"Unsupervised", nie podchodzić!
Nikodem Pankowiak
21 stycznia 2012, 22:04
Animowana komedia "Unsupervised" to najnowsza propozycja stacji FX. I może być to także jedna z jej najsłabszych propozycji.
Animowana komedia "Unsupervised" to najnowsza propozycja stacji FX. I może być to także jedna z jej najsłabszych propozycji.
Dwóch nastolatków, Gary i Joel, zdaje sobie sprawę, że znajdują się na marginesie życia towarzyskiego, są odludkami, na których nikt nie zwraca większej uwagi. Jak łatwo się domyślić, dochodzą do wniosku, że najwyższy czas zmienić ten stan rzeczy, zacząć wyrywać laski i stać się cool i trendy. Motyw dość oklepany, wydaje się, że wyciśnięto już z niego wszystko, więc przed twórcami tego serialu stoi ciężkie zadanie.
Powiem krótko, nie kupuję "Unsupervised". Jest on zupełnie nijaki, nie przedstawia niczego nowego, powiela schematy, które widzieliśmy już wiele razy. Jak stać się fajnym gościem? Zacząć pić alkohol i palić fajki, wiadomo. O czym marzą nastoletni chłopcy? O cyckach, to również fakt powszechnie znany. Nie byłoby nic złego w dalszym powielaniu stereotypów (zwłaszcza, że te szczególnie nie mijają się z prawdą), ale, na Boga, dlaczego nie można zrobić tego w zabawny sposób?
Historia dwóch kolesi, którzy koniecznie chcą stać się popularni, jest mdła, nijaka, nudna i mógłbym tak wymieniać jeszcze trochę. Dialogi są nie śmieszne, w dwie godziny po obejrzeniu tego epizodu, nie zostało mi w głowie choćby jedno zabawne zdanie wypowiadane przez któregokolwiek z bohaterów i szczerze wątpię, by w przyszłości miało być lepiej. Mam również spore zastrzeżenia co do postaci. Jeśli plan twórców zakładał, że rozbawi mnie sepleniący kujon w grubych okularach lub Australijczyk niegdyś zakochany w kangurze, nie powiódł się on ani trochę.
Czy produkcja ta ma jakiekolwiek plusy? Mógłbym uznać za taki realistyczne przedstawienie współczesnego młodego pokolenia, ale w komediach nad realizm stawiam to, czy ona mnie śmieszy. W tym wypadku niestety tak nie było. Pozostałe jedyne uczucie rozczarowanie i wyczerpany już po pierwszym odcinku kredyt zaufania.
Uważam, że pieniądze zainwestowane w "Unsupervised" zostały wyrzucone w błoto. Nie czepiając się już nawet oklepanego tematu – w końcu w dzisiejszej telewizji coraz trudniej być oryginalnym – wciąż pozostaje jeden ogromny zarzut. Jest to (z założenia) komedia, która nie bawi ani przez moment. Śmieszą cię wzwody podczas tańca lub głębokie dyskusje na temat kobiecych przymiotów? Jeśli tak, jest to produkcja w sam raz dla ciebie, w innym wypadku radzę trzymać się od niej z daleka.
PS. Zaczynam zastanawiać się, czy to może ze mną jest coś nie tak, ponieważ tydzień temu pochwaliłem "Roba", którego zdecydowana większość czytelników zrównała z ziemią. Jestem ciekaw, czy dziś nasze oceny również będą się różnić w tak diametralny sposób.