Które seriale warto oglądać? Oceniamy nowości z marca (część 2)
Redakcja
7 kwietnia 2018, 21:33
"Trust" (Fot. FX)
Kontynuujemy przegląd marcowych nowości. Do "Kruka", "Rise", "Life Sentence" itd. dorzucamy tytuły z drugiej części miesiąca. I tu już trafiło się parę naprawdę świetnych rzeczy!
Kontynuujemy przegląd marcowych nowości. Do "Kruka", "Rise", "Life Sentence" itd. dorzucamy tytuły z drugiej części miesiąca. I tu już trafiło się parę naprawdę świetnych rzeczy!
"Krypton" – nowy serial SyFy, w Polsce odcinki co tydzień na HBO GO
Prequel historii Supermana, który zabiera nas na rodzinną planetę superbohatera na 200 lat przed jego narodzinami. Głównym bohaterem jest Seg-El (Cameron Cuffe), przedstawiciel upadłego rodu, zmagający się nie tylko z podziałami w społeczeństwie rządzonym przez opresyjną władzę, ale także ze zbliżającym się do Kryptona niebezpieczeństwem, o którym ostrzega Adam Strange (Shaun Sipos), ziemski podróżnik w czasie.
Sensu to rzecz jasna specjalnego nie ma, bo twórcy zamiast na swojej własnej historii, skupili się przede wszystkim na tym, by w jakikolwiek sposób wcisnąć do niej Supermana (pal licho całą planetę, nie można dopuścić do tego, by Superman się nie urodził!). Może przewidywali, że bez kolejnych wzmianek na jego temat, nikt by się ich dziełem nie zainteresował?
Całkiem możliwe, bo "Krypton" nie przykuwa do ekranu pod żadnym względem. Bzdurnej historii towarzyszy tu kompletny brak dystansu do siebie – z dialogów bije nadęta pompatyczność, ale efekt jest odwrotny od zamierzonego, bo w teorii dramatyczne sceny wywołują uśmiech politowania (albo zażenowania). Poziomem do scenariusza dopasowują się niestety aktorzy, a szkoda, bo obsada zawierająca m.in. Georginę Campbell, Ruperta Gravesa i Paulę Malcomson, prezentuje się co najmniej nieźle.
W takim razie może nadrabia "Krypton" braki scenariuszowe realizacją? Też nie. Na ekranie dominują szarobure, monotonne barwy, nie ma na czym zawiesić oka i wszystko szybko zlewa się w jedną całość. A to gwarantuje tylko jedno – przeraźliwie nudny seans. [Mateusz Piesowicz]
"Station 19" – nowy serial telewizji ABC
Drugi marcowy ShondaLand. Trochę lepszy niż "For the People", co oczywiście jeszcze nie znaczy, że wybitny. Tym razem schematy "Chirurgów" przenoszą się w środowisko strażackie, a serial wcale nie ukrywa inspiracji, funkcjonując jako spin-off dość już wiekowej produkcji szpitalnej. Na szczęście ABC pokazało od razu dwa odcinki, bo nudna pilotowa odsłona zdecydowanie nie zachęca. Za to druga pozwala wierzyć, że z czasem stacja dorobi się następcy serialu-matki.
Towarzyszymy przede wszystkim Andy (znana z "Rosewood" Jaina Lee Ortiz) walczącej o uznanie w remizie i o szczęście w życiu prywatnym. Na drugim planie znany z "Chirurgów" mąż Bailey, Ben, obowiązkowo dwaj amanci dla głównej bohaterki do wyboru i kilkoro uroczych strażaków płci obojga. Żadne arcydzieło, ale kolejne sensacyjne akcje i romantyczne zwroty akcji ogląda się zupełnie płynnie.
Stacy McKee, która od kilkunastu lat pisała scenariusze "Chirurgów", z odcinka na odcinek zrobiła taki postęp, że można ją chyba uznać za pojętną uczennicę Shondy Rhimes. Są tu jeszcze kompozycyjne problemy, główna bohaterka za słabo wyróżnia się na tle reszty, a dialogi za rzadko wychodzą poza banały. Ale szybka akcja, tworząca się już chemia między członkami obsady i niekoniecznie oryginalne, ale skuteczne korzystanie z tego, co w "Chirurgach" się udało, mogą w krótkim czasie sprawić, że fani ShondaLandu będą zadowoleni. [Kamila Czaja]
"The Mechanism" – cały 1. sezon na Netfliksie
Nowy serial José Padilhi, jednego z twórców "Narcos", o którym już wiemy, że sukcesu poprzednika nie powtórzy. Wszystko dlatego, że niesamowicie interesujący temat – gigantyczną korupcję, która praktycznie zastąpiła rację stanu w Brazylii – zaprezentowano w mało spektakularny sposób.
