Najbardziej kultowe brytyjskie seriale komediowe
Redakcja
3 lutego 2018, 20:02
"Latający cyrk Monty Pythona" (Fot. BBC)
Od piątku do niedzieli, w zależności od dnia o godz. 21:25 lub 21:30, możecie oglądać na kanale Comedy Central Family "Latający cyrk Monty Pythona" – najbardziej kultową komedię w historii telewizji. Z tej okazji zrobiliśmy przegląd brytyjskich seriali komediowych sprzed lat, które po prostu trzeba znać.
Od piątku do niedzieli, w zależności od dnia o godz. 21:25 lub 21:30, możecie oglądać na kanale Comedy Central Family "Latający cyrk Monty Pythona" – najbardziej kultową komedię w historii telewizji. Z tej okazji zrobiliśmy przegląd brytyjskich seriali komediowych sprzed lat, które po prostu trzeba znać.
"Latający cyrk Monty Pythona"
"To będzie komedia ze skeczami" – tak ponoć przedstawili swój pomysł na serial członkowie grupy Monty Pythona podczas pierwszego spotkania w BBC, na które przyszli kompletnie nieprzygotowani. W sumie mieli rację: to jest komedia ze skeczami. Wypełniona absurdami, bredniami i animacjami, które nie tylko przeszły do legendy, ale i zmieniły oblicze telewizji oraz komedii.
"Latający cyrk Monty Pythona", choć trwał zaledwie 4 sezony, na które złożyło się 45 półgodzinnych odcinków wyemitowanych pierwotnie na przełomie lat 60. i 70., to bez dwóch zdań synonim brytyjskiej komedii. Produkcja kultowa, jedyna w swoim rodzaju, inspirująca kolejne pokolenia twórców. Epitety można by mnożyć, ale tak naprawdę wystarczy powiedzieć jedno: nawet z dzisiejszej perspektywy nie przypomina ona niczego, co zwykle oglądacie w telewizji.
Lata więc mijają, a dzieło pięciu Brytyjczyków (Graham Chapman, John Cleese, Eric Idle, Terry Jones, Michael Palin) i jednego Amerykanina (Terry Gilliam) nadal pozostaje wyjątkowe, a przede wszystkim ciągle tak samo błyskotliwe, niecodzienne i zabawne, niezależnie od tego, ile razy już je widzieliście. Bo jak nie śmiać się przy skeczach o martwej papudze, ministerstwie głupich kroków, Patafianach, "Piosence drwala" i wielu, wielu innych?
Dzisiaj wielu kojarzy "Latający cyrk Monty Pythona" właśnie przez pryzmat najpopularniejszych skeczy, ale błędem byłoby się do nich ograniczać. Bo złożony z nich serial oferuje znacznie więcej, a pomysłowość grupy zaskakuje na każdym kroku.
Czysty nonsens i proste wygłupy to jedno, ale przecież tutaj nie brakuje również ostrej kpiny (czy z widza, czy z brytyjskiej telewizji i społeczeństwa) oraz piekielnie inteligentnego humoru, którego można się spodziewać po wywodzących się m.in. z Cambridge i Oxfordu twórcach. Wszystko zaś połączone niesamowitymi, surrealistycznymi animacjami autorstwa Terry'ego Gilliama.
Członkowie grupy Monty Pythona pragnęli, by ich twórczości nie dało się łatwo skategoryzować i bez wątpienia swój cel osiągnęli. Inaczej nie mówilibyśmy dzisiaj o pythonowskim humorze, próbując opisać ten, wymykający się prostym definicjom, rodzaj satyry. Ekscentryczny, niegrzeczny i zaskakujący prawie tak, jak hiszpańska inkwizycja. Pozycja obowiązkowa, nie tylko dla miłośników komedii.
