Czarujący diabeł. Rozmawiamy z Tomem Ellisem, serialowym Lucyferem
Mateusz Piesowicz
13 czerwca 2017, 21:32
"Lucyfer" (Fot. FOX)
Nie taki diabeł straszny, jak go malują? Sprawdziliśmy to na własnej skórze w rozmowie z Tomem Ellisem, gwiazdą serialu "Lucyfer", a prywatnie sympatycznym Brytyjczykiem o szelmowskim uśmiechu.
Nie taki diabeł straszny, jak go malują? Sprawdziliśmy to na własnej skórze w rozmowie z Tomem Ellisem, gwiazdą serialu "Lucyfer", a prywatnie sympatycznym Brytyjczykiem o szelmowskim uśmiechu.
"Lucyfer", czyli serial o Władcy Piekieł, któremu znudziła się praca na dole, w związku z czym postanowił przenieść się do Los Angeles, wróci z nowym sezonem jesienią. Tymczasem 2. odsłonę historii przystojnego diabła możecie oglądać w Canal+ Seriale, przeczytawszy wcześniej naszą rozmowę z odtwórcą głównej roli. Za co Tom Ellis lubi swojego bohatera, co sądzi o tych, którzy bezpodstawnie krytykują serial i jak się odpowiednio nastroić, by gładko wejść w buty Lucyfera – jeśli ciekawią Was odpowiedzi na te pytania, zapraszamy do lektury.
Szansa na zagranie diabła chyba nie trafia się zbyt często. Jak była Twoja pierwsza reakcja, gdy zobaczyłeś scenariusz?
Widząc scenariusz zatytułowany "Lucyfer", od razu się domyślasz, o czym to może być. Tym większą miałem niespodziankę, czytając go, bo okazało się, że podejście do postaci jest tu bardzo odległe od stereotypowego. Nie była to więc do końca okazja, by zagrać diabła, co raczej jego wyjątkową wersję i to właśnie ona mnie w tym projekcie zaintrygowała. No i humor, który od początku rzucał się w oczy.
"Lucyfer" to serial wzbudzający pewne kontrowersje ze względu na swoją tematykę. Jak się do tego odnosisz?
Byłbym naiwny, sądząc, że w Stanach da się zrobić serial z diabłem w tytule, nie irytując przy tym pewnych ludzi, ale jak zwykle bywa w takich przypadkach, najwięcej szumu robią ci, którzy nie widzieli nawet kawałka "Lucyfera". A to mówi znacznie więcej o nich, niż o naszym serialu. Każdy rozsądny człowiek, który go zobaczy, powie przecież, że to żadne bluźnierstwo, lecz czysta rozrywka. Doszukiwanie się czegokolwiek więcej to piramidalna bzdura.
Zostawmy zatem absurdy i pomówmy o samym Lucyferze. Lubisz tego faceta?
Tak! Polubiłem go praktycznie od razu, bo to niesamowicie interesująca postać o wielu obliczach. Na zewnątrz czarujący diabeł z przyklejonym do twarzy kpiącym uśmieszkiem, ale pod spodem skrywający wiele warstw, zaskakujących nawet dla niego samego. Serial stopniowo je odkrywa, docierając do swego rodzaju serca Lucyfera, w którego głębi, jak sądzę, siedzi mały chłopiec, głęboko zraniony sposobem, w jaki był traktowany przez ojca. To wewnętrzne rozgoryczenie go napędza, ale ostatecznie jest tylko jednym z fundamentów jego charakterystyki. Bo w gruncie rzeczy Lucyfer to kilku różnych bohaterów w ramach jednej osoby.
W dodatku takiej, która zmienia się na przestrzeni serialu.
Oczywiście, to naturalny porządek rzeczy, swoista ewolucja. Nie jest przecież tak, że z każdym odcinkiem dokonujemy jakiegoś przeskoku i co tydzień oglądamy zupełnie innego bohatera. To wszystko dzieje się powoli, lecz wyraźnie, gdy Lucyfer stopniowo się zmienia, uczy i adaptuje do nowego środowiska. Dla mnie to wyzwanie, ale i zabawa, bo zdecydowanie wolę takie podejście, niż ciągłe tkwienie w tym samym miejscu. Właśnie niedawno kręciliśmy sporo retrospekcji, więc musiałem się cofnąć do bohatera, którego poznaliśmy na początku 1. sezonu, co pozwoliło mi dostrzec, jak długą drogę przebyliśmy. W porównaniu z dzisiejszym, tamten Lucyfer to wyjątkowo wątły charakter.