"The Mechanism" opowiada o brazylijskim układzie pozwalającym kraść miliony na najwyższym szczeblu. Złodziejami są szefowie największych firm z sektora państwowego, politycy i inne szychy, a ściga ich zaś malutka, zdeterminowana grupka śledczych, która nie wygląda jakby miała jakiekolwiek szanse. I tak latami toczy się ten pojedynek Dawida z Goliatem, który pewnie byłby bardziej wciągający, gdyby serial był w stanie lepiej pokazać ogromną skalę brazylijskiego umoczenia.
Sam temat uważam za fascynujący pod każdym względem, o czym więcej pisałam w recenzji "The Mechanism". Problem mam z przeciętnie napisanym scenariuszem, a także z konstrukcją postaci – zarówno dwójka detektywów, grana przez Seltona Mello i Caroline Abras, jak i spec od prania kasy, w którego wciela się Enrique Diaz, nie mają wystarczająco dużo indywidualnego rysu, żeby byli w stanie mnie zainteresować. To tylko awatary, służące do zaprezentowania perspektywy którejś ze stron. O kimkolwiek, kto miałby tyle charyzmy co Pablo Escobar w wersji Wagnera Moury, nie ma tu nawet mowy.
Nie ma też mowy o jakichkolwiek cudach realizacyjnych czy scenariuszowych. Serial jest prosto skonstruowany, schematów jest zdecydowanie za dużo, a narracja z offu – bardzo podobna do tej z "Narcos" – tak bardzo przebija się na pierwszy plan, że wręcz irytuje. Krótko mówiąc, "The Mechanism" jest serialem "dobrym, ale nie aż tak". To raczej produkt stworzony dla tych, których rzeczywiście interesuje polityka i układy rządzące Ameryką Południową, niż dla widzów oczekujących drugiej tak angażującej historii jak ta z "Narcos". [Marta Wawrzyn]
"Alexa & Katie" – cały 1. sezon na Netfliksie
Tytułowe bohaterki serialu Netfliksa są najlepszymi przyjaciółkami od najmłodszych lat i właśnie zaczynają razem pierwszy rok liceum. Ekscytację związaną z rozpoczęciem nauki w nowej szkole ostudza fakt, że Alexa jest w trakcie leczenia białaczki i wraz z przyjaciółką próbuje z całych sił ukryć swoją chorobę przed rówieśnikami. Jednak w liceum, w którym plotki rozchodzą się nadzwyczaj szybko, informacji o nowotworze nastolatki nie będzie dało się długo trzymać w tajemnicy.
Pomimo że serial porusza tak poważny temat jak ciężka choroba młodej dziewczyny, to jednak "Katie i Alexa" jest jak najbardziej standardowym sitcomem stworzonym z myślą o nastoletnich widzach, w stylu podobnych produkcji serwowanych przez Disney Channel czy Nickelodeon. Jest to więc ciepła i przyjemna historia silnej przyjaźni i kolejnych perypetii dziewczyn starających się jak najlepiej przeżyć szkolne lata. I chociaż wokół choroby Alexy obraca się większość wątków sezonu, to jednocześnie serial stara się pokazać nastolatkę jako kogoś więcej niż tylko "chorą dziewczynę", tak jak mogą postrzegać ją rówieśnicy.
