10 najlepszych seriali 2017 roku wg Michała Kolanki
Michał Kolanko
30 grudnia 2017, 13:02
"Pozostawieni" (Fot. HBO)
Truizmem jest stwierdzenie, że w tym roku tworzenie listy najlepszych seriali ograniczonej tylko do 10 pozycji jest trudne. Jest bardzo trudne, z roku na rok coraz trudniejsze, jak już przyznawali na tych łamach autorzy Serialowej.
Truizmem jest stwierdzenie, że w tym roku tworzenie listy najlepszych seriali ograniczonej tylko do 10 pozycji jest trudne. Jest bardzo trudne, z roku na rok coraz trudniejsze, jak już przyznawali na tych łamach autorzy Serialowej.
Powód, dla którego nasze zestawienia różnią się, ma inną przyczyną niż tylko bardzo zróżnicowane gusta, wrażliwości i preferencja autorów. Problemem jest czas. Bo skoro dobrych produkcji jest coraz więcej, a doba ma nadal 24 godziny, to podstawową kwestią staje się selekcja tego, co oglądać, a co zostawić na lepsze czasy. Te lepsze czasy nigdy z reguły nie nadchodzą, ponieważ od nowego roku pojawia się znowu komplet seriali, które trzeba oglądać. I tak cyklicznie. Dlatego w tym roku na mojej liście nie ma niektórych produkcji Netfliksa, podobnie jak wielu innych seriali, których po prostu nie miałem czasu oglądać. Żałuję zwłaszcza pojawiającego się w innych zestawieniach "Twin Peaks" oraz "Better Things".
10. "Wielkie kłamstewka". Wydawałoby się, że nie ma nic bardziej wyświechtanego, niż temat tajemnic, które skrywają wyglądające na pierwszy rzut oka na doskonałe małe miasteczka. Zwłaszcza gdy zamieszkuje je wyższa warstwa amerykańskiego społeczeństwa. Dzięki "Wielkim kłamstewkom" okazuje się, że może być jednak inaczej. Pomaga w tym fenomenalna obsada i świetny scenariusz, w którym zbrodnia jest tylko wtórna wobec całego portretu przeżartej zawiścią i innymi emocjami społeczności.
9. "Legion". Długo musiałem się do tego serialu przekonywać. Może dlatego, że opowieści o superbohaterach nigdy do mnie wprost nie trafiały. Ale tym razem zarówno wyrafinowanie formy, jak i treści ostatecznie mnie przekonało. Bo nie jest to zwykły serial o ludziach, którzy mają niezwykłe umiejętności. Noah Hawley pokazał, że jak nikt potrafi bawić się z widzem wielopoziomową narracją i wzbudzaniem pytań o istotę rzeczywistości.
8. "Top of the Lake". Drugi sezon nie był tak spójny jak pierwszy, ale nadal wyróżnia się z tłumu, zarówno pod względem tematyki, jak i sposobu jej przedstawienia. I chociaż szybko sama zagadka kryminalna schodzi w "China Girl" na dalszy plan, to gwiazdorska obsada i aktualna tematyka sprawiają, że to był jeden z najlepszych seriali roku. Plus fenomenalne zdjęcia, nawet w dużo mniej malowniczym miejscu niż Nowa Zelandia
7. "Star Trek: Discovery". Im bliżej było premiery pierwszego nowego serialu spod znaku Star Treka od czasu "Star Trek: Enteprise" (2001-2005), tym więcej było wątpliwości. Wywołało je m.in. odejście showrunnera Bryana Fullera. Ale okazało się, że obawy były nieuzasadnione. Bo chociaż "Discovery" wygląda bardzo współcześnie, jest nawet mroczny we współczesny sposób, to nadal w rdzeniu jest to Star Trek, z wyborami moralnymi i dylematami dobro/zło. Okazało się, że projekt stanowi też świetną pozycję startową dla tych, którzy byli przytłoczeni całą kilkudziesięcioletnią historią Star Treka i nie byli pewni, jak zacząć.
6. "Master of None". Po pierwszym sezonie "Master of None" trudno było spodziewać się czegoś lepszego. Ale jednak. Aziz Ansari i jego podróż do Włoch – włącznie z podróżą do filmowych klasyków włoskiego kina – zdeklasowała dla mnie w tym roku wszystkie inne, jeśli chodzi o seriale komediowe. Ale "Master of None" to dużo więcej. To też momentami niezwykle wzruszająca opowieść o miłości, rodzinie i oczywiście Nowym Jorku.
5. "Kroniki Times Square". Każdy nowy projekt HBO Davida Simona – odpowiedzialnego za kultowe "The Wire" – musiał budzić emocje. Nawet gdyby nie dotyczył takiego tematu, jak powstanie branży porno w Nowy Jorku w latach 70. Nowy serial to tradycyjne dla Simona drobiazgowe i precyzyjne budowanie świata, z jego slangiem i wciągającymi postaciami. Simon udowodnił po raz kolejny, że potrafi to jak nikt inny. Dzięki temu projektowi odkrywamy początki branży porno, ale przede wszystkim ludzi, którzy ją tworzyli, i cały specyficzny ekosystem. I po raz kolejny Simon udowadnia, że potrafi tworzyć wciągające opowieści, opierając się na ciemnej stronie ludzkiej natury. Tak jak w "The Wire".
