Rewolucja społeczna w pulpowym klimacie. "Damnation" – recenzja premiery serialu o Wielkim Kryzysie
Marta Wawrzyn
13 listopada 2017, 13:01
"Damnation" (Fot. USA Network)
Bogaci kontra biedni, dobro kontra zło, pastor-rewolucjonista kontra mroczny kowboj. Powitajcie "Damnation", świetnie obsadzony serial USA Network, który powinien zostać z nami na dłużej.
Bogaci kontra biedni, dobro kontra zło, pastor-rewolucjonista kontra mroczny kowboj. Powitajcie "Damnation", świetnie obsadzony serial USA Network, który powinien zostać z nami na dłużej.
Stacja USA Network od kilku lat robi, co może, żeby dołączyć do ścisłego grona amerykańskich kablówek, które tworzą najbardziej prestiżowe seriale. Widać ambicje, widać szczere chęci, ale rezultaty niestety bywają różne, by tylko wspomnieć "The Sinner", który na początku wyglądał na wielki hit lata, a potem z tygodnia na tydzień zaliczał coraz większy upadek. Jak będzie z "Damnation"? Odpowiedź po pilocie brzmi: jest szansa, że tym razem się uda.
Na pierwszy rzut oka serial przyciąga świetnym klimatem, filmową realizacją i historią, jakiej nie było na małym ekranie od dawna. Rzecz się dzieje na początku lat 30. poprzedniego wieku, a więc w czasie Wielkiego Kryzysu w Stanach Zjednoczonych, gdzieś w środku Midwestu. W małym miasteczku w stanie Iowa rozpoczyna się strajk rolników, którzy w tych koszmarnych czasach nie są w stanie wyżyć ze swojej pracy.
Fałszywy pastor i prawdziwy aktywista w iście bolszewickim stylu, Seth Davenport (Killian Scott), podżega ludzi do buntu w kościele i poza nim. Jego żona (a może wcale nie żona?) Amelia (Sarah Jones) karmi biednych gulaszem i rewolucyjnymi pamfletami, drukowanymi pod męskim nazwiskiem. Po drugiej stronie zaś mamy bankierów, umoczonych stróżów prawa i okrutnego kowboja w kapeluszu, Creeleya Turnera (Logan Marshall-Green), którego sprowadzono do miasteczka tylko w jednym celu: żeby zakończył strajk wszelkimi dostępnymi metodami.
Już w pilocie panowie skaczą sobie do gardeł, leje się krew i nie brakuje doniosłych słów rodem z Biblii, które padają prosto na pulpowy grunt. A ten okazuje się bardzo żyzny, o co zadbał twórca serialu Tony Tost, wcześniej znany z "Longmire". Choć "Damnation" jest piekielnie mroczne i traktuje siebie dość serio, prawdopodobnie także jako komentarz do czasów, w których teraz żyjemy, z łatwością odnajdziecie tutaj schematy i z klasycznych kowbojskich opowieści, i z takich seriali jak "Justified", "Quarry" albo "Synowie Anarchii", opierających się czy to na przerysowaniu, czy to na czarnym humorze, czy to na przerzucaniu się literackimi niemalże tyradami.
Tutaj to wszystko też zobaczycie, podane póki co mało subtelnie, ale efektownie i zarazem efektywnie. Zarówno tematycznie, jak i pod względem panującej w nim atmosfery nowy serial USA Network z oczywistych względów kojarzy się z "Carnivàle", gdzie również toczyła się nieustanna walka dobra ze złem w czasach Wielkiego Kryzysu, a jednym z bohaterów był specyficzny pastor. Nie oczekujcie jednak po "Damnation" tego samego poziomu wyrafinowania i skomplikowania. To nie jest opowieść, która ma aż tak wielkie ambicje.
Ale to opowieść, z której może wykluć się coś interesującego, zwłaszcza że i w stanowiących oś fabuły manichejskich zmaganiach, i w niejednoznacznych postaciach można zobaczyć odbicie nie tyle okresu ekonomicznej depresji sprzed prawie 100 lat, ile naszych czasów. Czasów, w których naszym światem i naszą wyobraźnią rządzą różnego rodzaju dynastie absurdalnych bogaczy, a jednocześnie dla zwykłych ludzi szczytem marzeń jest normalny etat z ubezpieczeniem.