A co z jego "niegrzeczną" stroną? To wszystko tylko gra, czy może jednak jest w Tomie Ellisie trochę diabła?
Ha, nie będę ukrywał, że są w Lucyferze pewne cechy, które rozpoznaję w samym sobie i których możliwość zagrania przed kamerą sprawia mi wielką frajdę. Na czele z tym, że ani on, ani ja nie bierzemy siebie zbyt poważnie. Bez odpowiedniego dystansu i przymrużenia oka nie dałoby się zresztą zrobić tego serialu.
Czyli nie potrzebujesz żadnych specjalnych sztuczek, by wejść w rolę diabła?
Nie potrzebuję niczego, co nie sprawdzało się przy moich poprzednich rolach. Od zawsze układałem sobie playlisty, które pasowały mi do postaci, w którą akurat się wcielałem i tak samo jest w przypadku Lucyfera. Muzyka jest swego rodzaju drogą na skróty do wczucia się w bohatera, pozwala się odpowiednio nastroić i przyjąć właściwy ton. Soundtrack do Lucyfera zacząłem tworzyć od 1. odcinka i w tym momencie mam na nim już około 180 kawałków. "Sympathy for the Devil" oczywiście też.
A nie miałeś nigdy ochoty wejść w buty scenarzysty? Nie wierzę, że nie zastanawia Cię, co stanie się z Lucyferem dalej.
Szczerze mówiąc, staram się za dużo o tym nie myśleć i zostawiam scenarzystom ich robotę, bo do tej pory ani razu mnie nie zawiedli. Jakbym zaczął grzebać w tej historii, to najprawdopodobniej skończyłoby się to źle, więc grzecznie czekam, aż dostanę kolejne scenariusze i wierzę, że ich twórcy wiedzą, co robią. Jestem w pełni usatysfakcjonowanym wykonawcą.
Wróćmy w takim razie do tego, co już widzieliśmy. Dużą rolę w 2. sezonie odgrywają rodzinne relacje, zwłaszcza pomiędzy Lucyferem a jego matką. Jak to było nazywać Tricię Helfer "Mamą"?
To jedno z moich dziwniejszych aktorskich doświadczeń, bo jesteśmy w podobnym wieku [Ellis jest o 4 lata młodszy – M.P.], no i Tricia jest niesamowicie atrakcyjna, a to bardzo komplikowało sprawę. (śmiech) Bardzo ucieszyła mnie wiadomość, że pojawi się w serialu, bo znałem ją oczywiście z "Battlestar Galactica", a na żywo okazała się nie tylko utalentowaną aktorką, ale i wspaniałą osobą, która idealnie pasowała do naszej ekipy.
"Lucyfer" to specyficzna mieszanka: procedural, rozbudowana mitologia, humor. Masz jakiś ulubiony element?
Uwielbiam sposób, w jaki humor łączy się tu z proceduralem. Kocham podejście Lucyfera, którego ogólnie rzecz biorąc, kompletnie nie obchodzi, co się stało. Bardziej chodzi o znalezienie zabójcy, by bohater mógł go ukarać, niż o cokolwiek innego. Ale zdecydowanie najbardziej satysfakcjonujące są te momenty, gdy serial nagle zmienia ton i z lekkiej, zabawnej historii przeistacza się w coś większego, a ludzie zauważają tę zmianę i ją naprawdę przeżywają. "Lucyfer" zapewnia całe spektrum emocji, od śmiechu do smutku i łez wzruszenia, a obserwowanie, jak widzowie żywo reagują na naszą pracę, to najlepsza nagroda.
Nie zdarzało się, że te reakcje bywały męczące? Bo przypuszczam, że rola Lucyfera sporo zmieniła w Twoim życiu.
Nie doszło jeszcze do tego, by na ulicy wołano za mną "Lucyfer" i mam nadzieję, że nie dojdzie, ale oczywiście popularność serialu odbija się na mojej prywatności. Nie zamierzam jednak na to narzekać, w końcu kręcimy "Lucyfera" dla ludzi – rozpoznawalność i pozytywne reakcje oznaczają, że robimy to dobrze.
Masz czas, by oglądać seriale, czy praca na to nie pozwala?
Nadrabiam zaległości, gdy tylko znajdę na to chwilę. Właśnie zabieram się za "Wielkie kłamstewka", a przed momentem skończyłem binge-watching "The Americans", świetny serial. Choć "Breaking Bad" nic nie pobije.
2. sezon "Lucyfera" będziecie mogli oglądać na kanale Canal+ Seriale w czwartki o 18:30. Start 15 czerwca, co tydzień będą emitowane dwa odcinki.