Presja fanów zrujnowała "Sherlocka" dla Martina Freemana. Co z 5. sezonem?
Mateusz Piesowicz
19 marca 2018, 19:32
"Sherlock" (Fot. BBC)
Gdy serial staje się popularny, oczekiwania fanów i presja na twórców rosną. Według Martina Freemana w przypadku "Sherlocka" przybrało to taki rozmiar, że nikomu nie spieszy się do powrotu.
Gdy serial staje się popularny, oczekiwania fanów i presja na twórców rosną. Według Martina Freemana w przypadku "Sherlocka" przybrało to taki rozmiar, że nikomu nie spieszy się do powrotu.
Aktor wcielający się w Doktora Watsona przyznał w rozmowie z "The Telegraph", że 5. sezon "Sherlocka" to na razie odległa perspektywa. Powodem tego jest natomiast w pewnym stopniu odbiór, z jakim spotkała się poprzednia odsłona serialu. I bynajmniej nie chodzi tu o niższe niż dotychczas oceny krytyków, bo te go nie zdziwiły.
– Będąc absolutnie szczerym, to było po prostu niemożliwe. "Sherlock" od razu zaczął od bardzo dobrej jakości, a nawet w przypadku "The Office" trwało to nieco dłużej. Gdy startujesz na takim poziomie, trudno jest go utrzymać przez cały czas – mówił Martin Freeman.
Co więc spowodowało, że twórcy stracili entuzjazm do pracy nad "Sherlockiem"? Według Freemana chodzi tu o bardzo zajadłe reakcje fanów, którzy nałożyli na nich olbrzymią i nieprzyjemną presję.
– Ten serial to trochę jak przypadek Beatlesów w miniaturze. Oczekiwania niektórych ludzi przestały już być zabawne. Zamiast się tym cieszyć, pojawiają się hasła typu: "Lepiej to ku*** zrób, bo jak nie, to jesteś pi***". To nie jest śmieszne – powiedział Freeman.
I w sumie trudno mu się dziwić, zwłaszcza że nie padło na przypadkowego aktora, ale człowieka, który ma za sobą grę m.in. w "Hobbicie", a od jakiegoś czasu jest również częścią Filmowego Uniwersum Marvela. Obsesyjni fani to więc dla niego nie pierwszyzna, a jednak ci od "Sherlocka" przebili wszystkich. Choć więc powrót słynnego detektywa nie jest jeszcze całkiem wykluczony, nie ma sensu spodziewać się go prędko.