Po czyjej stronie jesteś? "Kłamstwa" – recenzja pełnego zagadek brytyjskiego thrillera
Mateusz Piesowicz
22 września 2017, 21:32
"Kłamstwa" (Fot. ITV)
Ile osób zaangażowanych, tyle wersji jednej historii. A gdy opowiadają ją twórcy "The Missing", to można być pewnym, że do prawdy poprowadzi bardzo kręta ścieżka. Spoilery!
Ile osób zaangażowanych, tyle wersji jednej historii. A gdy opowiadają ją twórcy "The Missing", to można być pewnym, że do prawdy poprowadzi bardzo kręta ścieżka. Spoilery!
Harry i Jack Williamsowie ("The Missing", "One of Us") nie mogą narzekać na brak zainteresowania ze strony brytyjskich telewizji do tego stopnia, że od niedawna sami stanowią dla siebie konkurencję. Gdy na antenie BBC debiutował ich nowy kryminał "Rellik" – naszą recenzję znajdziecie tutaj – dokładnie o tej samej porze ITV rozpoczęło emisję "Kłamstw" (w oryginale "Liar", w Polsce serial można oglądać na HBO GO). Rzecz to raczej niecodzienna, ale doceniając pozycję, jaką wyrobili sobie na Wyspach bracia Williamsowie, trzeba zadać pytanie, czy liczba ich nowych produkcji przechodzi w jakość?
Po 2 odcinkach "Kłamstw" można już śmiało powiedzieć, że to przypadek dość podobny do "Rellika". Mamy więc do czynienia z serialem więcej niż solidnym, na pewno wyróżniającym się na tle co najwyżej przeciętnej konkurencji (zwłaszcza zza oceanu), ale też bardziej standardowym, niż mogłoby się na pozór wydawać. Choć przyznaję, że w "Kłamstwach" dostrzegam nieco większy potencjał i liczę, że serial zdoła go jeszcze pokazać. Punkt wyjścia ma bowiem naprawdę intrygujący.
Zaczyna się wszystko najnormalniej w świecie, czyli od zwykłej randki. Ona, Laura (Joanne Froggatt), jest nauczycielką, która właśnie zakończyła długi związek. On, Andrew (Ioan Gruffudd), owdowiałym chirurgiem i jedną z najlepszych partii, jakie można sobie wymarzyć. Pasują do siebie na pierwszy rzut oka, więc nie mija dużo czasu, a już są na wspólnej kolacji. Uśmiechy, wino, sympatyczna atmosfera, wszystko idzie gładko. Do czasu. Bo oto następnego dnia okazuje się, że każde z nich odebrało poprzednią noc zupełnie inaczej. Laura jest przerażona i twierdzi, że została zgwałcona. Andrew z kolei nie ma bladego pojęcia, co się dzieje i twierdzi, że nie zrobił niczego brew jej woli.
Od tej pory romans zamienia się w psychologiczny thriller, w którym brak przesądzających dowodów, a cała sprawa opiera się na jej słowach przeciwko jego. Bronić ofiary to naturalna reakcja w takiej sytuacji, ale co w przypadku, gdy oskarżenie jest niepewne, a coraz więcej okoliczności przemawia na korzyść domniemanego sprawcy? Czy rzeczywiście doszło do gwałtu, czy raczej do piekielnie niefortunnego nieporozumienia? Twórcy dotykają bardzo trudnej i delikatnej sprawy, bo problem przerzucania winy z gwałciciela na ofiarę jest powszechnie znany, ale czynią to w sposób, który nie pozwala nam opowiedzieć się jednoznacznie po jej stronie.
Zaznaczają więc problemy psychiczne Laury (jest też mowa o jakiejś sprawie z przeszłości), dając do zrozumienia, że możemy mieć do czynienia z osobą niestabilną emocjonalnie. Jej kolejne zarzuty są odpierane, a ona sama z każdą chwilą wygląda w coraz większym stopniu na histeryczkę, która wszystko sobie ubzdurała. Kontrast z Andrew, zdenerwowanym, ale starającym się znaleźć rozsądne wyjście, jest uderzający i z czasem tylko wzrasta, gdy kolejne działania Laury obracają się przeciwko niej.
Serial nie pozwala nam jednak zbyt szybko wysnuć decydujących wniosków, za każdym razem pozostawiając nutę wątpliwości. A może za niewinnym uśmiechem Andrew czai się przebiegły typ? Niekoniecznie musiał przecież wszystko zaplanować, ale czy aby na pewno nie przekroczył jakiejś granicy? Co my właściwie o nim wiemy poza tym, że wygląda na chodzący ideał? Przecież to oczywiste, że jego pozycja społeczna daje mu przewagę. Szanowany chirurg kontra rozhisteryzowana kobieta bez grama dowodu? Łatwo sobie wyobrazić, że ktoś taki jak Andrew będzie potrafił umiejętnie wykorzystać tę sytuację.
