Nasz top 10: Najlepsze seriale lutego 2018
Redakcja
14 marca 2018, 22:32
"Mozart in the Jungle" (Fot. Amazon)
W lutym najlepsze były igrzyska olimpijskie, które spowodowały przerwy w emisji innych programów. Ale udało nam się wybrać top 10 seriali, w którym znajdują się m.in. "The Looming Tower", "This Is Us" i "American Crime Story".
W lutym najlepsze były igrzyska olimpijskie, które spowodowały przerwy w emisji innych programów. Ale udało nam się wybrać top 10 seriali, w którym znajdują się m.in. "The Looming Tower", "This Is Us" i "American Crime Story".
10. "Crazy Ex-Girlfriend" (powrót na listę)
Szalona była dziewczyna przeszła bardzo długą drogę do uświadomienia sobie prawdy na własny temat. I w momencie kiedy przestała już być taka szalona, scenarzystki zafundowały jej prawdziwy rollercoaster na koniec 3. sezonu.
To, co najlepsze, zaczyna się od powrotu Trenta (Paul Welsh), jedynego człowieka na świecie, który samą swoją obecnością potrafi dobitnie uświadomić Rebece, że ona też przekroczyła dawno granicę pomiędzy słodkim zauroczeniem a stalkingiem, opartym na chorej obsesji.
Tak było poprzednim razem i teraz też wizyta Trenta była owocna w skutkach. Aż za bardzo, bo przecież doprowadziła do dramatycznego finału, który poprowadził sprawy w mrocznym kierunku, czerpiąc przy tym pełnymi garściami z klasycznych oper mydlanych. I nawet jeśli nie wszystkie fabularne wygibasy w "Nathaniel Is Irrelevant" przypadły nam do gustu, nie możemy nie docenić samoświadomości, której jest w serialu – i w samej Rebece – coraz więcej i więcej.
Jej szalone przygody zawsze miały drugie dno, a i Rebecca na jakimś poziomie musiała być świadoma tego, co robi. Tym razem jednak skonfrontowano ją w naprawdę bolesny sposób z rzeczywistością i po raz pierwszy kazano jej w stu procentach ponieść skutki.
Wszystko w "Crazy Ex-Girlfriend" jest jakimś etapem drogi, na końcu której zapewne znajduje się dorosła, dojrzała, świadoma swoich emocji i stąpająca twardo po ziemi Rebecca. I obyśmy zobaczyli ten ostatni rozdział. Zamówienia na 4. sezon wciąż nie ma, ale liczę na to, że nie zostaniemy na zawsze z tym okrutnym cliffhangerem. [Marta Wawrzyn]
9. "Everything Sucks!" (nowość na liście)
W lutym na Netfliksie pojawiły się trzy nowe seriale fabularne, z których doceniamy tylko jeden: ten najcichszy, najskromniejszy i jednocześnie mający najwięcej do powiedzenia. "Everything Sucks!" nie jest produkcją bez wad – widać pewne oczywiste podobieństwa do "Freaks and Geeks", serialowy świat jest klaustrofobicznie wręcz mały, a niektóre postacie aż proszą się o rozbudowanie. Przynajmniej częściowo te problemy dałoby się rozwiązać przy większym budżecie i mamy nadzieję, że twórcy dostaną na to szansę.
Bo "Everything Sucks!" działa jako nie tylko jako nostalgiczna podróż w przeszłość, do lat 90., ale także jako słodko-gorzka opowieść o dorastaniu w jednym z tych miasteczek, z których chce się uciec i nigdy nie obejrzeć się za siebie. Takie marzenia mają dzieciaki z lokalnego liceum, o pięknej nazwie Boring High School, uczęszczające po lekcjach na dwa rywalizujące ze sobą kółka zainteresowań – teatralne i filmowe. Właściwie każde z nastoletnich bohaterów to kłębek różnego rodzaju problemów, które mogłyby przytłoczyć dorosłego. A i z ich rodzicami nie jest lepiej.
Samotność, wyobcowanie, rodzinne dramaty, poczucie, że nikt nas nie rozumie czy wręcz nie widzi – to wszystko jest na pierwszym planie w "Everything Sucks!". Razem z jakże typowymi dla tego wieku, a przy tym dość nietypowo poprowadzonymi historiami o odkrywaniu tego, kim się jest naprawdę. Serial jest niegłupi, ma fajny klimat i rewelacyjną młodą obsadę, na czele z Jahim Di'Allo Winstonem i Peyton Kennedy. Liczymy, że jeszcze do nas wróci. [Marta Wawrzyn]
8. "This Is Us" (powrót na listę)
"This Is Us" doceniamy w lutym przede wszystkim za podwójną dawkę wszystkiego, zafundowaną w dwóch odcinkach po Super Bowl. "Super Bowl Sunday" przyniósł to, na co czekaliśmy od blisko półtora roku, czyli rozwiązanie zagadki śmierci Jacka Pearsona. Dowiedzieliśmy się na ten temat absolutnie wszystkiego – także tego, czemu Kate wini się za śmierć ojca – i dostaliśmy całą tonę emocjonalnych momentów. "This Is Us" stanęło na wysokości zadania, pokazując jeden z tych wielkich odcinków, które gromadzą przed telewizorami dziesiątki milionów ludzi, nawet w czasach "końca tradycyjnej telewizji".
