Nasze podsumowanie tygodnia – raz jeszcze same hity!
Redakcja
21 maja 2017, 22:02
"Opowieść podręcznej" (Fot. Hulu)
Przerażająca polityka i szalone emocje w "Opowieści podręcznej". Orgia, lew i Bóg we własnej osobie w "Pozostawionych". Lemoniada w "Unbreakable Kimmy Schmidt". Nowe, znakomite true crime Netfliksa. To był świetny tydzień!
Przerażająca polityka i szalone emocje w "Opowieści podręcznej". Orgia, lew i Bóg we własnej osobie w "Pozostawionych". Lemoniada w "Unbreakable Kimmy Schmidt". Nowe, znakomite true crime Netfliksa. To był świetny tydzień!
HIT TYGODNIA: "The Americans" znów mrozi krew w żyłach
"The Americans" ma rewelacyjną końcówkę sezonu, choć to pewnie nie jest coś, czego się spodziewaliśmy. Bo oto w trzecim od końca odcinku w tym sezonie poznaliśmy kogoś zupełnie nowego – Johna i Natalie Granholmów, spokojną parę z amerykańskiego przedmieścia, która musiała marnie skończyć, po to aby Elizabeth mogła sobie coś uświadomić. Że chce do domu. Nie wiemy, czym w tym przypadku jest "dom", ale jej zmęczenie szpiegowskim życiem po prostu widać.
To, co się wydarzyło w domu Granholmów, mroziło krew w żyłach na wielu poziomach. Po pierwsze, dlatego że historia kobiety, którą jako nastolatkę naziści zmusili do mordowania rodaków – i pewnie gwałcili, stąd choroba weneryczna – była przerażająco tragiczna. I z pewnością nie zasługiwała ona na egzekucję za to, że zrobiła, co musiała, żeby przeżyć. Po drugie, Jenningsowie to dobrze wiedzieli, a jednak nie mrugnęli okiem, kiedy przyszło wykonać wyrok. Po trzecie, oni w niczym już nie przypominają maszyn do zabijania, wyglądają raczej jakby robili takie rzeczy rutynowo, z przyzwyczajenia.
Niezależnie od tego, czy mówiąc "dom", Elizabeth miała na myśli Rosję czy po prostu waszyngtońskie przedmieście, gdzie mieszka rodzina Jenningsów, wyraźnie widać, że ostatni rozdział zbliża się wielkimi krokami. [Marta Wawrzyn]
HIT TYGODNIA: Zaskakująco udany "Downward Dog"
Komedia ABC o gadającym psie – nie brzmi to szczególnie zachęcająco. Po takim opisie od razu pojawiają się myśli o schematycznych żartach i dziecinnym humorze. Pozory czasem jednak mylą, a "Downward Dog" jest właśnie takim przypadkiem. Historia wygląda na zupełnie normalną – główną bohaterką jest tu młoda kobieta imieniem Nan (Allison Tolman znana z 1. sezonu "Fargo"), która próbuje poukładać sobie życie zawodowe i prywatne, co oczywiście wychodzi jej raczej średnio. Widzieliśmy to już w różnych kombinacjach, ale w takiej, która prezentuje nam psi punkt widzenia na sprawę, jeszcze nie.
Rzeczonym psem jest Martin, czworonóg o niesamowicie smutnym spojrzeniu i jeszcze bardziej melancholijnym podejściu do rzeczywistości. Ta daje mu wyjątkowo mocno w kość, gdy zostaje na długie godziny w samotności, czekając na powrót swojej pani do domu, snując się i dzieląc z nami swoimi wyjątkowo depresyjnymi myślami. Teraz to już zdecydowanie nie wygląda na tradycyjny sitcom i rzeczywiście takim nie jest – "Downward Dog" to raczej utrzymana w duchu kina indie słodko-gorzka komedia o niezrozumieniu i braku wystarczającej uwagi.
