Serialowe hity i kity – nasze podsumowanie tygodnia
Redakcja
18 czerwca 2017, 21:52
"Fargo" (Fot. FX)
Mocny finał "Opowieści podręcznej", pełen emocji powrót "Poldarka", znakomite odcinki "Fargo", "American Gods" czy "Veepa". Takie serialowe ostatki naprawdę lubimy!
Mocny finał "Opowieści podręcznej", pełen emocji powrót "Poldarka", znakomite odcinki "Fargo", "American Gods" czy "Veepa". Takie serialowe ostatki naprawdę lubimy!
HIT TYGODNIA: Rozpacz i nadzieja w finale "Opowieści podręcznej"
"Opowieść podręcznej" zakończyła bardzo dobry sezon nie jednym, lecz kilkoma mocnymi akcentami, na przemian pozbawiając swoją bohaterkę nadziei i na nowo ją w niej rozbudzając, niczym podczas przejażdżki wyjątkowo nieludzkim rollercoasterem. Fizyczne i psychiczne znęcanie się Sereny Joy, zobaczenie własnej córki przez szybę zamkniętego samochodu, czytanie pełnych bólu listów podręcznych, nieudana próba ukamienowania Janine – aż trudno uwierzyć, że to wszystko zmieściło się w niespełna godzinie.
A jednak twórcy dali radę całkiem zgrabnie spiąć ze sobą poszczególne wątki i zakończyć całość cliffhangerem, który pozostawił nas w niemal kompletnej ciemności. W jaką stronę podąży "Opowieść podręcznej" dalej, jest wielką tajemnicą, ale nie da się ukryć, że w piekielnie mrocznym świecie June (imię Offred chyba przestaje w tym momencie obowiązywać?) pojawiło się światełko nadziei, nawet mocniejsze niż jej samej może się wydawać. W końcu w jakimś celu wysłano Moirę do Kanady, prawda?
Skoro już o niej mowa, to czyż Samira Wiley nie była fenomenalna w scenie, w której jej bohaterkę potraktowano po raz pierwszy od dawna po ludzku? A może jednak przebiła ją Elisabeth Moss, pozbawiona wszelkich hamulców i rozjuszona jak ranne zwierzę w klatce? Emocje atakowały z niemal każdego zakątka tego finału, a wykonawczynie znów stanęły na wysokości zadania, przekazując je w bezbłędny sposób. Dokładnie tak samo jak serial, który sprawdził się nie tylko jako zapadające w pamięć ostrzeżenie, ale po prostu jako trzymająca w napięciu, wysokiej klasy fabuła. Poprosimy o więcej. [Mateusz Piesowicz]
HIT TYGODNIA: "American Gods" zapoznaje nas bliżej z Szalonym Sweeneyem
Tuż przed finałową ucztą Bryan Fuller i spółka zaprezentowali kolejną – po 4. odcinku skupiającym się wokół Laury Moon – pyszną dygresję. Tym razem poruszaliśmy się w dwóch płaszczyznach czasowych na zmianę, ale z tą samą dwójką aktorów – nieprzewidywalnym Pablem Schreiberem w roli Szalonego Sweeneya, irlandzkiego Leprechauna, który wyemigrował do Ameryki, i cudowną, uroczą Emily Browning, grającą na zmianę XVIII-wieczną, rudowłosą Essie i dobrze nam znaną martwą żoną Cienia. Po spędzeniu godziny w ich towarzystwie mogę powiedzieć tylko jedno: chyba nie ma w "American Gods" drugiego tak dobrze dobranego duetu.
Historia opowiedziana w odcinku "A Prayer for Mad Sweeney", który docenić należy jeszcze za fantastycznego narratora, Ibisa, nie tylko była klimatyczna, wciągająca i skąpana w magicznym jazzie, ale także wniosła istotny element do całej układanki. Dowiedzieliśmy się, że ścieżki irlandzkiego skrzata i dziewczyny, która go kiedyś dokarmiała, przeplatały się na przestrzeni lat wielokrotnie – i podobnie jest z nim i mającą tę samą twarz co Essie żoną Cienia. Wszystko w "American Gods" ma swoje miejsce i swój cel, a przewrotny Leprechaun odgrywa w całej historii ważniejszą rolę, niż mogło się wcześniej wydawać.
Takie "dygresje" i takie odcinki mogłabym oglądać w nieskończoność. Wielka szkoda, że już za chwilę finał. [Marta Wawrzyn]
HIT TYGODNIA: Wszystkiego najlepszego Gary, czyli impreza urodzinowa w "Veepie"
Świętowanie 40. urodzin w gronie rodziny i przyjaciół to musi być miła sprawa, czyż nie? W zdecydowanej większości przypadków tak, chyba że akurat nazywasz się Gary Walsh, a rodzinne White City w Alabamie odwiedzasz w towarzystwie Seliny Meyer i reszty jej świty. Wtedy z pewnością można oczekiwać tylko tego, że w jakiś sposób staniesz się najmniej istotnym uczestnikiem własnej imprezy.
Tak też skończyło się przyjęcie w domu Walshów, które Selina bez mrugnięcia okiem wykorzystała do własnych interesów, pokonując przy okazji kolejną przeszkodę na drodze do osiągnięcia szczytu cynizmu. W jej przypadku oczywiście kolejnego z wielu zdobytych do tej pory. Ten wyglądał jednak wyjątkowo okrutnie, bo kradzież przemowy solenizanta na jego urodzinach to cios na tyle mocny, że nawet Gary (Gary!) poczuł się nim dotknięty. No, przynajmniej przez chwilę, bo na końcu i tak wiadomo, kto kogo przepraszał.
