Apokalipsa od kuchni. Ekipa "The Rain" opowiada nam, jak powstawał duński serial Netfliksa
Marta Wawrzyn
9 maja 2018, 20:02
"The Rain" (Fot. Netflix)
Skandynawska kameralność i klimat z jednej strony – oraz ogromna machina, jaką jest Netflix, z drugiej strony. Przepytałam aktorów i twórców "The Rain", jak to jest być częścią pierwszej duńskiej produkcji giganta VoD.
Skandynawska kameralność i klimat z jednej strony – oraz ogromna machina, jaką jest Netflix, z drugiej strony. Przepytałam aktorów i twórców "The Rain", jak to jest być częścią pierwszej duńskiej produkcji giganta VoD.
Od skandynawskich seriali, takich jak "Forbrydelsen", "Most nad Sundem" czy "Borgen", zaczęła się moda na produkcje europejskie. Wcześniej jako odbiorcy seriali byliśmy przyzwyczajeni do pewnych schematów i pewnego sposobu widzenia świata, prezentowanego czy to przez Amerykanów czy Brytyjczyków. Skandynawowie nauczyli nas, że ludzie w telewizji nie muszą wyglądać jak modele i modelki, fabuła nie musi toczyć się bezpiecznym torem, a bohaterów, najczęściej egzystujących w mrocznym świecie, niekoniecznie da się tak po prostu lubić.
Choć od czasu premiery pierwszego z wyżej wymienionej trójki minęło już ponad jedenaście lat, pewne rzeczy pozostały bez zmian. Skandynawskie seriale cenione są z wielu powodów, ale rozmach nie jest jedną z nich. To kameralne produkcje, skupiające się na bohaterach i ich historii, a także skutecznie budujące własną, niepowtarzalną atmosferę. I tą właśnie drogą poszedł "The Rain", który, choć jest serialem Netfliksa, nie opiera się na gigantycznym budżecie, efektach specjalnych i oszałamiającej akcji. To skromna opowieść o ludziach – najszczęśliwszych, najbezpieczniej żyjących ludziach świata, za jakich uchodzą Skandynawowie, stawiających czoła katastrofie w postaci zabójczego deszczu.
Tak się też składa, że są to ludzie młodzi, którzy nie mieli szansy dorosnąć w normalnym świecie. W związku z tym możecie spodziewać się mniej konwencjonalnych wątków z miłością i przyjaźnią w roli głównej. O te często niejednoznaczne relacje pomiędzy bohaterami, a także o to, jak to jest grać w serialu z małego kraju, który za chwilę będzie oglądał cały świat, pytałam serialową ekipę pod koniec kwietnia, przy okazji premiery "The Rain" w Kopenhadze.
Cały wywiad z Albą August i Mikkelem Boe Følsgaardem – odtwórcami ról Simone i Martina – znajdziecie tutaj, a oprócz tego miałam także okazję pogadać z twórcami serialu, Jannikiem Taiem Mosholtem i Christianem Potalivo, a także resztą obsady: Lucasem Lynggaardem Tønnesenem (serialowym Rasmusem), Lukasem Løkkenem (czyli Patrickiem), Sonnym Lindbergiem (czyli Jeanem) i Angelą Bundalovic (czyli Beatrice). Z młodych aktorów z "The Rain" nieobecna była tylko Jessica Dinnage, serialowa Lea.
This world. This squad. This spring only on #netflix
Post udostępniony przez Lucas Lynggaard Tønnesen (@lucaslynggaardtonnesen)
Wszystkie rozmowy kręciły się wokół kulis tworzenia pierwszego duńskiego serialu dla międzynarodowego giganta przez ekipę, która do tej pory pracowała tylko w Skandynawii. Bo choć w Danii netfliksowy serial nie jest sprawą narodową jak w Polsce, dla młodych aktorów z "The Rain" – częściowo początkujących, częściowo znanych z innych duńskich projektów – to było coś nowego, kręcić serial dla całego świata.
Twórcy serialu podkreślali, że dostali bardzo dużo wolności od Netfliksa, pracowali ze świetnymi ludźmi, nikt im niczego nie narzucał i "nigdy nie spotkali żadnego algorytmu".
– Pod wieloma względami to było jak zwykła duńska produkcja. Nieważne, dla kogo pracujemy, zawsze w Skandynawii jest ten specyficzny sposób pracy. Ale z mojego punktu widzenia mieliśmy bardzo dużo wolności w realizowaniu pomysłu, z którym przyszliśmy do Netfliksa na początku – mówił Jannik Tai Mosholt, który wcześniej pisał scenariusze do "Rity" i "Borgen".
