Coś więcej niż kolejna historia o seryjnych mordercach. "Mindhunter" – recenzja dwóch pierwszych odcinków
Marta Wawrzyn
12 października 2017, 22:02
"Mindhunter" (Fot. Netflix)
Końcówka lat 70., David Fincher za kamerą, Jonathan Groff w roli agenta i pokręcone umysły psychopatów jako główna atrakcja. Tak, "Mindhunter" to dobry powód, by spędzić weekend z Netfliksem.
Końcówka lat 70., David Fincher za kamerą, Jonathan Groff w roli agenta i pokręcone umysły psychopatów jako główna atrakcja. Tak, "Mindhunter" to dobry powód, by spędzić weekend z Netfliksem.
"Minhunter" to nie tylko jedna z najbardziej oczekiwanych netfliksowych nowości w tym roku. To także serial, który, prawdopodobnie na życzenie samego Davida Finchera, promowano w dość enigmatyczny sposób. Zwiastuny zdecydowanie nie oddają mu sprawiedliwości, jak gdyby za wszelką cenę unikano spoilerów. Zdjęć promocyjnych prawie nie ma, zapewne z tego samego powodu. Czemu Netflix był tak tajemniczy i czego powinniśmy się spodziewać po jego nowej produkcji?
Po obejrzeniu dwóch pierwszych odcinków, bo tylko tyle nam pokazano, mogę powiedzieć, że lepszego wstępu nie potrafię sobie wyobrazić. Od pierwszej chwili zachwyca strona wizualna serialu. Rękę Finchera, który jest producentem wykonawczym całości i reżyserem tychże dwóch odcinków (ogólnie wyreżyserował cztery z dziesięciu odcinków), widać w każdym wysmakowanym kadrze. Mistrz operowania chłodną paletą barw raz jeszcze staje na wysokości zadania, tworząc obrazy piękne, dopracowane w każdym detalu i mające w sobie nutkę uroku starych filmów. "Mindhunter" wygląda tak wspaniale i elegancko, że nie da się od niego oderwać wzroku, a jednocześnie cały czas czuć podskórne napięcie i mrok czający się po kątach.
Zalety serialu nie sprowadzają się jednak do filmowej realizacji. "Mindhunter", którego głównym scenarzystą jest Joe Penhall, to zdecydowanie coś więcej niż kolejna ładnie nakręcona historia o stróżach prawa i psychopatach. Fincher i jego ekipa zabierają nas do końcówki lat 70., czyli czasów, kiedy o kryminologii myślało się inaczej niż teraz. Badania opisane przez Marka Olshakera i Johna E. Douglasa w książce "Mind Hunter: Inside the FBI's Elite Serial Crime Unit" dopiero kiełkują. Tworzenie profili seryjnych morderców, których zresztą wtedy jeszcze nikt tak nie nazywał, i myślenie, że na ich zachowanie może mieć wpływ coś innego, niż kwestie genetyczne ("tacy już się urodzili"), uważane jest przez konserwatywnych panów w sztywnych garniturach za fanaberię. Mordercę należy schwytać, wsadzić za kratki i tyle.
I właśnie wtedy pojawia się młody agent, Holden Ford (Jonathan Groff), którego postać oparto na samym Douglasie. Facet ma 29 lat, otwarty umysł i zadaje pytania, które jego starszym kolegom nie wpadłyby do głowy, na czele z: "Dlaczego ten ktoś to zrobił?". To trochę idealista, trochę entuzjasta, trochę buntownik przeciwko ustalonemu porządkowi. Człowiek ciekawski, tak po ludzku sympatyczny i pełen empatii – taki, któremu wierzymy, kiedy mówi, że on chce to wszystko po prostu zrozumieć. W miarę jak fabuła się rozwija – a dwa pierwsze odcinki to zaledwie wstęp do całej historii – agent Ford, dla nas Holden, zaczyna przekraczać kolejne granice w ramach poszukiwania prawdy i człowieczeństwa w ludziach, którzy zdają się nie mieć już w sobie niczego ludzkiego.
Będziecie zaskoczeni, jak wiarygodny i naturalny jest w tej roli Groff, który pod okiem Finchera dosłownie rozwija skrzydła. To absolutnie najlepszy casting, jaki mogę sobie wyobrazić. Młody aktor, znany m.in. z "Glee" i "Spojrzeń", w mgnieniu oka buduje postać, z którą chcemy spędzać czas i której losy stają się nam bliskie. Pchająca go do przodu ciekawość i wiara w to, że świat nie jest czarno-biały, dosłownie niesie serial i sprawia, że bardzo szybko zaczniemy się o niego bać. Bo czy człowiek, który spędza czas, prowadząc coraz głębsze rozmowy z największymi potworami, jakich nosiła amerykańska ziemia, może pozostać tym sympatycznym sobą z pilota serialu? Odpowiedź wydaje się być tylko jedna: nie, jakiś koszt na pewno tutaj będzie.
