Złote czasy podcastu. "Alex, Inc." – recenzja nowego sitcomu z Zachem Braffem
Kamila Czaja
30 marca 2018, 22:02
"Alex, Inc." (Fot. ABC)
Zach Braff wraca do telewizji, ale trudno uznać ten powrót za udany. Słaby pomysł wyjściowy wypada jeszcze gorzej przez nieciekawy scenariusz, irytującego głównego bohatera i brak chemii między aktorami.
Zach Braff wraca do telewizji, ale trudno uznać ten powrót za udany. Słaby pomysł wyjściowy wypada jeszcze gorzej przez nieciekawy scenariusz, irytującego głównego bohatera i brak chemii między aktorami.
Jeśli ktoś jest fanem filmów Zacha Braffa ("Scrubs"), to o serialu "Alex, Inc." musi wiedzieć tyle: to zdecydowanie nie jest nowy "Powrót do Garden State", a w najlepszym razie bardzo słaby krewny i tak raczej słabego "Gdybym tylko tu był". Ale że nie wszyscy muszą lubić filmy Braffa, to warto zastanowić się dokładniej, co w serialu poszło nie tak.
Oparty na podcaście "StartUp" Aleksa Blumberga sitcom opowiada o 37-letnim mężu, ojcu dwojga dzieci, który postanawia rzucić pracę w radiu i założyć firmę z podcastem jako główną atrakcją. Matt Tarses, piszący w przeszłości między innymi odcinki "Scrubs", przekłada tę niezbyt interesująco brzmiącą fabułę na jeszcze mniej interesujący serial.
Po raz kolejny mamy do czynienia z narracją z offu. Ten kiedyś świeży, nieraz oryginalnie wykorzystywany w serialach patent wypada tu denerwująco. Może dlatego, że coraz częściej nasuwa się pytanie, czy naprawdę nie ma już innych sposobów wprowadzania widza w świat jakiegoś serialu niż poprzez rozbudowane opowiedzenie wszystkiego wprost. A może po prostu dlatego, że w tym wypadku narrację prowadzi irytujący bohater.
Alex to teoretycznie marzyciel, któremu powinniśmy kibicować, a w praktyce mąż wybierający z konta pieniądze w tajemnicy przed niemożliwie cierpliwą żoną, Roonie (Tita Sircar, "The Good Place"), ojciec uczący syna ukrywania pasji i dyletant w świecie biznesu. Za każdym razem, kiedy mówi, że jego firma może zmienić świat, trudno nie przewracać oczami. Na dodatek Braff nie czuje chyba swojej roli i próbuje wybrnąć przez stosowanie tych samych środków, co w przypadku J.D. ze "Scrubs". Co jednak sprawdzało się w graniu młodego lekarza w świetnym serialu, niekoniecznie dobrze wypada w zupełnie innej roli i przy znacznie gorzej wymyślonym bohaterze.
Sicar w roli wspierającej żony radzi sobie lepiej, ale przeszkadza fakt, że jej chemia z Braffem jest bardzo nikła. Kwestie, które powinny brzmieć uroczo i dowodzić, że małżeństwo wypracowało sobie własne obyczaje, wypadają sztucznie. Bronią się najmłodsi – Ben (Elisha Henig) i Soraya (Audyssie James), ale i oni wpadają w schemat "rezolutne dzieciaki, od których dorośli się uczą".
Wątki rodzinne i tak są lepsze niż zawodowe. W roli wspólników biznesowych Aleksa pojawia się jego kuzyn Eddie, którego gra marnujący się tu straszliwie Michael Imperioli ("Rodzina Soprano"), a zakochana w Aleksie Deirdre (Hillary Anna Matthews) to zaledwie obiekt niewybrednych żartów.
Pilot, "The Unfair Advantage", to przede wszystkim przewidywalne wątki i banalne dialogi. Bohaterowie często stwierdzają oczywistości, doznają olśnień dokładnie w taki sposób, jaki można było z góry założyć, a już finał odcinka okazuje się kumulacją absurdów, sentymentalnych do bólu dialogów i jeszcze gorszych monologów. "Alex, Inc." lekko rozbawił mnie zalewie raz – biurowym gagiem z atakiem niemowlęcia, co było, owszem, mocno przewidywalne, ale przynajmniej nadal śmieszne. A jako faktycznie udaną z całego odcinka zapamiętam jedną scenę.
Jak na ironię, jest to scena, kiedy Alex udowadnia dzieciom, że radio to fantastyczne medium, które w przeciwieństwie do telewizji nie potrzebuje obrazów, żeby zafascynować. Braff może w tym fragmencie pokazać umiejętności wcielania się w różne postaci i kiedy nie musi być Aleksem, od razu wypada lepiej. Zwłaszcza w przypadku słabych sitcomów takich jak "Alex Inc." rada, żeby raczej posłuchać radia, przekonuje.