Owszem, podobnych historii jest na pęczki, lecz dodając do niej psa melancholika, udało się twórcom stworzyć zadziwiająco świeżą mieszankę, która wzrusza równie łatwo, jak bawi. Jest przy tym zaskakująco szczera i najzwyczajniej w świecie prawdziwa, co odkryją nie tylko posiadacze czworonogów. [Mateusz Piesowicz]
HIT TYGODNIA: Serena Joy, Offred i miejsce kobiety w "Opowieści podręcznej"
"A Woman's Place" to świetny odcinek "Opowieści podręcznej", i to z kilku powodów. Dzięki wizycie meksykańskiej ambasador dowiedzieliśmy się, jak reszta świata odbiera to, co się stało ze Stanami Zjednoczonymi, i jakie miejsce powstałe na ich gruzach państwo zajmuje w geopolityce. Z jednej strony – nie najlepsze. Z drugiej – kraje sąsiedzkie, nawet jeśli czują wstręt do amerykańskiej teokracji, wyraźnie doceniają skuteczność, z jaką ta walczy z problemem bezpłodności.
Skupiający się na polityce odcinek przyniósł też wiele istotnych i ciekawych informacji o tym, jak Republika Gileadzka powstała i jaka była w tym rola Waterfordów. Poznaliśmy perspektywę Sereny Joy – kobiety, która głęboko wierzyła w tradycyjne wartości i która niejako sama sobie odebrała głos. Trudno jej współczuć, ale warto docenić to, że po "A Woman's Place" nabrała więcej ludzkich cech.
Ale aktorsko i tak wygrała ten odcinek Elisabeth Moss, której bohaterka zdobyła się na niesamowity akt odwagi i została nagrodzona w niespodziewany sposób. Bardzo długo oglądaliśmy, jak emocje dosłownie gotują się w milczącej Offred, kiedy ta odpowiada tyleż grzecznie co fałszywie na pytania w stylu "Czy jesteś szczęśliwa, że wybrałaś tak pełne poświęceń życie życie?", a potem zasiada do kolacji, honorującej kobiety traktowane jak rzeczy. Wybuchła dopiero na samym końcu, w rozmowie z panią ambasador, dosłownie ją błagając ściszonym głosem o ratunek. "Jak możecie nam to robić? Jesteśmy ludźmi" – choć te słowa miały gigantyczną moc, to tym razem trafiły w próżnię. Bo ideały ideałami, ale zadaniem tej konkretnej kobiety – kobiety mającej władzę i prawo do decydowania o sobie, w przeciwieństwie do Amerykanek – było ratowanie własnego kraju, choćby i po trupach.
Nie ma teraz drugiego tak przerażającego serialu jak "Opowieść podręcznej". I nie ma drugiego serialu, w którym najgorsze koszmary wyglądałyby aż tak autentycznie. [Marta Wawrzyn]
HIT TYGODNIA: Rozmowy z Bogiem i inne atrakcje – witajcie w świecie Matta Jamisona z "Pozostawionych"
Jeśli czuliście, że w "Pozostawionych" brakuje tylko promu z gigantyczną orgią i lwem na pokładzie, to odcinek "It's a Matt, Matt, Matt, Matt World" musiał spełnić Wasze oczekiwania w stu procentach. A pewnie nawet więcej, wszak do wymienionych już atrakcji dorzucono jeszcze byłego brązowego medalistę olimpijskiego w dziesięcioboju, który podaje się za Boga, a na potwierdzenie tej tezy ma nawet wizytówki z odpowiedziami na najczęściej zadawane pytania na odwrocie.
Brzmi to wszystko bardzo dziwnie, a jednocześnie bardzo w stylu "Pozostawionych", którzy znów poświęcili odcinek Mattowi Jamisonowi i znów uczynili to w sposób nie dający się zestawić z niczym innym. Bo o ile opowieść o człowieku w stu procentach skupionym na celu, w który wierzy, nie jest może niczym nadzwyczajnym, tak wplecenie w nią francuskiego marynarza odpalającego pocisk jądrowy w stroju Adama, po czym sprawienie, że pod koniec odcinka nie będziemy tego uważać za najdziwniejsze, co się w nim wydarzyło – to już wyższa szkoła jazdy. "Pozostawieni" poradzili sobie z tym jednak znakomicie, przy okazji nie zapominając o swoim głównym bohaterze.
