Kultowe seriale HBO, które warto zobaczyć w HBO Max. "Rodzina Soprano", "The Wire" i inne wielkie produkcje
Redakcja
20 marca 2022, 11:02
"Sześć stóp pod ziemią" (Fot. HBO)
HBO Max to nie tylko nowości, to także wielkie hity HBO, jak "The Wire", "Rodzina Soprano", "Deadwood" czy "Carnivale". Polecamy seriale najbardziej kultowe z kultowych.
HBO Max to nie tylko nowości, to także wielkie hity HBO, jak "The Wire", "Rodzina Soprano", "Deadwood" czy "Carnivale". Polecamy seriale najbardziej kultowe z kultowych.
Co warto oglądać na HBO Max? Wejście tej platformy do Polski oznacza, że wreszcie do nas trafiły najlepsze seriale oryginalne HBO Max, jak "Stacja Jedenasta", "Hacks", "Peacemaker", "Życie seksualne studentek" czy "Stworzona do miłości". Ale nie brakuje również klasyki, na czele z najbardziej kultowymi serialami HBO, co jest równoznaczne z najlepszymi serialami w historii. Te tytuły naprawdę warto znać.
Rodzina Soprano
Najbardziej kultowy tytuł na liście? Na pewno "Rodzina Soprano" jest poważnym kandydatem. Historia mafijnej familii z New Jersey autorstwa Davida Chase'a nie tylko zrewolucjonizowała telewizyjne dramaty i uczyniła z HBO potężnego gracza na rynku, ale też cieszyła się równie dużym uznaniem krytyki (21 nagród Emmy przy 111 nominacjach!), co uwielbieniem widowni. Powiedzieć, że od tego serialu zaczęła się trwająca do dziś telewizyjna era, to nie przesada. Wystarczy spojrzeć na Tony'ego Soprano – bezwzględnego mafijnego bossa szukającego pomocy u terapeutki, a przy tym stale mierzącego się z problemami domowymi i setką innych. Z tego wzoru serialowego antybohatera korzystało potem wielu, ale mało komu udawało się mu dorównać, nie tylko ze względu na genialnego Jamesa Gandolfiniego. [MP]
The Wire
"The Wire" to z kolei serial doceniony po latach, dziś przez wielu wskazywany jako najlepsza rzecz w historii telewizji. Produkcja Davida Simona to wielowątkowa, skomplikowana, nakreślona z reporterską dokładnością opowieść o Baltimore — jednym z tych robotniczych, zróżnicowanych pod względem etnicznym amerykańskich miast, gdzie mało komu żyje się jak w bajce, a przestępczość jest wyjątkowo wysoka. Serial przedstawia Baltimore z różnych perspektyw: detektywów policji, dilerów narkotyków, robotników portowych, lokalnych polityków i sędziów, nauczycieli, dziennikarzy itd., tworząc skomplikowaną panoramę społeczną, w której powraca motyw zderzenia jednostki z systemem. W znakomitej obsadzie prym wiodą m.in. Dominic West i Wendell Pierce jako duet policjantów, Idris Elba jako gangster Stringer Bell, nieżyjący już Michael K. Williams jako Robin Hood z shotgunem Omar Little czy Aidan Gillen jako obiecujący dobrą zmianę polityk Tommy Carcetti. To serial trudny w odbiorze, ciężki i bardzo realistyczny, ale pokazujący przedstawiany świat z dystansem i nagradzający uważnego widza. [MW]
Seks w wielkim mieście