"Latający cyrk Monty Pythona" jest obecnie emitowany w Comedy Central Family od piątku do niedzieli (dziś o godz. 21:25, jutro o godz. 21:30). Na tym samym kanale w paśmie Comedy Central Extra, czyli codziennie od godz. 20:00 do 2:30, oglądać możecie również takie seriale, jak "Brooklyn 9-9", "Goldbergowie", "Seks w wielkim mieście", "Rick i Morty", "South Park", a także polskie produkcje: "Comedy Club" i "Drunk History – pół litra historii". [Mateusz Piesowicz]
"Hotel Zacisze"
Liczący zaledwie 12 odcinków sitcom z lat 70. (w oryginale "Fawlty Towers") to definicja brytyjskości i kultowości. Stworzony przez Johna Cleese'a i jego żonę Connie Booth serial przez wielu widzów i ekspertów – w tym British Film Institute – do dziś uważany jest za najlepszą komedię w dziejach brytyjskiej telewizji. To też jeden z tych seriali, które pewnie nigdy by nie powstały, gdyby wcześniej BBC nie pokazało "Latającego cyrku Monty Pythona".
John Cleese nie kopiuje jednak charakterystycznego stylu grupy, zamiast absurdu i abstrakcji stawiając na humor sytuacyjny. Rzecz się dzieje w fikcyjnym hoteliku nad morzem, który prowadzi szczerze nieznoszący niemal wszystkich gości Basil Fawlty (Cleese) wraz ze swoją energiczną małżonką Sybil (Prunella Scales).
Źródłem humoru najczęściej jest dynamika relacji tej pary, jak również ich relacji z pracownikami i gośćmi, przemieniających się często w farsę. Niemal wszyscy wydają się tu niezbyt kompetentni, jedynie grana przez Connie Booth kelnerka/pokojówka jest rozgarniętą osobą. I oczywiście ma przez to ręce pełne roboty, bo zajmuje się naprawianiem wszystkiego, co zepsuł szef, ciągle fantazjujący, że do jego przybytku zaczną przyjeżdżać wyłącznie ludzie z wyższych sfer, a nie ta banda prostaków, z którymi musi użerać się na co dzień.
To wszystko razem złożyło się na ogromny sukces, ale początki wcale nie były tak różowe. Cleese w 2008 roku, na imprezie na 30. rocznicę serialu, opowiadał, że pierwszy scenariusz został odrzucony przez BBC. Komik i jego małżonka, którzy sami napisali scenariusz, usłyszeli, że emisja serialu skończyłaby się katastrofą, bo scenariusz pełen jest banalnych sytuacji i stereotypowych postaci, a do tego widzowie będą się nudzić, jeśli wszystko będzie się dziać w hotelu. Ostatecznie "Hotel Zacisze" wpuszczono na antenę BBC, choć szefowie "nie widzieli w tym nic śmiesznego". Cleese, któremu zapłacono 6 tys. funtów za 43 tygodnie pracy, dorabiał graniem w reklamach.
Dziś jego serial to jedna z najlepszych marek, jakie kiedykolwiek wypuściło BBC. Co ciekawe, Brytyjczykom sukcesu pozazdrościli Amerykanie, który aż trzy razy (!) próbowali stworzyć własną wersję "Hotelu Zacisze". O tych próbach świat dziś na szczęście zapomniał, za to oryginał wciąż jest powtarzany w telewizjach na całym świecie. [Marta Wawrzyn]
"Absolutely Fabulous"
"Absolutely Fabulous" to serial, który swoją recenzję ma zawartą w tytule. Główne bohaterki serialu to Edina "Eddy" Monsoon (Jennifer Saunders) i Patricia "Patsy" Stone (Joanna Lumley), dwie wpływowe kobiety reprezentujące brytyjski świat mody. Eddy ma własną agencję PR, natomiast Patsy jest redaktorką topowego magazynu. Powiedzieć, że obie nie stronią od używek, byłoby znaczącym eufemizmem. Gdyby ktoś miał w encyklopedii zilustrować hasło "Wiek to tylko liczby", jako ilustrację mógłby dać zdjęcia właśnie tych dwóch pań.
