Emmy 2017: Nasze nominacje dla aktorek z seriali komediowych
Redakcja
8 lipca 2017, 20:03
"Fleabag" (Fot. BBC)
Akademia Telewizyjna w przyszłym tygodniu ogłosi nominacje do nagród Emmy, a oto kolejne nasze typy. Wśród pierwszoplanowych aktorek z seriali komediowych doceniamy m.in. Rachel Bloom, Kristen Bell i Kathryn Hahn. Przypominamy, że wybieramy wyłącznie z grona aktorek i aktorów, którzy zostali zgłoszeni do Emmy, w takich kategoriach, w jakich zostali zgłoszeni. Wszystkie nasze nominacje znajdziecie tutaj.
Akademia Telewizyjna w przyszłym tygodniu ogłosi nominacje do nagród Emmy, a oto kolejne nasze typy. Wśród pierwszoplanowych aktorek z seriali komediowych doceniamy m.in. Rachel Bloom, Kristen Bell i Kathryn Hahn. Przypominamy, że wybieramy wyłącznie z grona aktorek i aktorów, którzy zostali zgłoszeni do Emmy, w takich kategoriach, w jakich zostali zgłoszeni. Wszystkie nasze nominacje znajdziecie tutaj.
Kristen Bell, "The Good Place"
Kristen Bell uwielbiam już za samo to, jak odmienia na różne sposoby słowo "fork" i denerwuje się, że w tytułowym "dobrym miejscu" za nic nie da się wypowiedzieć prawdziwego przekleństwa. Naprawdę urocza z niej zła dziewczynka, ale jej rola w "The Good Place" to dużo, dużo więcej.
Dawna Veronica Mars okazała się świetnie sobie radzić we wdzięcznym, przerysowanym i pełnym drobnych dziwactw świecie komedii Mike'a Schura. Jej Eleanor od pierwszego odcinka jest postacią z krwi i kości, a w miarę jak dodawano do niej kolejne warstwy, coraz mniej w niej było typowej bohaterki sitcomu i coraz więcej skomplikowanej dziewczyny, która dała się polubić.
To dzięki Kristen Bell dość proste dylematy moralne w "The Good Place" były wiarygodne, podobnie jak ciągłe balansowanie pomiędzy dobrem i złem i związana z tym systematyczna przemiana jej bohaterki. Jej urok i energia napędzały serial, a ona sama wpasowała się w niecodzienny koncept z taką łatwością jak kiedyś Amy Poehler w "Parks and Recreation". [Marta Wawrzyn]
Kathryn Hahn, "I Love Dick"
Kathryn Hahn błyszczała w tym sezonie w dwóch serialach Jill Soloway (drugoplanową rolą Raquel w "Transparent" przyćmiła nawet tłum tamtejszych świetnych aktorów), ale tutaj wyróżniamy ją za ten drugi, jeszcze bardziej niszowy i jeszcze mniej "nominowalny". O ile bowiem "Transparent" zdołał się już do świadomości Akademików przebić, o tyle dla "I Love Dick" zadanie to chyba z gatunku niewykonalnych.
Wielka szkoda, bo serial to taki, któremu należy się uznanie z różnych stron, a już zwłaszcza w odniesieniu do kreacji aktorskich. Na czele z tą w wykonaniu Kathryn Hahn, która nadała trudnej roli Chris Kraus autentycznego wymiaru, zamieniając ją z konceptu w prawdziwą kobietę o skomplikowanych potrzebach. To zarazem artystka, szukająca najpierw źródła inspiracji i obiektu, na którym mogłaby wyładować swoją twórczą energię, jak i niepewna siebie i pełna wątpliwości choćby wobec swojego małżeństwa kobieta.
