Nasze podsumowanie tygodnia – znów mamy same hity!
Redakcja
3 grudnia 2017, 22:02
"Dark" (Fot. Netflix)
Grudzień to zwykle serialowe ostatki, ale niekoniecznie w tym roku. Na Netfliksie właśnie zadebiutował "Dark", na Amazonie "The Marvelous Mrs. Maisel", a do tego mieliśmy świetne odcinki "Mr. Robot", "This Is Us" i nie tylko.
Grudzień to zwykle serialowe ostatki, ale niekoniecznie w tym roku. Na Netfliksie właśnie zadebiutował "Dark", na Amazonie "The Marvelous Mrs. Maisel", a do tego mieliśmy świetne odcinki "Mr. Robot", "This Is Us" i nie tylko.
HIT TYGODNIA: "This Is Us" i Sterling K. Brown Show
"This Is Us" kończy w tym roku swoją jesienną część sezonu trójką bardzo emocjonalnych odcinków, skupiających się na rodzeństwie Pearsonów – kolejno Numerze Jeden, Numerze Dwa i Numerze Trzy. Przy dramatach, jakie przeżywają Kevin i Kate, historia Randalla wydaje się nie aż tak mocna, ale to dobra wiadomość. Uderzenie w nieco subtelniejsze tony na koniec na pewno serialowi nie zaszkodziło, zwłaszcza że Sterling K. Brown dostał kilka porządnych okazji, żeby pokazać swoją najbardziej wrażliwą stronę.
Wątek z adopcją i Deją nie należał do moich ulubionych – wręcz wydawał mi się wpisany w serial trochę na siłę, żeby postać Randalla nie stanęła w miejscu – ale muszę przyznać, że zakończenie dostał świetne. Tak, przewidywalne i mało odkrywcze, a jednak idealnie łączące słodkość z goryczą i wyciskające parę łez. Na Randalla i Beth czeka już kolejny dzieciak, a jednocześnie znamienne jest to, że ich rodzina okazała się wcale nie tak idealna, jak mogłoby się wydawać. Co pokazała historia z Tess w aucie Kevina.
Poza tym warto docenić odcinek "Number Three" za to, że zgrabnie pouzupełniał pewne luki z przeszłości Randalla i pokazał nam, jak wyglądały jego poszukiwania własnej tożsamości dwadzieścia lat wcześniej. Wybór uniwersytetu zdefiniował to, kim Randall wtedy chciał być i kim ostatecznie został. A to tylko część prawdy o nim – postacie z "This Is Us" są bardziej złożone niż niejeden antybohater z kablówki. [Marta Wawrzyn]
HIT TYGODNIA: "The Marvelous Mrs. Maisel" – porywający nowy serial Amy Sherman-Palladino
Co robisz, gdy twoje perfekcyjne życie z idealnym mężem, dwójką dzieci i apartamentem na nowojorskim Upper West Side w jednej chwili rozsypuje się jak domek z kart? Większość zapewne wpadałaby w rozpacz i utopiła smutki w butelce, ale nie Miriam "Midge" Maisel. No dobrze, butelki wprawdzie nie zabrakło, ale wypad do klubu i odważny stand-up w koszuli nocnej to już coś wymykającego się schematom.
Tak jak sama pani Maisel, kolejna niesamowita bohaterka stworzona przez Amy Sherman-Palladino, twórczynię "Gilmore Girls", w którą w nowym serialu Amazona brawurowo wcieliła się Rachel Brosnahan. Historia gospodyni domowej torującej sobie drogę do kariery na stand-upowej scenie pod koniec lat 50. to jednak zaledwie część tej opowieści. Równie istotna jest ta o zrywaniu z narzuconymi społecznie ograniczeniami i bezpardonowej walce o marzenia w świecie, który przyszykował ci już dokładnie określoną rolę.