Serial BBC był oparty na skeczu "French & Saunders" stworzonym przez Saunders oraz Dawn French. Premiera nastąpiła w 1992 roku. "Absolutely Fabulous" gościło na antenie do 1996, później powróciło w latach 2001-2004 oraz na odcinki rocznicowe pomiędzy 2011 a 2012 rokiem. Łącznie wyprodukowano 39 odcinków. Co ciekawe, produkcja debiutowała na BBC Two, bo stacja powątpiewała w sukces produkcji. Jon Plowman, szef produkcji komediowych BBC, wyznał, że w trakcie zdjęć do pierwszej serii wszyscy zastanawiali się, czy ktoś spoza londyńskiego Soho załapie klimat. Skończyło się na jednych z najwyższych wyników oglądalności w historii brytyjskich seriali.
Amerykanie próbowali stworzyć własną wersję dwukrotnie: pierwsza w latach 90. z Carrie Fisher i Barbarą Carrerą, drugą w 2008 dla FOX-a z Kathryn Hahn i Kristen Johnston. Obie wersje nie otrzymały zamówień na pełne sezony. W 2016 roku powstał pełnometrażowy "Absolutnie fantastyczne: Film". Saunders planowała takie przedsięwzięcie już w 1995 roku, jednak potem dała namówić się na więcej odcinków. W obrazie gościnnie pojawiło się mnóstwo gwiazd, jednak został on dość chłodno przyjęty przez krytykę. [Paulina Grabska]
"Jaś Fasola"
Naprawdę dobry sitcom musi być oparty na wyjątkowym pomyśle? Gdyby zawsze tak było, "Mr. Bean", u nas zwany "Jasiem Fasolą", nie mógłby liczyć na ułamek sławy, jaką cieszy się od niemal 30 lat. Bo co specjalnego może być w slapstickowej komedii opartej na starych jak świat sztuczkach? Jak udowodnili Rowan Atkinson i Richard Curtis, prostota wsparta talentem bywa w komedii bardzo skuteczna.
Aktor wymyślił postać dorosłego mężczyzny o umyśle dziecka jeszcze w czasach studenckich, inspirując się Jacquesem Tatim. W Jasiu Fasoli widać jednak echa praktycznie każdego klasycznego komediowego bohatera. Opierając się na czystej fizyczności, niemal unikając dialogów i ignorując rozwój fabularny, przemawia on bowiem uniwersalnym językiem. Prezentując humor zrozumiały dla każdego widza, Atkinson sprawił, że wizerunek sympatycznego błazna w charakterystycznej tweedowej marynarce i czerwonym krawacie (przewijających się motywów było więcej, choćby miś Teddy czy zielone Mini) stał się rozpoznawalny pod każdą szerokością geograficzną.
A wystarczyło do tego zaledwie 15 wypełnionych gagami odcinków wyemitowanych pierwotnie przez ITV w latach 1990-1995. Po tym czasie bohater grany przez Atkinsona nie zniknął jednak z ekranów. Pojawił się w dwóch filmach fabularnych ("Jaś Fasola: Nadciąga totalny kataklizm" i "Wakacje Jasia Fasoli") oraz serialu animowanym, a nadal można go oglądać w różnego rodzaju skeczach czy reklamach. Zaliczył nawet występ podczas ceremonii otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Londynie – czy może być lepszy dowód na kultowość i znaczenie tej postaci dla Brytyjczyków? [Mateusz Piesowicz]
"'Allo 'Allo!"
Chyba jedyny serial, z którego równie dobrze co fabułę i bohaterów pamiętam lektora Polsatu, pięknie wygłaszającego zwłaszcza kwestie oficera Crabtree, jak "Dziń dybry" czy "Mam w tyrbie tyrt". Nigdy nie miałam okazji obejrzeć tego serialu inaczej niż z lektorem, więc większość charakterystycznych fraz – np. "Szybko i z fasonem", "Och, moje słabe serce!" czy "Słuchajcie uważnie, bo nie będę powtarzać" – została ze mną w polskim brzmieniu, choć w oryginale prawdopodobnie brzmią one jeszcze lepiej.
