Imigranci w Ameryce. "One Day at a Time" – recenzja 2. sezonu komedii Netfliksa
Kamila Czaja
28 stycznia 2018, 13:01
"One Day at a Time" (Fot. Netflix)
Jeszcze więcej ważnych spraw polityczno-społecznych, ale subtelnie i z emocjami ukazanych na przykładzie jednej fantastycznej kubańsko-amerykańskiej rodziny. Polecamy nowy sezon świetnego sitcomu Netfliksa!
Jeszcze więcej ważnych spraw polityczno-społecznych, ale subtelnie i z emocjami ukazanych na przykładzie jednej fantastycznej kubańsko-amerykańskiej rodziny. Polecamy nowy sezon świetnego sitcomu Netfliksa!
Pierwszy sezon "One Day at a Time" wziął nas przez zaskoczenie. Chyba mało kto się spodziewał, że Netflix zaproponuje coś ciekawego, robiąc przeróbkę sitcomu z lat 70. i 80. i przy tym zostając przy formacie wielu kamer i śmiechu publiczności. Tymczasem byliśmy zachwyceni tą komedią o pochodzącej z Kuby rodzinie. Jednak teraz już wiemy, że twórcy "One Day at a Time" potrafią, więc od nowej serii oczekiwaliśmy bardzo wiele. Czy te oczekiwania zostały spełnione? Tak, nawet z nawiązką!
W 2. sezonie "One Day at a Time" mamy więcej tego, co podobało nam się w poprzedniej: poważnych problemów politycznych i społecznych podanych w przenikliwy sposób, angażujących emocjonalnie, ale nieprzytłaczających w ramach pełnego żartów sitcomu.
Mocniej zaakcentowano rasizm i to, jak wpływa on na najmłodszą generację. Temat deportacji pojawił się w pierwszym sezonie, ale Alvarezów dotyczył pośrednio. Teraz to główni bohaterowie zmagać się muszą z niesprawiedliwym traktowaniem na co dzień. Widzimy, jak żyje się imigrantom w Ameryce – zwłaszcza tej Donalda Trumpa (prezydent zostaje zresztą wspomniany, chociaż bez nazwiska). Gdy Penelope (Justina Machado) stwierdza, że prześladowcy mogliby się zdecydować, czy imigranci są leniwi, czy zamierzają zabrać pracę "prawdziwym Amerykanom", to trudno nie zaśmiać się z tej sprzeczności we wrogiej wobec Latynosów retoryce.
"One Day at a Time" pokazuje też doświadczenie różnych pokoleń imigrantów, co znajduje odzwierciedlenie na przykład w odmiennych słowach, które uważa się w danym czasie za obraźliwe. A Penelope staje przed niewdzięcznym zadaniem wyjaśnienia synowi, Alexowi (Marcel Ruiz), kiedy należy interweniować, a kiedy powstrzymać gniew. Gdy przyznaje, że "to skomplikowane", nie musimy wierzyć jej na słowo, bo zniuansowany pierwszy odcinek sezonu, "The Turn", potrafi to przekonująco pokazać.
Złożona kondycja Ameryki to zresztą ważny wątek w tym sezonie. Przy całej liście politycznych problemów, z jakimi borykają się bohaterowie, twórcy serialu podkreślają ich niezachwiany patriotyzm. Nawet Lydia (Rita Moreno), tak oddana opuszczonej pół wieku wcześniej Kubie, kocha kraj, który ją przygarnął. Wątek dążenia do uzyskania amerykańskiego obywatelstwa przez nią i Kanadyjczyka Schneidera (Todd Grinnell) jest jednym z ważniejszych elementów 2. sezonu "One Day at a Time" serii, co pozwala twórcom na świetną aluzję w tytule odcinka "Citizen Lydia". A w odcinku "Roots" dostajemy genialne nawiązanie do "West Side Story" – musicalu, który przyniósł Moreno Oscara.
Dobrze, że w nowym sezonie ta legenda ekranu, mogąca poszczycić się EGOT-em, ma więcej do zagrania. W wieku 86 lat Moreno, tańcząca w serialu tango i wygłaszająca kwestie z rewelacyjnym komediowym wyczuciem, może zawstydzić samą Jane Fondę.
Penelope i jej były mąż, Victor (James Martinez) to weterani wojenni. W odcinku "What Happened" mamy okazję zobaczyć wspomnienia z 2001 roku i to, jak wydarzenia 11 września wpłynęły na rodzinę Alvarezów. Poczucie obowiązku wobec kraju i rodziny wiąże się z innymi trudnymi kwestiami – jak ta dotycząca trzymania w domu broni, co prowadzi do jednej z najlepszych rozmów między Penelope i Lydią.
Nie tylko w kontekście rasistowskich uwag Alvarezowie zmagają się z cudzymi opiniami. Bardzo ważny, kontynuowany z poprzedniej serii wątek to niepogodzenie się Victora z tym, że jego córka jest lesbijką. Elena (Isabella Gomez), gotowa walczyć z całym światem o prawa dla homoseksualistów, długo nie może pogodzić się z tym, że właśnie jej ojciec okazał się negatywnym przykładem tego, co może ją czekać. A równocześnie cała rodzina nie potrafi do końca uwolnić się od kierowania się cudzym zdaniem. Niejednokrotnie zarówno Penelope, jak i jej krewni podejmują złe decyzje, żeby przed kimś dobrze wypaść. Na szczęście potrafią uczyć się na błędach, a serial przypomina, że warto być sobą bez względu na to, co myślą inni.
