7 rzeczy, które uczyniły mój tydzień lepszym
Marta Wawrzyn
18 czerwca 2017, 17:03
"Twin Peaks" (Fot. Showtime)
Powrót "Poldarka", przedpremierowe screenery "GLOW", Laura Dern w "Twin Peaks" – za mną tak fantastyczny tydzień serialowy, jak to tylko możliwe u progu lata.
Powrót "Poldarka", przedpremierowe screenery "GLOW", Laura Dern w "Twin Peaks" – za mną tak fantastyczny tydzień serialowy, jak to tylko możliwe u progu lata.
1. "Poldark" znów udowadnia, że brytyjska telewizja jest sexy
Nie ma piękniejszego melodramatu niż "Poldark", a pełna burzliwych wydarzeń premiera 3. sezonu udowodniła, że serial wciąż potrafi być także wciągający. Trójkąt miłosny Rossa z Demelzą i Elizabeth nadal działa, ciotka Agatha jest godną następczynią babci z "Downton Abbey", a nowe osoby w obsadzie jak zawsze się sprawdzają (vide: mały Harry Marcus, który gra syna Elizabeth i Francisa). Czeka nas cudne lato w Kornwalii.
2. Laura Dern jest TĄ kobietą
Tak, wiem, "Twin Peaks" się wlecze, Cooper mógłby już przestać być Dougiem, a tak w ogóle przydałoby się więcej wizyt w samym miasteczku. Rozumiem zarzuty, często nawet się z nimi zgadzam, ale są takie sceny, które sprawiają, że wszystko co złe szybko zostaje zapomniane. Spotkanie Alberta (F*** Gene Kelly!) z Diane, kobietą, która niewątpliwie coś wie o agencie Cooperze, należało do takich właśnie scen. To zawsze była Laura Dern!
3. "Blood Drive", czyli SyFy organizuje szalony wyścig
Znów, zgadzam się z większością zarzutów, ale i tak mnie to bawi. "Blood Drive" – czyli nowy serial SyFy w stylu grindhouse – to szaleństwo, które nie tylko ma świetny klimat, ale i parę razy zaskoczyło mnie swoją kreatywnością. Problemem na dłuższą metę mogą okazać się obie pierwszoplanowe postacie, które są tak banalne jak to tylko możliwe. Na nią przynajmniej miło popatrzeć, on jest tak sztywny i pozbawiony ikry, że nazywanie go Kenem wydaje mi się komplementem. Ale niejaki Julian Slink (Colin Cunningham) potrafi wynagrodzić całkiem sporo. Nadal nie do końca tu widzę potencjał na 13 odcinków, ale zdecydowanie jadę dalej.
4. Już jest zwiastun nowego sezonu "Transparent"
A w nim, jak słusznie zauważyliście, pada zdanie, które najlepiej podsumowuje cały serial: "Family is gross but it's important". Pasuje nie tylko do "Transparent", ale i wielu "prawdziwych" rodzin.
5. "American Crime Story" i prawdopodobnie udana żonglerka sezonami
Wyjątkowo długo musimy czekać na 2. sezon "American Crime Story", a wszystko dlatego że Ryan Murphy jest zajęty na innych frontach. I choć Katrina wydaje mi się ciekawszym, ambitniejszym tematem niż zabójstwo Versacego, przyznam, że bardzo mnie ucieszyła zamiana miejsc i wypuszczenie najpierw tego, co wydaje się bardziej chwytliwe. Po 1. sezonie, który sprawił, że Ameryka znów zaczęła emocjonować się sprawą O.J.-a Simpsona, serial potrzebuje kolejnej takiej bomby. Inaczej publika mogłaby o nim zapomnieć – takie niestety są realia dzisiejszej telewizji.
Wydaje mi się, że "Versace" ma większą szansę na gigantyczną oglądalność niż "Katrina". A poza tym liczę na to, że w "Katrinie" uda się Murphy'emu powiedzieć coś nowego i pokazać tę amerykańską zbrodnię systemową od strony, której jeszcze nie widzieliśmy. Twórca "American Crime Story" ma tutaj za rywala samego Davida Simona, którego list miłosny do Nowego Orleanu – czyli "Treme" – był zarazem realistycznym portretem tego, co się działo w tym mieście po przejściu huraganu. Nie da się tego zrobić na szybko, dlatego dobrą wiadomością jest to, że scenarzyści dostali więcej czasu na dopieszczenie tego sezonu.
6. Rozmawialiśmy z samym Lucyferem
Przyznaję, serial porzuciłam dawno temu, ale po przeczytaniu wywiadu z Tomem Ellisem mam ochotę do niego wrócić. No bo jak tu nie uwielbiać czarującego diabła, który ogląda "The Americans"?
7. A poza tym już oglądam netfliksowe "GLOW"
Gdybyście pytali, czy "GLOW" jest dobre, odpowiadam: tak, jest bardzo dobre. Netflix wziął totalny kicz z lat 80., jakim był program "Gorgeous Ladies of Wrestling", i zamienił go w złoto w bardzo prosty sposób: dodał do niego drugi wymiar. Wyszedł serial nie tyle o wrestlingu, co o fantastycznych, silnych kobietach, które z różnych powodów brały udział w programie, sprowadzającym je do koszmarnych stereotypów, jak "Big Bad Mama", "Sally The Farmer's Daughter" czy "Tina Ferrari". Seksizm, rasizm i zwykłe obrażanie ludzkiej inteligencji – tego wszystkiego było w oryginalnym "GLOW" pod dostatkiem. W odróżnieniu od prawdziwych, zawodowych zapasów.
Serial Netfliksa wyjaśnia stojące za tym motywacje i pokazuje mechanizmy powstawania i działania tego typu programów rozrywkowych. Tłumaczy skomplikowane i zróżnicowane powody, dla których kobiety niemające nic wspólnego z wrestlingiem zdecydowały się na taką karierę. Tworzy własne heroiny – mocarne, wielowymiarowe i świetnie pasujące także do naszych czasów. A poza tym stawia w centrum uwagi dwie znakomite aktorki, Alison Brie i Betty Gilpin, które wreszcie dostały role, na jakie zasługiwały. Krótko mówiąc, szykujcie się na kolejny weekend z Netfliksem.