Niestety, szlachetne intencje twórców nie idą tutaj w parze z dobrą komedią, bo największą wadą "Alexy i Katie" jest właśnie przeładowanie sitcomowymi kliszami i oklepanymi dowcipami. Nie dość że humor jest tutaj mało oryginalny, to dodatkowo nie jest to typ serialu familijnego, który adresowany jest do całej rodziny i raczej nie spodoba się dorosłej widowni. Wydaje się jednak, że możemy się na Netfliksie spodziewać coraz więcej tego typu produkcji, gdyż dla platformy młodzi widzowie są ostatnio coraz ważniejszym targetem. [Michał Paszkowski]
"Trust" – nowy serial FX, w Polsce odcinki co tydzień w HBO i HBO GO
Serialowa historia rodu Gettych to istna petarda – ale niczego innego nie spodziewaliśmy się po jej twórcach, Dannym Boyle'u i Simonie Beaufoyu ("Slumdog. Milioner z ulicy"). Panowie przenieśli swój styl z wielkiego na mały ekran praktycznie w skali 1:1, jest zatem efektownie (czasem nawet efekciarsko), dynamicznie i bardzo stylowo. Wszystkiemu towarzyszą zaś zabawy formą, narracją i gatunkowością, których w opartych na faktach historiach niekoniecznie się spodziewamy.
Wychodzi to jednak "Trust" na zdrowie, bo rys szaleństwa pasuje do tej opowieści idealnie. Akcja rozgrywa się w 1973 roku, gdy Jean Paul Getty (Donald Sutherland), naftowy potentat i jeden z najbogatszych ludzi na świecie, bezskutecznie poszukuje godnego spadkobiercy wśród swoich licznych potomków. Być może byłby takim jego wnuk, John Paul Getty III (Harris Dickinson), ale ten akurat został porwany dla okupu w Rzymie, a cała sprawa od początku wygląda dziwnie.
Rozwój akcji śledzimy w niechronologicznych fragmentach, po drodze uzupełniając braki w wiedzy i poznając szereg bohaterów. Jak dotąd udało się jednak twórcom bardzo sprawnie przeprowadzić nas przez fabularne meandry, nie gubiąc przy tym sensu i pozwalając zrozumieć specyficzne układy panujące w familii Gettych. Ci nie należą bowiem do rodzin, które łączą bliskie więzi – tu rządzą emocjonalny chłód i oczywiście wielkie pieniądze.
Ale "Trust" to nie tylko rodzinny dramat w bogatej oprawie, bo twórcy urozmaicają nam zabawę, czy to surrealistycznymi wstawkami, czy kompletnymi zmianami tonacji, potrafiącymi ocierać się o parodię (jak w 2. odcinku poświęconym bohaterowi granemu przez Brendana Frasera). Absurd, naturalizm i czarna ironia stoją tu obok siebie, a jednak jakimś cudem to wszystko działa, fundując nam serial równie wyjątkowy, co na tyle specyficzny, że pewnie nie każdemu przypadnie do gustu. Polecam zobaczyć chociaż pierwszą sekwencję z Pink Floyd w tle, bo świetnie oddaje tutejsze szaleństwo i może sprawić, że wsiąkniecie w nie na dobre. [Mateusz Piesowicz]
"Barry" – nowy serial HBO, odcinki co tydzień w HBO i HBO GO
Podobnie jak "Trust", "Barry" to jedna z najlepszych premier nie tylko marca, ale i całego pierwszego kwartału. Serial komediowy HBO, stworzony przez Billa Hadera ("Saturday Night Live") i Aleca Berga ("Dolina Krzemowa"), to rzecz dość nietypowa. Mamy tu bowiem podrzędnego płatnego zabójcę z Midwestu, który przyjeżdża do Los Angeles, żeby wykonać jedno ze swoich zwykłych zadań, i przypadkiem trafia na lekcję aktorstwa. W wyniku paru pomyłek ląduje na scenie i tak oto zaczyna się w jego życiu zupełnie nowy rozdział. Morderca zaczyna odkrywać w sobie człowieka, a wokół niego rozkręca się totalna komedia.
Brzmi dziwnie i jest dziwnie. Ale jak najbardziej działa, w dużym stopniu dzięki znakomitemu Billowi Haderowi, który w tym serialu przypomina trochę Dextera, tyle że jeszcze bardziej osamotnionego i funkcjonującego w kompletnie absurdalnej rzeczywistości. Barry nie jest żadną maszyną do zabijania, jest poobijanym przez życie, zagubionym byłym żołnierzem, który nie wiedział, co ze sobą zrobić po powrocie z Afganistanu. Przypadkiem trafił do takiej a nie innej branży, okazał się w tym dobry i w końcu pogodził się z tym, kim jest. Do czasu.
