Nic dwa razy się nie zdarza? Recenzja "Dark" – pierwszego niemieckiego serialu Netfliksa
Nikodem Pankowiak
30 listopada 2017, 22:23
"Dark" (Fot. Netflix)
Posępne, wypełnione zagadkami seriale to w Europie była do tej pory specjalność Skandynawów i Brytyjczyków. Do tego grona właśnie dołączyli Niemcy, tworząc jedną z najbardziej oryginalnych produkcji tego roku.
Posępne, wypełnione zagadkami seriale to w Europie była do tej pory specjalność Skandynawów i Brytyjczyków. Do tego grona właśnie dołączyli Niemcy, tworząc jedną z najbardziej oryginalnych produkcji tego roku.
Rok 2019, małe miasteczko Winden gdzieś w Niemczech. W tajemniczych okolicznościach znika 15-letni chłopak, a niedługo później bez śladu przepada kolejny dzieciak – Mikkel Nielsen (Daan Lennard Liebrenz). Brzmi jak początek historii jednej z wielu, ale nie dajcie się zwieść - "Dark" wychodzi daleko poza ramy zwykłej kryminalnej historii. Na tyle daleko, że w pewnym momencie sami zaczniecie się zastanawiać, czy oglądacie kryminał, science fiction czy może jeszcze coś innego. I ta dezorientacja będzie wpływać wyłącznie pozytywnie na odbiór całego serialu.
Musicie tylko wziąć pod uwagę, że "Dark" – którego 1. sezon widzieliśmy przedpremierowo w całości – nie jest serialem, który można byłoby oglądać jednym okiem. Coś, co przez krótką chwilę może uchodzić za zwykły kryminał, rozwija się z czasem w prawdziwą mozaikę gatunków, a przy tym ani przez chwilę nie traci swoich walorów. Jest mrocznie jak w Skandynawii, a przy tym bardzo oszczędnie, bo nawet gdy serial zaczyna coraz bardziej odbijać w kierunku science fiction, ani na moment nie przytłacza zbędnym efekciarstwem. Pozostaje nam cieszyć się, że tę opowieść realizowali Europejczycy (w tym wypadku Baran bo Odar i Jantje Friese, twórcy filmu "Who am I. Możesz być kim chcesz"), którzy doskonale odnajdują się w takich w gruncie rzeczy kameralnych, klimatycznych historiach.
No bo właśnie klimat, klimat, klimat – tak odpowiedziałbym na pytanie o trzy rzeczy, które w "Dark" działają najlepiej. Serialowe Winden nie jest miasteczkiem, które mogłoby zachwycać urodą, ot, takie trochę Niemcy B – miejsce, jakich tysiące. No, może nie do końca, bo nie wszędzie można znaleźć tajemnicze jaskinie czy elektrownię atomową. Oba miejsca, jak nietrudno się domyślić, będą kluczowe dla dalszego rozwoju fabuły. Jednak to tylko wycinek z większego obrazu, na który oprócz miejsc składają się także ludzie.
Wielkość obsady może przyprawić o zawrót głowy – dawno nie widziałem historii z tak dużą liczbą kluczowych dla niej bohaterów, tutaj naprawdę nie ma wątku, a tym samym postaci, które można byłoby uznać za odstające od reszty, służące tylko do zapychania ekranowego czasu. Wszyscy są ze sobą połączeni, co zaczniemy widzieć lepiej, gdy akcja cofnie się o 33 lata, do roku 1986. Wizyty w przeszłości będą miały ogromny wpływ na postrzeganie wydarzeń w głównej linii czasowej – tej z 2019 roku – i pozwolą lepiej nam zrozumieć bohaterów oraz ich obecne postępowanie.
Trudno wyróżnić tutaj wszystkich, jednak największe słowa uznania należą się Oliverowi Masucciemu, wcielającemu się w rolę Ulricha Nielsena – lokalnego policjanta, którego syn przepada bez wieści. Facet ma stale wypisane cierpienie na swojej twarzy, czemu w sumie trudno się dziwić – w 1986 bez wieści zaginął również jego brat, Mads. Nie trzeba być Sherlockiem, by natychmiast wpaść na to, że obie sprawy są ze sobą powiązane, choć upłynie trochę wody w rzece, zanim zrozumiemy, w jaki sposób.
