Czy Discovery ma szpiega na pokładzie? Zapytaliśmy ekipę nowego "Star Treka" o głośną teorię fanowską
Marta Wawrzyn
7 listopada 2017, 20:02
"Star Trek: Discovery" (Fot. CBS/Netflix)
Wczoraj rozmawiałam z ekipą "Star Trek: Discovery", w tym Shazadem Latifem i Jasonem Issacsem. Ich reakcje na pytania o najgłośniejszą fanowską teorię tylko mnie upewniły, że coś jest na rzeczy.
Wczoraj rozmawiałam z ekipą "Star Trek: Discovery", w tym Shazadem Latifem i Jasonem Issacsem. Ich reakcje na pytania o najgłośniejszą fanowską teorię tylko mnie upewniły, że coś jest na rzeczy.
Jeśli oglądacie "Star Trek: Discovery" w miarę na bieżąco, pewnie zetknęliście się z mającą wielu zwolenników teorią fanowską, która mówi, że Ash Tyler, grany przez Shazada Latifa porucznik Gwiezdnej Floty, w rzeczywistości jest klingońskim szpiegiem. Bohatera tego poznaliśmy w odcinku "Choose Your Pain", w którym kapitan Gabriel Lorca (Jason Isaacs) znalazł się w klingońskiej niewoli i razem z Ashem szczęśliwie się z niej wydostał. Możliwe nawet, że zbyt szczęśliwie – i zbyt szybko. Następnie zaś Lorca go przygarnął, tak jak wcześniej Michael, i uczynił szefem ochrony U.S.S. Discovery.
Według wspomnianej teorii wydarzenia potoczyły się tak a nie inaczej, bo Ash nie jest tym, za kogo się podaje, tylko Klingonem Voqiem, którego T'Kuvma (Chris Obi) uczynił swoim następcą i który został zesłany na samotną śmierć we wraku U.S.S. Shenzhou. Voq został uratowany przez L'Rell (Mary Chieffo), która wówczas powiedziała, że mogą wygrać wojnę, ale on będzie musiał w zamian wszystko poświęcić. Klingon więcej się nie pojawił, za to odcinek później zobaczyliśmy Asha w towarzystwie L'Rell, która miała go torturować. A może działali razem? Pasowałoby to z jeszcze jednego powodu: Klingonka pochodzi ze zrzeszającego szpiegów i oszustów klanu Mo'Kai, którzy mogliby stworzyć Ashowi nową tożsamość, włącznie z ludzkim wyglądem. Takie rzeczy działy się już w "The Original Series".
Sprawa jest jeszcze bardziej podejrzana po sprawdzeniu informacji castingowych. Brytyjski aktor Shazad Latif początkowo miał grać Klingona o imieniu Kol. Potem z tego się wycofano i ogłoszono, że Latif będzie porucznikiem Tylerem, zaś Kola gra zupełnie ktoś inny. Z kolei w Voqa wciela się niejaki Javid Iqbal, który jest tajemniczym aktorem bez żadnego dorobku. Nawet z IMDb nie dowiecie się, jak on naprawdę wygląda i kim jest – jego profil nie zawiera nic poza "Star Trekiem". Jakby tego było mało, prawdziwe nazwisko Shazada Latifa brzmi Shazad Khaliq Iqbal. To wszystko razem sprawiło, że fani mają mocne podejrzenie, iż Javid Iqbal zwyczajnie nie istnieje, a Ash Tyler i Voq to ta sama osoba.
Wskazują też na to reakcje aktorów i twórców, w tym samego Latifa, z którym miałam okazję wczoraj rozmawiać w Londynie. Razem z dziennikarzem brytyjskiego "Radio Timesa" zapytaliśmy o tę popularną teorię wszystkich naszych rozmówców, czyli kolejno Latifa, Jasona Isaacsa, Sonequę Martin-Green (serialową Michael Burnham) i Aarona Harbertsa (showrunnera "Star Trek: Discovery"). Odpowiedzi tylko wzmogły nasze podejrzenia. Wszyscy nasi rozmówcy przychodzili na wywiady w świetnym humorze i wszyscy jak na komendę przestawali się uśmiechać, pytani o to, czy Ash to Voq albo czy znają Javida Iqbala. Odpowiedzi były urywane, pokrętne i wymijające.