Zajęcia aktorskie, na które trafia, śledząc swój kolejny cel, sprawiają, że w Barrym odzywają się potrzeby, o których zapomniał, wykonując kolejne zlecenia. Jest tu oczywiście dziewczyna, sympatyczna Sally grana przez Sarah Goldberg; jest pełen specyficznej pasji nauczyciel (Henry Winkler); jest wreszcie grupka znajomych, z którymi można wyjść do knajpy i tak po prostu pogadać o życiu. Ale cały czas nasz bohater ma kłopoty na drugim froncie, gdzie szaleją przerysowani do granic możliwości gangsterzy z Czeczenii i Boliwii, a do tego policja prowadzi śledztwo, mające związek z jego morderczą działalnością.
Pogodzenie tego wszystkiego jest dość karkołomne – zarówno w scenariuszu, jak i w życiu tego nietypowego bohatera. Jest w tej historii makabra, groteska, absurd, pulp, akcja, satyra na Hollywood i komedia we wszelkich odmianach, ale to, co jest w niej najbardziej interesujące, to nutka dramatu egzystencjalnego, zadziwiająco dobrze tu pasującego. Barry jest człowiekiem, jego dylematy wydają się prawdziwe, a serial najbardziej błyszczy wtedy kiedy z iście Tarantinowskiej orgii humoru i przemocy przemienia się w kameralną, melancholijną opowieść o zabójcy, uparcie poszukującym własnego człowieczeństwa.
Ja już widziałam całość i Wam też polecam, bo drugiej tak pomysłowej komedii nie znajdziecie teraz w telewizji. A Bill Hader zasługuje na wszystkie nagrody tego świata za tę niejednoznaczną, wielowarstwową i wzbudzającą skrajne emocje postać, którą tutaj stworzył. [Marta Wawrzyn]
"Splitting Up Together" – nowy serial telewizji ABC
Nowy serial Emily Kapnek ("Selfie", "Suburgatory"), oparty na duńskim formacie, to opowieść o Lenie (Jenna Fisher) i Martinie (Oliver Hudson), którzy postanawiają się rozstać, ale nadal razem wychowywać dzieci, dzieląc się obowiązkami tydzień po tygodniu.
Serial ma dobrze wybraną obsadę, a Kapnek udowodniła w przeszłości, że wypracowała własny styl. W "Splitting Up Together" niespecjalnie to jednak widać. Pilotowy odcinek wrzuca wszystkich członków rodziny w stereotypowe role (wymagająca żona, wieczny chłopiec, wojująca feministka, dojrzewający syn itd.), a wydarzenia ani dialogi nie zapadają w pamięć. Drugi plan, mimo że składa się z interesujących aktorów, też na razie niewiele pokazał.
Być może serial się wyrobi, ale na razie trudno przewidzieć, czy twórcy mają jakiś ciekawy pomysł na ciąg dalszy. Czy będzie to komedia romantyczna, w której trzeba długo czekać, aż bohaterowie do siebie wrócą? Czy może pójście pod prąd i historia o tym, jak ułożyć sobie życie zupełnie na nowo, bez powtarzania starych błędów? Niestety, obstawiam to pierwsze, przemieszane z dość standardowym sitcomem rodzinnym. [Kamila Czaja]
"Alex, Inc." – nowy serial telewizji ABC
Powrót Zacha Braffa do telewizji trudno uznać za udany. Sitcom o Aleksie, dziennikarzu radiowym, który postanawia rzucić pracę i założyć firmę zajmującą się podcastami, już sam w sobie nie brzmi pasjonująco, a w takim wykonaniu wypada nawet słabiej, niż można było przewidzieć.
To kolejny serial, któremu się wydaje, że przerzucenie ciężaru opowieści na narrację z offu wystarczy za cały pomysł. Do tego mamy opowieść z jednej strony zawodową, o trudach zakładania własnej firmy i uwierzenia we własne możliwości, a z drugiej komedię rodzinną o tym, jak na pomysły Aleksa reagują jego bliscy. O ile warstwa prywatna chwilami się broni, przede wszystkim dzięki dobrej obsadzie (żonę głównego bohatera gra znana z "The Good Place" Tita Sircar), to nadal niełatwo dostrzec tu oryginalność. A wątek pracy wypada jeszcze słabiej, mimo że wspólnika Aleksa gra Michael Imperioli.
