Najlepsze brytyjskie seriale historyczne z ostatnich lat
Redakcja
6 września 2017, 21:00
"Upadek królestwa" (Fot. BBC)
Z okazji premiery 2. sezonu "Upadku królestwa" w Canal+ (7 września, godz. 21:00) przyjrzeliśmy się brytyjskim serialom historycznym i kostiumowym z historią w tle – od melodramatów aż po zrobione na bogato superprodukcje. Na liście znajdują się wyłącznie najnowsze produkcje, obecnie emitowane bądź zakończone rok czy dwa lata temu.
Z okazji premiery 2. sezonu "Upadku królestwa" w Canal+ (7 września, godz. 21:00) przyjrzeliśmy się brytyjskim serialom historycznym i kostiumowym z historią w tle – od melodramatów aż po zrobione na bogato superprodukcje. Na liście znajdują się wyłącznie najnowsze produkcje, obecnie emitowane bądź zakończone rok czy dwa lata temu.
"Upadek królestwa"
Jeden z najlepszych dramatów historycznych ostatnich lat, a dla miłośników opowieści osadzonych w średniowiecznych realiach wręcz pozycja obowiązkowa. Rozgrywający się w IX wieku "Upadek królestwa" został oparty na powieściowym cyklu "Wojny wikingów" Bernarda Cornwella i opowiada historię Uhtreda (Alexander Dreymon), syna saskiego władcy, który będąc dzieckiem, został porwany przez Duńczyków, po czym wychowany jak jeden z nich. Gdy dorasta, staje przed wyborem pomiędzy swoim pochodzeniem, a ludźmi, którzy go wychowali.
Podwójna tożsamość Uhtreda czyni z niego bohatera wyjątkowo niejednoznacznego i dodatkowo uatrakcyjnia fabułę, która i bez tego ma sporo do zaoferowania. Jesteśmy bowiem świadkami bardzo burzliwego okresu w historii ziem, które dziś znamy jako brytyjskie. Wtedy były one tylko szeregiem królestw pozbawionych wspólnego władcy, dodatkowo nieustannie nękanych przez najazdy wikingów. Upadek ostatniego opierającego się im królestwa Wessexu wydawał się tylko kwestią czasu.
Rozdarcie pomiędzy dwiema stronami konfliktu zdecydowanie nie jest pozycją szczególnie komfortową, więc Uhtred nie raz i nie dwa będzie musiał dowodzić swojej przydatności i lojalności. Cała reszta, łącznie z odwagą i umiejętnościami, będzie testowana przez twórców regularnie, nie pozwalając się nudzić ani bohaterowi, ani nam. Sojusze, zdrady i przyjaźnie są tu równie szybko zawiązywane jak łamane, nie mogło też zabraknąć polityki i religii, a wszystko zostało wymieszane tak zgrabnie, że pogubić się w tym nie sposób.
Znacznie łatwiej za to dać się porwać opowieści, która zachwyca realizacją i rozmachem (tak znakomicie zainscenizowanymi scenami bitew może się pochwalić niewiele seriali), ale nie zapomina przy tym o swoich bohaterach. Ci nie służą za mięso armatnie, lecz w zdecydowanej większości są wyrazistymi postaciami z charakterem. Ludźmi niepozbawionymi wad, ale uczącymi się na swoich błędach i rozwijanymi z odcinka na odcinek. Dotyczy to nie tylko Uhtreda, choć oczywiście jego ewolucji poświęcono tu najwięcej miejsca.
W 2. sezonie serialu, który zadebiutuje w Canal+ w czwartek, 7 września o godzinie 21:00 (zostaną pokazane dwa odcinki, kolejne co tydzień), główny bohater wyruszy, by wreszcie odzyskać swoje ziemie i zemścić się za dawne sprawy, ale oczywiście los szybko pokrzyżuje jego plany i wmiesza go w znacznie większą historię. [Mateusz Piesowicz]
"Poldark"
Najseksowniejszy brytyjski melodramat osadzony jest w Kornwalii, w realiach historycznych (dokładniej, pod koniec XVIII wieku), ale historyczne burze nie znajdują się tutaj na pierwszym planie. Ekranizacja cyklu powieści Winstona Grahama skupia się przede wszystkim na romansach oraz życiowych wzlotach i upadkach trójki bohaterów: przystojnego i temperamentnego kapitana Rossa Poldarka (Aidan Turner), którego poznajemy jak wraca do domu po kilku latach spędzonych na wojnie w Ameryce; jego ukochanej sprzed wojny, Elizabeth (Heida Reed), która łamie mu serce, wychodząc za jego kuzyna, a także Demelzy (Eleanor Tomlinson), dziewczyny z niższej sfery, w której zakochuje się nasz bohater.