4. "Mindhunter". Scena, w której Jodie Foster po raz pierwszy rozmawia z Anthonym Hopkinsem w "Milczeniu owiec", przeszła do historii kina. "Mindhunter" wykorzystuje ten motyw, ale oparty jest na prawdziwych wydarzeniach i książce "Mindhunter: Tajemnice Elitarnej Jednostki FBI". Serial Davida Finchera nie tylko wyróżnia się charakterystycznym dla reżysera stylem prowadzenia narracji i klimatem, ale też służy jako swego rodzaju prequel do wszystkich innych seriali i filmów o seryjnych mordercach. Bo ten termin wymyślają agenci i naukowcy, którzy w latach 70. byli pionierami nowego rodzaju podejścia do rozwiązywania zagadek kryminalnych, opartych na na naukowych podstawach. Nie tylko to sprawia, że to fascynująca produkcja. To też niepokojący klimat i sposób, w jaki pokazano przenikanie się świata rozwiązywania tajemnic okrutnych zbrodniarzy z życiem prywatnym ludzi, którzy to robią. "Mindhunter" może nie przejdzie do historii jak "Milczenie owiec", ale w tym roku i tak się wyróżnia. Również tym, że to portret specyficznego okresu w dziejach Ameryki – już po latach 60., ale przed konserwatywną rewolucją lat 80.
3. "Opowieść podręcznej". Powieść Margaret Atwood z połowy lat 80. zyskała dzięki temu serialowi nową polityczną aktualność. To wstrząsająca antyutopia o transformacji Stanów Zjednoczonych w totalitarne państwo, gdzie kobiety nie mają żadnych praw. Ale w 2017 odczytano ją dzięki temu serialowi na nowo. To też opowieść, jak łatwo kawałek po kawałku – metodą "wolno gotowanej żaby" – społeczeństwo może zgadzać się na demontaż demokracji i praw człowieka. Ten fragment serialu robi w naszych czasach największe wrażenie, bo bardzo przypomina wiele realnych sytuacji. Oczywiście serial nie byłby też tak dobry, gdyby nie fenomenalna rola Elisabeth Moss jako Offred/June. Serial przebił się do powszechnej dyskusji politycznej nie tylko w USA. W Polsce, podczas wizyty Donalda Trumpa aktywistki zorganizowały demonstrację w strojach podręcznych. To najlepiej świadczy, jak ważna jest to produkcja.
2. "Halt and Catch Fire". Są seriale, które z sezonu na sezon tracą na jakości. Są i takie, w których zachodzi dokładnie odwrotny proces. Ale rzadko się zdarza, by pojawił się serial, który tak mocno się rozwinął jak "Halt and Catch Fire". Z dość nieudolnej próby skopiowania "Mad Men" w realiach startu rewolucji komputerowej w latach 80. w Teksasie ta historia zmieniła się w opowieść o innowacjach, przedsiębiorczości, ale przede wszystkim o ludziach, którzy ich dokonują. Zmiana głównych bohaterów na bohaterki okazała się strzałem w dziesiątkę. I to dało tej historii dodatkową, jakże aktualną warstwę: pokazania silnych, niezależnych kobiet jako siły sprawczej w biznesie i poza nim, a nie tylko jako odtwórczyń drugoplanowych ról. To wszystko, plus wirtuozeria w tworzeniu i pokazywaniu głębi relacji między bohaterami, sprawiło, że "Halt and Catch Fire" wykroczył daleko poza tematy biznesu i komputerowej innowacji. Dlatego tak bardzo się sprawdza jako historia nie tylko o tym.
1. "Pozostawieni". Jeśli przyjąć, że seriale to odpowiednik wielkich dzieł literatury ery słowa pisanego, to "Pozostawieni" automatycznie staliby się klasyką. Czymś w rodzaju serialowego odpowiednika dzieł Tołstoja, Camusa czy innych tytanów swoich kategorii. Bo "Pozostawieni" – zwłaszcza w sezonie trzecim – to podobnie jak wielkie dzieła literatury opowieść uniwersalna, w której na dodatek łączy się wiele gatunków czy tonacji. Są tu rozważania i o uniwersalnych ludzkich uczuciach, i o ludzkości jako takiej. Dlatego wydaje się, że będzie to seriali, który na wiele lat stanie się pewnego rodzaju wyznacznikiem swojej epoki. Trudno obok tego serialu przejść obojętnie, zarówno pod kątem zawartych w nim emocji, jak i próby deszyfrowania jego znaczenia z licznych religijno-filozoficznych odniesień w nim pozostawionych. Ale zabawa w interpretacje nigdy nie przesłania tu większej całości. To tylko jedna z przyczyn, dla których Damon Lindelof i Tom Perrotta przeszli do historii, znacznie wykraczając poza znaczenie literackiego pierwowzoru, który był podstawą dla sezonu pierwszego.