Z pilotowego odcinka pozytywnie zapamiętam jedną scenę, podczas której bohater wyjaśniał dzieciom magię radia i podcastu. Reszta wygląda nie tylko jak strata czasu dla widza, ale i marnowanie licznych talentów zaangażowanych w tę produkcję. [Kamila Czaja]
"Syrena" – nowy serial Freeform, w Polsce odcinki co tydzień w HBO GO
Bajkowe postaci z produkcji Disneya? Błąd! Syrenom z produkcji Freeform znacznie bliżej do mitologicznych kreatur, które wabiły śpiewem żeglarzy, by potem bezlitośnie pozbawić ich życia. Tutaj ich przedstawicielką jest niejaka Ryn (Eline Powell), która schodzi na ląd w nadmorskim miasteczku Bristol Cove, gdzie spotyka Bena (Alex Roe) i Maddie (Fola Evans-Akingbola), parę biologów morskich odkrywających, z jaką istotą mają do czynienia.
Są w tej opowieści również nieprzyjaźnie nastawieni ludzie i chcące wykorzystać syreny do swoich celów wojsko, a także banalne miasteczkowe problemy i bohaterowie wycięci z telewizyjnych klisz. Efektem jest dziwna mieszanka mrocznego (i dość brutalnego) fantasy z tandetną operą mydlaną, który mógłby się sprawdzić jako mało ambitne guilty pleasure, gdyby nie wręcz fatalne wykonanie.
Pisany na kolanie scenariusz, kłujące w uszy dialogi i drewniane aktorstwo skutecznie odstraszają od serialu, w którym brakuje również choćby odrobiny dystansu. To telewizyjna produkcja klasy B, której twórcy próbują nam wmówić, że jest czymś więcej – bezskutecznie. Trudno jednak, by było inaczej, skoro najciekawszą postacią jest tutaj tytułowa syrena, wymawiająca ledwie kilka słów, a i tak przy swoich ludzkich towarzyszach wyglądająca na obdarzoną szalenie skomplikowaną osobowością.
Na plus można też policzyć rolę Eline Powell, nieźle łączącej drapieżną naturę Ryn z ciekawością i strachem przed nieznanym sobie środowiskiem, ale to naprawdę wszystko. Reszta jest zbiorem banałów, której przed pójściem na dno nie ratuje nawet ładna, nadmorska sceneria. [Mateusz Piesowicz]
"The Dangerous Book for Boys" – nowy serial Amazona
Miał być konkurent dla "Serii niefortunnych zdarzeń", a dostaliśmy trzy godziny nudy. Sześcioodcinkowa historia o rodzinie, która próbuje ułożyć sobie życie po śmierci syna, męża i ojca, miała potencjał na czarną komedię lub dramat z elementami świata wyobraźni – trochę jak w "Opowieściach z Narnii" lub filmach Guillerma del Toro.
Tymczasem zdecydowanie dłużyło mi się oglądanie, jak Wyatt śni na jawie i ucieka w światy rodem z pozostawionej przez ojca tytułowej książki. Chłopiec przenosi się w różne miejsca (a to statek kosmiczny, a to starożytna Troja) i uczy się życia (na przykład tego, jak rozmawiać z dziewczynami). Można było zrobić świetną historię radzenia sobie z żałobą i szukania wsparcia w przywoływaniu wspomnienia ojca, ale wszystko wyszło zadziwiająco płytko i nijako.
Przenikanie się świata realnego i wyobrażonego zostało dobrze wymyślone. Warstwa wizualna w ogóle wypada całkiem nieźle. Erinn Hayes w roli matki robi, co może. Zawsze miło też zobaczyć na ekranie Swoosie Kurtz, zwłaszcza że napisano jej najlepsze kwestie w całym serialu. Jednak schematyczność postaci, banalne żarty, niewyrazisty główny bohater i przede wszystkim rozczarowujący brak ikry w całej tej opowieści sprawiają, że seans "The Dangerous Book for Boys" spokojnie można sobie darować. Lekcję, że rodzina jest ważna i trzeba się wspierać, znamy już ze znacznie lepszych wykonań. [Kamila Czaja]