Burzliwe losy tego trójkąta miłosnego, śmierci, zdrady, relacje przekraczające podziały klasowe – "Poldark" to samo życie, tyle że w kostiumie. To także kawał historii, bo na kornwalijską wieś spokojną prędzej czy później docierają echa wszystkich światowych wydarzeń, a nasz dzielny Poldark uwikła się nie tylko w amerykańską wojnę o niepodległość, ale też chociażby we francuską rewolucję.
Choć serial BBC nie raz, nie dwa pozwala sobie przekroczyć klasowe podziały, łącząc w pary ludzi, którzy w tamtych czasach nie mieliby wielkich szans na to, by żyć długo i szczęśliwie, to jednak nie zapomina o tym, że dzieje się w XVIII wieku. Jak na BBC przystało, scenografia, rekwizyty i kostiumy wyglądają świetnie, a problemy społeczne znajdują odzwierciedlenie w scenariuszu. Oglądamy więc, jak wieśniacy zmagają się z biedą, chorobami i niesprawiedliwością społeczną, dzieci umierają przy porodach czy jako niemowlęta, a w należącej do Rossa kopalni co jakiś czas dochodzi do tragedii.
"Poldark" to jeden z najlepszych, a także najpiękniej nakręconych brytyjskich melodramatów w historycznej oprawie. Historii XVIII wieku raczej się z niego nie nauczycie, ale jako lekka rozrywka, która nie obraża inteligencji widza, sprawdza się doskonale. [Marta Wawrzyn]
"Wiktoria"
"Wiktoria" miała być kolejnym po "Downton Abbey" kostiumowym hitem telewizji ITV i sądząc po wielomilionowej widowni oraz szybkim zamówieniu 2. sezonu, a nawet odcinka świątecznego, cel został osiągnięty. I wypada się z tego faktu cieszyć, bo historia rządów XIX-wiecznej królowej prezentuje się naprawdę nieźle, będąc zgrabnym połączeniem lekcji brytyjskiej historii z lekką i przyjemną fabułą o bohaterce postawionej w młodym wieku na czele imperium.
Wiktorię (Jenna Coleman) poznajemy jako 18-letnią dziewczynę, która na tron wstępuje z marszu, w jednej chwili zamieniając lalki na królewskie atrybuty. Nie pozbywa się oczywiście przy tym dziewczęcej postawy i niedojrzałości, zatem proces dorastania do nowej roli i stopniowego odnajdywania się w dworsko-politycznych meandrach przechodzimy w szybkim tempie razem z nią. Nie może przy tym brakować doradców – nielicznych życzliwych, jak Lord Melbourne (Rufus Sewell) i całego grona sępów, próbujących wykorzystać młodą władczynię do własnych celów.
Scenariusz zręcznie meandruje pomiędzy historycznymi faktami, ubarwiając je dodanymi tu i ówdzie serialowymi schematami, czyniąc "Wiktorię" idealną mieszanką dramatu, romansu, XIX-wiecznej polityki i opowieści społeczno-obyczajowej (wzorem "Downton Abbey" są tu też wątki poświęcone pałacowej służbie). Wszystko to okraszone plejadą znakomitych brytyjskich aktorów, na czele z Coleman, której charakterna kreacja napędza serial od pierwszego odcinka. [Mateusz Piesowicz]
"Wolf Hall"
Kameralny brytyjski miniserial z 2015 roku, o którym światowa widownia usłyszała rok później, kiedy to sprzątnął Złoty Glob sprzed nosa 2. sezonowi "Fargo". Było to spore zaskoczenie, ale nagroda bynajmniej nie jest niezasłużona. 6-odcinkowy serial BBC oparty na książce Hilary Mantel to klasa sama w sobie.
"Wolf Hall" opowiada o rządach Henryka VIII i o tym, jaki miał na niego wpływ Thomas Cromwell. Fabuła skupia się na rozmowach, intrygach i kulisach wielkich wydarzeń. Akcja serialu toczy się niespiesznie, a jego wielką siłą są przede wszystkim rewelacyjnie zagrane postacie i dialogi między nimi. "Wolf Hall" to pozbawiona romantyzmu opowieść o ludziach i kierujących nimi żądzach, a także o polityce, która jest grą, w tym przypadku toczącą się w komnatach.
