Serialowa alternatywa: "Zaufaj mi", czyli medyczny fast food po brytyjsku
Mateusz Piesowicz
3 stycznia 2018, 20:02
"Zaufaj mi" (Fot. BBC)
Jodie Whittaker wszyscy znają już jako nowe wcielenie Doktora Who. Zanim jednak przejęła TARDIS, miała okazję być inną, w dodatku fałszywą doktorką w miniserialu "Zaufaj mi". Jak wypadła?
Jodie Whittaker wszyscy znają już jako nowe wcielenie Doktora Who. Zanim jednak przejęła TARDIS, miała okazję być inną, w dodatku fałszywą doktorką w miniserialu "Zaufaj mi". Jak wypadła?
"Zaufaj mi, jestem lekarzem" – hasło, które znacie jeśli nie z życia, to z memów, wypada bardzo przewrotnie w odniesieniu do miniserialu produkcji BBC (w oryginale "Trust Me", można go znaleźć na platformach nc+ go i Player.pl), w którym Jodie Whittaker wcieliła się zarówno w siostrę Cath Hardacre, jak i doktor Alison Sutton. Nie, nie zagrała podwójnej roli. Jej bohaterka ukradła czyjąś tożsamość, by zmienić swoje życie na lepsze. Profesję przy okazji też.
Zarys historii brzmi dość naciąganie, a gdy poznacie jej szczegóły, pierwsze wrażenie wcale nie ulegnie zmianie. Bo "Zaufaj mi" zdecydowanie nie może się pochwalić najsubtelniejszym scenariuszem świata. To raczej rodzaj historii, która czepia się swojego wyjściowego pomysłu z całych sił i uparcie podąża w konkretnym kierunku, nie bacząc na coraz bardziej rozłażącą się fabułę. Byle dotrwać do końca w jednym kawałku. Na dłuższą metę byłoby to fatalne podejście, które skończyłoby się nieuchronną klęską. Na cztery godzinne odcinki w towarzystwie dobrej obsady, dających się lubić bohaterów i prostej, ale wciągającej historii, jest w sam raz.
Nie myślcie teraz, że na siłę będę bronił produkcji, która posiada niewątpliwe wady – nic z tych rzeczy, zaraz do nich jeszcze przejdziemy. Tylko i wyłącznie ostrzegam, że "Zaufaj mi" znacznie bliżej do nieskomplikowanej rozrywki prowadzącej widza za rękę, niż do ambitnej, pełnej niuansów produkcji, wymagającej od oglądającego całkowitej uwagi. Ot, telewizyjny fast food, który raz na czas można skonsumować szybko i z przyjemnością, nie spodziewając się przy tym wyrafinowanych przeżyć.
Skoro już sobie to wyjaśniliśmy, możemy przejść do konkretów. Te wyglądają tak, że wspomniana na wstępie Cath Hardacre, pielęgniarka ze szpitala w Sheffield, która jest zdecydowanie zbyt dobra na swoje miejsce pracy, postanawia ujawnić panujące w nim zaniedbania. Nie przewidziała tylko, że spotka się przez to z ostracyzmem, a w konsekwencji zawieszeniem – jak w każdej branży, w medycynie też wszyscy chronią swoje plecy, a żaden rodzaj donosicielstwa nie jest mile widziany.
Cath nie zostaje jednak długo na lodzie, bo błyskawicznie pojawia się okazja. Jej przyjaciółka, Alison Sutton (Andrea Lowe) postanawia bowiem rzucić wszystko i wyjechać do Nowej Zelandii, wcześniej będąc tak uprzejmą, by cisnąć do kosza całą swoją medyczną karierę. Gdy idealne CV, dyplomy, certyfikaty, itd. tylko leżą i czekają, aż ktoś je podniesie, to jak zostawić je samym sobie?
Nie da się, zwłaszcza gdy sytuacja życiowa (mała córka i niepłacący alimentów były mąż) zmusza cię do podjęcia drastycznych kroków. Zatem ani się obejrzycie, a Cath zamieni się w Ally – doktorkę z oddziału ratunkowego podrzędnego szpitala w Edynburgu, gdzie kogoś z jej kwalifikacjami przyjmą z pocałowaniem ręki, nie wierząc przy tym we własne szczęście. Bajka, jak niejedna, którą będzie musiała opowiedzieć bohaterka, by podtrzymać wiarygodność swojej historii. Oczywiście bez przesadnego skomplikowania, w końcu całość ma się przede wszystkim gładko oglądać.