Jak to często w takich historiach bywa, idealistyczny, młody agent dostaje partnera, stanowiącego dokładne jego przeciwieństwo. Bill Tench (Holt McCallany) jest od niego dużo starszy i znacznie bardziej cyniczny, co prawdopodobnie oznacza, że co odcinek będzie udowadniał swoją przydatność, powstrzymując młodszego kolegę przed przesadnym zbliżaniem się do morderców, z którymi robią wywiady. Ale nawet pomimo chłodniejszego podejścia Bill stoi po "właściwej" stronie, to znaczy wierzy w znaczenie psychologii, podobnie jak Holden.
"Mindhunter" to jeden z tych seriali, które skupiają się na rozmowach, prowadzonych w ciasnych, ale ładnie zaadaptowanych pomieszczeniach. Dyskusje, mające odmienić przyszłość kryminologii, toczą się w więzieniach, w salach wykładowych i w zadymionych barach. Po dwóch odcinkach można odnieść wrażenie, że Fincher nakręcił tak naprawdę wstęp do bardzo długiego filmu, który od początku dobrze wie, co chce powiedzieć i jak zamierza uchwycić pewien przełom. Ameryka się zmienia i ludzie to czują. Stare metody przestają działać, bo społeczeństwo staje się coraz bardziej otwarte i zadaje coraz więcej niewygodnych pytań. Taka instytucja jak FBI nie może pozostawać skostniała, przykurzona i zamknięta czy to na kobiety, czy to na jakiekolwiek nowocześniejsze formy myślenia. Zaczyna się nowa era, a idealistyczny wrażliwiec z odznaką agenta FBI stanowi najdoskonalszy jej zwiastun.
Historia agenta Forda, przebijającego głową mur, by znaleźć odpowiedź na pytanie, czy kryminaliści się rodzą, czy jednak są tworzeni przez otoczenie, idealnie wpasowuje się w ten specyficzny moment. Holden jest dokładnym przeciwieństwem typowego przedstawiciela tkwiącej w przeszłości instytucji. Wydaje się mieć szczere intencje i tonę inteligencji emocjonalnej, które czynią go bohaterem, za jakim moglibyśmy powędrować na kraniec świata i, miejmy nadzieję, z powrotem. Budzi uśmiech, kiedy z pasją oznajmia, że chce pogadać z Charlesem Mansonem, albo rzuca tyradę o powiązaniach pomiędzy psychologią morderców a Dostojewskim. Z miejsca stajemy po jego stronie i nawet jeśli uważamy, że ma w sobie coś z kujonowatego kolegi z podstawówki, to zdecydowanie chcemy odbyć z nim podróż do wnętrza umysłów psychopatów.
O ile pierwszy odcinek jest zaledwie rozbudowanym wstępem do całej historii i okazją do dokładniejszego zapoznania się z Holdenem, o tyle w drugim zaczynają się już i pewne niebezpieczne podróże, i wypływanie na znacznie głębsze wody. Fabuła zyskuje kopa, kiedy pojawia się Ed Kemper (rewelacyjny Cameron Britton), znacząca postać, o której koszmarnych "dokonaniach" możecie sporo poczytać, jeśli wpiszecie jej nazwisko w Google. Przed głównymi bohaterami otwierają się wrota więzienia, nasz młody agent zaczyna zadawać coraz bardziej niewygodne pytania, zaś Fincher czaruje widzów zgrabnymi montażami muzycznymi (wyróżnia się zwłaszcza "Fly Like an Eagle", ale ogólnie muzykę dobrano świetnie), przypominającymi, że to wciąż popkultura, i to taka, która ma sporo dystansu do siebie.
Po dwóch odcinkach nie śmiem oceniać, czym ten serial jest, dokąd zmierza i czy uda mu się przebić chociażby film "Zodiak", kojarzący się z nim tematycznie. Ale odnoszę wrażenie, że może okazać się bardzo aktualny, w obliczu kolejnych strzelanin w USA, przy których również powraca pytanie, czemu w człowieku rodzi się takie zło. Nie wiem, jak bardzo agent Ford zagłębi się w dusze psychopatów i jaki to będzie miało skutek dla jego psychiki, ale w tym momencie to dla mnie jedno z najciekawszych pytań serialowych jesieni. Dwie godziny wystarczyły, żebym chciała zagłębić się w coś, co przed premierą uważałam za kolejną wersję historii, którą już znam.
"Mindhunter" ma w sobie mrok, ale i popkulturową lekkość, na który składają się liczne ukłony w stronę gatunkowych schematów, spora dawka humoru i naprawdę dobrze dobrana muzyka (zwróćcie uwagę na powiązanie pomiędzy piosenką kończącą drugi odcinek, a tym, kogo i w jaki sposób mordował Kemper). To zdecydowanie coś, co chce się pochłonąć w jeden weekend – choćby po to, żeby dowiedzieć się, jakie granice koszmaru przekroczy grzeczny chłopiec Jonathan Groff w ramach poszukiwania odpowiedzi na pytanie "dlaczego?".
Recenzja jest przedpremierowa. "Mindhunter" zadebiutuje na Netfliksie w piątek, 13 października.