Bo Matt i jego niezłomna wiara w Kevina, która kazała mu przelecieć pół świata, po czym wsiąść na tasmański prom z amatorami grupowego seksu (i lwa imieniem Frasier), są tu w centrum opowieści. Ta natomiast zawiodła pastora w ciekawe miejsce, w którym brutalny facet w czerwonej czapce z daszkiem nie okazał się wprawdzie Tym, za kogo się podawał, ale i tak sprawił, że naszemu bohaterowi otworzyły się oczy. Nieważne, czy zabije go nawrót choroby, czy apokalipsa, czy może uwolniony z klatki lew albo coś jeszcze innego – wygląda na to, że Matt Jamison poczuł się wreszcie wolny od narzuconych sobie samemu powinności i wiary, że coś musi. Ożywcze uczucie. [Mateusz Piesowicz]
HIT TYGODNIA: Wszystko się popaprało w finale "Brockmire"
Zapewne nie oglądacie świetnej komedii Hanka Azarii i piszę teraz do siebie, no ale cóż, i tak będę pisać dalej. "Brockmire" zakończyło swój pierwszy sezon tak ponurą nutą, że nie jestem pewna, co oni wszyscy z tym poczną i jak wrócą w 2. sezonie do układu, który tak polubiłam w pierwszym. Pełen wzajemnego przyciągania się i odpychania związek Jima i Jules zakończył się bowiem z hukiem, kiedy on oznajmił, już po fakcie, że wyjeżdża za lepszą pracą do Nowego Orleanu, a ona wyrzuciła z siebie wszystkie najgorsze emocje.
Nie mam pojęcia co dalej, ale wiem, że emocje to coś, co w "Brockmire" rzeczywiście wyszło. Depresyjna komedia o dwójce ludzi, którzy wiele w życiu przegrali i padli sobie po pijaku w ramiona, działała na tym polu znakomicie, bo oni wiele potrafili sobie wybaczyć i w efekcie sprawić, że my też patrzyliśmy na ich porażki w inny sposób. W połączeniu z typowo sitcomowymi szaleństwami, jak pomysł, żeby radośnie upić cały stadion w czasie ważnego meczu, działało to świetnie, a całość spajała niesamowita energia Hanka Azarii, który urodził się po to, by grać upadłego komentatora sportowego.
Niezależnie od tego, jaki jest pomysł na 2. sezon, koniecznie nadróbcie "Brockmire". To nie jest sitcom o bejsbolu – to niegłupi, szczery i do bólu prawdziwy serial o życiu i całej reszcie, i tak, o bejsbolu trochę też. [Marta Wawrzyn]
HIT TYGODNIA: Para jak z bajki. "Master of None" raz jeszcze
Tak, pisaliśmy już o "Master of None". Wiemy też, że od premiery 2. sezonu minął już ponad tydzień. Uznaliśmy jednak, że niektóre seriale zasługują na to, by mówiło się o nich dłużej niż przez jeden weekend, a produkcja Aziza Ansariego zdecydowanie do nich należy. Nie będziemy się jednak powtarzać, pisząc o tym, jak różnorodny jest ten sezon, czy wymieniając jego najlepsze fragmenty. Pozwólcie, że skupimy się na parze, której oglądanie skruszyło zapewne nawet najtwardsze serca.
Dev i Francesca, bo o nich oczywiście mowa, parą są jednak dość nietypową, bo choć chemia między nimi jest niezaprzeczalna, długo nie mogli z tym zrobić nic konkretnego. W końcu przeszkód na ich drodze było całkiem sporo, na czele z takimi zupełnie praktycznymi, jak to, że on jest robiącym karierę w telewizji nowojorczykiem, ona Włoszką z Modeny, w której ma całe życie na czele z narzeczonym. Nic więcej niż przyjaźni z tego nie może być, prawda? Rozsądek mówi, że tak, serce jednak zaprzecza z całej siły, obserwując, jak doskonale tych dwoje do siebie pasuje, jak świetnie się rozumieją i jak atmosfera między nimi aż iskrzy. A przede wszystkim, jak bardzo męczą się w obecnej sytuacji, nie mogąc zrobić decydującego kroku naprzód.
