Od przybytku głowa nie boli. "Dolina Krzemowa" – recenzja 5. sezonu
Marta Wawrzyn
26 marca 2018, 20:02
"Dolina Krzemowa" (Fot. HBO)
W 5. sezonie chłopaki z "Doliny Krzemowej" próbują zdobyć nowe szczyty, już bez T.J. Millera. Czy serial ma szansę wyrwać się z przeciętności, w którą ostatnio popadł? Uwaga na trochę spoilerów z 1. odcinka.
W 5. sezonie chłopaki z "Doliny Krzemowej" próbują zdobyć nowe szczyty, już bez T.J. Millera. Czy serial ma szansę wyrwać się z przeciętności, w którą ostatnio popadł? Uwaga na trochę spoilerów z 1. odcinka.
Mniej więcej rok temu zaczęliśmy już poważnie narzekać na powtarzalność w "Dolinie Krzemowej", widoczną coraz bardziej z sezonu na sezon. Grupka głównych bohaterów zaliczyła przez cztery sezony prawdziwy rollercoaster wzlotów i upadków. Wszelkie zmiany zwykle były krótkotrwałe i w końcu panowie wracali do punktu wyjścia, co było frustrujące nie tylko dla nich. I wcale nie chodzi o to, że ich upadki nas nie bawią, ta cykliczność zrobiła się po prostu zbyt przewidywalna. Wiadomo, że po sukcesie zawsze nastąpi porażka, potem znów będzie sukces i tak w kółko. Niby coś się zmieniało, a tak naprawdę wszystko stało w miejscu, włącznie z bohaterami, którzy przez długi czas nie ruszyli się w rozwoju nawet o milimetr.
Recenzując finał 4. sezonu "Doliny Krzemowej", Mateusz upatrywał szansy na stałe zmiany w odejściu T.J. Millera, który pokłócił się z twórcami serialu, jeszcze zanim wyszedł na jaw skandal seksualny z nim w roli głównej. Teraz, po obejrzeniu trzech pierwszych odcinków 5. sezonu (pierwszy już dostępny na HBO GO), mogę powiedzieć, że brak Millera i postaci Erlicha Bachmana, dla której stanie w miejscu było stanem naturalnym, wyszedł serialowi na dobre. I nie chodzi o to, że mam coś do Erlicha. Nie mam, przeciwnie, uważam, że on był, zwłaszcza na samym początku, świetną postacią. Tyle że niestety przynajmniej w pewnym stopniu odpowiadał za to, iż serial zawsze powracał do tego samego punktu, a bohaterowie do tego samego domu.
A jeśli spełnią się zapowiedzi twórcy serialu Mike'a Judge'a, że całość będzie liczyć sześć sezonów, to znaczy, że najwyższy czas, aby ta historia zaczęła wyraźniej dokądś zmierzać. I w nowym sezonie zmiany widać rzeczywiście na każdym froncie: chłopaki mają 13 milionów dolarów na koncie, nowe biuro (niestety nie to cudownie minimialistyczne, które proponował Richard), nowych pracowników (w tym absolutnie doskonałą trójkę wspaniałych ogierów) i problem z Jianem Yangiem (Jimmy O. Yang), który rozgościł się w domu Erlicha i ani myśli się wyprowadzać. Wręcz przeciwnie, zaczyna knuć, jak uznać właściciela za zmarłego i przejąć nie tylko dom, ale i 10% udziałów Erlicha w Pied Piper.
Przekonany o własnej wspaniałości właściciel inkubatora, który w finale 4. sezonu wylądował w Tybecie, rozsmakował się w opium i słuch po im zaginął, został bardzo ostro potraktowany przez twórców "Doliny Krzemowej". Mało subtelne żarty, które pojawiają się w "Grow Fast or Die Slow", czyli premierze 5. sezonu, to zaledwie początek wielkiego dworowania z tej postaci.
Absurdalna opowieść Jiana Yanga o tym, jak to próbował sprowadzić "białe, grube zwłoki" ze szkoły medycznej w Cincinnati, wysłać je do Chin, a następnie sprowadzić je stamtąd jako ciało Erlicha, nie jest wcale najmocniejszym uderzeniem. Prawdziwa akcja zacznie się za tydzień (jeśli jesteście ciekawi spoilerów, znajdziecie je tutaj) i jak wszystko, co nieodpowiednie w "Dolinie Krzemowej", będzie ona niesamowicie śmieszna. A T.J. Millerowi, nawet jeśli jako komik umie przyjąć żarty na swój temat na klatę, będzie naprawdę przykro.
Skoro już przy żartach jesteśmy, trzy nowe odcinki, które widziałam, bawiły mnie bardziej niż cały 4. sezon. Może to efekt braku dobrych komedii w telewizji, a może – mam nadzieję – serial łapie znów wiatr w żagle. Tradycyjnie, im ostrzejsze i mniej subtelne są gagi, tym lepszy wydaje się cały serial. A najlepszy – jak zawsze! – jest wtedy, kiedy pojawiają się żarciki z penisami w roli głównej. Ta ekipa naprawdę opanowała je do perfekcji (choć penisowej matematyki z finału 1. sezonu chyba nic nie przebije) i świetnie, że w 5. sezonie wciąż potrafi w tym odnajdować świeżość. "Dolina Krzemowa" jest w tym sezonie piekielnie zabawna, i to nie tylko wtedy kiedy bohaterowie lądują na dnie.
