Jak się buduje Arktykę w studiu? Rozmawiamy z twórcami "Terroru" — Davidem Kajganichem i Soo Hugh
Marta Wawrzyn
26 kwietnia 2018, 12:32
"Terror" (Fot. AMC)
"Terror" to projekt, który czekał na adaptację ponad dziesięć lat. O jego początkach i o tym, jak się tworzy arktyczny horror w studiu w Budapeszcie, rozmawiamy z twórcami serialu.
"Terror" to projekt, który czekał na adaptację ponad dziesięć lat. O jego początkach i o tym, jak się tworzy arktyczny horror w studiu w Budapeszcie, rozmawiamy z twórcami serialu.
"Terror" to jeden z najciekawszych seriali tej wiosny. Ambitna produkcja, która jest adaptacją popularnej książki Dana Simmonsa o XIX-wiecznej wyprawie arktycznej w poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego, łączy w sobie mroczną przygodę z serialem historycznym i dramatem psychologicznym. "Terror" zawdzięczamy dwójce twórców – Davidowi Kajganichowi i Soo Hugh – których miałam okazję zapytać o kulisy produkcji. Producentem wykonawczym jest także Ridley Scott.
David, przeczytałam w wywiadzie z Jaredem Harrisem, że planowałeś przenieść "Terror" na ekran od ponad dekady i że to miał być początkowo film Davida Finchera. Co się działo z tym projektem w międzyczasie i jak "Terror" stał się serialem AMC?
David Kajganich: Właściwie to ta informacja nie jest do końca poprawna. Jared Harris tak powiedział i obie te rzeczy są prawdziwe, ale tak jakby nie w tym samym czasie. Początkowo to miał być film Universal Films, bez przypisanego reżysera. Prace nie zaszły zbyt daleko. Zostałem zatrudniony jako scenarzysta i kiedy byłem w trakcie prac, okazało się, że Universal ma drugi projekt arktycznego horroru, który miał reżyserować Guillermo del Toro.
Pozbyli się więc praw do "Terroru" i nagle one zaczęły być dostępne. Producenci próbowali sprzedać projekt i w pewnym momencie wylądował on w HBO jako serial telewizyjny, z Davidem Fincherem jako reżyserem. Kiedy to nie wyszło, projekt powędrował do AMC, potem na chwilę do Netfliksa, a potem znów do AMC. Wszyscy próbowali rozgryźć kwestię budżetu dla takiego serialu, bo to rzeczywiście bardzo skomplikowany serial ze względu na wszystkie efekty wizualne i technologie potrzebne, żeby to stworzyć. Ostatecznie to AMC miało wystarczająco dużo odwagi, by dać serialowi zielone światło.
Sposób, w jaki kręciliśmy serial, wymagał więcej niż jednego reżysera. Zatrudniliśmy trójkę reżyserów, którzy kręcili to w blokach. Wydaje nam się, że dziesięć godzin to idealna długość dla tej adaptacji, więc wszystko skończyło się naprawdę dobrze.
I rzeczywiście droga do serialu zajęła ponad dziesięć lat? Kiedy były pierwsze rozmowy o ekranizacji "Terroru"?
David Kajganich: Książka wyszła w 2007 roku, a ja ją przeczytałem, zanim została opublikowana, bo dostałem egzemplarz recenzencki. Próbowałem sam zdobyć prawa, żeby to wyprodukować, ale było za późno, Universal już je miał. Także rzeczywiście "Terror" był przez około dziesięć lat na mojej codziennej liście rzeczy do zrobienia, tyle że pojawiał się tam i znikał. Były okresy bezczynności, kiedy nie działo się nic. Ale zawsze kiedy projekt przechodził z jednego studia do drugiego i z jednej stacji do drugiej, walczyłem, żeby wciąż być w to zaangażowanym. Kiedy na pokład weszła firma produkcyjna Ridleya Scotta, było już o wiele łatwiej. W każdym razie – tak, rzeczywiście jestem zaangażowany w ten projekt od dziesięciu lat, tyle że z przerwami.
