"The Firm" (1×01): Rozczarowujący start nowego serialu
Michał Kolanko
10 stycznia 2012, 20:06
NBC rozbudziło spore oczekiwania w zapowiedziach swojego nowego serialu "The Firm". Kontynuacja bestsellerowej książki Johna Grishama i filmu kinowego z Tomem Cruise'em musi być odbierana inaczej niż "zwykły" nowy serial. To mogło się skończyć tylko w jeden sposób…
NBC rozbudziło spore oczekiwania w zapowiedziach swojego nowego serialu "The Firm". Kontynuacja bestsellerowej książki Johna Grishama i filmu kinowego z Tomem Cruise'em musi być odbierana inaczej niż "zwykły" nowy serial. To mogło się skończyć tylko w jeden sposób…
"The Firm" stacji NBC zaczyna się 10 lat po tym jak skończył się film kinowy. Prawnik po Harvardzie, Mitch McDeere (w tej roli mało wyrazisty Josh Lucas) mieszka w Waszyngtonie ze swoją żoną Abby i dziesięcioletnią córką. Niedawno zaczął nowe życie – założył własną, niewielką kancelarię prawną. A to nowe życie zaczął dlatego, że wreszcie mógł opuścić Program Ochrony Świadków FBI, do którego wszedł w konsekwencji wydarzeń sprzed 10 lat. Wtedy Mitch zadarł z mafią i (jeszcze gorszą od mafii) duża firmą prawniczą, w której pracował. Ale jego własna, niewielka kancelaria nie ma zasobów, by poradzić sobie z nową, dużą sprawą. Mitch jest zaś kuszony przez topową firmę prawniczą z Waszyngtonu. Ta firma ma zaś własne sekrety…
Tyle podsumowań. Znajomość nie tyle książki Grishama, ale przynajmniej filmu kinowego jest wskazana przed obejrzeniem pierwszego podwójnego odcinka "The Firm". W swej strukturze "The Firm" zapowiada się jako hybryda typowego prawniczego procedurala z serialem typu "Homeland", w którym intryga i wątki poboczne są rozwijane przez cały czas. Ale ta hybrydowość niekoniecznie musi być wadą – wymaga tylko od showrunnerów i scenarzystów dużych umiejętności łączenia poszczególnych elementów w jedną całość.
Problem "The Firm" leży w tym, że obecnie nie ma w tym serialu niczego szczególnie wyróżniającego. Wszystko to już było, a w pierwszym podwójnym odcinku nie ma dla mnie niczego, co przyciągnęłoby uwagę na dłuższy czas. Bohaterowie są nijacy, sprawy które rozwiązują ograne, a suspens wprowadzony pierwszymi scenami – w których Mitch ucieka przed nieznanymi "czarnymi charakterami" – rozmywa się bardzo szybko, niemal tak szybko jak jakikolwiek realizm prawniczych pociągnięć Mitcha i jego wesołej ekipy.
"The Firm" nie ma za grosz wdzięku "Suits" ani też drapieżności i powagi najlepszych "realistycznych" seriali prawniczych. Jest przeciętny, gładki, ulizany i sztywny. Co gorsza, momentami – i to nie tylko wtedy gdy główny bohater korzysta z budki telefonicznej – przypomina relikt lat 90t. Dlatego też trudno uznać premierę NBC za coś więcej niż tylko ambitną porażkę.
Ale sieć ma dużą wiarę w ten serial, bo zamówiła już 22 odcinki. Wygląda na to, że będziemy świadkami pozytywnej (lub negatywnej) ewolucji "The Firm", czy tego chcemy czy też nie.