Hahn świetnie wyczuwa tę różnicę, pokazując ją na ekranie na różne sposoby. Ot, choćby tylko czytając listy do Dicka konfrontacyjnym tonem czy prezentując już znacznie mniej zuchwałą postawę przy spotkaniu w cztery oczy. Bywa pełna zapału i kierowana ognistym temperamentem, ale potrafi też stać się tego zaprzeczeniem. Zagrać taką postać i uczynić ją wiarygodną? Nie jest to najłatwiejsza robota na świecie. [Mateusz Piesowicz]
Pamela Adlon, "Better Things"
Podobnie jak Louis C.K. w "Louiem", Pamela Adlon gra w "Better Things" jakąś wersję samej siebie. Czyli mieszkającą w Los Angeles aktorkę, która niekoniecznie jest gwiazdą pierwszej wielkości i która ma na głowie tysiąc zmartwień związanych z samotnym wychowywaniem trzech córek.
Jej charyzma w zupełności wystarczyła, aby nadać charakteru serialowi, który w 1. sezonie dopiero szukał swojego głosu. Niezależnie od tego, czy grana przez Pamelę Sam wściekała się na swoje dzieci, czy je przytulała, czy też uczyła je, że niewiele rzeczy w życiu zalicza się do gatunku tych miłych i prostych, aktorka wkładała w to całą siebie. Widać w tym projekcie ogromną pasję – Pamela Adlon zna swoją postać od podszewki, bo ta postać to ona. I będąc sobą, jest w stanie sprawić, że nie da się oderwać od ekranu.
Jej najlepsze momenty to te, w których działo się coś ważnego – któraś z dziewczyn przechodziła kryzys, była chora albo miała wątpliwości co do tego, co chce robić dalej. Serialowa Sam jako matka jest specyficznym połączeniem siły i ciepła, z sarkastyczną nutką. A poza tym to także samotna kobieta, mająca problem ze znalezieniem sensownego faceta, aktorka, często bezskutecznie poszukująca pracy, czy też córka, oglądająca na co dzień szaleństwa swojej matki. Pamela Adlon stworzyła skomplikowaną postać na miarę naszych czasów. [Marta Wawrzyn]
Issa Rae, "Niepewne"
Issa Rae to bez wątpienia jedno z odkryć tego sezonu i aktorka, którą mamy nadzieję oglądać w przyszłości znacznie częściej. Na razie jednak należy ją docenić za "Niepewne", czyli serial, który sama stworzyła i do tego zagrała w nim główną rolę. Nie muszę chyba dodawać, że zrobiła to w naprawdę świetnym stylu, prawda?
Pełna życia, pozytywnej energii i naturalnego wdzięku to określenia, które pasują zarówno do całego serialu, jak i do jego głównej bohaterki. Wystarcza chwila, byśmy czuli się z nią jak w towarzystwie najlepszej przyjaciółki, bo wręcz zaraża dobrym humorem, nawet wtedy, gdy niekoniecznie ma ku niemu powody. Niby to kolejna serialowa (niemal) trzydziestolatka, która znalazła się na życiowym rozdrożu, ale w jej przypadku schematy nie tyle nie rażą, co wydają się zupełnie naturalne i w pełni autentyczne. Skomplikowany związek, problemy w pracy, kłótnia z przyjaciółką – Issa Rae i jej ekranowe alter ego sprawiają, że stereotypy ożywają.
Co więcej, jest w nich naprawdę dużo prawdziwych emocji i to zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych. Rae udało się stworzyć postać, w którą można bez problemu uwierzyć i pojąć wszelkie trudności, z jakimi się na co dzień spotyka, ale nie uczyniła z niej symbolu społecznej niesprawiedliwości. To tylko i aż zwykła dziewczyna z problemami nie bardziej wydumanymi niż nasze – coraz trudniej o takie postaci we współczesnej telewizji. [Mateusz Piesowicz]
Justina Machado, "One Day at a Time"
Dawna Vanessa z "Sześciu stóp pod ziemią" zagrała dziesiątki ról w telewizji i kinie, ale dopiero w "One Day at a Time" mogła wcielić się w skomplikowaną postać kobiecą, ze sporym bagażem, interesującą przeszłością, dwójką dzieciaków i matką, graną przez wspaniałą Ritę Moreno. Szansę wykorzystała w stu procentach – to właśnie ona jest sercem i duszą netfliksowego sitcomu, który okazał się jednym z najlepszych zaskoczeń minionego sezonu.