Ja teraz jestem w trakcie czytania książki i cały czas tylko myślę, jakie to musiało być trudne do przetworzenia na scenariusz. Brak chronologii, łączenie tylu różnych gatunków – przygodówka, dramat historyczny, horror z elementami nadprzyrodzonymi, historia o przetrwaniu itd. – i jeszcze tyle emocji w tym wszystkim. Jak daliście radę to pogodzić i co okazało się najtrudniejsze podczas pisania scenariusza?
Soo Hugh: Uważam, że ta książka jest fantastycznym materiałem do adaptacji właśnie dlatego, że nie zawsze jest przystępna i nie opowiada historii cały czas po kolei. Rzeczywiście łączy ona wiele różnych gatunków i każdy z tych gatunków służy temu, żeby zdradzić coś innego na temat każdego z naszych bohaterów. Na przykład jest ten słynny fragment z ucieczką Blanky'ego przed potworem – jakie fantastyczne opcje nam to dało! To uświadamia, jakim Blanky jest facetem i że to on jest jedynym bohaterem, który mógł mieć taki rodzaj przygody w naszym serialu. W książce zresztą też.
Bardzo, bardzo wcześnie, na etapie pilota, zaczęliśmy dostosowywać czas, tak żeby to było opowiedziane chronologicznie. Kiedy już poukładaliśmy wszystko, co wiedzieliśmy o tych statkach, w porządku chronologicznym, pisanie było całkiem łatwe. Zrobiliśmy timeline do momentu, kiedy oni opuścili statki – zresztą w samym tym wątku też było naprawdę dużo do opowiedzenia. Schody zaczęły się właśnie po tym, jak opuścili statki. Wtedy rzeczywiście zaczęliśmy przestawiać sceny i kombinować z wątkami. Zwłaszcza że tutaj też brakowało zapisów historycznych i trzeba już było sobie wyobrazić, co się z nimi działo do końca tej przygody. Co oczywiście dla nas jako scenarzystów było bardzo ekscytujące.
A jak się buduje Arktykę w studiu? Bo dla mnie wygląda jak prawdziwa.
David Kajganich: Scenografia serialu była niesamowita. Człowiek odpowiedzialny za zespół scenografów, Jonathan McKinstry, bardzo dbał o to, żeby wszystko było dokładnie odzwierciedlone, tak samo zresztą jak Soo i ja. Każdy, kto pracował nad serialem, ma to cudowne wspomnienie wejścia na plan po raz pierwszy, po tym jak ukończono statek. Zbudowaliśmy jeden statek, który udawał dwa statki. Ale ponieważ zbudowaliśmy go w skali 1:1, to był niezły widok, kiedy wchodziło się na plan i widziało, jak perfekcyjna i dokładna była ta nasza reprodukcja.
Dla wielu osób, które pracowały nad serialem i były zaangażowane w tę historię, to było też poruszające. Na tej samej zasadzie, na jakiej by było, gdybyśmy zbudowali replikę Titanica albo wahadłowca Challenger – miejsca, gdzie wydarzyła się jakaś ludzka katastrofa. Samo to, że stoisz przy czymś tej wielkości, ze wszystkimi szczegółami dookoła, pozwala twojej wyobraźni udać się w miejsce tego wydarzenia w sposób, w jaki nie mogą tego uczynić osoby, które czytają tylko książkę. Także to było coś!
A byliśmy w stanie zbudować tę replikę, z wszystkimi detalami, bo mieliśmy współpracowników, którzy zrobili research w archiwach i pomogli nam rozgryźć, jak dokładnie te statki wyglądały, kiedy opuściły port w 1845 roku. Był wśród nich kanadyjski archeolog, który stał się ekspertem od tych konkretnych statków, a także wiele osób z różnych stowarzyszeń historycznych i marynistycznych w Wielkiej Brytanii. Wiele osób nam pomogło i dlatego to wygląda jak należy.