A po wielkich dramatach, łamiących serce pożegnaniach i płaczu razem z Rebeccą (bądź podziwianiu tego, jak wspaniała była w tym odcinku Mandy Moore) w odcinku "The Car" przyszło wyciszenie, pogrzeb i nostalgiczny powrót do przeszłości, do czasów kiedy Pearsonowie kupili rodzinny samochód. Dan Fogelman i jego scenarzyści raz jeszcze udowodnili, że są mistrzami pisania małych, kameralnych historii o zwykłym życiu. To jedyny taki serial, w którym codzienne rodzinne sprawy potrafią nabrać wymiaru niemalże magicznego.
Docenić należy także pomysłowość w pisaniu kolejnych twistów, bo przecież w tych odcinkach pojawiła się jeszcze jedna linia czasowa, ze starszym Randallem i dorosłą Tess. Oczywiście, "This Is Us" uwodzi nas bardzo prostymi środkami, a sposób, w jaki gra na emocjach widzów, bywa bardzo wyrachowany. Ale trudno się tego czepiać, skoro pod koniec 2. sezonu to wciąż działa i dostarcza tych samych emocji co na początku. [Marta Wawrzyn]
7. "Odpowiednik" (awans z 8. miejsca)
Niby nie wywołuje "Odpowiednik" szalonych emocji, skupiając się raczej na stopniowym rozbudowywaniu swojego świata i dodawaniu do niego coraz to nowych warstw, a jednak po cichutku wyrabia sobie coraz lepszą pozycję w naszych rankingach. I wcale się nie zdziwimy, jeśli za miesiąc będzie ona jeszcze wyższa.
Bo szpiegowski thriller w fantastycznej otoczce to układanka, której poznawanie staje się bardziej wciągające z każdym kolejnym odcinkiem. Tu podrzuci nam kolejne szczegóły na temat świata po drugiej stronie, tam skupi się na osobistym wymiarze, jaki cała sprawa ma dla obydwu Howardów. Raz postawi na wyraźne różnice pomiędzy dwoma obliczami J.K. Simmonsa, a potem zaskoczy bardziej subtelnym podejściem. Nie rzuca w twarz rozwiązaniami i nie pędzi naprzód w szalonym tempie, za to potrafi zaskoczyć precyzją, z jaką swoją wizję przedstawiają nam twórcy. A i bardziej tradycyjne twisty nie są tu nikomu obce.
Skomplikowana fabularna sieć, atmosfera tak gęsta, że można ją kroić nożem i odpowiedzi dawkowane tak, byśmy przypadkiem nie poznali zbyt wielu, zbyt szybko. W większości przypadków takie mozolne układanie kawałeczków większego obrazu w całość szybko stałoby się nudne. Tutaj nasze zainteresowanie wciąż rośnie. I o dziwo, Piotr "Adamcyzk" nie jest tego głównym powodem. [Mateusz Piesowicz]
6. "Na wylocie" (awans z 7. miejsca)
Pracowity miesiąc miał Pete Holmes. Jak nie trasa po nowojorskiej scenie alternatywnej, to wycieczka na kampus. Jak nie próba odzyskania sympatii Ali (Jamie Lee), to usilne ratowanie Artiego Lange'a ze szponów nałogu. Zrobić to wszystko i pozostać najsympatyczniejszym facetem na świecie? Choć Pete'owi zdarzały się wpadki (bo jak nie okazać szczypty zazdrości, gdy jego kumplowi się poszczęściło?), ogólnie może sobie nasz bohater pogratulować.
A oglądający jego serial razem z nim, bo dzięki temu byli świadkami komedii na wysokim poziomie umiejętnie łączącej humor z autentycznymi emocjami. Tych nie brakowało zwłaszcza w historii z Artiem w roli głównej, gdzie zobaczyliśmy poważniejsze oblicze "Na wylocie" i trudno było przyjąć je ze spokojem, zwłaszcza wiedząc, że to historia z życia wzięta.
