Serialowa alternatywa: "Telefonistki", czyli życie jak w Madrycie z lat 20.
Mateusz Piesowicz
17 maja 2017, 22:05
"Telefonistki" (Fot. Netflix)
Madryt z lat 20. ubiegłego wieku, a w nim cztery kobiety połączone silną wolą walki o niezależność w patriarchalnym świecie. Poznajcie "Telefonistki" – panie, które stereotypom mówią stanowcze nie.
Madryt z lat 20. ubiegłego wieku, a w nim cztery kobiety połączone silną wolą walki o niezależność w patriarchalnym świecie. Poznajcie "Telefonistki" – panie, które stereotypom mówią stanowcze nie.
Lidia (Blanca Suárez), Marga (Nadia de Santiago), Carlota (Ana Fernández) i Ángeles (Maggie Civantos) to pracowniczki krajowej centrali telefonicznej skoncentrowane na tym samym celu, czyli wyrwaniu się z ciasnej klatki, w jakiej chce je zamknąć konserwatywne, hiszpańskie społeczeństwo traktujące kobiety jak niezdolne do decydowania o sobie ozdoby. Wrzucanie ich do jednej beczki nie ma jednak sensu, bo wszystkie mają własne historie, począwszy od różnych środowisk, z jakich się wywodzą, a skończywszy na osobistych problemach, którym muszą stawić czoła. Wygląda to na materiał na skomplikowany dramat obyczajowy albo wręcz przeciwnie, ocierające się o telenowelę guilty pleasure.
"Telefonistki" lądują gdzieś pośrodku, co czyni z nich produkcję idealną dla każdego, kto poszukuje przyjemnej serialowej rozrywki, ma jednak obawy o bezpieczeństwo własnych szarych komórek. Zapewniam, że przy hiszpańskim serialu Netfliksa (w oryginale zwanym "Las chicas del cable") nie grozi im ani nagła śmierć, ani szczególne przepracowanie, bo też nie da się ukryć, że nie jest to dzieło, nad którym można by długo dyskutować. Byłbym jednak hipokrytą, czyniąc "Telefonistkom" z tego powodu szczególne wyrzuty, zwłaszcza po tym, jak kolejne odcinki mijały mi szybko i bezboleśnie.
Nie ulega jednak wątpliwości, że aby tak się stało, potrzebna jest odrobina dobrej woli i odpowiednie podejście. Bo rzeczą, która może bardzo zepsuć kontakt z "Telefonistkami" jest liczenie na coś więcej, niż ostatecznie otrzymujemy. A wcale o to nie trudno, sam przecież na wstępie napisałem o paniach, które się stereotypom nie kłaniają. O ile jednak tutejsze bohaterki twardo się im przeciwstawiają, o tyle sam serial jest już wobec nich znacznie łagodniejszy i praktycznie od samego początku brnie w kolejne schematy.
Jeśli więc nastawiacie się na produkcję, która feministyczne zacięcie zmieni w coś nadzwyczajnego, możecie się nieco rozczarować. Choć kwestia równouprawnienia jest tu ciągle obecna, a pytania o pozycję kobiet w świecie i ich samodzielne decydowanie o sobie wybrzmiewa praktycznie w każdym wątku, trudno się tu doszukiwać czegoś szczególnie odkrywczego czy poruszającego. Scenariusz jest w tym aspekcie standardowy i naprawdę niczym nie zaskakuje – pewnie, że porusza bardzo istotną sprawę, ale robi to w schematyczny, odmierzony od linijki sposób, co skutkuje brakiem większych emocji. Nieco większa inwencja z pewnością by tu nikomu nie zaszkodziła.
Nie jest jednak tak, że jej brak "Telefonistki" dyskwalifikuje, bo serial nadrabia w innych elementach, na czele z głównymi bohaterkami. Wprawdzie i tu nie uniknięto klisz, gdyż w gruncie rzeczy wszystkie je znamy jeszcze przed ich pierwszym pojawieniem się na ekranie. Jest więc i wykreowana na femme fatale Lidia (tudzież Alba, wątek tej bohaterki jest zdecydowanie najbardziej sensacyjny), i naiwna dziewczyna z prowincji, czyli Marga, i pochodząca z bogatej rodziny Carlota, i wreszcie pozornie najbardziej poukładana, pozostająca w szczęśliwym związku Ángeles. Przewidzieć, w jakim kierunku potoczą się ich losy to zadanie na poziomie trudności odpalenia kolejnego odcinka serialu w Netfliksie (przy włączonym autoodtwarzaniu), co jednak w niczym nie zakłóca frajdy z ich śledzenia.
