"The Walking Dead": 10 największych różnic pomiędzy serialem a komiksem
Nikodem Pankowiak
24 lutego 2018, 20:02
"The Walking Dead" (Fot. AMC)
Powrót "The Walking Dead" na antenę FOX w poniedziałek 26 lutego o godz. 22:00 przyniesie bolesne pożegnanie. To dobry moment, aby przypomnieć sobie różnice między serialem a komiksem.
Powrót "The Walking Dead" na antenę FOX w poniedziałek 26 lutego o godz. 22:00 przyniesie bolesne pożegnanie. To dobry moment, aby przypomnieć sobie różnice między serialem a komiksem.
Serialowe "The Walking Dead" i jego komiksowy pierwowzór tylko z pozoru wyglądają podobnie. Owszem, najważniejsze wydarzenia z komiksu prędzej czy później możemy zobaczyć w telewizji, ale im dalej w las, tym bardziej obie historie różnią się od siebie. Można powiedzieć, że każda, nawet drobna zmiana wywołuje efekt motyla i powoduje kolejne zmiany – raz większe, raz mniejsze.
Ugryzienie Carla przez zombie w jesiennym finale i jego niechybna śmierć w nadchodzącym odcinku wywołały prawdziwe trzęsienie ziemi i sprawiły, że postanowiliśmy przeanalizować największe różnice między komiksem i serialem.
1. Carl żyje i ma się dobrze
Zaczynamy od być może największej względem oryginału zmiany, która wprawiła w osłupienie fanów serialu. W komiksach Carl ma się dobrze, o ile można tak powiedzieć o chłopaku, który stracił oko i staje się bohaterem o coraz większym znaczeniu dla fabuły, dojrzewając do zastąpienia swojego ojca w roli lidera grupy. Młody Grimes to jedna z niewielu serialowych postaci, o których można byłoby powiedzieć, że rozwija się podobnie do swojego komiksowego pierwowzoru, aż tu nagle scenarzyści "The Walking Dead" zafundowali nam zwrot akcji, którego chyba nikt się nie spodziewał.
Owszem, Carl wciąż żyje, został póki co jedynie ugryziony, jednak trudno sobie wyobrazić logiczny sposób na utrzymanie go przy życiu (choć Robert Kirkman zasugerował, że wszystko jest możliwe). Wygląda na to, że pożegnamy się z tym bohaterem już za kilka dni, w pierwszym po zimowej przerwie odcinku "The Walking Dead".
2. Za to Daryl w komiksach nie istnieje
To jest bardzo ciekawa sprawa – Kirkmanowi udało się stworzyć ulubieńca widzów, bez sięgania po własny materiał źródłowy. Daryl to od początku do końca dziecko telewizyjnej wersji "The Walking Dead". W komiksie ta postać nie pojawia się nawet na moment, trudno też znaleźć innego bohatera, na którym mógłby być wzorowany.
Na przestrzeni ośmiu sezonów Robert Kirkman i ekipa scenarzystów wielokrotnie odchodzili od oryginału, często dzieląc fanów, ale chyba nikt nie ma im za złe, że od zera napisali postać, bez której nikt nie wyobraża sobie serialu.
3. A Carol była zupełnie inną postacią niż w serialu
Chyba żadna inna postać nie przeszła w serialu takiej przemiany w porównaniu do komiksu. Właściwie można powiedzieć, że obecnie z Carol zostało już tylko imię. Początkowo i w serialu, i w komiksie wszystko wygląda tak samo – mamy do czynienia z zahukaną kobietą, poniżaną przez męża brutala. Z czasem w serialu okoliczności zmusiły Carol do stawania się coraz twardszą bohaterką, której bać powinni się wszyscy.
Niestety, jej komiksowa wersja nigdy nie zbliżyła się nawet na centymetr do bycia takim badassem. Zresztą – nie było ku temu wielu okazji, bo w komiksie Carol ginie stosunkowo wcześnie. Odrzucona przez Tyreesa, a później przez Ricka i Lori, którym zaproponowała życie w trójkącie (sic!), postanowiła popełnić samobójstwo, pozwalając, by ugryzło ją zombie. Tym samym nie było jej dane przeistoczyć się w jedną z najbardziej wyrazistych postaci, jaką bez wątpienia jest w serialu.
4. To samo można powiedzieć o Andrei
Serialowa Andrea również ma niewiele wspólnego ze swoim komiksowym pierwowzorem. Przede wszystkim oryginalnie była ona dużo młodsza, a jej przyjacielska relacja z Dalem, jaką widzieliśmy w serialu, na łamach komiksu była jednoznacznie romantyczna – ta dwójka miała romans, trwający aż do śmierci Dale'a (mającej miejsce później niż w serialu).
Jakiś czas później Andrea związała się z Rickiem i była także cennym członkiem jego grupy. Ze swoimi zdolnościami strzeleckimi nieraz przydała się w starciach zarówno z zombie, jak i z ludźmi. Jej komiksowa wersja ma niewiele wspólnego z tą serialu, która w jednej chwili potrafiła być żeńskim odpowiednikiem Shane'a, by za chwilę dać się wodzić za nos Gubernatorowi.
5. Serialowe dzieciaki i ich losy różnią się od tych z komiksów
Carla już wspominaliśmy, ale dzieciaków w "The Walking Dead", zarówno komiksowym, jak i serialowym, było zdecydowanie więcej, choć zwykle grały one role drugo- i trzecioplanowe. Pamiętacie, że pierwsza połowa 2. sezonu serialu w dużej mierze skupiała się na poszukiwaniu Sophie – zaginionej córki Carol?