Wracając jednak do początku… "'Allo 'Allo" to jedna z najdłużej emitowanych i najbardziej popularnych na całym świecie brytyjskich komedii. Jej fabuła osadzona jest we Francji, okupowanej przez Niemców w czasie II wojny światowej. W jednym z małych miasteczek centrum spotkań różnego typu bohaterów – Francuzów, Niemców, Anglików; okupantów, kolaborantów, przedstawicieli ruchu oporu itp., itd. – staje się kawiarnia Café René, której właściciel René Artois (zmarły niedawno Gorden Kaye) marzy jedynie, żeby wszyscy dali mu święty spokój. Niestety, jego knajpkę upodobali sobie zarówno Niemcy, jak i walczący o wolność Francuzi – wszyscy w tym samym stopniu przekonani, że mają René po swojej stronie.
Przez 85 odcinków toczy się batalia nie tylko o wyzwolenie spod okupacji, ale i rzeczy tak przyziemne, jak obraz Upadłej Madonny z wielkim cycem, namalowany przez niejakiego van Klompfa, na którego przejęciu zależy dosłownie wszystkim. Kompletnie absurdalne przygody biednego René, lawirującego pomiędzy Niemcami i ruchem oporu, przeplatają z licznymi romansami – bo ciapowaty właściciel kawiarni jest też ogierem, którego chce absolutnie każda kobieta – i nabijaniem się dosłownie ze wszystkiego.
Od twórców "'Allo 'Allo" po równo dostaje się Niemcom i Francuzom, a i portret Brytyjczyków bynajmniej wybielony nie jest. Powodem do żartów są "typowi" Francuzi i Francuzki, gestapowcy, Hitler, Włosi, geje, niezbyt rozgarnięci Anglicy. Nawet jeśli taki humor dziś wydaje się mało wyrafinowany, oparty na stereotypach i mocno nieprzystający do naszych czasów – i nic dziwnego, w końcu serial w Wielkiej Brytanii emitowano w latach 80. – to jednak po tylu latach serial wciąż działa i bawi tak jak kiedyś. [Marta Wawrzyn]
"Czarna Żmija"
Czy serial historyczny może być tak zabawny, że trzeba robić pauzę, by przestał boleć brzuch? Tak, jeśli jest to brytyjski sitcom. Mało kto tak potrafi śmiać się z siebie i ze świata jak Brytyjczycy, a "Czarna Żmija" ("The Black Adder") to najlepszy dowód na potwierdzenie tej tezy.
W każdym sezonie "Czarnej Żmii" możemy oglądać opowieść o innym okresie w historii imperium brytyjskiego. Głównym (anty)bohaterem jest Edmund Blackadder, któremu towarzyszy Baldrick. W obsadzie znajduje się mnóstwo znanych i lubianych twarzy, z Rowanem Atkinsonem, Hugh Laurie i Stevenem Fry na czele.
Łącznie powstały 24 odcinki zwykłe i trzy specjalne. "Czarna Żmija" doczekała się czterech sezonów, które gościły na antenie między 1983 a 1989 rokiem. Produkcja jest popularna do dziś i to nie tylko za sprawą znudzonych nauczycieli historii, którzy uciekają się do bardzo podejrzanych chwytów, by zaciekawić uczniów przeszłością Wielkiej Brytanii. Brytyjczycy tak bardzo kochają "Czarną Żmiję", że ta wygrała w 2012 roku plebiscyt na najlepszy serial brytyjski wszech czasów. Wyobrażacie sobie, że Brytyjczycy sami odebrali ten tytuł "Doktorowi Who"?! [Paulina Grabska]
"Ojciec Ted"
Brytyjski serial z irlandzką obsadą i twórcami, cieszący się na Zielonej Wyspie statusem kultowego (o gościnne występy w nim zabiegali m.in. Bono i Sinead O'Connor), to komedia o trójce katolickich księży i ich gosposi z niewielkiej parafii na fikcyjnej wysepce Craggy Island. Tytułowy ojciec Ted Crilly (Dermot Morgan) jest tutaj jedynym w miarę normalnym bohaterem – zesłanym na prowincję duchownym, który swoje powołanie traktuje jak zwykłą pracę i marzy o czymś więcej.
