Trzy miesiące i dwa dni samotności. "You're the Worst" – recenzja premiery 4. sezonu
Marta Wawrzyn
10 września 2017, 18:28
"You're the Worst" (Fot. FXX)
Komedia, która rozumie relacje współczesnych trzydziestolatków lepiej niż najpoważniejsze dramaty, powróciła ze świetnym, depresyjnym podwójnym odcinkiem. Teraz może być już tylko lepiej, nie? Spoilery!
Komedia, która rozumie relacje współczesnych trzydziestolatków lepiej niż najpoważniejsze dramaty, powróciła ze świetnym, depresyjnym podwójnym odcinkiem. Teraz może być już tylko lepiej, nie? Spoilery!
Mieliśmy tysiąc i jeszcze jeden powód, aby kochać Jimmy'ego i Gretchen razem, i z pewnością nic się nie zmieni teraz, kiedy są osobno. Zapewne wciąż pamiętacie bardzo dobrze, jak zakończyły się jego romantyczne oświadczyny z finału 3. sezonu, i domyślacie się, że prostej ścieżki do happy endu nie będzie (choć jakiegoś rodzaju happy endu w przyszłości paradoksalnie się spodziewam). To było diabelnie bolesne dla nich obojga i nawet jeśli nie potrafią żyć bez siebie, nie ma takiej opcji, żeby w tym momencie byli w stanie pokonać komunikacyjną barierę, wszystko sobie wyjaśnić i powrócić do tego, co udało im się razem przez te trzy sezony wypracować.
W podwójnym odcinku "It's Been" mamy więc równiutki podział na pół: najpierw oglądamy, jaki upadek przeżył on, potem przerabiamy to samo z nią. Przy czym w jej przypadku do zawodu miłosnego dochodzi jeszcze depresja kliniczna, która objawia się m.in. tym, że przez trzy miesiące i dwa dni nie wyszła ani razu z mieszkania Lindsay. To nie jest śmieszne, w każdym razie nie samo w sobie. Mamy bowiem dwójkę ludzi po trzydziestce, czyli w wieku, kiedy "wypadałoby" mieć już to i owo poukładane, uciekającą przed problemami w najdalsze możliwe zakątki, jakie istnieją zarówno w przestrzeni, jak i w naszych głowach.
Jimmy zamieszkał więc w rozwalającym się kamperze w środku lasu, pośród starszych ludzi, i na wszelki wypadek odciął się od internetu i wyłączył całkiem komórkę. Wygląda jakby cofnął się w czasie, tak w sensie dosłownym, jak i emocjonalnym. Nie trzeba być mistrzowskim znawcą natury ludzkiej ani starszym panem pełnym życiowych doświadczeń – jak Burt (Raymond J. Barry), sąsiad Jimmy'ego, który tworzy z nim wdzięczny duet, rodem z buddy movie – aby widzieć, co się święci. Jimmy się ukrywa przed światem i samym sobą, zagłuszając cierpienie, którego w jakimś stopniu sam jest sprawcą, za pomocą "Drużyny A", "L.A. Law" i innych staroci na DVD, znalezionych w lokalnej bibliotece.
Ta jego ucieczka od rzeczywistości nie jest specjalnie trudna do rozszyfrowania, ale Chris Geere z brodą, wąsami i w kraciastej koszuli, buszujący po bibliotece, wykonujący wyjątkowo smutny cover "Bitch" Meredith Brooks czy też paradujący w slow motion z kijem golfowym razem ze swoim starszym sąsiadem dostarcza sporo interesujących wrażeń. "You're the Worst" jak zwykle znajduje złoty środek pomiędzy inteligentną komedią a dramatem o ludziach, którzy są zbyt popaprani, aby odnaleźć swoje miejsce w życiu. I podróż Jimmy'ego – zarówno wewnętrzna, jak i czysto fizyczna – to bardzo dobry dowód na to, że serial wciąż potrafi to robić.
Ale prawdziwe emocje zaczynają się, kiedy na scenę wchodzi Gretchen, która została porzucona tuż po romantycznych oświadczynach i spędziła trzy miesiące oraz dwa dni, kompletnie nie rozumiejąc, czemu ją to spotkało. Dorzućmy do tego depresję, paniczny strach przed wyjściem z domu i mamy… komediowe złoto oczywiście. Nieważne, czy oglądamy Ayę Cash w wersji "paryskiej", totalnie maniakalnej czy dla odmiany w specyficznym coverze utworu Barenaked Ladies – jest świetna. Zwłaszcza że Gretchen mówi całą prawdę tylko w jednym momencie: "Co jeśli wpadnę na niego i umrę?", a cała reszta to depresyjny slapstick na poziomie nieosiągalnym dla większości komedii.
Dodatkowego pieprzyku temu odcinkowi dodają Lindsay i Edgar, którzy zaczynają od wspólnego zdziwienia, że teraz to oni są są tymi dorosłymi i odpowiedzialnymi, zaś kończą w łóżku. I staje się coś zaskakującego, bo nie wskakujemy od razu w żaden nowy toksyczny związek – ci dwoje teraz dobrze sobie radzą na innych polach, są bardzo zajęci i zgodnie uwielbiają swoją pracę, tak że mogą sypiać bez zobowiązań, nie analizując przesadnie tego, co ich łączy. To kolejna fajna, odważna rzecz, którą zrobiło "You're the Worst", unikając schematu pt. "Będą ze sobą czy nie będą?". A poza tym zobaczyliśmy absolutnie fantastyczną Gretchen w wykonaniu Kether Donohue i zarazem przekonaliśmy się, że Stephen Falk buduje stworzone przez siebie postacie z pełną świadomością, dobrze wiedząc, jakie są ich wady i zalety, mocne i słabsze strony.
Krótko mówiąc, "You're the Worst", które w poprzednim sezonie było serialem nierównym, zaczyna się tym razem bardzo obiecująco. Małe trzęsienie ziemi zdecydowanie było potrzebne, zanim Jimmy, Gretchen, a wraz z nimi i my popadlibyśmy w rutynę. Nie mam wątpliwości, że prędzej czy później oni znów będą ze sobą, a tymczasem chcę ich oboje oglądać w wersji żałosnej, pogubionej i zabawniejszej niż kiedykolwiek. Przynajmniej do tego momentu, który da nadzieję na "żyli całkiem długo i nawet szczęśliwie" im oraz milionom ludzi takich jak oni.