Jako pierwszego dostaliśmy w swoje ręce głównego zainteresowanego – Shazada Latifa, który miał występować w duecie z Isaacsem, ale ten chwilę się spóźnił i wpadł do nas, kiedy wywiad już trwał. Zanim zdążyliśmy go o cokolwiek zapytać, Latif zaczął opowiadać, że przed nami naprawdę świetne odcinki, a on w szczególności nam poleca odcinek 11, który jest "smutny, fajny i mroczny". Spytałam go, co sądzi o teoriach fanowskich i czy siedzimy w tym momencie z Klingonem przy jednym stole. I zaczęło się.
– Jest dużo tych teorii w internecie. Właśnie wcześniej rozmawiałem o tym z Jasonem i powiedziałem, że to siła fandomu "Star Treka". Oni są jak detektywi. Jestem szczęśliwy, że są tak zainteresowani serialem, to świetna sprawa. A poza tym chciałbym zachować tajemnicę, więc nie chcę o niczym rozmawiać, dopóki odcinek się nie ukaże. Nie wiem, czemu chcecie wiedzieć takie rzeczy. W każdym razie, zobaczymy! – powiedział Latif.
W tym momencie do pokoju wszedł Jason Isaacs – kapitan Lorca we własnej osobie! – i na dzień dobry zażartował, kompletnie nie orientując się, o czym rozmawiamy: "Cokolwiek on nie mówi, to bzdury!". Wszyscy zaczęli się śmiać, a następnie atmosfera znów zrobiła się lekko napięta, bo Latif usłyszał najgorsze możliwe pytanie: czy spotkałeś Javida Iqbala? Jego odpowiedź była szybka i nerwowa.
– Javid Iqbal? Tak, tak, spotkałem go. Ale my nie widujemy dużo ludzi. Oni są na innych planach, także prawie ich nie widujemy… – mówił odtwórca roli porucznika Tylera.
Tę wypowiedź natychmiast przerwał skuteczny w odwracaniu uwagi Issacs, który znów wprowadził do rozmowy żartobliwy ton:
– Poza tym Klingoni pojawiają się tam o jakiejś trzeciej rano, więc… Sonequa była gospodynią wieczorów z grami, gdzie ekipa mogła się ze sobą zapoznać. Robiliśmy to w moim domu, bo mam większy. Pierwszy raz, kiedy to zrobiliśmy, praktycznie nie kojarzyłem aktorów, którzy grają Klingonów, bo normalnie mają te swoje srebrne głowy czy coś tam. Przez pół wieczoru zastanawialiśmy się: kim są ci ludzie? Jest dużo ludzi, których nie spotykamy w ogóle. Klingoni większość scen robią osobno – tłumaczył serialowy kapitan Lorca.
Dziennikarz "Radio Timesa" drążył dalej: skoro są takie imprezy, to czy Iqbal pojawił się na którejś z nich i czy go spotkali? Latif szybko oznajmił: "Tak, na jednej z imprez, jednego wieczoru", ale Isaacs – który ma duże doświadczenie w udzielaniu wywiadów, jeszcze z czasów "Harry'ego Pottera", i widać, że uwielbia to robić – nie dał nam czasu na reakcję, tylko znów wtrącił się, tym razem z anegdotą z planu o tym jak po raz pierwszy spotkali klingońskich aktorów podczas lunchu. Ci akurat powtarzali swoje kwestie i brzmiało to dość nieprzyjemnie dla nieklingońskiego ucha.