Pani Maisel z taką się absolutnie nie godzi, choć nie jest przy tym pozbawiona wątpliwości. W końcu stanąć samej przeciwko (prawie) wszystkim nie jest łatwo. Gdy jednak Midge wchodzi na scenę, a w dłoń chwyta mikrofon, nie ma dla niej żadnych ograniczeń. Także obyczajowych, co nieraz wpędza ją w kłopoty, ale wiadomo, że będą one krótkotrwałe. Bo tytułowa bohaterka ma w sobie taką siłę, inteligencję i energię, że po prostu musi się jej udać. A dodajmy jeszcze do tego porywającą, fantastycznie kolorową realizację, skrzące się od ostrych i celnych żartów dialogi oraz piekielnie mocne i słuszne przesłanie, a otrzymamy produkcję, od której nie będziecie mogli oderwać wzroku. Oglądajcie koniecznie, bo to bez wątpienia jedna z najlepszych premier tego roku i serial, który zasługuje, by było o nim głośno. [Mateusz Piesowicz]
HIT TYGODNIA: "Dark", czyli świetny niemiecki serial Netfliksa
Szarobury las, zupełnie jak polski, depresyjne małe miasteczko, też podobne do naszych, i tysiąc razy bardziej intrygująca historia, niż zobaczyliśmy ostatnio w jakimkolwiek serialu wyprodukowanym w kraju nad Wisłą. Trochę to smuci (choć polski serial Netfliksa coraz bliżej), ale głównie cieszy, bo jak tu nie cieszyć się z 10 godzin tak fajnej, świeżej i pomysłowej rozrywki, jaką jest "Dark".
Serial stworzony przez ekipę stojącą za filmem "Who am I. Możesz być kim chcesz" (który powinni zobaczyć fani "Mr. Robot") to połączenie kryminału z najróżniejszymi elementami fantastycznymi i historią, najogólniej mówiąc, obyczajową. Zniknięcie dwóch chłopców w 2019 roku w małej mieścinie, nad którą góruje elektrownia atomowa, rozpoczyna ciąg zaskakujących zdarzeń, łączących losy współczesnych jej mieszkańców z tymi z 1986 roku, jak również odsłaniających całą masę emocji, zadr i sekretów w tej społeczności.
Widać, że twórcy kochają popkulturę – od "Twin Peaks", przez "Doktora Who" i "Stranger Things", aż po europejskie kryminały. Pomimo obecności licznych elementów fantastycznych, "Dark" swoim klimatem najbardziej przypomina właśnie produkcje kryminalne z różnych części Europy. To zdecydowanie serial mroczny, klimatyczny i stawiający na tajemniczość przez duże T. To także historia ludzi, którzy z wielu względów są nam bliżsi niż bohaterowie amerykańskich seriali. Warto obejrzeć ją zarówno dla nich, jak i z powodu twistów, które sprawiają masę frajdy, zamieniając każdego widza w detektywa. [Marta Wawrzyn]
HIT TYGODNIA: W "Peaky Blinders" znów rządzi ciotka Polly
I strach się bać, co z tych rządów wyjdzie, zwłaszcza po ostatniej scenie, w której Polly co prawda nie zatańczyła z Lucą Changrettą, ale zrobiła coś o wiele gorszego. Jej niewątpliwie odważny – ale prawdopodobnie też strasznie głupi i mający potencjalnie niebezpieczne skutki również dla niej samej – ruch zmienia wszystko. Tommy powinien uważać na siebie bardziej niż kiedykolwiek, bo właśnie stał się najcenniejszą zwierzyną dla Włochów. Jeśli tylko intryga pójdzie po myśli Polly, a przecież wcale nie musi.
Nie jestem po stronie Polly – to zawsze była dla mnie przede wszystkim historia Tommy'ego Shelby'ego, młodego chłopaka, który zamienił się w gangstera, żeby zapewnić lepszy byt rodzinie – ale muszę przyznać, że świetnie oglądało się Helen McCrory w tym odcinku. Finałowa scena z Adrienem Brodym była nieziemsko zagrana (czy też zatańczona), a i wcześniej postać Polly sprawiła mi mnóstwo frajdy – czy to swoją zapowiedzią, że zamierza przełamać abstynencję seksualną z "kimś niewłaściwym", czy też absolutnie uroczym/okrutnym pomysłem, żeby pozbawić Finna dziewictwa i tym samym pokazać mu, kto naprawdę jest szefem. A i motyw z seksowną Lindą przeszkadzającą Arthurowi w udaniu się na ważne spotkanie miał swój urok (oraz zabójcze skutki).