Trudno jednak o spełnienie tych planów, mając dookoła takich oryginałów, jak niegroźny idiota ojciec Dougal McGuire (Ardal O'Hanlon) i zapijaczony ojciec Jack Hackett (Frank Kelly). Pierwszy nigdy nie zgrzeszył myśleniem, drugi spędza czas, nie opuszczając swojego fotela i wykrzykując bluźnierstwa ("Feck!"), chyba że przekupi się go butelką. Jest jeszcze pani Doyle (Pauline McLynn), gosposia zawsze chętna do podania herbaty, której dla świętego spokoju lepiej nie odmawiać. Poza tym są też inne dziwne postaci, a nawet największy wróg naszego bohatera – ojciec Dick Byrne (Maurice O'Donoghue) z sąsiedzkiej parafii na Rugged Island.
W tych przerysowanych postaciach odbijał się w krzywym zwierciadle obraz irlandzkiego społeczeństwa i katolickiego duchowieństwa, choć trudno serialowi zarzucać antyreligijną postawę. To po prostu absurdalna komedia, której bohater akurat jest księdzem – nie ma w tym większej filozofii. Zresztą najlepiej obrazuje to fakt, że po emisji 1. odcinka Channel 4 otrzymało dwie skargi: jedną narzekającą na antykatolicki charakter serialu i drugą, zarzucającą twórcom nadmierny… prokatolicyzm.
Całość liczy 3 sezony (25 odcinków, w tym jeden świąteczny), które powstały w latach 1995-1998. Jeszcze w trakcie kręcenia ostatniego z nich Dermot Morgan zapowiedział, że porzuci serial, by nie dać się zaszufladkować i spróbować sił w innych projektach. Nie było mu to jednak dane, bo zmarł na zawał zaledwie dzień po zakończeniu zdjęć do 3. sezonu. Twórcy otrzymywali potem wiele propozycji, by obsadzić jego rolę innym aktorem albo nakręcić spin-off, ale wszystkie konsekwentnie odrzucali. [Mateusz Piesowicz]
"The Office"
Amerykańskie "The Office" od NBC zrobiło tak wielką karierę na całym świecie, że wielu widzów w ogóle nie wie, iż jest to remake brytyjskiego serialu pod tym samym tytułem. Serialu, który – podobnie jak wcześniej chociażby "Hotel Zacisze" – wyczerpał temat w 12 odcinkach i dwóch odcinkach świątecznych. Bo i co więcej można powiedzieć o depresyjnym życiu w biurze firmy zajmującej się produkcją papieru?
Stworzony przez Ricky'ego Gervaisa i Stephena Merchanta serial, który BBC pokazało w latach 2001-2003, zapoczątkował szał na sitcomy udające dokumenty (czyli mockumentary). Gervais genialnie wcielił się w Davida Brenta, szefa, który jest totalnym palantem, leniem i wzorem niekompetencji, a jednak wydaje mu się, że wszyscy go kochają jak gwiazdę rocka. Albo jak popularnego komika, bo temu facetowi wydaje się, że jest przezabawny, kiedy cytuje popularne komedie, parodiuje znanych ludzi albo zwyczajnie się wygłupia.
Gervais jest komediowym sercem i duszą "The Office". Nikt tak pięknie nie przekracza wszelkich granic żenady jak grany przez niego menedżer. Rasizm, seksizm, homofobia i zwykła ludzka głupota – nie ma góry tak wysokiej, żeby ten człowiek nie był w stanie się wspiąć. A towarzyszy mu grupka cudownie żałosnych nieudaczników, w których cząstkę siebie odnajdzie każdy, kto w dorosłym życiu zmuszony był zamienić wielkie marzenia na małą stabilizację.
Martin Freeman i Lucy Davis wcielają się w najbardziej uroczą parę we wszechświecie – Tima i Dawn, bez których nie byłoby Jima i Pam z amerykańskiego remake'u. Mackenzie Crook cudownie szarżuje jako Gareth, niegdyś żołnierz armii terytorialnej, dziś… no cóż. A do tego pojawia się masa świetnych gości, jak totalnie przerysowany Stephen Merchant czy młodziutka Olivia Colman, którzy czynią ten szarobury świat jeszcze zabawniejszym i jeszcze bardziej depresyjnym.