Nie wiem, czy to bardziej zasługa niesamowitej chemii między Azizem Ansarim a Alessandrą Mastronardi, czy znakomicie napisanych postaci, scen i dialogów, ale oglądanie Deva i Franceski to po prostu czysta przyjemność, zakłócana tylko przez brutalnie dobijającą się do drzwi rzeczywistość. No i nieustannie wiszące w powietrzu pytanie: zejdą się, czy nie? Odpowiedzi nie zdradzę, a nuż jest tu ktoś, kto jeszcze nie widział serialu. Do takich właśnie osób jeszcze jedna zachęta: z setki powodów, dla których warto "Master of None" zobaczyć, ta dwójka jest jednym z najważniejszych. [Mateusz Piesowicz]
HIT TYGODNIA: Powitajcie Saula Goodmana, faceta, który sprzeda wszystko
"Better Call Saul" w 3. sezonie wciąż pozostaje przygodą, którą doceni przede wszystkim widz cierpliwy. Ale chyba nie macie wątpliwości, że cierpliwi zostaną nagrodzeni. Usłyszeliśmy więc w dość zaskakujących okolicznościach nazwisko "Saul Goodman" – i patrząc na to, co wyprawiał Jimmy, pewnie mieliśmy takie miny jak Kim.
Przebranie godne szpiegów z "The Americans", dużo energicznej gadaniny i "S'all good, man" – Kim jeszcze nie podejrzewa, kim stanie się jej facet. My wiemy dosłownie wszystko o tym, kim się stanie, a jednak takie początki wciąż mogą dziwić. Ten bohater przeszedł bardzo długą, żmudną i krętą drogę, zanim został magikiem w kolorowym garniturze, pomagającym najgorszym kryminalistom. [Marta Wawrzyn]
HIT TYGODNIA: Cztery kobiety, cztery historie – świetny 5. odcinek "I Love Dick"
Pisaliśmy już obszernie o tym, jak bardzo i dlaczego przypadł nam do gustu "I Love Dick", nowy serial Jill Soloway, więc nie będziemy powtarzać tylu trudnych słów na czele z "konceptualnym romansem". Warto jednak wspomnieć jeden z odcinków, który wyraźnie odstaje od reszty, czyli "A Short History of Weird Girls". Tam właśnie twórczyni modyfikuje nieco przyjętą wcześniej formę i zamiast skupiać się tylko na listach do Dicka pisanych przez Chris, oddaje głos również innym bohaterkom.
Toby (India Menuez), Paula (Lily Mojekwu), Devon (Roberta Colindrez) i sama Chris piszą więc własne, oddzielne listy do Dicka, w których opowiadają swoje historie, skupiając się na tym, co dla nich szczególnie istotne. W każdym przypadku jednak centrum narracji stanowi tytułowy mężczyzna, bez wątpienia symbol, ale jak się okazuje, możliwy do rozpatrywania z wielu różnych punktów widzenia. Mamy tu więc po części "I Love Dick" w pigułce, bo męski obiekt stał się inspiracją dla różnych artystek do stworzenia odmiennych dzieł, a po części cztery osobne opowieści o kobietach w bardzo charakterystycznym dla Jill Soloway stylu (osobiście wyreżyserowała ten odcinek).
Mamy zatem historię o seksualności i zmieniającym się podejściu do niej, mamy taką poruszającą temat poszukiwania własnej tożsamości, mamy też takie, których bohaterki patrzą na Dicka w sposób bardziej zawodowy niż osobisty. Choć tutaj jedno pojęcie tak płynnie przechodzi w drugie, że czasem trudno znaleźć wyraźną granicę. Bywa przy tym zabawnie, bywa zupełnie odwrotnie, a jedynym stale towarzyszącym nam poczuciem jest to, że autorki listów otworzyły się przed nami w stu procentach – takie dziwności tylko u Jill Soloway. [Mateusz Piesowicz]
HIT TYGODNIA: Kolorowy świat Kimmy Schmidt po raz trzeci
Choć 3. sezon "Unbreakable Kimmy Schmidt" okazał się wyraźnie słabszy od poprzednika, nie zmienia to faktu, że znów bawiłam się świetnie, obserwując często absurdalne perypetie przerysowanych bohaterów komedii Netfliksa. Podczas gdy tytułowa bohaterka zapragnęła dorosnąć i zacząć następny rozdział w życiu – po czym przekonała się, że nie uniknie ani porażek, ani momentów załamania – wszystko wokół niej zwariowało. Nawet pogoda.