Stworzyli bowiem twórcy fabułę na tyle wielowątkową, że zwyczajnie nie ma czasu rozwodzić się nad płytkością poszczególnych historii. Jedna przechodzi szybciutko w drugą, nie ma tu miejsca na głębsze przemyślenia i rozkładanie wszystkiego na czynniki pierwsze. Schemat problem – "zaskakujący" zwrot akcji – rozwiązanie powtarza się średnio kilka razy na odcinek, a zdecydowanie przedramatyzowany scenariusz ma wyraźnie ustalony cel: zapewnić widzowi dobrą zabawę. Bo nie ma co ukrywać, że jakby się przypatrzeć i potraktować "Telefonistki" całkiem serio, trzeba by po każdej odsłonie serialu wymieniać całą litanię fabularnych bzdurek i płytkich rozwiązań. Tylko po co, skoro zamiast tego można się cieszyć kolejnymi romansami, zdradami i sekretami?
Tymi z "Telefonistek" można by obdarzyć jeszcze sporo innych seriali, bo każdej z czterech bohaterek dosłownie co chwilę przydarza się coś nowego, najczęściej rzecz jasna odpowiednio dramatycznego. Zwykle obracamy się w temacie uczuć, ale od czasu do czasu twórcom zdarza się odlecieć naprawdę daleko i na przykład zahaczyć o hiszpańską politykę. Morderstwo, typy spod ciemnej gwiazdy i nie dające o sobie zapomnieć błędy przeszłości oczywiście też tu są, jakżeby inaczej. Naciągane to w tym przypadku mało powiedziane, ale zadziwiająco się sprawdza, bo wszystkie te mniej i bardziej niedorzeczne historie przytrafiają się bohaterkom, z którymi bardzo łatwo sympatyzować.
Dotyczy to każdej z czwórki kobiet, więc wybór ulubionej jest tak naprawdę kwestią indywidualnego gustu. Lubicie zawiłe historie i miłosne trójkąty? W takim razie z pewnością polubicie też Lidię. Wolicie skromniejsze opowieści o niewinnych bohaterkach? Bez wątpienia Waszą ulubienicą zostanie Marga. A może stawiacie na rozbudowane wątki osobiste? Wtedy warto przyjrzeć się dokładniej Ángeles i Carlocie. Którąkolwiek postawicie na pierwszym miejscu, nie będziecie rozczarowani, bo twórcy poświęcają wszystkim równą ilość miejsca, dając nam czas na polubienie ich razem i każdej z osobna.
One same zresztą szybko się ze sobą zgrywają, tworząc wspólny front przeciwko niesprawiedliwości i bzdurnym stereotypom, a przede wszystkim wyjątkowo zgodną grupę, w której wyraźnie czuć chemię. Najprościej rzecz ujmując, dobrze się na te panie patrzy, podobnie zresztą jak na towarzyszących im, ale naturalnie odgrywających mniej rozbudowane role panów (nieźle wypadają zwłaszcza dwaj adoratorzy Lidii, czyli Francisco i Carlos grani odpowiednio przez Yona Gonzáleza i Martiño Rivasa). W taki też sposób można by podsumować cały serial, bo nie muszę chyba wspominać, że od strony realizacyjnej "Telefonistki" prezentują się nienagannie, prawda?
Warto też wspomnieć, że 8 dostępnych w tej chwili w Netfliksie odcinków to zaledwie połowa 1. sezonu. Druga ma się pojawić w bliżej nieokreślonej przyszłości (podobny zabieg mieliśmy już wcześniej w przypadku "The Get Down"), więc możecie być spokojni o wyjaśnienie kilku kwestii, a jeszcze spokojniejsi o pojawienie się całego mnóstwa nowych. Czy "Telefonistki" mogły być lepszym serialem? Nie mam wątpliwości, że tak. Jednocześnie nie mogę pozbyć się wrażenia, że znacznie gorzej bym się wtedy przy nich bawił.
***
W kolejnej Serialowej alternatywie udamy się do Norwegii i uwaga, nie będzie kryminału. Zamiast niego wojna i polityka w serialu "Nobel". Zapraszam!