W odróżnieniu od amerykańskiej wersji, brytyjski oryginał, osadzony w koszmarnie ponurym Slough pod Londynem, potrafi być rzeczywiście przygnębiający i trudny do przetrawienia. Zwłaszcza jeżeli mamy nudną pracę, której nie lubimy, i szefa durnia. A jednocześnie to jedna z najlepiej napisanych, najśmieszniejszych, najlepiej obsadzonych brytyjskich komedii – i zarazem serial, który od czegoś niesamowicie świeżego przebył w ciągu zaledwie dekady drogę do prawdziwie kultowego tytułu. [Marta Wawrzyn]
"Czerwony karzeł"
Kiedy Patrick Stewart po raz pierwszy zobaczył "Czerwonego karła" ("Red Dwarf") w telewizji, złapał za telefon i już miał dzwonić do prawnika. Twierdził bowiem, że ktoś zrobił plagiat "Star Trek: Następne pokolenie". Ale kontynuował oglądanie, bo coś go rozbawiło, i ostatecznie stał się wielkim fanem serialu.
"Czerwony karzeł" debiutował na antenie BBC Two w 1988 roku. Jego emisja trwała do 1993, następnie była kontynuowana w latach 1997-1999. W 2009 serial powrócił na antenę Dave i ze względu na bardzo duże zainteresowanie, od 2012 roku powstają nowe odcinki.
Serial jest sitcomem parodiującym science fiction. Główni bohaterowie to Dave Lister (Craig Charles) oraz Arnold Rimmer (Chris Barrie). "Czerwony karzeł" na początku wywoływał spore kontrowersje w stacji-matce, ponieważ część osób decyzyjnych była przekonana, że formuła sitcomu nie sprawdzi się w kosmosie – cóż za dyskryminacja!
Przez lata zmieniała się obsada, ekipa, a nawet budżety na produkcję, więc serial zaliczał swoje wzloty i upadki. Jednak "Czerwony karzeł" utrzymał się na antenie, jest najdłużej emitowanym i najpopularniejszym sitcomem na antenie BBC2. W 2007 roku czytelnicy "Radio Times" wybrali ten tytuł jako numer jeden w rankingu najlepszych seriali sci-fi wszech czasów. Redakcja była zaskoczona, biorąc pod uwagę, że tytuł ten został przyznany jeszcze przed reaktywacją serialu w 2009. Ot, magia "Red Dwarf"! [Paulina Grabska]
"Co ludzie powiedzą"
Nikt nie potrafi się tak wspaniale śmiać z samych siebie jak Brytyjczycy, a "Co ludzie powiedzą" ("Keeping Up Appearances") jest tego doskonałym przykładem. Tutaj celem twórców jest brytyjska klasa średnia – a dokładnie rzecz biorąc, próby wydostania się z niej i pozowanie na bardziej wyszukaną, niż się naprawdę jest w wykonaniu niejakiej Hiacynty Bucket (lub jak sama twierdzi Bouquet – w polskiej wersji Bukiet lub Żakiet).
Historia ekscentrycznej bohaterki (w tej roli fantastyczna Patricia Routledge) to inteligentna kpina z brytyjskich przywar, jak i po prostu świetna komedia opierająca się na konfrontacji wyobrażeń Hiacynty o samej sobie z rzeczywistością. Pozując na wyszukaną panią domu, kobieta stara się zawsze sprawiać odpowiednie wrażenie, co oczywiście za każdym razem kończy się w komiczny sposób. Terroryzuje przy okazji wszystkich dookoła, na czele z dzielnie znoszącym jej charakterek mężem, Ryszardem (Clive Swift) i koszmarnie zestresowaną jej towarzystwem sąsiadką, Elżbietą (Josephine Tewson).
Dodajmy do tego pochodzącą z niższej warstwy społecznej rodzinę bohaterki, czyli siostrę Stokrotkę (Judy Cornwell) i jej męża Powolniaka (Geoffrey Hughes), którzy nic sobie ze swojego statusu społecznego nie robią, oraz gromadę innych drugoplanowych postaci i powracających motywów. Otrzymamy świetnie napisaną i zagraną komedię, która "brytyjskość" ma wpisaną w swoje DNA, a mimo to bez problemów podbiła również serca polskiej widowni.