Dostaliśmy kolejny milion powodów, aby zakochać się w Titusie, który tańczył, śpiewał, bawił do łez i po prostu był cudownym sobą. Oczywiście, że Beyonce stworzyła "Lemonade" specjalnie dla niego. Jeszcze bardziej rewelacyjna niż ostatnio była Jane Krakowski, która z jednej strony przeszła zaskakująco wiarygodną przemianę, a z drugiej, nie straciła tego, co czyni Jacqueline tak fantastyczną postacią komediową. Naprawdę nie wiem, jak ta fantastyczna aktorka to robi, ale potrafi zamieniać w ludzi postacie tak przerysowane, że bardziej naprawdę już się nie da. To samo zresztą tyczy się Anny Camp, znów rewelacyjnej jako Deidre – marzy mi się spin-off!
Swoje znakomite pół godziny miała Laura Dern, która także zaskakująco dobrze wpisała się w nietypowy klimat "Kimmy Schmidt". Josh Charles wymiatał – i mam nadzieję, że jego bohater jeszcze wróci, najlepiej też odmieniony. Maya Rudolph… ach! Pytanie o to, czemu Mikołajowa wciąż jest z Mikołajem (nie na odwrót) wciąż za mną chodzi, podobnie zresztą jak jedno dramatyczne wyznanie: "Zjadłem Dionne Warwick!". Spór o "La La Land" i "Hamiltona" wreszcie znalazł godne podsumowanie. Crossover z innym serialem Netfliksa był przecudny. Itp., itd., nie będę Wam opowiadać wszystkiego. Dość powiedzieć, że bawiłam się znakomicie, nawet jeśli to nie był najlepszy sezon "Unbreakable Kimmy Schmidt". [Marta Wawrzyn]
HIT TYGODNIA: "The Keepers", czyli kolejne świetne true crime
Zupełnie po cichu, bez wielkiego rozgłosu na Netfliksie pojawiło się "The Keepers" – kolejna produkcja true crime, która, mam nadzieję, zostanie doceniona przez widzów. To mocna historia, którą musiało napisać samo życie, bo pewnie nawet najlepszy scenarzysta nie potrafiłby jej wymyślić.
Mamy tu wszystko – morderstwo zakonnicy, skandal pedofilski w Kościele, który starano się zamiatać pod dywan, i kilka zdesperowanych osób, dążących do prawdy niemal pół wieku. Kolejne zwroty akcji i nowe, czasem wręcz nieprawdopodobne tropy sprawiają, że widz łapie się za głowę i zastanawia, jak to wszystko w ogóle było możliwe. Jakim cudem instytucja, która powinna nieść ludziom pomoc, jest tak przesiąknięta złem?
Bo "The Keepers" to w dużej mierze serialowe "Spotlight" – produkcja, która najważniejszym wątkiem jest miejsca skandal pedofilski w Baltimore. Czy Cathy Cesnik, młoda zakonnica, została zamordowana, aby nigdy nie wyszedł on na jaw? W każdym odcinku poznajemy nowe wątki tej sprawy i coraz bardziej zatapiamy się w mroczny świat, gdzie morderstwo i pedofilia mogą ujść płazem, jeśli nosisz koloratkę.
Jeśli lubicie mocne kryminalne historie, "The Keepers" jest dla Was pozycją obowiązkową. To póki co jedna z najbardziej wciągających serialowych historii w tym roku. Będzie budzić w Was na przemian fascynację i złość, ale ostatecznie sprawi, że nie będziecie mogli oderwać się od ekranu. [Nikodem Pankowiak]