Wiele kawałków jednej łamigłówki. "Mozaika" – recenzja nowego serialu kryminalnego HBO
Mateusz Piesowicz
22 stycznia 2018, 22:02
"Mozaika" (Fot. HBO)
Kto zabił? Stare jak świat pytanie całkiem skutecznie napędza fabułę nowego kryminału Stevena Soderbergha – o ile tylko nie będziecie od niego oczekiwać cudów.
Kto zabił? Stare jak świat pytanie całkiem skutecznie napędza fabułę nowego kryminału Stevena Soderbergha – o ile tylko nie będziecie od niego oczekiwać cudów.
A o takie podejście nietrudno, w końcu "Mozaika" to ten serial, o którym głośno zrobiło się kilka miesięcy temu, gdy ogłoszono, że zadebiutuje jako interaktywna aplikacja, w której to widz decyduje o kolejności, w jakiej ogląda ekranowe wydarzenia. To już jednak za nami, a sądząc z mieszanych reakcji zagranicznych mediów (w Polsce aplikacja nie była dostępna), obyło się bez szału. Ta wersja historii, którą Steven Soderbergh przygotował dla tradycyjnej emisji w telewizji, innowacyjna nie jest nawet w najmniejszym stopniu, więc spodziewając się po niej czegoś nowego, możecie się rozczarować.
Bo "Mozaika" – którą widzieliśmy już w całości – to w gruncie rzeczy standardowa historia kryminalna, wyróżniająca się co najwyżej niechronologiczną narracją, opowiadaniem z różnych punktów widzenia i dezorientującym montażem. Czyli niczym, czego w jakiejś formie nie widzielibyśmy gdzie indziej. Trudno to jednak uznać za wadę tej produkcji, zwłaszcza gdy podejdziemy do niej jak do każdego innego kryminału. Te wszak nie muszą przecierać gatunkowych szlaków, lecz powinny wciągać i nie dawać spokoju, dopóki nie poznamy odpowiedzi na postawione we wstępie pytanie. A z tymi zadaniami serial HBO radzi sobie nie najgorzej.
Zaczyna się jednak dość nietypowo, bo na zabójstwo musimy trochę poczekać. Wcześniej poznajemy większość bohaterów, na czele z Olivią Lake (Sharon Stone), popularną autorką książek dla dzieci i lokalną celebrytką z malowniczego Summit w stanie Utah. Kobieta cieszy się wygodnym życiem w swojej pięknej posiadłości, ale widać, że doskwiera jej samotność i potrzeba bliskości. Pustkę wypełnia więc przygodnymi związkami, a to z przystojnym, młodym artystą, Joelem (Garrett Hedlund), a to tajemniczym Erikiem (Frederick Weller), który nagle pojawia się w jej życiu.
W tle są oczywiście skomplikowane relacje między postaciami o niejasnych intencjach oraz pieniądze, oszustwa i emocje. W końcu dochodzi też do eskalacji, w wyniku której Olivia znika bez śladu, a wszystko wskazuje na to, że zginęła. Podejrzany trafia się szybko, sprawa wygląda na jasną, więc wiadomo, że coś jest nie tak. Więcej zdradzał nie będę, nie chcąc Wam psuć zabawy, ale mogę powiedzieć tyle, że od 3. odcinka "Mozaika" zamienia się w kryminał w pełnym tego słowa znaczeniu, a cała sprawa nabiera rumieńców zwłaszcza wtedy, gdy na scenę wkracza niejaka Petra, grana przez Jennifer Ferrin.
"Mozaika" dzieli się więc wyraźnie na dwie duże części (przed zniknięciem Olivii i po) oraz jeszcze kilka mniejszych, w których śledzimy fragmenty historii dotyczące innych postaci lub nawet te same wydarzenia oglądane z różnych perspektyw. Wszystkie zaś układają się ostatecznie w pewną całość – tytuł zobowiązuje – którą można uznać za ogólnie satysfakcjonującą i raczej jasną (kilka drobnych nieścisłości się znajdzie), choć spodziewam się, że zakończenie nie wszystkim przypadnie do gustu. Zanim do niego dotrzecie, czeka Was droga przez starannie zaplanowaną układankę, w której pewne rozwiązania mogą Was zaskoczyć. Mam jednak na myśli nie tyle scenariusz, co choćby sposób, w jaki poszczególne wątki i pojedyncze sekwencje się tu ze sobą łączą.