– Słuchamy, jak oni wydają te swoje dźwięki [w tym momencie szacowny kapitan zaczął udawać Klingona – red.] przez dobrych kilka minut i zapytałem: "Przepraszam, czy my musimy tego słuchać!?". Oni wszyscy aż na nas spojrzeli, bo spędzili wieki, ucząc się tego. A ja tylko powiedziałem: "Przepraszam, tak tylko pytałem…" – śmiał się Isaacs.
Grillowanie kapitana i jego szefa ochrony na tym się zakończyło, ale po nich mieliśmy jeszcze rozmowy z Aaronem Harbetsem i Sonequą Martin-Green, którzy pojawili się razem, roześmiani i zachwyceni wszystkim, włącznie ze słońcem za oknem. Oboje powiedzieli nam mnóstwo fantastycznych rzeczy, które przeczytacie w najbliższych dniach, i zawahali się dopiero przy pytaniu, czy znają Iqbala.
– Tak, cóż… Chciałabym, żeby każdy mógł być z nami wszędzie, na wszystkich eventach, które robimy. Wiecie, o czym mówię? Na przykład teraz chcielibyśmy, żeby Doug Jones mógł być z nami. Albo Michelle Yeoh. Chcielibyśmy, żeby wszyscy mogli tu z nami być i rozmawiać z dziennikarzami, ale nie każdy jest zawsze dostępny – powiedziała Martin-Green.
Na wypadek gdyby to nie była wystarczająco wymijająca odpowiedź, Harbets dorzucił jeszcze swoje trzy grosze.
– Naprawdę super jest to, że ludzie pytają i zastanawiają się nad tego typu sprawami. Mam wrażenie, że wszystko w tym momencie jest do sprawdzenia. Więc powiem tylko: przetrwajmy tę tajemnicę i zobaczmy, co się wydarzy – oznajmił showrunner "Star Trek: Discovery".
Zarówno on, jak i Sonequa Martin-Green mówili, że bardzo się cieszą na myśl o tym, że już za tydzień zobaczymy jesienny finał, a potem drugą część sezonu, w której sprawy wejdą na następny poziom i będzie bardzo dużo emocji. Harberts powiedział, że w 9. odcinku czeka nas duży twist. Była także mowa o zderzeniu charakterów i różnego rodzaju rozliczeniach w półfinale. Dowiedzieliśmy się, że w trakcie sezonu wszystkie postacie przeżyją transformację i że druga część w dużej mierze będzie powiązana z tym, co wydarzy się w 9. odcinku. Nieco wcześniej Latif zapewnił nas, że nie tylko zobaczymy go w tym odcinku, ale wręcz będzie go dużo na ekranie.
Możecie myśleć o tym wszystkim, co chcecie, ale my po tych wywiadach byliśmy przekonani, że mamy tu do czynienia z kolejną sytuacją w stylu "Jon Snow nie żyje". Nikt poza Latifem, który niepewnie powiedział, że spotkał Iqbala na imprezie (co w sumie jest prawdą, jeśli to on jest Iqbalem), nie potwierdził, że kojarzy aktora odtwarzającego rolę Voqa. Temat zmienił nawet showrunner serialu, który zna, a przynajmniej powinien znać, wszystkich aktorów.
Dowód na to, że Latif – który wyraźnie miał tych pytań już dość – zaczął plątać się w zeznaniach, otrzymał także serwis Digital Spy. W rozmowie z nimi aktor zupełnie przypadkiem zdradził, że był na planie "Star Treka" przez 10 miesięcy i zrobił "15 godzin telewizji", choć przecież Ash pojawił się dopiero w 5. odcinku (za to Voq był w odcinkach 1-4). To wszystko, w połączeniu z wypowiedziami o twiście i emocjach czekających nas w 9. odcinku, sugeruje, że tajemnica porucznika Tylera może wydać się już w najbliższy poniedziałek, kiedy to na Netfliksie pojawi się jesienny finał "Star Trek: Discovery".
Serial wróci w styczniu z kolejnymi odcinkami, które również będą dostępne w serwisie Netflix co poniedziałek, zaraz po amerykańskiej premierze.