Takie podejście twórcy, Petera Kosminsky'ego, mogło wydawać się zaskakujące, ale tylko na pierwszy rzut oka. Historię króla Henryka VIII, jego problemy z żonami, brakiem męskiego potomka i Kościołem katolickim znamy już wszyscy bardzo dobrze, bo poświęcono im przynajmniej kilkanaście popularnych filmów i serialu. Tutaj dostajemy coś mniej oczywistego – perspektywę Cromwella, XVI-wiecznego mistrza wyrafinowanej gry politycznej, któremu Frank Underwood nie dorasta do pięt.
"Wolf Hall" jest jak teatr telewizji w najlepszym wydaniu. Ma oczywiście fantastyczną scenografię i kostiumy – wiadomo, BBC – ale przede wszystkim swoje robi obsada. W Cromwella wciela się rewelacyjny Mark Rylance, który dostał nagrodę BAFTA za swoją rolę, a poza tym na ekranie pojawiają się Damian Lewis, Claire Foy, Mark Gatiss, Jonathan Pryce, Tom Holland i mnóstwo innych osób, które znacie z brytyjskich seriali. Wszystko to razem składa się na pozycję obowiązkową – nieważne, czy jesteście fanami seriali historycznych, czy brytyjskich, czy po prostu takich, które są dobre. [Marta Wawrzyn]
"The Crown"
Serial gigantyczny w pełnym tego słowa znaczeniu. Zaplanowana na 6 sezonów, opowiedziana z rozmachem historia ma nas przeprowadzić przez wszystkie lata rządów Elżbiety II (Claire Foy), a jej pierwsza odsłona skupia się na okresie, w którym królowa objęła tron i stopniowo przystosowywała się do swych nowych obowiązków. Jeśli jednak sądzicie, że czeka Was sucha relacja z kolejnych historycznych faktów, to zostaniecie miło zaskoczeni.
"The Crown" pokazuje bowiem nieznane oblicze angielskiej monarchii, skupiając się przede wszystkim na prawdziwych ludziach skrywających się za królewskimi emblematami. Zostajemy zabrani za kulisy tej wielkiej, monarszej maskarady i poznajemy ludzkie oblicza postaci, dla których coś takiego jak prywatność nie istnieje. Nie znaczy to jednak, że są pozbawionymi wad i emocji symbolami, łatwo godzącymi się z ograniczeniami, jakie narzucają im tradycja, etykieta, protokół i oczekiwania milionów. Wręcz przeciwnie, wszyscy tutejsi bohaterowie, począwszy od Elżbiety, a skończywszy na Winstonie Churchillu (w genialnej kreacji Johna Lithgowa), to postaci fascynujące, niejednoznaczne i nade wszystko dalekie od powszechnie wykreowanego wizerunku.
Stworzenie serialu, który w przekonujący sposób opowiedziałby o ich prywatnych losach, a jednocześnie skutecznie umieściłby je w realiach historycznych było zadaniem bardzo trudnym, ale Peter Morgan (scenarzysta "Królowej") poradził sobie z nim znakomicie. Dostaliśmy obsypany nagrodami, jeden z najlepszych seriali ostatnich lat, który równocześnie poraża przepychem i urzeka skromnością. Pozycja obowiązkowa, jeśli jakimś sposobem jeszcze jej nie widzieliście. [Mateusz Piesowicz]
"Z pamiętnika położnej"
Zdecydowanie jeden z najlepszych seriali kostiumowych, jakie kiedykolwiek wyprodukowała telewizja BBC. Rzecz tym razem się dzieje nie w jakiejś odległej epoce historycznej, tylko po II wojnie światowej, w latach 50. i 60., w londyńskim East Endzie, czyli dzielnicy, która wtedy była rzeczywiście biedna. I to widać w tym znakomitym serialu, który jest tak blisko prawdziwego życia, że bardziej chyba naprawdę już się nie da.
"Z pamiętnika położnej" opowiada o losach położnych i sióstr zakonnych z East Endu. To, jak tutejsi ludzie żyją i ile dzieci rodzi się tu każdego dnia, na początku przeraża Jenny (Jessica Raine), dziewczynę z dobrego domu, która przybywa do klasztornej kliniki pełna zapału i najszczerszych chęci. To od niej i jej adaptacji do nowego miejsca zaczyna się cała historia.