A właściwie, jak tego nie robią. Łatwo odnieść takie wrażenie, oglądając "Mozaikę", bo serial wygląda, jakby ktoś potraktował go wyjątkowo brutalnie na stole montażowym. Dobrą chwilę zajęło mi przyzwyczajenie się do gwałtownych cięć, sugerujących kompletny brak związków pomiędzy kolejnymi sekwencjami, które, jak przypuszczam, są konsekwencją pierwotnego przeznaczenia produkcji. O ile jednak w aplikacji mogło się to sprawdzać (cięcie, po którym następuje decyzja widza, co dalej), tutaj wypada to niezbyt naturalnie i utrudnia emocjonalne zaangażowanie się w historię.
To z kolei jest największą bolączką "Mozaiki". Serialu przemyślanego i intrygującego, ale oglądanego kompletnie beznamiętnie. Żadna z postaci nie zdołała wzbudzić we mnie większych uczuć (Petra była najbliżej), choć ich historie śledziłem z zainteresowaniem. Ciekawość dotyczyła jednak ostatecznego rozwiązania zagadki, a nie losów bohaterów, za których w teorii powinienem trzymać kciuki lub życzyć im jak najgorzej. Zamiast tego dostałem wciągającą opowieść, ale pozostawiającą po sobie pewien niedosyt.
Inna sprawa, że nie każdy serial musi urzekać głębią psychologiczną i autentyzmem w charakterystyce postaci. Czasem wystarczy dobrze poprowadzona historia, by kolejne godziny mijały niepostrzeżenie, a końcowe wrażenie i tak pozostało pozytywne. To właśnie przypadek "Mozaiki", która w warstwie fabularnej nie wychyla nosa poza schematy ani na milimetr, ale jest jeszcze jednym dowodem na reżyserską sprawność Soderbergha, który poniżej pewnego poziomu nie zwykł schodzić, i solidne gatunkowe rzemiosło scenarzysty, Eda Solomona.
Panowie rzucili nas w środek znajomego środowiska – lokalnej społeczności, która wydaje się zżyta, ale w rzeczywistości pęka od cichych konfliktów i skrywanych przed resztą pretensji. Dodajcie do tego kotłującą się pod powierzchnią frustrację eksplodującą w spodziewanym momencie i cudowną zimową scenerię (podkreślaną przez lekko rozmyte zdjęcia), a otrzymacie klasyczną historię napędzaną na przemian przez chciwość i kiepsko ulokowane uczucia.
Nieźle w tych okolicznościach wypadła Sharon Stone, na której barkach spoczął ciężar promocji serialu. O ile jednak nazwisko aktorki ciągle działa, o tyle o umiejętności można już było się nieco obawiać. Dobre wiadomości są więc takie, że Stone w serialu nie ma tak dużo, a gdy już jest, prezentuje przekonująco zwłaszcza irytujące oblicze Olivii Lake. Wtedy bohaterka wydaje się wprost stworzona pod Stone. Gorzej, gdy trzeba zagrać nieco subtelniej, o emocjonalnych scenach nie wspominając (w duecie z Frederickiem Wellerem nie jest niestety lepiej), ale to problem dotyczący prawie całej populacji Summit i okolic.
Dobrze więc, że ta jest przynajmniej barwna, dzięki czemu na drugim planie mogą błyszczeć tacy aktorzy jak Paul Reubens, Beau Bridges, Allison Tolman czy Jeremy Bobb. Przejmujący w drugiej połowie sezonu stery Jennifer Ferrin, Garrett Hedlund i Devin Ratray (grający lokalnego policjanta) to więcej niż solidny zestaw, który wręcz zasługuje na coś lepszego, niż dostaje od scenariusza, ale powodów do narzekań i tak nie mamy.
Ostatecznie wielu też nie będzie na "Mozaikę", która jest serialem w sam raz na kilka styczniowych wieczorów. Ani szczególnie zachwycającym, ani nadmiernie rozczarowującym. Skomplikowanym w granicach rozsądku, a zarazem na tyle złożonym, że nie da się go obejrzeć, zerkając jednocześnie na coś innego. Na to zresztą nie powinniście mieć wcale ochoty, bo jak już zostało powiedziane, układanie rozsypanych fragmentów "Mozaiki" w całość potrafi wciągnąć. Oczekiwania były większe i kto wie, być może gdyby Soderbergh skupił się w pełni na serialu, zamiast na aplikacji, efekt byłby lepszy – zastanawiać się nad tym teraz nie ma jednak najmniejszego sensu.
Premiera "Mozaiki" we wtorek, 23 stycznia w HBO GO i o godz. 20:00 w HBO3. Kolejne odcinki codziennie o tej samej porze.