Doceniam także fakt, że "Peaky Blinders" właśnie skręciło w kierunku, którego nie przewidziałam. Dwójka moich ulubionych bohaterów – Polly i Tommy – znów stanęła naprzeciwko siebie i wiele wskazuje na to, że któreś z nich nie ujdzie z życiem z tego pojedynku. Jeśli tylko cała sprawa nie była jednym wielkich blefem, przygotowanym przez nich oboje, czego także nie wykluczam. [Marta Wawrzyn]
HIT TYGODNIA: Elliot znów na pierwszym planie w "Mr. Robot"
W ostatnich tygodniach "Mr. Robot" dał nam nieco odpocząć od Elliota, w równie dużym lub większym stopniu poświęcając czas innym postaciom. "Don't Delete Me" wróciło jednak do głównego bohatera, by potowarzyszyć mu w ciężkich chwilach i zrobiło to w wyjątkowy sposób.
Śledząc zakrojoną na szeroką skalę konspirację zwieńczoną atakiem terrorystycznym, w który tydzień temu wrobiono Trenton (Sunita Mani) i Mobleya (Azhar Khan), można było zapomnieć o skutkach, jakie to wszystko musiało wywrzeć na Elliocie. Najnowszy odcinek przypomniał o jego podstawowej roli w bardzo emocjonalny sposób – przygnieciony żalem i poczuciem winy bohater był gotowy na ostateczne rozwiązanie i pozbycie się swojego alter ego w jedyny skuteczny sposób. Jak na godzinę wypełnioną bardzo konkretnymi myślami samobójczymi, "Don't Delete Me" przybrało jednak zaskakujący kierunek.
Zamiast bowiem pogrążać się w depresji i uratować swojego bohatera w ostatniej chwili (bo przecież nie wierzyliśmy by, Elliot naprawdę ze sobą skończył), Sam Esmail pozwolił mu odbyć bardzo specyficzną wędrówkę. Od seansu "Powrotu do przyszłości II" w bardzo konkretny dzień, czyli 21 października 2015 roku (a to nie jedyny filmowy motyw w odcinku – w kinowej czołówce zakochałem się od pierwszego wejrzenia), poprzez intrygującą rozmowę z pewnym dzieciakiem w meczecie, aż po cudowne wspominki z Angelą. Zdaje się, że gdzieś był też żydowski lodziarz mający ciekawe i być może bardzo znaczące podejście do "Wojny światów". Czysty odlot, a to wszystko bez morfiny.
W wielu momentach ten przedziwny odcinek mógł się posypać lub przybrać zanadto ckliwy charakter (sympatyczny dzieciak ratujący samobójcę wcale nie wyglądał na dobry pomysł), ale do niczego takiego nie doszło. Dostaliśmy szczerą i emocjonalną opowieść przypominającą nie tylko o tym, jak świetny jest Rami Malek w swojej roli, ale też, że czasem wystarczy zamknąć oczy i mocno sobie czegoś życzyć, a może się to spełnić. Optymizm w świecie "Mr. Robot" to zjawisko tak rzadkie, że nie sposób go zignorować – zwłaszcza w takiej formie. [Mateusz Piesowicz]
HIT TYGODNIA: "Outlander" zaszalał z zupą żółwiową
Smutno mi na myśl, że to już prawie koniec 3. sezonu "Outlandera", bo mam wrażenie, iż właśnie w odcinku "Uncharted" karaibska przygoda Fraserów nabrała ikry. Po tym jak spędziliśmy zdecydowanie za dużo czasu wśród marynarzy, znaleźliśmy się wraz z Claire na nieznanej wyspie, gdzie czyhało na nią tysiąc niebezpieczeństw. "Outlander" na moment znów stał się klasyczną przygodówką, zanim przerodził się z powrotem w romansidło, które znamy i kochamy.
To, co mnie zaskoczyło, to zawartość humoru w tym romansidle. Zupa żółwiowa z sherry była fantastyczną nagrodą za te wszystkie mroczne rzeczy, którymi wypełnione były ostatnie odcinki – dla nas, i dla Fraserów.
"Pijana" Caitriona Balfe przeszła samą siebie, a i Sam Heughan udowodnił, że dopóki ma ją u swojego boku, potrafi grać jak z nut. Kompletnie szalona scena seksu, rozpoczynająca się od kozackiej akcji ze strzykawką z penicyliną, poprawiła mi humor, a i Fraserowie nie bawili się najgorzej. Karaibski "Outlander" zdecydowanie ma swój urok. [Marta Wawrzyn]