Czy "Seks w wielkim mieście" można dziś z czystym sumieniem zaliczyć do grona najlepszych seriali HBO? Co do tego są pewne wątpliwości, zwłaszcza po seansie jego kontynuacji po latach, "I tak po prostu". Ale to niewątpliwie wciąż serial kultowy, jeden z tych tytułów, które idealnie trafiły w swój moment. Bohaterkami są wyzwolone seksualnie, odnoszące sukcesy i zawsze świetnie ubrane mieszkanki Nowego Jorku — Carrie Bradshaw (Sarah Jessica Parker), Samantha Jones (Kim Cattrall), Miranda Hobbes (Cynthia Nixon) i Charlotte York (Kristin Davis). Ich bezpruderyjne rozmowy, jak również bijące z serialu poczucie wolności i siostrzeństwa to było naprawdę coś — oczywiście 20 lat temu. Ale i dziś ten serial warto znać, zwłaszcza że stanowił nie tylko rewolucję obyczajową, ale i czystą frajdę, mieszając seksowne przygody z wątkami romantycznymi i lekkim humorem. [MW]
Deadwood
Ambitna produkcja Davida Milcha, która przetrwała niestety tylko trzy sezony, ale doczekała się po ponad dekadzie godnego zakończenia w postaci filmu. "Deadwood" to definicja świetnego westernu dla dorosłych — krwawa, brutalna, realistyczna opowieść o Dzikim Zachodzie, oparta na faktach i mieszająca rzeczywistość z fikcją. Historia mocna, wciągająca, z fenomenalnie napisanymi dialogami, niezapomnianymi występami aktorskimi, zrobionymi na bogato kostiumami, nakręcona w "prawdziwym" miasteczku, zbudowanym od zera przez HBO. Pełna moralnych szarości opowieść o miejscu, gdzie prawo dosłownie nie obowiązywało, oraz o budowaniu wspólnoty przez dość zaskakującą gromadę ludzi. W znakomitej obsadzie są m.in. Timothy Olyphant, Ian McShane, Molly Parker, Kim Dickens, Keith Carradine i Robin Weigert, ale tak naprawdę jedno nazwisko wystarczy — Ian McShane, wcielając się w Ala Swearengena, stworzył postać jednego z najciekawszych, najbarwniejszych antybohaterów w historii telewizji. [MW]
Pohamuj entuzjazm
Gdy skończyły się "Kroniki Seinfelda", Larry David, jeden z twórców tego doskonałego sitcomu, zabrał się za kolejną komedią o niczym. Znów ze znakomitym efektem, bo "Pohamuj entuzjazm" wciąż jest (za nami już 11. sezon) jedną z najzabawniejszych rzeczy, jakie można znaleźć w telewizji. A wszystko dzięki Larry'emu, który gra tu pewną wersję samego siebie, czyli zrzędliwego, sarkastycznego, nerwowego, aspołecznego i ciągle zirytowanego faceta, którego trudno nie uwielbiać – przynajmniej dopóki oddziela nas ekran. Większość sezonów ma przewodnie motywy fabularne, ale najważniejsze są często improwizowane dialogi oraz pełne ironii i sarkazmu komentarze, którymi Larry obdarza wszystkich dookoła i które zawsze wpędzają go w kłopoty. Ich oglądanie wciąż nie nudzi. [MP]
Carnivàle
Jeden z najbardziej niezwykłych i najbardziej niedocenianych seriali, nie tylko w HBO. "Carnivàle" to na opowieść o wędrownym cyrku/wesołym miasteczku, dziejąca się w USA w latach 30., w czasach Wielkiego Kryzysu i Dust Bowl, katastrofalnej suszy, która dotknęła znaczące połacie Ameryki. Ben Hawkins (Nick Stahl), młody chłopak z tajemniczymi mocami przyłącza się do tytułowej trupy w Oklahomie. Jego przedziwne wizje i sny są częścią większej historii, łączącej jego losy z wątkiem Justina Crowe'a (Clancy Brown), pastora z Kalifornii, który po odkryciu, że ma dar, pozwalający karać ludzi za grzechy, zaczyna bawić się w Boga. W miarę jak trupa jedzie przez Amerykę, staje się jasne, że dojdzie między nimi do konfrontacji. "Carnivàle" to ambitna, skomplikowana, wypakowana symboliką, pięknie nakręcona opowieść kostiumowa, w której powraca motyw walki pomiędzy dobrem i złem, zaprezentowany w niekonwencjonalny sposób. Niedokończona — twórca serialu Daniel Knauf planował sześć sezonów, dostał dwa — ale wciąż warta uwagi. [MW]