Wyróżniam tu szczególnie Masucciego, ale nie tylko w jego wypadku Netfliksowi casting udał się idealnie. Bo chyba można mówić o sukcesie, gdy zatrudniasz aktorów wypadających w swoich rolach na tyle wiarygodnie, że nie przeszkadza ci, gdy mówią w języku, w którym wszystko brzmi jak rozkaz rozstrzelania. Sporo tu ról nastolatków i dzieci i to prawdziwa sztuka, że żadne z nich nie irytuje, w końcu to wręcz niepisane prawo seriali, że w serialu z dzieciakami musi się znaleźć chociaż jeden, który będzie cię wkurzał.
Być może tutaj po prostu łatwiej odczuwać empatię w stosunku do młodych bohaterów, bo tutaj każde z nich przechodzi przez traumę. Gdy w krótkim czasie w tak małym miasteczku dochodzi do kilku zaginięć, dotyka to absolutnie każdego, a oni są szczególnie powiązani z tymi tajemniczymi wydarzeniami. Na pierwszy plan jednak zdecydowanie wysuwa się Jonas (Louis Hofmann) – chyba najważniejszy dla fabuły, spajający wątki bohater, którego ojciec na samym początku popełnia samobójstwo będące swego rodzaju prologiem do całej historii. Razem ze swoimi przyjaciółmi, w tym bratem zaginionego Mikkela, Magnusem (Moritz Jahn) będą próbowali dojść do prawdy na własną rękę, często pakując się przy tym w kłopoty.
Tego, co dzieje się dookoła, nie będą potrafili zrozumieć także dorośli, których (nie)uporządkowane życia nagle wywrócą się do góry nogami po zaginięciu Mikkela. Katharina (Jördis Triebel), żona Ulricha i matka Mikkela, zacznie przeżywać prawdziwy horror, gdy jej syn rozpłynie się w powietrzu, a cała sprawa nie ma prawa wpłynąć pozytywnie na jej małżeństwo, które już wcześniej było zagrożone przez Hannę (Maja Schöne), matkę Jonasa – choć sama Katharina mogła tego nie zauważać. Co jakiś czas wątki obyczajowe będą mocniej zaakcentowane, jednak wciąż najważniejsze będą próby dojścia do prawdy. Minie jednak sporo czasu, zanim bohaterowie zaczną rozumieć, co dzieje się dookoła nich i zadawać odpowiednie pytania.
Bo, jak powie wam już sam zwiastun, w "Dark" pytania "kto, gdzie i jak" są drugorzędne – najważniejsze jest pytanie "kiedy". Tutaj przeszłość miesza się z teraźniejszością – to, co dzieje się teraz, może wpłynąć na to, co wydarzyło się kiedyś, a to, co wydarzyło się kiedyś, może wpłynąć na to, co dopiero się wydarzy. Brzmi zniechęcająco? Nie powinno, cała historia dzięki takim zabiegom bardzo zyskuje, a na dodatek twórcy robią wszystko, aby widzowie się nie pogubili i bez problemu rozumieli, gdzie (kiedy) jesteśmy i kto jest kim. Nie ma wrażenia chaosu, o który przecież w takim przypadku mogłoby być bardzo łatwo. Scenarzyści stopniowo odsłaniają przed nami kolejne karty, serwując co jakiś czas zwroty akcji, których widz absolutnie się nie spodziewa. To ogromna sztuka w czasach, gdy wszyscy widzieli już wszystko.
"Dark" to pozycja dla wszystkich fanów intrygujących historii, którzy lubią, gdy serial nie pozwala się rozgryźć sam, choć bardzo byśmy próbowali i co jakiś czas wyprowadza nas w pole. Tutaj nic nie jest do końca takie, jak się wydaje, a na milion teorii, które sami zaczniecie układać sobie w głowach, sprawdzi się tylko kilka. Jeśli jednak poszukujecie serialu, który wessie was na długie godziny i nie pozwoli nie włączyć kolejnego odcinka lub po prostu tęsknicie za klimatami "Stranger Things", nie musicie dłużej szukać. Co prawda tutaj nie pojawią się żadne dziwne potwory, ale przecież potwór może mieć też ludzką twarz. Przed wami jeden z najoryginalniejszych seriali tego roku, bierzcie i cieszcie się nim.
Recenzja jest przedpremierowa. "Dark" zadebiutuje na Netfliksie w piątek, 1 grudnia, o godz. 9:00 rano.