Czy widzieliście kiedykolwiek coś równie wspaniałego? "Westworld" – recenzja 2. odcinka 2. sezonu
Marta Wawrzyn
30 kwietnia 2018, 21:12
"Westworld" (Fot. HBO)
W "Reunion" poznaliśmy kilka tajemnic "Westworld", zobaczyliśmy początki parku i przekonaliśmy się, że wszystkie korporacje chcą od nas tego samego: danych, danych i jeszcze więcej danych. Spoilery.
W "Reunion" poznaliśmy kilka tajemnic "Westworld", zobaczyliśmy początki parku i przekonaliśmy się, że wszystkie korporacje chcą od nas tego samego: danych, danych i jeszcze więcej danych. Spoilery.
Bardziej rozbudowany świat, większe stawki, wyraźniej nakreślone cele – tym według Mateusza różni się 2. sezon "Westworld" od pierwszego. Ja oglądam serial równo z Wami, nie wiem, co będzie dalej i zwłaszcza po zeszłotygodniowej premierze miałam już wielką ochotę włączyć to samo narzekanie, które towarzyszyło mi przez lata podczas przebijania się przez kolejne odcinki "Gry o tron", wciąż mozolnie podążającej do kolejnego istotnego punktu, mającego być nagrodą za kilka godzin przechadzania się w kostiumach i wygłaszania monologów.
Twórcy "Westworld" poszli na początku 2. sezonu tą samą drogą, tyle że zamiast przechadzania się mamy przejażdżki konne, a zamiast snucia planów podboju świata dywagacje o istocie człowieczeństwa, które prawdziwiej brzmią w ustach goniącej za ideą własnej rodziny Maeve (Thandie Newton) niż zbierającej armię do walki z ludźmi Dolores (Evan Rachel Wood). Większość z tego, co się dzieje, przyjmuję z doskonałą obojętnością – "Westworld" jak był wydmuszką, tak nią pozostaje, ale jednocześnie to taka wydmuszka, której nie potrafię się oprzeć. Bo nie, droga Dolores, drogi Williamie, nie widziałam nigdy w telewizji nic równie wspaniałego co seriale HBO. Tyle że w czasach "Westworld" ta wspaniałość ma już inne oblicze niż w erze "Rodziny Soprano", "The Wire" i "Six Feet Under".
"Reunion", w przeciwieństwie do swojego kompletnie nijakiego poprzednika, jest jednak odcinkiem o tyle interesującym i istotnym, że zabiera nas do początków tytułowego parku rozrywki, podaje istotne informacje na temat metod działania zarządzającej nim korporacji i wypełnia naprawdę ważne luki w całej historii. Historii o tym, jak bogacze postanowili sobie zbudować miejsce, gdzie bezkarnie można mordować, gwałcić i folgować sobie na wszelkie sposoby, udając przy tym, że to wyrafinowana rozrywka. To, jak te parki – już wiemy, że jest ich więcej – powstały oraz kto i dlaczego w nie zainwestował gigantyczne środki, wydaje mi się ciekawsze od odpowiedzi na pytanie, czym jest labirynt i gdzie są drzwi. Choć tak, oczywiście, że dam się znów wkręcić w grę polegającą na rozplątywaniu tutejszych łamigłówek.
Te jednak póki co wydają się w tym sezonie mniej ważne od rozgrywającej się na naszych oczach rebelii robotów, jak również od genezy tego miejsca. "Westworld" znów rozpoczyna się od rozmowy Dolores z Arnoldem (Jeffrey Wright), których wyjątkowa relacja, jak się okazuje, nie tylko sięga początków parku, ale i obejmuje więcej niż jeden świat. Zarówno córka ranczera, jak i inne hosty bywały w ludzkim świecie – już wiemy, że Westworld i inne parki znajdują się w Azji – gdzie służyły do tego co zwykle. Do rozrywki. Jeśli znajdziecie się kiedyś na korporacyjnej imprezie pełnej pięknych ludzi, już wiecie, czemu powinniście jak najszybciej uciekać.
W wizytach androidów w ludzkim świecie jest sporo fajnych smaczków. Arnold w pewnym momencie porównuje sposób widzenia rzeczywistości przez Dolores do tego, jak widzi tę samą rzeczywistość jego dziecko, co jest bardzo trafne, nawet jeśli niespecjalnie głębokie. Widzimy także, jak nasza słodka blondynka ma okazję przekonać się o tym, że ludzka natura potrafi być paskudna nie tylko na fałszywym Dzikim Zachodzie. Korporacyjne imprezy to dla hostów żadna zabawa, nawet jeśli można dzięki temu zobaczyć gwiazdy rozrzucone na ziemi.
Logan (Ben Barnes), którego dawno, dawno temu poznaliśmy jako imprezowicza, cynika i "niegrzecznego chłopca", też na przestrzeni paru lat zdążył pewne rzeczy przewartościować. Koniec końców to właśnie ten facet, którego na samym początku serialu widzieliśmy, jak przywdziewa czarny kapelusz i z entuzjazmem oddaje się wszelkim możliwym rozrywkom cielesnym, został złamany przez coś, co miało być jego przyszłością. A muszę przyznać, że moment z odcinka "Reunion", w którym on po raz pierwszy wszedł do tej rzeki i zorientował się, że znajduje się w pokoju pełnym robotów, wypadł rzeczywiście pięknie – Barnes zagrał jednocześnie bezgraniczny zachwyt i totalne przerażenie, kiedy jego bohater w sekundę zrozumiał, jak zaawansowana jest już sztuczna inteligencja.