Rzym
Czy gdyby "Rzym" powstawał dzisiaj, mógłby przetrwać dłużej niż dwa sezony? Bardzo możliwe, choć kwota 10 mln dolarów pakowanych w każdy z 22 odcinków wciąż robi ogromne wrażenie. 15 lat temu była nie do przełknięcia, a wielka szkoda, bo osadzona u schyłku rzymskiej Republiki opowieść o legionistach Lucjuszu Vorenusie (Kevin McKidd) i Tytusie Pullo (Ray Stevenson) to absolutny top produkcji historycznych. Realistyczny scenariusz i wykonanie, świetnie napisane postaci (w tym wiele autentycznych), a do tego brutalność szokująca nawet po latach — to wszystko sprawia, że od serialu nadal trudno się oderwać. A jeszcze ten pełen kontrastów Rzym, w którym pałace i bogactwo mieszają się z nędzą i rynsztokiem! Tak powinno się robić kostiumowe widowiska. [MP]
Sześć stóp pod ziemią
"Sześć stóp pod ziemią" to pierwszy serialowy hit scenarzysty oscarowego "American Beauty", Alana Balla, który później stworzył m.in. "Czystą krew". Kameralna, choć niekoniecznie prosta opowieść o życiu, śmierci i wszystkim pośrodku, z egzystencjalną pustką i chaosem na czele. Przez pięć sezonów towarzyszymy rodzinie Fisherów — przedsiębiorców pogrzebowych z Los Angeles, którzy ze śmiercią mierzą się codziennie i codziennie robią wszystko, aby o niej zapomnieć. "Sześć stóp pod ziemią" to pełen emocji dramat rodzinny, z bohaterami, którzy szybko stają się nam bliscy, a w których wcielają się znakomici aktorzy, na czele z Frances Conroy, Peterem Krause'em, Michaelem C. Hallem i Lauren Ambrose. Romanse, poplątane relacje i wszelkie skomplikowane pod względem emocjonalnym sytuacje to codzienność Fisherów, którzy każdego dnia szukają dowodów na to, że żyją, czują i istnieją. Nie brak tu świetnych dialogów, czarnego humoru, surrealizmu i wielkich pytań ukrytych pośród zwykłych spraw. [MW]
Kompania braci
"Kompania braci" to przede wszystkim rozmach, ale na nim się nie kończy, bo kosztujący 125 mln miniserial to prawdopodobnie najlepsza produkcja o II wojny światowej, jaka kiedykolwiek powstała. Koncentrując się na losach żołnierzy z Kompanii E, znakomicie łączy spektakularne widowisko z portretem zwykłych ludzi pośród wojennego piekła. Poczucie łączącej ich wspólnoty jest tu kluczowe, przez co trudno wskazać wiodącą postać, choć Richard 'Dick' Winters (Damian Lewis) zdecydowanie na taką pasuje. Siłą "Kompanii braci" jest jednak postawienie na bohatera zbiorowego – grupę żołnierzy, których los nie jest nam obojętny, choć prawie ich nie znamy. Jasne, jest patetycznie, ale to patos w najlepszym wydaniu, podkreślający koszmar, jakim jest wojna. [MP]
Więzienie Oz