I tak rzeczywiście jest, bo seans "Zaufaj mi" mija szybko i bezboleśnie, nawet wtedy, gdy serial wydaje się przeginać z niedorzecznością. Myślenie to w gruncie rzeczy uzasadnione, bo wprawdzie Cath to doświadczona pielęgniarka, która ma nie tylko świetne podejście do pacjentów, ale i wiedzę niekiedy przewyższającą prawdziwych lekarzy (a nieopierzonych stażystów to już w ogóle), lecz cóż. Kilka miesięcy w nowej roli, parę stresujących sytuacji i trudniejszych przypadków, a do tego ściągawka zawsze w zasięgu ręki, nie uczynią z nikogo wiarygodnego lekarza, prawda?
Na zdrowy rozum, odpowiedziałbym, że tak, ale świadomość, że podobne przypadki trwające przez długie lata miały miejsce w rzeczywistości, nieco zmieniła moje podejście. Podobnie jak fakt, że za scenariusz odpowiada Dan Sefton, praktykujący lekarz (zakładam, że prawdziwy), wykorzystujący swoje zawodowe doświadczenia w pisaniu dla telewizji. W takim przypadku tytułowe "Zaufaj mi" może się odnosić równie dobrze do niego.
Nie pozostaje zatem nic innego, jak naprawdę to zrobić i, odkładając na bok wątpliwości, cieszyć się serialem, który, gdy już kupi się jego kruche podstawy, daje naprawdę dużo satysfakcji. Szczególnie za sprawą swojej głównej bohaterki – postaci z rodzaju tych, których naprawdę trudno nie lubić. Może to być dość zaskakujące, w końcu mówimy o oszustce, która dla własnych korzyści igra z ludzkim życiem, co nie przeszkadza nam jej kibicować nawet wtedy, gdy zapomni o znieczuleniu przy nastawianiu kości albo z nerwów przetnie nie to, co trzeba.
To kobieta, której desperację łatwo zrozumieć, a szlachetne intencje i pełne oddanie równoważą wątpliwe czyny. Jasne, gdyby "Zaufaj mi" wgłębiło się w jej charakter nieco bardziej, nie opierając go na płytkich i jednowymiarowych cechach, byłoby znacznie lepiej, ale jak na czysto rozrywkowe standardy, możemy mówić o udanej postaci. Chodziło przecież o to, by się jej losem przejąć i z niepokojem oglądać, jak piętrzą się przed nią kolejne przeszkody.
Tych z kolei nie brakuje, bo serial BBC mocno naciąga granice naszej tolerancji na scenariuszowe bzdurki nie tylko w kwestii Cath i jej oszustwa. Poza tym mamy pełen zestaw towarzyszący wszystkim medycznym dramatom, poczynając od przewidywalnych przypadków i "zaskakujących" zwrotów akcji, poprzez typowych bohaterów, a kończąc na obowiązkowym romansie z przystojnym lekarzem. A to tylko szpital, poza nim rozgrywa się już istna opera mydlana z byłym mężem (Blake Harrison), umierającym ojcem i zbiegami okoliczności, których kulminacja w finale nieco psuje wcześniejsze dobre wrażenie, nawet mimo próby dodania do niej gorzkiej nuty.
Ogólny obraz jest więc taki, że "Zaufaj mi" nie wychyla się ani na centymetr poza utkaną na schematach, ale sprawnie opowiedzianą historię. Z jednej strony szkoda potencjału, choćby aktorskiego, bo przy lepszym scenariuszu Jodie Whittaker potrafi dać z siebie znacznie więcej (jak w "Broadchurch"), ale z drugiej nie można serialowi odmówić, że jako wciągający zabijacz czasu sprawdza się nieźle. Zwłaszcza dla tych, którzy lubią medyczne klimaty, a długie procedurale ich odstraszają. Tutaj macie ich skrót w brytyjskiej pigułce.
***
W kolejnej Serialowej alternatywie zmienimy kraj i sprawdzimy, jak wygląda największy skok w historii w wersji hiszpańskiej. Zapraszam na "Dom z papieru".