Dokładnie przeciwną drogę przeszedł William (Jimmi Simpson), którego ta gra wciągała coraz bardziej i bardziej, do tego stopnia że to on został prawą ręką Jima Delosa (Peter Mullen), czyli ojca Logana. Scena w Sweetwater, w której William przekonuje starszego pana Delosa, czemu inwestycja w takie parki rozrywki ma sens, to klucz nie tylko do sukcesu Westworldu. To lekcja, jak zobaczyć możliwości tam, gdzie nikt inny ich nie widzi.
W praktyce rozumowanie Williama jest takie: ludzie myślą, że mogą tu robić, co chcą, i nikt ich nie podgląda, podczas gdy tak naprawdę będziemy ich dokładnie obserwować i zbijać kasę, wychodząc naprzeciw im potrzebom i dzieląc się danymi z tym, kto nam za to zapłaci. Zupełnie jak Google, Facebook i dziesiątki innych firm, którym mniej i bardziej świadomie przekazujemy każdego dnia informacje na swój temat. Kolejne tajemnice korporacyjnych właścicieli Westworldu i zbieranie DNA oraz innych danych na temat parkowych gości to chyba jedyny wątek w 2. sezonie, na którego rozwój w tym sezonie rzeczywiście czekam.
Na razie starszy William, czyli po prostu nasz dobry znajomy Mężczyzna w Czerni (Ed Harris), bardzo zgrabnie go wprowadził, mówiąc do Lawrence'a, że ten świat powstał, bo ludzie chcieli miejsca ukrytego przed Bogiem, miejsca, gdzie można by było grzeszyć w spokoju. Ale kierownictwo parku ich obserwowało, wszystkie grzechy zostały zapisane – tyle że celem tutaj nie było ocenianie kogokolwiek. Cel był zupełnie inny: zbieranie informacji i prawdopodobnie także sprzedawanie ich klientom. Brzmi to jak zapowiedź dyskusji o prywatności i gromadzeniu danych na temat użytkowników – dyskusji bardzo aktualnej w naszych czasach. Czekam na tę dyskusję i liczę, że serialowi HBO uda się wyjść poza najbardziej oczywiste diagnozy.
Bo z dyskusjami o człowieczeństwie niestety różnie bywa. "Westworld" bardziej moim zdaniem działa jako sprytna łamigłówka bez żadnego dodatkowego podtekstu niż rozprawa na temat posthumanizmu. Zaś sama fabuła tego sezonu póki co wydaje mi się dość "podstawowa" i retrospekcje, w udany sposób uzupełniające pewne luki, wiele tu nie zmieniają.
Nieźle wypadło spotkanie Dolores z Maeve, ale nie z powodu debaty na temat wolności, która się rozegrała na naszych oczach, a dlatego że obie panie mają charakter i niejako naturalnie stanęły w tym sezonie po dwóch różnych stronach barykady. Mogłyby mówić cokolwiek albo obserwować siebie nawzajem w milczeniu – i wciąż byłyby dużą atrakcją. I to Maeve jest tą, z którą łatwiej się utożsamiać, bo potrzeba, jaka się w niej obudziła, jest jedną z tych, które przywracają wiarę w rodzaj ludzki. Z kolei w Dolores najfajniejsze jest to, z jaką swobodą Evan Rachel Wood przechodzi od jednej jej wersji do kolejnej, i jeszcze jednej, i jeszcze. Przejmować się losami jednej czy drugiej nie potrafię, ale aktorsko to pierwsza klasa.
Niespecjalnie też na razie interesuje mnie nowa gra, którą prowadzi Mężczyzna w Czerni, najwyraźniej z duchem Roberta Forda. Czegokolwiek on nie szuka, jakikolwiek nie byłby ostatni poziom tej gry, w której on bierze udział, jest mi to doskonale obojętne, szczególnie na płaszczyźnie emocjonalnej. I tak niestety jest nie tylko z jego wątkiem, choć w jego wątku emocjonalna pustka "Westworld" była i pozostaje dla mnie najbardziej uderzająca. Zwłaszcza teraz, kiedy już nie ma napędzającego zainteresowanie tą postacią pytania, czy on i William to ta sama osoba.
Ale niezmiennie cieszą mnie różne drobiazgi, w tym także pokazywanie na zasadzie paraleli, jak Dolores i William zmieniali się na przestrzeni tych kilku dekad, które minęły od ich pierwszego spotkania. Albo to, jak podczas rozmowy z Dolores konfederaci siedzieli przy stole niczym Jezus i jego apostołowie podczas ostatniej wieczerzy. Albo to, że w tej ładnej i brutalnej grze znalazło się miejsce na krótki występ Giancarlo Esposito w roli El Lazo. Nieważne, że był on tylko mało istotnym elementem układanki Roberta Forda – to aktor, który każdą rólkę potrafi przemienić w złoto.
Za dość intrygujące uważam pytanie, czym jest "broń", o której mówi Dolores pod koniec odcinka, i co właściwie pokazał jej kiedyś młody William. Wiemy tylko, że to miejsce, które w tamtych czasach było jedną wielką dziurą w ziemi i o którym dziś, po ponad 30 latach, William myśli jako o swojej największej pomyłce. To miejsce zapewne jest także kluczem do czegoś, co prędzej czy później okaże się tylko drzwiami do kolejnych zagadek. Uff… Witajcie ponownie w Westworldzie – miejscu, gdzie najlepiej bawią się użytkownicy Reddita.
Nowe odcinki "Westworld" możecie oglądać w poniedziałki w HBO i HBO GO.