Zanim powstała "Rodzina Soprano", "The Wire", "Deadwood" i inne głośne produkcje, HBO pokazało "Więzienie Oz". Debiutujący w 1997 roku serial, którego twórcą jest Tom Fontana, był jednym z przełomowych tytułów dla kablówek i właśnie dla HBO, prezentując ciężką, brutalną, pełną przemocy historię o męskim więzieniu dla przestępców najgorszego sortu. Morderców, gwałcicieli, gangsterów, dilerów narkotyków, ludzi odsiadujących czasem wyroki wielokrotnego dożywocia. Oz to istny tygiel, w którym przedstawiciele różnych ras i grup społecznych — Afroamerykanie, Latynosi, muzułmanie, naziści itd. — nieustannie się ze sobą ścierali. Choć wizualnie serial nieco się zestarzał, wciąż warto go zobaczyć, bo to jeden z prekursorów złotej ery telewizji i produkcja wypakowana znakomitymi nazwiskami, w której obsadzie są m.in. Harold Perrineau, J.K. Simmons, B.D. Wong, Edie Falco, Christopher Meloni, Ernie Hudson i Rita Moreno. [MW]
Pozostawieni
"Pozostawieni" to produkcja, która w pewnym stopniu wykracza poza zwykłą telewizję. Czasem piekielnie mroczna, kiedy indziej zadziwiająco pogodna, jest w gruncie rzeczy rozprawą na temat żalu i bolesnego godzenia się ze stratą. Serial wychodzi od pomysłu, że oto ze świata w niewyjaśnionych okolicznościach znika 2% ludzkości, potem jednak podąża w sobie tylko znanych kierunkach, koncentrując naszą uwagę zarówno na tajemnicach, jak i kwestiach wiary, śmierci czy życia w zgodzie ze sobą i rzeczywistością, gdy tej nie da się w żaden sposób pojąć. Arcydzieło Damona Lindelofa ma różne oblicza, ale też sens, miejsce i cel, do którego dąży. Zdecydowanie trzeba samemu się przekonać, co się za tym kryje — zapewniamy, że takiego emocjonalnego rollercoastera nie zafunduje wam żaden inny serial. [MP]
Zakazane imperium
"Zakazane imperium" to prawdziwa gangsterska epopeja, rozgrywająca się w Atlantic City w czasach prohibicji. Twórca serialu Terence Winter do spółki m.in. z Martinem Scorsese portretują ten okres amerykańskiej historii przez pryzmat życia Enocha 'Nucky'ego' Thompsona (Steve Buscemi) – nieformalnego władcy Atlantic City, który budując swoje legalne i nielegalne biznesy stworzył tu prawdziwe miasto grzechu. Serial, którego sam pilot kosztował 18 mln dolarów (wydano je m.in. na rekonstrukcję charakterystycznej nadmorskiej promenady), jest niemalże definicją wystawnego dramatu kostiumowego, nie tylko świetnie odtwarzającego klimat epoki, ale też będącego w stanie uchwycić jej ducha. Do podziwiania są również fantastyczne kreacje aktorskie — oprócz Buscemiego prym tutaj wiodą m.in. Michael Shannon, Bobby Cannavale, Kelly Macdonald i Michael K. Williams. [MW]
Gra o tron
Są na liście seriale lepsze lub bardziej zasługujące na miano kultowych, ale "Gra o tron" bije je wszystkie, jeśli chodzi o skalę fenomenu, jakim się stała. Gigantyczny sukces ekranizacji "Pieśni Lodu i Ognia" George'a R.R. Martina nie tylko wyniósł fantasy na piedestał, ale pokazał, że w telewizji można robić widowiska równe kinowym pod względem rozmachu i popularności. Ożywienie na ekranie fantastycznego świata Westeros, wykreowanie mnóstwa wyrazistych postaci, szokowanie brutalnością i fabularnymi twistami – wszystko to sprawia, że serial HBO jest synonimem rozrywki na najwyższym poziomie. Telewizyjnym blockbusterem, którego wielkości nie umniejszają ani liczne wady, ani nawet nieszczęsny ostatni sezon. Można myśleć o "Grze o tron" różne rzeczy, ale nie znać jej nie wypada. [MP]