Konflikt bogaczy z biedakami i walka dobra ze złem w biblijno-popkulturowej oprawie to nie jedyne motywy, które wydadzą Wam się znajome. "Damnation" czerpie pełnymi garściami z westernu w wydaniu dla dużych chłopców, jak i popularnych kablówkowych historii o antybohaterach. Głównym bohaterom tej opowieści bardzo daleko do czarno-białych postaci – to charyzmatyczni, tajemniczy panowie, ścigani przez rozmaite demony, własną przeszłość i Bóg wie co jeszcze. Bóg zresztą też ma swój udział w budowaniu napięcia, bo przewija się w dialogach praktycznie non stop, a pewności, czy istnieje czy nie, mieć nie możemy. Bo jak może istnieć Bóg w tak okrutnym i niesprawiedliwym świecie?
A pytam o to nie tyle ja, ile serial, któremu popadanie w podniosłe tony wychodzi równie dobrze, co nurzanie się we krwi i popkulturowych zabawach. Nie raz, nie dwa ucieszą Was interesujące wybory muzyczne, pomysły rodem z filmów Quentina Tarantino czy sposób realizacji konkretnych scen (zakopywanie trupów o wschodzie słońca jeszcze nigdy nie było tak piękne). "Damnation" wygląda wspaniale, niczym przybrudzony film o Dzikim Zachodzie, tyle że osadzony w późniejszych czasach i świadomy tego, jak wiele zmieniło się od debiutu "Dobrego, złego i brzydkiego".
W obsadzie błyszczy zwłaszcza Logan Marshall-Green, nasz dawny Quarry, który tutaj jest nachmurzony, nieprzenikniony i okrutny. Z Killianem Scottem niestety mam problem, bo przywiązałam się do myśli, że tę rolę będzie grał Aden Young z "Rectify", i wciąż go tutaj widzę. Nie wiem, dlaczego zdecydował się opuścić projekt (poszło o "kwestie kreatywne", ale nie ujawniono, której ze stron kreatywności brakło i która zdecydowała się zakończyć współpracę), ale odnoszę wrażenie, że pastor Seth z jego posturą, jego głosem i jego charyzmą wiele by zyskał. Scott wypada w tej roli póki co zaledwie poprawnie, zwłaszcza że musi konkurować z szaleństwami popełnianymi przez Marshalla-Greena. Ale jeśli nie znacie "Rectify", jest szansa, że zaakceptujecie go od razu i nawet nie pomyślicie, iż pastora mógłby grać ktoś inny.
Sporo ciekawych rzeczy dzieje się na drugim planie, bo właściwie o każdym tutaj można powiedzieć, że jest skomplikowanym i niejednoznacznym człowiekiem. Swoją agendę ma Amelia (Sarah Jones z "Synów Anarchii"), z pozoru sympatyczna żona pastora. Mocne wejście zalicza Connie Nunn (Melinda Page Hamilton z "Mad Men"), prywatna detektywka, bezlitosna morderczyni i bohaterka jednej z najbardziej zabójczych scen w pilocie. Fajnym zaskoczeniem okazuje się prostytutka Bessie (Chasten Harmon). I na tym nie koniec, bo "Damnation" ma jeszcze w obsadzie chociażby Christophera Heyerdahla, Szweda z "Hell on Wheels", który tutaj gra stróża prawa, niekoniecznie zainteresowanego obroną tegoż.
Zaskakuje to, jak dużo jest w tej ekipie kobiet i jakie role przyszło im odegrać. To nie żadne "żony, matki i kochanki", to pełnokrwiste postacie, które zaskakują swoim charakterem i przyciągają od pierwszych chwil. A że żyją w takich a nie innych czasach, w świecie, którym rządzą faceci, dostaną zapewne niejedną okazję, żeby udowodnić swoją wartość.
Choć "Damnation" swoje wady ma – poczynając od łopatologii w dialogach, poprzez ogólny brak subtelności, aż po zamiłowanie do schematów – to w ogólnym rozrachunku wypada więcej niż dobrze. Historii osadzonych w tak portretowanych latach 30. praktycznie w telewizji nie ma ("Carnivàle" to jednak bardziej specyficzna opowieść, a "Zakazane imperium" skupiało się na innych aspektach tamtych czasów), a ta wyróżnia się swoim pulpowym zacięciem, fabułą, o której nie wiemy, dokąd zmierza, i porządnie zarysowanymi postaciami, z których każda wygląda w tym momencie na interesującą. Na początek wystarczy.