Poza tym jednak serial HBO trzymał się spraw lekkich i przyjemnych, udowadniając nie tylko, że Pete to uroczy facet, ale że jego ośli upór i irytująca nieporadność czasem przynoszą coś dobrego. Finał wprawdzie mógł ten pogląd nieco zrewidować, ale to już marzec. [Mateusz Piesowicz]
5. "The Good Place" (spadek z 1. miejsca)
Spadek z 1. miejsca brzmi boleśnie, ale to tylko pozory, bo niższa pozycja "The Good Place" wynika wyłącznie z banalnego faktu: w lutym oglądaliśmy zaledwie jeden odcinek. Ale za to jaki! Finałowe "Somewhere Else" zabrało nas w zaświaty i z powrotem (tak jakby), po raz kolejny stawiając na głowie cały serial, a jego bohaterów przed kolejną, chyba najtrudniejszą ze wszystkich próbą.
Bo jak inaczej traktować przywrócenie Eleanor i reszty do ich ludzkich żywotów, by mogli naprawić popełnione wcześniej błędy? Zdecydowanie nie jest to bułka z masłem, o czym przekonała się sama panna Shellstrop, gdy wysiłki jej odmienionej osobowości przynosiły rezultaty dalekie od zamierzonych. Całe szczęście, że w chwili zwątpienia zawsze znajdzie się jakiś znający życie od podszewki barman, z którym można porozmawiać o moralnych deserach.
Były też w tym odcinku wyznania miłości, jak zawsze znalazło się mnóstwo cudownych drobnostek, a przede wszystkim proste emocje, podane w absolutnie doskonały sposób. Co z tego wyniknie, przekonamy się dopiero w kolejnym sezonie, ale sądząc po punkcie, w jakim nas zostawiono, spodziewamy się samych wspaniałości i jeszcze więcej twistów, o których teraz nawet nie śnimy. A co robić w międzyczasie? Może by tak maraton? [Mateusz Piesowicz]
4. "High Maintenance" (utrzymana pozycja)
"High Maintenance" (po polsku "W potrzebie") pozostaje bardzo wysoko na naszej liście, bo w lutym dostarczyło kolejnych niezwykłych historii o zwykłych nowojorczykach. Najbardziej wyróżniła się ta z odcinka "Derech", w którym przecięły się ścieżki młodego eks-chasyda Barucha (Luzer Twersky), który porzucił ortodoksyjną wspólnotę, uczestnika queerowej imprezy, który dokonał czegoś wyjątkowego o poranku, i wreszcie naszego Guya, który z roweru przesiadł się do Ubera. Jeśli gdzieś te światy mogą się ze sobą spotkać, to tym miejscem jest niewątpliwie Nowy Jork.
Historie klientów Guya to główna atrakcja w "High Maintenance", on sam jest zwykle tylko pozostającym w cieniu obserwatorem. Spotyka ludzi, którzy dokonują rzeczy niezwykłych, zagląda do ich mieszkań, pomaga im znaleźć chwilę wytchnienia od pędzącej codzienności i prawie nigdy nie pcha się na pierwszy plan. I właśnie dlatego tak dobre są odcinki takie jak "Scromple" – kolejna fantastyczna rzecz, którą zobaczyliśmy w lutym. Więcej czasu antenowego dostała tym razem była żona głównego bohatera, Julia (Kate Lynn Sheil), która wciąż ma z nim bliską relację.
Raz jeszcze okazało się, że poplątane, ale najczęściej też i piękne relacje międzyludzkie to specjalność "High Maintenance", które z wielką empatią i zrozumieniem podchodzi do każdego ze swoich bohaterów, nieważne, czy pojawiają się na ekranie na minutę czy towarzyszą nam cały czas. I zawsze znajduje sposób, żeby dostrzec w nich coś wyjątkowego. [Marta Wawrzyn]
3. "The Looming Tower" (nowość na liście)
Kontrowersyjna, ale mająca oparcie w rzeczywistości teza. Sprawa, która nadal budzi gorące emocje, choć minęło niemal 20 lat. Do tego filmowy rozmach i wzięty z życia scenariusz trzymający w napięciu jak najlepsze fikcyjne historie. Oto "The Looming Tower" w pigułce. Zapewniamy jednak, że szczegóły są warte poznania, bo to jedna z najlepszych serialowych nowości w tym roku.
Historia sięgająca do końca lat 90., kiedy amerykańskie agencje zamiast współpracować, rywalizowały ze sobą o informacje, stawia pytanie, czy tragedii z 11 września 2001 roku można było uniknąć. Odpowiedź jest jasna już po trzech lutowych odcinkach i tragicznych konsekwencjach amerykańskich wojenek we własnych szeregach, ale to bynajmniej nie oznacza, że napięcie spada tu choćby na minutę. Wręcz przeciwnie, dzięki temu, że wiemy dokąd to wszystko prowadzi, oglądanie, jak wiele popełniono fatalnych błędów, robi jeszcze większe wrażenie.