Ale czy właściwie cokolwiek przemawia za tą wersją? Twórcy kierują nasze podejrzenia dość jasno w stronę kobiety, a znając ich zamiłowanie do twistów i piętrowych układanek, może się za tym wszystkim kryć jakaś mocno pokręcona historia. Jaka dokładnie, nie zamierzam zgadywać, ale tempo, jakie narzucono tej opowieści i liczba fabularnych zbiegów okoliczności każą patrzeć na "Kłamstwa" zdecydowanie bardziej przez palce, niż początkowo zamierzałem.
Historia, która przez chwilę wyglądała podobnie do tej z 3. sezonu "Broadchurch" i sugerowała wnikliwą analizę psychiki sprawcy i ofiary, zaczęła szybko skręcać w stronę raczej taniej sensacji. Jasne, ciągle można choćby zachowanie Laury podciągnąć pod reakcję na bezradność policji i potraktować jako próbę wzięcia sprawy we własne ręce, ale wiarygodność scenariusza jest tu już mocno naciągana. Natomiast całkiem się sypie, gdy na jaw wychodzą kolejne powiązania między postaciami, a twórcy wykorzystują je w niezbyt wyszukany sposób.
I tak Laura uczy syna Andrew, Luke'a (Jamie Flatters), więc rzecz jasna wyładowuje na nim swoją frustrację. Andrew pracuje z jej siostrą, Katy (Zoe Tapper), i w trakcie operacji o mało nie zabija pacjenta. Katy z kolei ma po kryjomu romans z Tomem (Warren Brown), byłym Laury, a przy okazji policjantem, który grzebie w przeszłości Andrew. Twórcy "Jane the Virgin" nie wymyśliliby tego lepiej!
Takie historie pasują do oper mydlanych, ale do 6-odcinkowego dramatu, który w centrum uwagi ma bardzo poważny temat już niekoniecznie. Twórcy wprawdzie zastrzegają, że należy obejrzeć całość, by zrozumieć, o co im dokładnie chodzi, a choć narzekanie na przewidywalność niektórych wątków jest całkiem uzasadniona, rezultat wszystkie te niedociągnięcia wynagrodzi. Nie żebym im nie ufał, ale sam fakt, że trzeba to widzom tłumaczyć, nie świadczy o serialu najlepiej.
Poza tym mniejsza z przewidywalnością, tej akurat Williamsom nie zarzucam, bo ich produkcje niezmiennie potrafią mnie zaskakiwać. Chodzi o ton całej historii, która obiecując solidny thriller psychologiczny oparty na dobrze napisanych postaciach, poszła w zbudowaną z efekciarskich klisz intrygę. Nadal nieźle zrobioną i intrygującą, ale wyglądającą dość banalnie w zestawieniu z obiecującym początkiem.
Jak jednak wspominałem, liczę, że "Kłamstwa" zdołają jeszcze pokazać swój potencjał nie tylko w szokujących twistach. Wiarę opieram przede wszystkim w parze głównych bohaterów, bo abstrahując od całej fabularnej otoczki, ta dwójka to naprawdę interesujące postaci. Narrację poprowadzono tak, byśmy mogli spojrzeć na wszystko zarówno z jej perspektywy, jak i z jego, więc mamy niezły pogląd na sytuację. Ot choćby wtedy, gdy reputacja Andrew sypie się po jej wpisie w sieci, a niedługo potem widzimy, że i ją dotykają tego konsekwencje.
Właśnie wtedy, gdy serial skupia się na ich interakcjach (bezpośrednich czy nie) wypada najlepiej. Bo bracia Williamsowie udowadniali już, że potrafią zagłębić się w ludzką psychikę bez uciekania się do tandetnych sztuczek (1. sezon "The Missing" się kłania), a do tego idealnie trafili z castingiem. Mam wprawdzie nadzieję, że rola ofiary nie przylgnie do Joanne Froggatt już na dobre, bo to zbyt dobra aktorka, by skończyć zaszufladkowana, ale nie umniejsza to faktu, że wypada w niej rewelacyjnie. Ioan Gruffudd jest natomiast najmniej przekonującym gwałcicielem, jakiego widziałem na małym ekranie, czyli pasuje tu w stu procentach.
Jeśli "Kłamstwa" będą się trzymać właśnie tych punktów programu i nie pogubią się po drodze w swoich fabularnych zawiłościach, to odkrycie prawdy i jej konsekwencje powinny być bardzo satysfakcjonujące. Trzymam za to kciuki, bo absolutnie nie jest to serial, który zamierzam już spisać na straty.