Zanim jednak do tego doszło, poznaliśmy rodziców Gary'ego (fantastyczni Jean Smart i Stephen Root), zobaczyliśmy kołyskę jego zmarłego bliźniaka (który już nie straszy w domu, choć czasem ciągle słychać płacz) i dowiedzieliśmy się sporo na temat problemów bohatera z ojcem, jednym z dwóch wielkich despotów w jego życiu. Wprawdzie uwadze Gary'ego umknęła pewna oczywistość, ale przynajmniej część pretensji zdołał wykrzyczeć, przypominając przy okazji, jak fantastyczny jest w tej roli Tony Hale. I to wszystko bez torby na ramieniu. [Mateusz Piesowicz]
HIT TYGODNIA: Początek lata z "Poldarkiem"
Nowy sezon "Poldarka" latem? Tej decyzji BBC wypada tylko przyklasnąć, bo nie ma lepszej wakacyjnej rozrywki niż melodramat w przepięknej oprawie. Twórcy brytyjskiej produkcji naprawdę dobrze wiedzą, czego od nich oczekujemy – już na dzień dobry zaserwowali pocztówkowy widok i Rossa pędzącego konno na ratunek swojej (byłej) ukochanej. A zaraz potem emocje wybuchły z całą siłą, bo mieliśmy wściekłego George'a, rodzącą Elizabeth, umierającego ojca Demelzy i inne dramaty rozgrywające się pewnej czarnej nocy.
Serialowi udało się na tyle dobrze przetasować bohaterów i relacje między nimi, że początek 3. sezonu sprawia zaskakująco świeże wrażenie. Trójkąt miłosny z Rossem, Demelzą i Elizabeth znów wydaje się interesujący, bo jest szansa, że ona właśnie urodziła jego dziecko (a George dał mu na imię Valentine!). Tymczasem syn Elizabeth i Francisa wyrósł na interesującego młodego człowieka. Bracia Demelzy zapowiadają kłopoty na drugim planie. Dr Enys i Caroline wyglądają pięknie. Demelza znów jest w ciąży. Krótko mówiąc, Poldarkowe wichry losu w klasycznym wydaniu wciąż prezentują się świetnie oraz dostarczają mnóstwo frajdy i wzruszeń. [Marta Wawrzyn]
HIT TYGODNIA: Gloria i Nikki rządzą w "Fargo"
Już tydzień temu pisaliśmy, że "Fargo" wróciło na właściwe tory, a w przedostatnim odcinku 3. sezonu dostaliśmy potwierdzenie rosnącej formy. Tym razem przede wszystkim ze strony dwóch pań, z których jedna wydawała się do tej pory nieco przez serial zaniedbywana. Gloria, bo o niej oczywiście mowa, miała pełne prawo czuć się w stu procentach pokonaną – przyznanie się Emmita do winy nie przydało się na nic, tajemniczy Varga jak był nieuchwytny, tak nim pozostał, a maszyny nadal odmawiały jej posłuszeństwa. Załamać się można.
I w tym momencie stał się mały cud, bo oto wystarczył zwykły, ludzki gest ze strony drugiej osoby, a bohaterka nie tylko poczuła się wreszcie jak człowiek, ale i została nim w oczach (czujniku?) maszyny. Niby drobnostka, normalny, niewiele znaczący uścisk ze strony Winnie, a efekt taki jakby stało się coś wyjątkowego. Kontynuując porównanie, którego użyła sama Gloria, można powiedzieć, że smutny robot Minsky został wreszcie we właściwy sposób doceniony.
A skoro w tym przypadku się udało, to może cała ta historia ma jednak szansę na jakiegoś rodzaju happy end? W końcu "Fargo", pomimo całej swojej brutalności i przerysowania, pozostaje serialem, w którym ci dobrzy trzymają się mocno, a ci źli kończą znacznie gorzej. Pytanie brzmi, gdzie dokładnie na tej skali umieścić Nikki Swango? Bo że sprzymierzona z Panem Wrenchem kobieta trzyma właśnie wszystkie karty w swoim ręku, nie trzeba nikogo przekonywać. Nawet V.M. Vargi, który całkiem słusznie zaczyna czuć do niej niechęć. W przeciwieństwie do mnie – ja lubię ją coraz bardziej i mam nadzieję, że chowa w rękawie jeszcze jakiegoś asa. Poza tym, który trafił do skarbówki rzecz jasna. [Mateusz Piesowicz]
KIT TYGODNIA: "Claws", czyli jak zmarnować świetny pomysł i jeszcze lepszą obsadę
Uwikłane w konszachty z mafią manikiurzystki z kiczowatego salonu gdzieś na Florydzie miały szansę stać się kolejną kobiecą ekipą, której losy moglibyśmy śledzić z takim zaangażowaniem jak chociażby pań z "Orange Is the New Black". Zabrakło dobrego scenariusza. Nowy serial TNT, który ma w obsadzie m.in. Niecy Nash, Carrie Preston i Deana Norrisa, nie działa, bo nie potrafi sprawnie łączyć komedii z dramatem, ma średnio napisane dialogi i jest zbyt chaotyczny, by wciągać.
Twórcy "Claws" wrzucili bardzo dużo do jednego worka, już w pilocie dokładnie wykładając wszystkie problemy serialowych bohaterek. W ciągu godziny zapoznaliśmy się dobrze z ich kłopotami z mafią, sprawami osobistymi, marzeniami o lepszym życiu itp., itd. Postanowiono na "więcej" zamiast "głębiej", doprawiono całość irytującą, rytmiczną muzyką, przeciętnymi dialogami i sztucznymi scenami, mającymi służyć za manifestację girl power – i voila. Zamiast spodziewanego hitu mamy solidny kit. Szkoda. [Marta Wawrzyn]