikt nie oglądał pierwszej serii, nie było też szczególnie pozytywnych recenzji. Szaleństwo zaczęło się dopiero w trakcie drugiej serii, teraz mamy trzecią. Ludzie powinni to oglądać.
Czemu Twoim zdaniem pierwszy sezon nie miał najlepszych recenzji?
To chyba jakiś Zeitgeist, nie? Nie wiem, skąd to się wzięło.
Może serial po prostu okazał się zbyt trudny do oglądania?
Tak, to na pewno skomplikowany serial, a poza tym szukaliśmy własnego tonu. Ale zdecydowanie byłem zaskoczony, że krytycy tego nie pokochali. Tyle w tym było niezwykłych rzeczy! Pamiętam, że ja kiedyś zakochałem się w "Johnie z Cincinnati" – to kolejny serial HBO od twórcy "Deadwood" – i wciąż uważam, że to był fantastyczny serial. My też trochę tak wyprzedziliśmy swój czas. Ludzie teraz nadrabiają nasz serial. Ciekaw jestem, co za dziesięć lat będą mówić o tym, co stworzył Damon. Myślę, że z pewnością "Pozostawieni" będą mieć wpływ na telewizję w najbliższych latach.
Czy kiedy zaczynaliście kręcić trzeci sezon, wiedziałeś, jak to się skończy?
Nie.
Damon Ci nie powiedział?
Nie. Ale to dlatego, że sam nie wiedział! On ma wiele pomysłów, ale to bardzo organiczny proces. Wczoraj wieczorem rozmawiałem z nim o writers' roomie i on powiedział, że nie chce mieć fanów w swojej ekipie. Jeśli scenarzysta przyjdzie i oznajmi, że jest jego fanem, nie dostanie pracy. On woli ludzi, którzy będą w stanie mu powiedzieć, co im się podoba, a co niekoniecznie. Powiedział też, że nie mógłby sam pisać serialu, tak jak Peter Bowker pisze "The A Word". To człowiek towarzyski i w pracy nastawiony na współdziałanie. To ciekawe, writers' room to dla mnie coś fascynującego. Chciałbym być tam muchą na ścianie.
Trzeci odcinek serialu, ten z Tobą w roli głównej, w dużej mierze ukształtował cały serial.
Tak, myślę, że wtedy jeszcze oni szukali pomysłu na siebie. Mój odcinek i odcinek Carrie rzeczywiście pomogły wszystko ukształtować.
Dokładnie, od tego zaczęły się w "Pozostawionych" odcinki skupione wokół jednej postaci. A pamiętasz może, jakie były reakcje po emisji Twojego odcinka?
Tak, te reakcje bardzo mnie wtedy zdopingowały. Oczywiście jako doświadczony aktor nie zamierzałem robić tylko jednej sceny na odcinek. Ale też wiedziałem, że pracując w Ameryce, będę musiał znaleźć pomysł na siebie. Były rzeczywiście wtedy silne reakcje, odcinek został dobrze przyjęty i miał dobre recenzje. Wiem też, że Damon i Tom Perrotta byli z tego zadowoleni. A poza tym moja postać zawiera w sobie wiele z tego wszystkiego, o czym jest ten serial. Także jestem szczęściarzem.
Co sądzisz o tym specyficznym formacie, z odcinkami skupionymi na jednej postaci? Lubisz być postawiony w ten sposób w centrum wszystkiego?
O, kocham to! Jestem aktorem. Jestem kompletnym narcyzem i egocentrykiem. Miałem dużo szczęścia, bo dostałem taki odcinek w każdym sezonie. Potem za to znikałem całkiem z niektórych odcinków. Ale miałem kontrakt, także wiadomo było, że wrócę. Moje ego jest ogromne, a poza tym jestem przyzwyczajony do grania głównych ról w Wielkiej Brytanii. Także to była interesująca sprawa dla mnie, ale też ryzykowny krok. No ale płacili mi za to ryzyko, także…
W tym sezonie też będzie odcinek z Tobą w roli głównej?
Tak, będzie. Matt ma własny odcinek i mogę Wam zdradzić jedno słowo związane z tym odcinkiem: lew. Taki spoiler. Ależ Damon Lindelof będzie na mnie wkurzony!
Skoro znów jesteśmy przy Damonie, powiesz nam, czy podobało Ci się "Lost"?
Nie widziałem "Lost". I powiedziałem mu to już wiele razy prosto w twarz, także nie przeszkadza mi, jeśli to przeczyta. (śmiech) Nie oglądam dużo telewizji, bo ja ją tworzę. Nie jestem krytyczny w stosunku do tego, co robią inni ludzie, ale jestem świadomy, co się akurat dzieje. Nie oglądam więc bardzo dużo seriali, raczej chodzę do kina, choć też nie tak często. Uwielbiam dokumenty. Trudno jest mi siedzieć nieruchomo i być pasywnym, lubię pracować, być w ruchu. Chodzę na siłownię, piję, słucham dużo muzyki, ale telewizji za wiele nie oglądam. Oglądałem znacznie więcej, kiedy byłem młody, po dwudziestce. Ale w sumie zawsze wolałem wychodzić z domu.
Czego szukasz jako aktor w scenariuszach, które czytasz? Twoja postać musi wydawać Ci się już na tym etapie wiarygodna? Jak to działa?