"One Day at a Time" nie przytłacza mimo tylu ważnych dysput. Nawet najtrudniejsze tematy (jak rasistowska awantura w restauracji czy opowieść o uzależnieniu Schneidera) mają dowcipne puenty, które nie odbierają wcześniejszym scenom znaczenia, a pozwalają rozładować napięcie.
Ten sitcom to zresztą nie tylko ważne polityczne kwestie – a i one nabierają tu wymiaru prywatnego i pomagają w uświadomieniu, że za każdym przepisem i za każdą zmianą nastroju społecznego stoją ludzie, których dotykają konsekwencje. Mamy równocześnie do czynienia z opowieścią o codziennym życiu kubańsko-amerykańskiej rodziny. Co nie znaczy, że nawet zwykłe sprawy nie nabierają tu głębszego znaczenia.
Penelope w pewnym momencie nie daje rady pogodzić domu, pracy i nauki. W wielu tego typu produkcjach wszystko dzieje się samo. Bohaterowie mają pieniądze nie wiadomo skąd, praca to tylko przerywnik, a sukcesy – kwestia czasu. "One Day at a Time" pokazuje, że na wszystko trzeba zapracować, a bez pomocy bliskich nie da się wybrnąć z trudnych sytuacji. Z wątkiem pracy łączy się też pozornie banalny, a w praktyce bardzo przenikliwy odcinek "Work Hard, Play Hard" o sposobach zarabiania na życie i o tym, jak zmieniają się one w kolejnych pokoleniach.
"One Day at a Time" to oczywiście także romanse! Świetny, chociaż może odrobinę zbyt idealny jest Max (Ed Quinn), nowy partner Penelope. Sama bohaterka porównuje go do Bradleya Coopera, ale Max ma sobie też coś ze Scotta Bakuli, a poza podkreślaną na każdym kroku atrakcyjnością fizyczną cechuje się jeszcze masą innych zalet i od razu świetnie wpasowuje się w serial. Także Elena się zakochuje, a ze swoją nerdowską dziewczyną, Syd (Sheridan Pierce) tworzy uroczą parę. Ten wątek siłą rzeczy zahacza o kwestię homofobii, ale zostaje poprowadzony subtelnie, nie jako dydaktyczny przykład, tylko jako nastoletni romans ze zwyczajnymi dla tego wieku problemami. W tle cały czas jest też relacja Lydii z Lesliem (Stephen Tobolowsky).
Wszelkie romansowe kwestie to jednak tylko uzupełnienie ważnych, indywidualnych, ale związanych ze społecznymi wątków. Kibicuje się Penelope i Maxowi, ale znacznie większe wrażenie robi najlepszy chyba odcinek serii, "Hello, Penelope". Kontynuacja poruszonego w pierwszym sezonie tematu depresji wychodzi fantastycznie, a Machado ma okazję przypomnieć, jak świetną jest aktorką. To ciekawe, że najlepsze serialowe przedstawienie problemów psychicznych znaleźć możemy w tym sitcomie i w musicalowej komedii ("Crazy Ex-Girlfriend").
Jasne, że to chwilami nadal sitcom, w którym śmiejemy się, bo ktoś spadł ze stacjonarnego rowerka lub wymawia słowa z kubańskim akcentem. Ale równocześnie to sitcom, w którym obok takich gagów mamy wspomniane już nawiązanie do "West Side Story" czy cytat z… "Opowieści podręcznej". Nawet, wydawałoby się banalnie sitcomowy, odcinek "Storage Wars" o walce o przestrzeń w garażu ujawnia stojące za kłótnią uzasadnione emocje i sentymenty.
Doskonale wychodzi bowiem w "One Day at a Time" udowadnianie, że nawet pozornie nieracjonalne zachowania bohaterów mają mocne uzasadnienie w ich wcześniejszych przeżyciach, lękach czy złych nawykach. Poza tym Penelope i jej rodzina to ludzie nieidealni, każdy ma swoje wady, które sprawiają, że wydaje się bardziej ludzki. Niejednokrotnie wychodzi na jaw hipokryzja Alvarezów, ale i oni sobie ją uświadamiają.
Rzadko można przy sitcomie doświadczyć tylu różnych punktów widzenia, szczerych rozmów i głębokich emocji. Nawet finał, który niebezpiecznie zbliża się do ryzyka nadmiernego sentymentalizmu i banalnych diagnoz, broni się emocjami i przywiązaniem widza do postaci. 2. sezon "One Day at a Time" to mądra i zabawna opowieść, pozbawiona większości drobnych mankamentów pierwszego sezonu, a nietracąca na wyjątkowości i znaczeniu, które docenialiśmy już w zeszłym roku.
Oba sezony "One Day at a Time" dostępne są w serwisie Netflix.