Jian Yang w pewnym sensie przejął rolę Erlicha – gościa, którego Richard i spółka powinni się pozbyć, ale nie jest to takie proste. Gilfoyle (Martin Starr) i Dinesh (Kumail Nanjiani) od zachwytów "wspaniałymi ogierami" przejdą w kolejnych odcinkach do cudownie bzdurnego pojedynku z pojazdami w roli głównej. Richard (Thomas Middleditch) cały czas jest sobą – czyli nieważne, ile ma milionów na koncie, wciąż tak samo boi się ludzi – ale też na nim najbardziej odbiły się doświadczenia z poprzednich sezonów. Najbardziej zahukany CEO w Dolinie Krzemowej w 5. sezonie już potrafi się postawić lub/i podłożyć komuś świnię. A przy tym pozostaje tym uroczym kłębkiem nerwów, który tak dobrze znamy.
Po tym co wyprawiał w końcówce 4. sezonu i jak potraktował Jareda (Zach Woods) – człowieka, którego wszyscy chcielibyśmy mieć w swojej firmie – wydawało się, że coraz mniej go dzieli od takich kreatur jak Gavin Belson (Matt Ross), diaboliczny szef Hooli. To tylko częściowo się spełniło. Akcja pozyskania koderów z Optimoji i Sliceline eleganckim zagraniem nie jest, ale mieści się w ramach przyjętych zachowań w tej branży. Ciamajdowaty CEO robi to, co jemu zrobiono, i to nie raz, nie dwa. A jeśli pytacie, gdzie leży granica takich zachowań, wiedzcie, że serial na nie odpowie w kolejnych odcinkach. Będzie żałośnie i śmiesznie, i momentami też superpoważnie. Przemiana Richarda z końcówki 4. sezonu nie została całkiem anulowana, ale serial podszedł do niej z dużym rozsądkiem i wydaje mi się, że na dłuższą metę to się opłaci.
Czas pokaże, czy komedii HBO uda się porzucić błędne koło, w które sama się zapędziła. Budowanie "nowego internetu" to niewątpliwie wielka sprawa – zwłaszcza w czasach, kiedy mówi się dużo o tym, jak na nas wpływa monopol gigantów, jak Google i Facebook – i tacy ludzie jak Gavin mają prawo bać się Pied Piper. Ale też to nie jest tak, że rynek nagradza innowatorów czy tych, którzy "chcą dobrze". Najczęściej rynek – czyli my, konsumenci – woli czarne pudełko 2.0, identyczne jak poprzednie czarne pudełko. Richard i jego chłopaki nie są wcale skazani na sukces, ale nie obraziłabym się, gdyby serial przynajmniej spróbował przełamać dobrze znany schemat.
Zobaczymy, co wyjdzie z tych prób, a na razie pochwały należą się fantastycznym aktorom, także tym z drugiego planu. Choćby Suzanne Cryer (niewzruszona jak zawsze Laurie), która pojawiła się tylko na krótki moment, ale cóż to był za piękny moment! Okazało się, że roboty też rodzą dzieci, co prawda po 11 miesiącach, ale jednak. Thomasowi Middleditchowi, który jest tym zabawniejszy, im bardziej żałosny jest Richard. Niezrównanemu duetowi Martin Starr – Kumail Nanjiani, którzy jest tym lepsi, im bardziej Gilfoyle i Dinesh cofają się w rozwoju do czasów gimnazjalnych.
Przede wszystkim jednak w tych trzech odcinkach rządzi Zach Woods, który stał się podporą "Doliny Krzemowej", tak jak Jared zawsze był podporą Pied Piper. Jeśli go nie docenialiście, to teraz to się zmieni. Woods ma w tym sezonie świetne teksty, a rola jego bohatera stała się kluczowa i nie ogranicza się do dostarczenia na czas smokingu i zamontowania przezroczystego biurka szefowi, który niewątpliwie tego właśnie potrzebował.
"Dolina Krzemowa" na początku 5. sezonu ma się więc całkiem nieźle. Brak T.J. Millera w ogóle nie jest odczuwalny, wręcz mam wrażenie, że żarty z Erlicha są lepsze niż sam Erlich, przynajmniej w takiej wersji jak ostatnio. Jian Yang w pewnym sensie załatał tę dziurę, ale nie będę zdziwiona, jeśli z czasem serial zapomni o domu, w którym główni bohaterowie mieszkali przez tak długi czas.
Jeśli wprowadzone teraz przez twórców zmiany utrzymają się na dłużej, a przeklęty cykl – porażka, sukces, jeszcze większa porażka, jeszcze większy sukces – zostanie przerwany, "Dolina Krzemowa" ma szansę wrócić do dawnej świetności i zaoferować jakąś świeżość. Liczę na to w dalszej części sezonu, a na razie po prostu cieszę się, że chłopaki znów są z nami. Na tle tegorocznych komedii serial HBO wciąż wypada nieźle, zwłaszcza w duecie z wartym uwagi "Barrym".
Kolejne odcinki "Doliny Krzemowej" w poniedziałki – o godz. 21:10 w HBO i od rana w HBO GO.