W następnych sezonach mijają kolejne lata, zmieniają się bohaterki i obsada, ale ton pozostaje bez zmian. "Z pamiętnika położnej" to wciąż ten sam klasyczny dramat, osadzony w historycznych realiach, który wie, jak w trudnych sytuacjach znajdować optymizm, potrafi z wyczuciem uderzać w sentymentalne nuty i sprawia, że człowiek ma ochotę być lepszy dla świata. To także mocny, szczery i momentami brutalny portret kobiet, które nie miały łatwego życia – a wszystko to w atrakcyjnym opakowaniu produkcji BBC w klimacie retro. [Marta Wawrzyn]
"Biała księżniczka"
Kolejna po "Białej królowej" adaptacja powieści Philippy Gregory, będąca w gruncie rzeczy kontynuacją poprzedniego serialu, ale opowiedzianą w taki sposób, że jego znajomość nie jest przy oglądaniu niezbędna. Akcja rozgrywa się w 1485 roku, gdy Anglia szukała spokoju po trwającej od dziesięcioleci Wojnie Dwóch Róż. Ten miało zapewnić małżeństwo Elżbiety York (Jodie Comer) z Henrykiem Tudorem (Jacob Collins-Levy) mające połączyć zwaśnione rody Yorków i Lancasterów oraz przywrócić dawno niewidziany w kraju pokój.
Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać, bo droga do szczęśliwego związku w przypadku tej dwójki jest koszmarnie wyboista. Poczynając od prostego faktu, że młodzi nie pałają do siebie sympatią, a kończąc na ciągle bardzo napiętym klimacie politycznym w XV-wiecznej Anglii. Efektem tego jest serial, który stawiając w centrum uwagi młodą Elżbietę, opowiada wielowątkową historię pełną zakulisowych intryg i spisków będących przedłużeniem wojennej zawieruchy. Zorientowanie się w tej skomplikowanej układance zależności i postaci o różnych intencjach może początkowo sprawiać nieco trudności, ale gdy już zaczniecie rozróżniać dwie strony konfliktu, powinniście się naprawdę dobrze bawić.
Bo "Biała księżniczka" to prawdziwa uczta dla fanów politycznych gierek ubranych w historyczne szaty (swoją drogą prezentujące się na ekranie świetnie – serial wygląda obłędnie). Oczywiście podanych z odpowiednim dystansem, bo twórcy nie ekranizują podręcznika do historii, lecz mieszają fakty z fikcją, często skręcając w stronę melodramatycznej konwencji. Trudno jednak uznać to za wadę, gdy serial wciąga i potrafi prostymi sztuczkami przykuć uwagę widza. [Mateusz Piesowicz]
"Peaky Blinders"
Jeden z najlepszych brytyjskich seriali z ostatnich lat. Kropka. A przy okazji też znakomity dramat kostiumowy z historią w tle. "Peaky Blinders" to fikcyjna, ale osadzona w historycznych realiach opowieść o gangsterach rządzących w Birmingham w dwudziestoleciu międzywojennym. Na początku XX wieku w tym przemysłowym angielskim mieście takie gangi rzeczywiście działały, a ich członkowie naprawdę chodzili wszędzie wystrojeni jak serialowy Tommy Shelby (Cillian Murphy) i uzbrojeni w kaszkiety z zaszytymi żyletkami.
"Gazeta Wyborcza" pisała że twórca serialu, Steven Kinght, zaczerpnął pomysł z opowieści swoich rodziców, którzy mieszkali w latach 20. w dzielnicy Small Heath w Birmingham. Jego wujek należał do Peaky Blinders, a mama jako dziecko była posłańcem bukmacherów. "Mój ojciec zapamiętał z dzieciństwa stół z pieniędzmi i pistoletami, a wokół pięknie ubranych gości pijących piwo ze słoików po dżemie" – opowiadał Knight. Echa tych rodzinnych opowieści są bardzo wyraźne w serialu.
Akcja "Peaky Blinders" rozpoczyna się w 1919, wkrótce po tym jak główny bohater, wspomniany wyżej Tommy, powraca z wojny i zmagając się jeszcze z traumą, zabiera się za zaprowadzanie porządku na własnym podwórku. Żaden z niego mafijny boss, to po prostu chłopak, który postanowił zadbać o swoją rodzinę. W kolejnych latach jego pozycja w mieście się zmienia, tak że zaczyna on myśleć o londyńskiej ekspansji, a nawet wplątuje się w międzynarodowe hece.