Otóż w komiksie nic takiego nie miało miejsca – Sophie nigdy nie zaginęła. Ba, udało jej się przeżyć własną matkę, a gdy została sierotą, przygarnęli ją Maggie i Glenn, których zaczęła traktować jak rodziców. Między nią i Carlem nawiązała się nić porozumienia i z czasem tych dwoje zaczęło patrzeć sobie głębiej w oczy (oko). Może było to spowodowane tym, że oboje doświadczyli w życiu straty? Carl musiał pogodzić się nie tylko ze śmiercią Lori, ale także swojej siostry Judith – obie zginęły podczas najazdu Gubernatora na więzienie (który pochłonął zdecydowanie więcej ofiar niż w serialu).
W serialu były jeszcze siostry, Mika i Lissie, odpowiadające komiksowym bliźniakom, Billy'emu i Benowi. W komiksie to Ben zabił swojego brata, w serialu Lissie siostrę, chcąc udowodnić, że ta może wrócić jako zombie i nie krzywdzić innych. To Carol musiała podjąć trudną decyzję o zabiciu Lissie, natomiast w komiksie, gdy grupa debatowała, co należy zrobić z Benem, Carl chwycił za broń i zakończył jego żywot.
6. Rick stracił dłoń podczas spotkania z Gubernatorem
W serialu było blisko, aby Rick stracił kończynę przy pierwszym spotkaniu z Neganem, jednak ostatecznie nigdy to tego nie doszło i, w przeciwieństwie do swojego syna, wciąż może cieszyć się brakiem ubytków w ciele. Niestety, w komiksie Kirkman nie był już tak łaskawy wobec swojego najważniejszego bohatera, czego później zaczął żałować – jak sam przyznał, trudniej rysuje się Ricka zapinającego koszulę, gdy ten ma tylko jedną rękę.
7. Tyreese był znacznie większym twardzielem w komiksie
Fani komiksów z utęsknieniem czekali na pojawienie się Tyreese'a w serialu i gdy ten wreszcie zagościł w nim w 3. sezonie, wiązali z nim duże nadzieje. W komiksie już samo wprowadzenie tego bohatera wyglądało zupełnie inaczej. Pamiętacie zawaloną samochodami drogę, na której bohaterowie musieli ukrywać się przed zombie w premierze 2. sezonu? To właśnie tam Ricka i spółka poznali Tyreese'a, który od tego czasu był jedną z najważniejszych postaci w grupie – twardzielem, który w pojedynkę potrafił wyczyścić salę gimnastyczną pełną zombie.
W komiksie nie miał on siostry – znanej nam z serialu Sashy, a zamiast niej towarzyszyła mu nastoletnia córka, która nie mogąc odnaleźć się w świecie po apokalipsie, popełniła samobójstwo. Ostatecznie zginął on również w komiksie, jednak podczas walki o przetrwanie wiele razy zrobił użytek ze swoich mięśni. Właśnie tej waleczności i zdecydowania trochę mi zabrakło w jego serialowym odpowiedniku.
8. A Shane zginął w nim znacznie wcześniej
Shane'a widzowie kochali lub kochali nienawidzić. Z jednej strony narwaniec i brutal, którego zbyt często ponosiły nerwy, ale z drugiej – potrafił on podejmować ciężkie i niepopularne decyzje, aby chronić swoją grupę. Z czasem jego i Ricka zaczęło dzielić wszystko – poza miłością do Lori – i stało się jasne, że ci dwaj, niegdyś przyjaciele, nie mogą dłużej funkcjonować obok siebie.
Wszyscy pamiętamy, jak Shane postanowił zamordować Ricka, ale ostatecznie sam skończył martwy. Podobnie wyglądało to w komiksie, tyle że tam wydarzyło się to dużo szybciej. Shane popadł w obsesję na punkcie Lori, ale zginął zastrzelony przez Carla pod koniec 1. tomu, gdy próbował pozbyć się Ricka. Tym samym nigdy nie dotarł na farmę Hershela, gdzie w serialu kilka razy pokazał swoje najgorsze oblicze.
9. Komiks jest jeszcze brutalniejszy niż serial
Choć ciężko w to uwierzyć, bo poziom brutalności w serialu momentami mógł przerażać (pamiętacie chociażby śmierć Glenna?), ale serialowe "The Walking Dead" nie jest produkcją tak krwawą jak komiks. Jasne, mimo wszystko większe wrażenie robi krew w serialu niż w czarno-białym komiksie, ale trzeba przyznać, że Kirkman czytelników nie oszczędzał.
Jednak jeszcze większe różnice widać w języku, jakim posługują się bohaterowie. AMC to nie Showtime czy HBO i pewnych granic przekraczać nie wolno, dlatego w serialu nie usłyszymy fucków, obecnych w dużych ilościach komiksie. O ile w przypadku większości postaci nie ma to wielkiego znaczenia, tak Negan bez przekleństw, jakim psycholem by nie był, nie jest tą samą postacią.
10. I padało w nim słowo "zombie"
Pamiętacie szczery zwiastun "The Walking Dead" od ekipy Screen Junkies, w którym żartowano, że w serialu o zombie nikt nie używa tego słowa? Tutaj mamy przede wszystkim szwendaczy, jednak w komiksie Kirkman potrafił powiedzieć, że czarne jest czarne i słowa "zombie" jak najbardziej używał, choć zarówno Rick, jak i Tyreese przyznają, że dziwnie używa im się tego słowa.
Ciężko stwierdzić, skąd taka zmiana i dlaczego w serialu to słowo nigdy nie pada. W końcu któryś z bohaterów serialu musiał widzieć choć jeden film o żywych trupach, by potrafić je odpowiednio nazwać.
"The Walking Dead" wraca na antenę FOX w poniedziałek 26 lutego o godz. 22:00. Nowe odcinki w kolejne poniedziałki.