Pierwsze czytanie scenariusza jest dla mnie naprawdę istotne. Nieważne, czy gram w teatrze, czy w telewizji, często odchodzę od tego, jak każe mi zagrać mój pierwszy instynkt, i wracam myślami właśnie do tego mojego pierwszego czytania. I bardzo szybko podejmuję decyzje. Pamiętam, jak czytałem pierwszą stronę scenariusza serialu "Cracker" napisanego przez Jimmy'ego McGoverna. Od tego czasu pracowałem z Jimmym chyba osiem razy i ciągle to było oparte na pierwszej stronie pierwszego odcinka "Cracker", gdzie znajdowało się takie zdanie: "Od lat odbywałem próby tego, co się stanie w przypadku śmierci mojego ojca". Pamiętam, jak zamknąłem ten scenariusz i stwierdziłem, że muszę w tym zagrać.
Potrafisz powiedzieć, że coś będzie dobre, po przeczytaniu dialogów?
Myślę, że scenarzyści mogą się nauczyć, jak tworzyć fabułę i nadawać odpowiednią strukturę, ale czy potrafią słuchać? To nie jest nigdy wyrażone wprost, trzeba obserwować, jak scenarzysta podchodzi do bohaterów i jak oni ze sobą rozmawiają. Jestem w stanie stwierdzić po dwóch, trzech stronach, czy będę się ubiegać o rolę. No chyba że jest z tym związana ogromna suma pieniędzy, wtedy bywa różnie. (śmiech)
Skoro nie oglądałeś "Lost", to co Cię przyciągnęło na początku do "Pozostawionych"?
Wspomniana konwersacja, którą odbyłem z Damonem, oraz fakt, że czytałem powieść. A o projekcie dowiedziałem się, bo powiedział mi o nim brytyjski reżyser Julian Farino, który robił m.in. "Entourage" i "How to Make It in America". To świetny reżyser telewizyjny i filmowy, a także mój bliski przyjaciel. On mi powiedział o powieści "Pozostawieni". Przeczytałem ją i z miejsca pokochałem. Widziałem także film "Little Children" na podstawie innej książki Toma Perrotty. Okazało się, że "Pozostawionych" będzie robić HBO, i od razu zacząłem starać się o rolę. Na początku chciałem grać główną rolę, ale dostał ją Justin Theroux. Ale pamiętałem też Matta Jamisona, więc później zacząłem ubiegać się o tę rolę. Damon w ogóle nie planował wprowadzać tej postaci do serialu. Mówiłem to już, prawda? No więc właśnie wtedy odbyliśmy tę rozmowę i znalazło się miejsce dla Matta.
Czyli kiedy otrzymałeś scenariusz do przeczytania?
Dostałem fragment scenariusza, kiedy brałem udział w przesłuchaniu do roli Kevina. I to mi w zupełności wystarczyło. Dostałem scenę z jego córką i jej przyjaciółką, w której było napięcie seksualne, i drugą, w której on idzie do biura burmistrza i mówi, że nikt nie jest gotów, by poczuć się lepiej, i że to miasteczko zaraz, k***wa, eksploduje. Wtedy już wiedziałem, że chcę w tym być. Następnie porozmawiałem z Damonem i dopiero później on zdecydował, że włączy Matta Jamisona do serialu. Jakiś czas później dostałem scenariusz pilota, w którym miałem chyba ze cztery kwestie. Ale miałem do niego zaufanie.
Kiedy czytasz swoje scenariusze "Pozostawionych", to czy zawsze rozumiesz w stu procentach, co się akurat dzieje?
Nie.
To jak to robisz, że to tak dobrze działa na ekranie?
Nigdy nie bałem się zadawać naprawdę głupich, krępujących pytań. Widziałem w życiu zarówno aktorów, jak i reżyserów, którzy wiele zepsuli przez to, że nie potrafili być głupi. Zadaję strasznie oczywiste pytania, nie przepraszając za to. Nie poszedłem na studia, więc mam wymówkę. (śmiech) Mam całkiem niezły instynkt, ale kiedy ma się do czynienia z najlepszymi scenarzystami, droga jest tylko jedna. Trzeba pytać, co dokładnie dzieje się z bohaterami.
Są jacyś scenarzyści, z którymi szczególnie chciałbyś pracować?
Zawsze chcę pracować z Jimmym. Marzy mi się, żeby zagrać w serialu Jimmy'ego McGoverna, osadzonym w domu spokojnej starości, kiedy będę miał jakieś 90 lat. 90-letni i wściekły, jak wiele postaci Jimmy'ego. Myślałem o "Appropriate Adult", który został napisany przez… wiemy to czy mam zguglować?
Mówisz o miniserialu z Dominikiem Westem?
Tak. Bardzo chciałbym współpracować z tym scenarzystą [Google podpowiada, że chodzi o Neila McKaya – MW]. Chciałbym znów móc pracować z Peterem Flannerym, twórcą "Our Friends in the North". I koniecznie z Davidem Simonem – kocham "Treme", kocham też oczywiście "The Wire".
Kiedy oglądasz seriale, jesteś w stanie tak po prostu się nimi cieszyć?
Oczywiście! Uwielbiałem "Rodzinę Soprano", miałem obsesję na punkcie "Breaking Bad", które ściągałem w poniedziałkowe poranki, o 7. rano. Zakuwałem w kajdanki dwójkę moich małych dzieciaków i wsadzałem je do szafy, żeby obejrzeć odcinek.
A co z "Pozostawionymi"? Oglądasz?
O, kiedy widzę siebie na ekranie, zasłaniam oczy i zastanawiam się, czemu ten idiota psuje mi serial. Tak to już jest z nami, aktorami. Ale kocham ten serial, zdecydowanie. I tak, oglądam go. Tylko że jednym okiem i cały czas czekając, aż w końcu zabiorą tego idiotę.