"Terror" wygląda inaczej niż wszystko, co widziałam do tej pory, także dlatego, że operuje specyficzną paletą kolorów. Mam wrażenie, że niemal wszystko w serialu jest w różnych odcieniach białego i niebieskiego.
Soo Hugh: Musieliśmy przede wszystkim zadbać o to, żeby wnętrze statków wyraźnie odróżniało się od krajobrazu na zewnątrz, więc tak naprawdę stworzyliśmy wygląd wizualny serialu niejako podwójnie. Kiedy już masz zbudowany okręt i rozumiesz, jak będzie oświetlony, następnym zadaniem jest stworzenie kontrastu. Światło to potężne narzędzie, które pozwala sterować nastrojem.
David Kajganich: Interesujące wydaje mi się to, że w ostatnich latach mnóstwo wielkich filmów akcji, np. seria "Transformers", ma dużo niebieskiego i pomarańczowego w swoich paletach, bo te kolory zestawione ze sobą w naturalny sposób wywołują niepokój. W efekcie widzimy te kolory w różnych kluczowych miejscach w filmach, jak śródmieście Nowego Jorku, które normalnie nie jest niebiesko-pomarańczowe. Także my byliśmy zachwyceni, że nasze naturalne środowisko niejako zawierało te odcienie, bo wiedzieliśmy, że już sama paleta będzie tworzyć uczucie niepokoju.
A jak skompletowaliście tak świetną obsadę? Czy kogoś z trójki panów Harris, Hinds i Menzies musieliście przekonywać do udziału w projekcie?
David Kajganich: Mieliśmy cudowną specjalistkę od kompletowania obsady, Kate Rhodes James z Londynu. Wiedzieliśmy, że wszyscy nasi aktorzy muszą być z Wielkiej Brytanii. I myślę, że takie projekty jak ten – które są nie tylko serialami konkretnego gatunku, ale też w tym samym stopniu studiami postaci – nie pojawiają się zbyt często. Dlatego aktorzy czytali pierwszy scenariusz i przychodzili na przesłuchania, wiedząc, że to będzie prawdopodobnie miało większą oglądalność od większości seriali kostiumowych, w których wcześniej brali udział, i że będą mogli na liczyć na dobre wątki ze swoimi postaciami.
Mieliśmy dużo ludzi na przesłuchaniach i to była prawdziwa przyjemność, wybierać właściwe osoby do konkretnych ról. Mieliśmy naprawdę dużo szczęścia, obsada serialu jest niesamowita, znakomita w każdym calu. I dla mnie to naprawdę duża radość, oglądać w tym serialu te rewelacyjne występy.
Są już jakieś plany na 2. sezon? Czy to będzie jakiegoś rodzaju kontynuacja czy antologia?
Soo Hugh: "Terror" ma być antologią, co oznacza, że 1. sezon opowie historię ekspedycji sir Franklina, którą zamkniemy w dziesięciu odcinkach i której nie będziemy kontynuować w 2. sezonie. Sezon 2 będzie zupełnie inną, nową historią. Na razie jednak nie możemy powiedzieć nic więcej, poza tym że chcielibyśmy zamienić "Terror" w fantastyczną franczyzę. Wciąż czekamy na rozwój wydarzeń, ale bardzo się cieszymy na myśl o kontynuacji.
Zastanawialiście się nad przeniesieniem na ekran innych książek Dana Simmonsa, przede wszystkim cyklu "Hyperion"?
Soo Hugh: Nie mamy praw do "Hyperiona", ma je kanał SyFy i serial już powstaje. Życzymy im jak najlepiej i czekamy na gotowy serial.
"Terror" możecie oglądać w czwartki o godz. 22:00 na kanale AMC.