"Peaky Blinders" nawiązuje bardzo luźno do historycznych wydarzeń i postaci, ale nieźle oddaje realia, pokazując nie tylko świat młodych gangsterów, ale też policjantów, którzy ich rozpracowują, z granym przez Sama Neilla Campbellem na czele. W serialu pojawia się kilka postaci historycznych, w tym Winston Churchill.
A poza tym wszystko jest tutaj doskonałe, poczynając od unikalnego, przykurzonego i przybrudzonego stylu wizualnego, a kończąc na współczesnej muzyce, którą dobrano tutaj bardzo odważnie i wyjątkowo dobrze. [Marta Wawrzyn]
"Wersal. Prawo krwi"
Zaraz, zaraz, czy to nie jest aby francuski serial? Dokładnie rzecz ujmując, to koprodukcja, w której powstanie i gigantyczny budżet (niemal 30 milionów wydano tylko na 1. sezon i ten przepych widać na ekranie) zaangażowanych była kilka krajów, w tym także Wielka Brytania. Na tej liście znalazł się jednak nie dzięki temu technicznemu szczegółowi, a prostym faktom: "Wersal" to dzieło brytyjskich twórców (Simona Mirrena i Davida Wolstencrofta), z niemal w całości brytyjską obsadą, w dodatku nakręcono go w języku angielskim, by lepiej przyjął się na międzynarodowym rynku. Z Francją łączy go więc głównie fabuła.
Bo historia, jak sama nazwa wskazuje, koncentruje się na słynnym pałacu, będącym siedzibą francuskich władców i symbolem potęgi kraju przeżywającego swój rozkwit w okresie monarchii absolutnej. Akcja serialu rozpoczyna się w roku 1667 i przeprowadza nas przez kolejne lata rządów Ludwika XIV (George Blagden), pokazując, jak jego wpływy rosły wraz z rozrastającym się w tym samym czasie pałacem. "Złotą klatką", w której król zamknął cały swój dwór, by sprawować nad nim absolutną kontrolę.
Zadanie to jednak nie takie proste, co serial udowadnia, prezentując rozliczne zdrady, spiski, morderstwa, polityczne machinacje oraz rzecz jasna romanse, o których huczy cały dwór. I jak tu się dziwić Ludwikowi, że chciał mieć całe to towarzystwo na oku? Nie myślcie jednak, że król to od początku postać bezwzględnie trzymająca w garści wszystkich dookoła – bohater to pełen wątpliwości, nieraz pozostający w cieniu choćby swojego brata, Filipa Orleańskiego (Alexander Vlahos) i stopniowo budujący swoją pozycję. Oglądanie, jak to robi pomimo licznych przeciwności i własnych słabości, to naprawdę zajmująca sprawa. Nawet jeśli czasem fakty historyczne traktuje się tu dość swobodnie. [Mateusz Piesowicz]
"Wojna i pokój"
Z powieścią Lwa Tołstoja zapewne mieliście do czynienia w szkole, jest też szansa, że widzieliście którąś z licznych adaptacji. Oglądając je, zapewne zorientowaliście się, że aby ta pełna rozmachu opowieść o rosyjskich arystokratach z początków XIX wieku sprawdzała się na ekranie, powinna mieć w sobie choć trochę rosyjskiej duszy. A z tym u Brytyjczyków bywa różnie.
Składający się z 6 odcinków miniserial BBC z 2016 roku rzeczywiście ma na tym polu pewne braki – zamiast na rosyjskie, nieskrępowane szaleństwo stawia na brytyjską elegancję, przez co raz wypada bardziej wiarygodnie, a raz mniej. O tego typu problemach łatwo jednak zapomnieć, bo wszelkie braki, które mogą przeszkadzać słowiańskiej widowni, "Wojna i pokój" nadrabia wspaniałym wykonaniem, doskonałymi kostiumami i obsadą nie z tej ziemi.
W rolach rosyjskich arystokratów, przeżywających burzliwe perypetie na tle wojen napoleońskich, pojawiają się Lily James, Paul Dano, James Norton, Gillian Anderson czy Stephen Rea. Zwłaszcza ta pierwsza dwójka wnosi do serialu tyle nieskrępowanej świeżości i uroku, że "Wojna i pokój" z kolejnej wersji szkolnej lektury szybko przemienia się w żywy serial na miarę naszych czasów. Warto zobaczyć tę adaptację, nawet jeśli nie odmieni Waszego życia. [Marta Wawrzyn]