"The Looming Tower" jest więc jak zrealizowana na najwyższym poziomie dokumentalna historia (są też autentyczne telewizyjne ujęcia, które zostały bardzo zgrabnie wpisane w fabułę) w znakomitej obsadzie prowadzonej przez Jeffa Danielsa i Petera Sarsgaarda. Ci dwaj, grający niechętnych sobie agentów FBI i CIA, są ucieleśnieniem zarówno tamtych czasów, jak i tego, jak bardzo zmienił się świat i Ameryka na przestrzeni ostatnich lat. Wizja to nieraz przerażająca, ale zarazem fascynująca. Wypada tylko trzymać kciuki, by była też pouczająca, a serialowi twórcy już nigdy nie musieli sięgać po inspirację do rzeczywistości. [Mateusz Piesowicz]
2. "Mozart in the Jungle" (powrót na listę)
Takich powrotów seriali z nowymi sezonami wypadałoby sobie życzyć w każdym przypadku. Kolejna odsłona "Mozart in the Jungle" nie tylko jest tak samo świeża, urocza i zabawna, jak poprzednie, ale i wyraźnie się zmieniła, podobnie jak jej główni bohaterowie.
Rodrigo (Gael Garcia Bernal) i Hailey (Lola Kirke) są wszak teraz parą, co dla wielu seriali oznaczało powolne i męczące osuwanie się w przeciętność, ale dla "Mozart in the Jungle" wręcz przeciwnie. Bo sprawa polega na tym, że żadne z zakochanych nie wie, czego dokładnie od tego związku chce. Stabilizacji, życiowego komfortu, rodziny? A może inspiracji i zabawy, ale z karierą nadal na pierwszym miejscu?
Dojście do konkretnych wniosków nie jest proste, a droga wiedzie przez nieraz bardzo dziwne zakamarki, wśród których Japonia wcale nie wygląda na najbardziej specyficzny. Bywa więc bardzo dziwnie i magicznie w sposób, w jaki tylko "Mozart in the Jungle" potrafi, a zarazem widać, że serial dojrzał wraz ze swoimi bohaterami. Potrafi zatem zabrać nas na niesamowitą ceremonię parzenia herbaty albo porwać do szalonego tańca bez publiki, by jednocześnie stawiać bardzo poważne pytania.
Wszystko to oczywiście przy dźwiękach wspaniałej muzyki (czasem w bardzo zaskakujących aranżacjach) i w otoczeniu postaci, z którymi chciałoby się spędzić znacznie więcej czasu, niż tylko kilka godzin w ciągu roku. [Mateusz Piesowicz]
1. "Zabójstwo Versace: American Crime Story" (awans z 3. miejsca)
W lutym zobaczyliśmy trzy odcinki "American Crime Story": "House by the Lake", "Don't Ask Don't Tell" i "Descent". Każdy okazał się zupełnie różny od pozostałej dwójki i pokazał inne aspekty tej amerykańskiej zbrodni, składającej się tak naprawdę z licznych elementów, które musiały się na siebie nałożyć, żeby ktoś taki jak Andrew Cunanan mógł na przestrzeni niecałych trzech miesięcy zabić pięć osób.
"House by the Lake" stawia na emocje, pokazując Andrew jako faceta, który dostał obsesji na punkcie przystojnego architekta z Minneapolis i go zamordował, kiedy okazało się, że nic z tego nie będzie. "Don't Ask Don't Tell" to historia koszmarnej zasady w amerykańskiej armii, która zniszczyła życie tysiącom takich osób jak Jeffrey Trail. W "Descent" zapoznajemy się z upadkiem Cunanana, który zanim postanowił podpalić cały świat, wiódł wygodne, ale niekoniecznie satysfakcjonujące życie u boku starszych panów w Kalifornii.
Wszystko to razem składa się z jednej strony na fascynujący portret mordercy – młodego, pełnego marzeń, ale i kompleksów chłopaka, który wymyślił sobie, że będzie kimś wyjątkowym, i nie był w stanie przetrwać zderzenia z rzeczywistością. Z drugiej strony, "Zabójstwo Versace" pozostaje równie interesującym portretem społeczeństwa w tamtym konkretnym momencie. Społeczeństwa, które było homofobiczne i miało problem z osobami różniącymi się od obowiązującego standardu.
A wszystko to w charakterystycznym dla Ryana Murphy'ego stylu, gdzie wszystko jest większe, bardziej teatralne i bardziej emocjonalne niż takie zwykłe, codzienne życie. [Marta Wawrzyn]