Serial emitowano na BBC w pierwszej połowie lat 90., a później powstała nawet jego sceniczna adaptacja. W 2016 roku nakręcono z kolei jednoodcinkowy prequel. "Young Hyacinth" zostało napisane przez twórcę oryginału, Roya Clarke'a i opowiada o 19-letniej Hiacyncie (Kerry Howard), która trafia do bogatego domu jako służąca, co miało wyjaśniać jej późniejszą obsesję na temat społecznego awansu. [Mateusz Piesowicz]
"Mała Brytania"
Surrealistyczna podróż po Wielkiej Brytanii, którą zawdzięczamy dwóm komikom – Davidowi Walliamsowi i Mattowi Lucasowi. "Mała Brytania" to oparta na skeczach komedia, początkowo będąca słuchowiskiem radiowym. Każdy odcinek to zbiór skeczy – scenek rodzajowych z życia Brytyjczyków różnego typu – które łączy w całość narrator.
Emitowany w latach 2003-2007 serial parodiuje Brytyjczyków z różnych grup społecznych, udając, że pokazuje kraj i jego mieszkańców zagubionemu turyście. I czyni to w absolutnie bezkompromisowy sposób, nabijając się ze wszystkiego i wszystkich. Najbardziej charakterystyczni bohaterowie to udający inwalidę Andy i jego kolega Lou, nastoletnia dresiara Vicky, Daffyd – "jedyny gej w wiosce", mało przekonujący transwestyta Edward/Emily czy też premier Wielkiej Brytanii i rozkochany w nim asystent. Ogromną większość postaci Walliams i Lucas grają sami, w ciągu odcinka kilkakrotnie zmieniając kostiumy i przedzierzgając się w kolejne przerysowane osoby. W narratora wciela się niezawodny Tom Baker.
"Mała Brytania" słynęła z tego, że szła pod każdym względem na całość i nie oszczędzała absolutnie nikogo ani niczego. Dostawało się wszelkim mniejszościom i grupom społecznym – homoseksualistom, grubasom, niepełnosprawnym, imigrantom, klasie robotniczej itd.
Serial wielokrotnie za to krytykowano, a BBC, sprzedając prawa do emisji stacjom z całego świata, pozwalało w umowach licencyjnych na skracanie odcinków nawet do 4 minut, jeśli pojawiało się w nich coś, co było w danym kraju niedopuszczalne. Zdarzyło się z tego zapisu skorzystać także Telewizji Polskiej, która wycięła pastora i jego partnera geja z jednego z odcinków w 2. sezonie.
Podczas gdy władzom TVP obraźliwy wydawał się ksiądz sypiający z innym facetem, reszta świata oburzała się na sposób, w jaki traktowano mniejszości. Ostatniej jesieni Lucas sam przyznał, że w dzisiejszych czasach już by nie zagrał czarnoskórej osoby i unikałby żartowania chociażby z osób transseksualnych. "W praktyce nie zrobiłbym dziś tego serialu. To by zdenerwowało ludzi. Wtedy robiliśmy dużo bardziej okrutny typ komedii niż teraz. Społeczeństwo zmieniło się od tego czasu i moje poglądy także ewoluowały" – powiedział aktor i scenarzysta "Małej Brytanii".
Jeśli chcecie zobaczyć, jak żartowano w czasach, kiedy twórcy nie myśleli o żadnej autocenzurze, "podstawowe" trzy sezony serialu (bo jest jeszcze chociażby spin-off, "Mała Brytania w Ameryce", oraz rozmaite odcinki specjalne) znajdziecie w HBO GO. [Marta Wawrzyn]
"Tylko głupcy i konie"
To jeden z tych seriali, gdzie jeśli wspomnisz tytuł jakiemuś Brytyjczykowi, ten zaczyna naśladować swojego ulubionego bohatera albo śpiewać piosenkę z czołówki. "Tylko głupcy i konie" ("Only Fools and Horses") to jeden z najbardziej kultowych seriali komediowych na Wyspach. Oryginalnie gościł na antenie w latach 1981-2003, ze specjalnym odcinkiem Sport Relief w 2014, jednak w brytyjskiej telewizji do tej pory często zdarzają się powtórki.