Justina Machado potrafi wszystko. Świetnie sobie radzi jako głowa rodziny, która jest połączeniem ciepła, siły i kobiecej wrażliwości. Równie znakomicie wypada w typowo komediowych momentach, z wielkim urokiem puentując czasem głupiutkie sceny. A przede wszystkim zapada w pamięć jako weteranka z Afganistanu, która przywiozła do domu kontuzję fizyczną i traumę psychiczną, co do której sama nie chce się przyznać przed sobą.
To w dużej mierze dzięki niej serial, który mógł być kolejnym średnim sitcomem, rzeczywiście zapada w pamięć. Chciałabym, aby została dostrzeżona, bo od lat na to zasługuje. [Marta Wawrzyn]
Phoebe Waller-Bridge, "Fleabag"
Dystans, autoironia, szczerość, bezczelność, poczucie humoru – cechy, którymi urzekła nas Phoebe Waller-Bridge przy okazji "Fleabag", mógłbym wymieniać bez końca, a i tak nie zdołam oddać, jak wielkie wrażenie zrobiła na mnie ta rola. Czysto komediowa, gdy aktorka raczyła nas ostrymi jak brzytwa komentarzami, które rzucała, patrząc nam prosto w oczy i ani myśląc, by za to przepraszać. Ale też tragiczna, gdy na jaw wyszła skrywana przez bohaterkę mroczna tajemnica, której ciężar wręcz zwala z nóg.
Phoebe Waller-Bridge udźwignęła go jednak bez problemu, tworząc postać tak skomplikowaną i wielowarstwową, że bohaterowie większości dramatów nie mają do niej nawet startu. Kobietę, którą wydawałoby się, że w kilku odcinkach poznajemy z każdej strony, a która mimo to potrafi nas zaskoczyć czymś, czego się zupełnie nie spodziewamy. Bohaterkę jednocześnie taką jak wszyscy i niepasującą do żadnego utartego schematu.
Czy to bardziej urok, wrodzona charyzma, a może czysty talent? Nie mam pojęcia, ale jakkolwiek by tego nie nazwać, Brytyjka to ma i potrafi zrobić z tego użytek. Czasem nie musi się nawet odzywać, wystarczy znaczące spojrzenie mówiące więcej niż tysiąc słów. Takie porozumienie na linii aktorka – widzowie przywodzi raczej na myśl teatr niż telewizję i nic w tym dziwnego, wszak "Fleabag" na początku było monodramem. Jak widać Phoebe Waller-Bridge przeniosła go na mały ekran w skali 1:1, wliczając w to swoją genialną rolę. [Mateusz Piesowicz]
Rachel Bloom, "Crazy Ex-Girlfriend"
Aż cztery z siedmiu nominowanych przez nas pań to nie tylko aktorki, ale i twórczynie swoich seriali. I, niczego nie ujmując pozostałym paniom, uważam, że to właśnie Rachel Bloom jest tą najbardziej kreatywną z nich. Po "Crazy Ex-Girlfriend" można się spodziewać wszystkiego: pomysłowych występów muzycznych, zapadających w pamięć emocjonalnych momentów, w stu procentach poważnej dyskusji o depresji i tysiąca innych rzeczy.
A Rachel Bloom z niespożytą energią rzuca się w ten szalony serialowy świat, tańcząc, śpiewając, śmiejąc się i płacząc, przeżywając ze swoją bohaterką kolejne upokorzenia i nabierając niesamowitej siły. Po 2. sezonie serialu jej Rebecca stała się postacią, której nie da się nie kibicować, żeby znalazła nie tyle faceta, na jakiego zasługuje, ile drogę do samej siebie.
Trzeba też przyznać, że Rachel Bloom w tym sezonie naprawdę miała co grać, zwłaszcza w ostatnich odcinkach, kiedy Rebece świat się zawalił na głowę i w końcu zmuszona była przyznać przed sobą i resztą świata, że ma problemy, z którymi powinna się zmierzyć, najlepiej bez mężczyzny u boku. Mam nadzieję, że po Złotym Globie za poprzedni sezon teraz przyjdzie pora na Emmy. [Marta Wawrzyn]