Miłość na koniec świata. "The End of the F***ing World" – recenzja 1. sezonu szalonego brytyjskiego serialu
Paulina Grabska
6 stycznia 2018, 19:02
fot. Netflix
It's "The End of the F***ing World" and I feel fine, bo to jeden z najfajniejszych serialowych roadtripów. 8-odcinkowy serial Channel 4 – speców od niegrzecznych produkcji nie tylko dla młodzieży – trafił na Netfliksa.
It's "The End of the F***ing World" and I feel fine, bo to jeden z najfajniejszych serialowych roadtripów. 8-odcinkowy serial Channel 4 – speców od niegrzecznych produkcji nie tylko dla młodzieży – trafił na Netfliksa.
17-letni James (Alex Lawther, znany z odcinka "Shut Up and Dance" z trzeciego sezonu "Black Mirror") już w pierwszych kilkunastu sekundach "The End of the F***ing World" beznamiętnie oznajmia, że jest psychopatą. Na długiej liście stworzeń, których chce pozbawić życia, brakuje mu tylko człowieka. Nastolatek na ofiarę wybiera Alyssę (Jessica Barden z "Penny Black"), nową dziewczynę w szkole, która wyróżnia się na tle nijakich rówieśników inteligencją oraz bezczelnością.
Motywacje Jamesa mogą przerazić, ale makabrę łagodzi czarny humor, który w serialu Jonathana Entwistle'a (debiut w roli reżysera serialu) wiedzie prym do samego końca. Od młodego psychopaty jeszcze bardziej zabawna jest Alyssa. Dziewczyna ujmuje soczystymi komentarzami, takimi jak "Naprawdę się wkur***, jeśli zostaniemy zamordowani" albo "Czasami zastanawiam się, czy nie zostać alkoholiczką – wtedy zawsze ma się coś do roboty".
Nastolatka z pewnością dogadałaby się z takimi bohaterkami jak Enid (Thora Birch) z "Ghost World", Kat (Julia Stiles) z "Zakochanej złośnicy" czy Daria z kreskówki MTV pod tym samym tytułem. Podobnie jak one, pod maską ironii czy bezczelności Alyssa skrywa lęki i słabości. I podobnie jak one, za wyrażanie tego, co naprawdę myśli, może być nazywana zołzą. Daje do myślenia.
Problemy Jamesa natomiast nierozerwalnie wiążą się ze śmiercią matki. Frustracja wynikająca z sytuacji w obu domach skłania nastolatków do ucieczki i podróży w nieznane. Bohaterów "The End of the F***ing World" czeka konfrontacja nie tylko z ojcem dziewczyny czy stróżami prawa, ale przede wszystkim z własnymi emocjami oraz pragnieniami. Pozostawieni sami sobie, Alyssa i James tak bardzo nie mogą dostosować się do zasad zrównoważonego funkcjonowania w społeczeństwie, że sami zaczynają porównywać się do bohaterów filmowych. "W filmach uciekinierzy zawsze wyglądają super" – stwierdza gorzko Alyssa, kiedy zaczyna brakować pieniędzy, a po drodze piętrzą się kolejne przeszkody.
Jak często bywa w przypadku historii o zbiegach, którzy są na bakier z prawem, kibicujemy Jamesowi i Alyssie praktycznie od samego początku. Kradzież samochodu to pierwsze z długiej listy przestępstw, które popełniają nastolatkowie, ale też najbardziej niewinne. Bohaterom zdecydowanie bliżej do "Urodzonych morderców" niż do "Kochanków z Księżyca", ale nie można jednoznacznie stwierdzić, że 17-latkowie są źli.
Wpływy Quentina Tarantino są widoczne w wielu momentach serialu – zarówno w sposobie pokazania brutalnych scen, jak i w warstwie muzycznej ("Lonesome Town" z "Pulp Fiction"!). W przeciwieństwie do filmów reżysera "Nienawistnej ósemki", w "The End of the F***ing World" paradoksalnie nie ma gloryfikacji przemocy. Możemy za to zobaczyć, jak problemy i zaburzenia u dorosłych mogą wpłynąć na dzieciaki, które doświadczają przemocy symbolicznej (ojczym Alyssy), jak i faktycznej (profesor Koch czy weteran wojenny).
"The End of the F***ing World" to przede wszystkim popis dwójki wcielającej się w główne role, ale koniecznie trzeba docenić też Gemmę Whelan (Yara Greyjoy!), która jako jedyna z dorosłych bohaterów zwraca uwagę, że James i Alyssa potrzebują pomocy, a nie kary. Cudny jest również epizod na stacji benzynowej z Felicity Montagu (znienawidzona przez Bridget Jones Perpetua) w roli kąśliwej i walecznej menedżerki oraz Earlem Cave'em (tak, syn Nicka Cave'a!) w roli gapowatego Frodo. Gdyby ktoś wpadł na pomysł spin-offa serialu, chciałabym obejrzeć losy właśnie tych bohaterów.
Wspomniałam wcześniej o muzycznym cytacie z "Pulp Fiction". Na ścieżce dźwiękowej "The End of the F***ing World" znajduje się wiele perełek, jak otwierający utwór "Laughing on the Outside" w wykonaniu Bernadette Carroll, czy bardzo pasujący do klimatu wyprawy "We Might Be Dead By Tomorrow" Soko. Jest również przezabawna scena, w której Alyssa stwierdza, że dobra muzyka może pomóc w sprzątaniu. Od dawna powtarzam, że muzyka dobra do sprzątania to jedna z najwyższych form komplementu dla wykonawcy. Tylko bardzo dobre dźwięki mogą umilić tak nieatrakcyjną czynność.
Zawrotne tempo serialu, który jest adaptacją komiksu Charlesa Forsmana, objawia się nie tylko w mnogości przygód i dynamicznym montażu, ale też w fakcie, że całość została zamknięta w ośmiu odcinkach, które nie przekraczają 22 minut. Dzięki temu "The End of the F***ing World" ogląda się jak nieco dłuższy film. Bardzo podoba mi się otwarte zakończenie, znak zapytania dotyczący losów Jamesa i Alyssy jest całkiem romantyczny.
Z drugiej strony nie zdziwię się, jeśli twórcy zdecydują się na realizację kolejnej serii. Alex Lawther ma (rocznikowo) 23 lata, a Jessica Barden 25, więc skoro tak dobrze zagrali 17-latków, z pewnością poradziliby sobie w rolach osób starszych o parę lat. Gdziekolwiek wylądują, mam nadzieję, że wciąż będą razem.
Pierwszy sezon "The End of the F***ing World" jest dostępny w Netfliksie od 5 stycznia 2018.