Derek "Del Boy" Trotter (David Jason) jest typowym mieszkańcem południowego Londynu, który żyje z bratem Rodneyem (Nicholas Lyndhurst) i dziadkiem (Lennard Pearce). Ich matka zmarła, gdy Rodney był mały, a ojciec opuścił rodzinę, więc Del musiał przejąć funkcję głowy rodziny. Bracia co rusz wymyślają sposoby, jak szybko się wzbogacić, niekoniecznie w sposób całkowicie legalny.
"Tylko głupcy i konie" tak zrośli się z kulturą brytyjską, że pewne cytaty lub imiona bohaterów stały się frazami stosowanymi w codziennym języku. "Plonker", czyli idiota, "cushty" i "lovely jubbly" jako wyraz zachwytu lub rozczarowania to wyrażenia funkcjonujące w mowie potocznej, a ostatnie trafiło nawet do Oxford English Dictionary.
Produkcja doczekała się dwóch spin-offów: "The Green Green Grass" oraz "Rock & Chips". Fani serialu zorganizowali się w stowarzyszenie, do którego należy około 7000 członków. Grupa wydaje kwartalny newsletter oraz zbiera pamiątki z planu w specjalnym muzeum. Sukces przerósł najśmielsze oczekiwania, w tym samych twórców, którzy niejednokrotnie wyrażali pozytywne zaskoczenie tym fenomenem. [Paulina Grabska]
"The IT Crowd"
Najmłodsza produkcja w tym gronie, ale bez dwóch zdań zasługująca już na miano kultowej. Komedia o pracownikach działu IT korporacji Reynholm Industries to czysty absurd, a jednocześnie historia mająca odbicie w rzeczywistości. Kto wszak nie spotkał się z poradą, by spróbować wyłączyć i włączyć ponownie komputer w razie awarii?
Tak natomiast brzmi wskazówka, której najczęściej udziela Roy Trenneman (Chris O'Dowd), by pozbyć się ludzi przerywających jego słodkie lenistwo w pracy. W położonym w głębokiej piwnicy dziale IT towarzyszy mu Maurice Moss (Richard Ayoade) – świetny informatyk, za to fatalny w kontaktach międzyludzkich i pozbawiony jakichkolwiek umiejętności społecznych człowiek. Do kompletu brakuje jeszcze Jen Barber (Katherine Parkinson), ich nowo zatrudnionej szefowej, której komputerowe umiejętności ograniczają się do "wysyłania maili, odbierania maili, czytania maili, kasowania maili, itd.". Z taką gromadką nie może być nudno.
I absolutnie nie jest, tym bardziej że towarzyszą im równie barwne postaci drugoplanowe, jak właściciel firmy, Denholm Reynholm (Chris Morris) i jego syn Douglas (Matt Berry) albo żyjący w czeluściach serwerowni fan Cradle of Filth, Richmond (Noel Fielding). "The IT Crowd" w pomysłowy sposób wyśmiewało stereotypy, szybko kierując się w stronę coraz większego absurdu, ale nigdy nie straciło pierwotnego uroku komedii o geekach.
Serial doczekał się 4 sezonów, po 6 odcinków każdy, w planach był także kolejny, ale ostatecznie z uwagi na napięte terminarze twórców i braki budżetowe zamienił się on w kończący całość odcinek specjalny z 2013 roku. Przerabiać "The IT Crowd" na swoją modłę próbowali dwukrotnie Amerykanie (niewyemitowany pilot serialu z Joelem McHale'em i Richardem Ayoade'em powtarzającym swoją rolę można znaleźć w sieci – odradzamy) oraz Niemcy (serial skasowano po 2 odcinkach). NBC nie ma jednak dość, a tym razem w projekt zaangażowano twórcę oryginału, Grahama Linehana. Mimo wszystko nie wróżymy spektakularnego sukcesu. [Mateusz Piesowicz]