Jego kolega Christian Potalivo, wcześniej m.in. producent "Dicte", dodał, że tylko w Netfliksie od razu dostajesz cały sezon, wiesz dokładnie, co będziesz robić, i masz pewność, że efekt końcowy faktycznie zostanie pokazany publice. Według niego bez Netfliksa nigdy by nie powstał taki serial jak ich, a Niemcy pewnie by nie stworzyli "Dark". "Opowieści podręcznej" też byśmy nie mieli, gdyby nie platformy streamingowe. Netflix jego zdaniem poszerza dostępną ofertę, pozwalając opowiadać inne rodzaje historii innym rodzajom publiki na innych platformach niż wcześniej.
Najmłodszy z aktorów, Lucas Lynggaard Tønnesen, powiedział, że to świetna sprawa zrobić duński serial i móc tak po prostu pokazać go tego samego dnia na całym świecie, udowadniając, że nie tylko Hollywood potrafi opowiadać postapokaliptyczne historie. Z kolei najstarszy z grupki odtwórców głównych ról Mikkel Boe Følsgaard (znacie go m.in. z jednej z głównych ról w "The Legacy") zdradził, że na początku nie wierzył, iż tak po prostu w Danii, z duńską ekipą i obsadą, można stworzyć taki świat jak ten z "The Rain". I tak zaczęły się opowieści o tym, czym się różni Netflix od duńskiej telewizji.
– Jest wrażenie, że to większa skala – jakbyś był częścią jakiejś układanki, która z kolei jest częścią jeszcze większej układanki. Rozmawiamy przed premierą i wydaje mi się, że słynny efekt Netfliksa przyjdzie dopiero za kilka tygodni. Do tej pory to była głównie tona netfliksowych maili i ciągle tylko musiałem się zastanawiać, kim, u diabła, jest ten gość albo ta kobieta – mówił Lukas Løkken, czyli serialowy Patrick.
Wszyscy jednak podkreślali, że to przychodzi dopiero teraz. Podczas codziennej pracy – zdjęcia zaczęły się w zeszłym roku w połowie czerwca i skończyły się pod koniec listopada – nie poświęcali za dużo czasu na myślenie o Netfliksie. Wtedy to była dla nich kolejna skandynawska produkcja.
– Kiedy kręciliśmy "The Rain", podeszliśmy do tego jak do kolejnego duńskiego projektu. Ciężko byłoby się skupić na pracy, gdybyśmy myśleli o Netfliksie, 190 krajach, w których jest, i wszystkich ludziach, którzy to będą oglądać. Kręciliśmy to w Danii, po duńsku, z duńską ekipą, więc łatwo było zapomnieć o Netfliksie i zacząć traktować to jak kolejny zwykły serial duńskiej telewizji – powiedział Sonny Lindberg, serialowy Jean.
Aktor dodał, że cały ten szum wokół produkcji i samo bycie na Netfliksie to oczywiście świetna sprawa. Poza tym dzięki Netfliksowi ekipę było stać na więcej – chociażby na zdjęcia na moście Langebro i w innych znanych miejscach w Kopenhadze. Pojawił się też postapokaliptyczny Burger King. W duńskiej telewizji wyglądałoby to inaczej. I tu wtrącił się Lukas Løkken z opowieścią o ciężarówce z lodami, która pewnego razu zawitała na plan.
– Pamiętam taki dzień, kiedy było chyba dwugodzinne opóźnienie, nie wiem już z jakiego powodu, ale raczej nie deszczu, bo akurat wtedy było słonecznie. I wtedy kupili nam najdroższe lody w Danii w hurtowej ilości – cały wielki stół był zastawiony lodami dla jakichś piętnastu osób. A my tylko patrzyliśmy po sobie: co mamy robić, zanurzyć w tym głowy? To było czyste szaleństwo! W duńskiej telewizji takie rzeczy się nie zdarzają, dostalibyśmy najwyżej jakieś kanapki. Ale ciężarówka z lodami w ramach przeprosin? To dla mnie jest nowe! Zupełnie nowy świat – śmiał się odtwórca roli Patricka.
Młodzi aktorzy podkreślali, że nie mieli czasu się denerwować ani myśleć, co to będzie, kiedy zobaczy ich cały świat. Nerwy zaczęły się, kiedy ruszyła machina promocyjna i ich twarze znalazły się na billboardach w całej Kopenhadze, Szkokholmie i nie tylko.
O to, że serial znajdzie swoją publikę, wszyscy jednak są pokojni. Ich zdaniem "The Rain" to produkcja o tyle wyjątkowa, że oferuje połączenie klimatów postapo z historią o dorastaniu i skandynawskim klimatem oraz specyficznym podejściem do pisania scenariuszy. Duńczycy nigdy nie mieli oszałamiających budżetów w telewizji – i "The Rain" też go nie ma. Dlatego scenarzyści szukali innej drogi, tak samo jak wcześniej ich poprzednicy, którzy stworzyli najbardziej kultowe duńskie seriale.
– Kiedy pojawiły się takie seriale jak "Borgen", "Most nad Sundem" czy "Forbrydelsen", wydawały się one bardzo świeże, bo skupiały się na postaciach i ich relacjach, a dopiero potem na całej reszcie. Wszystkie skandynawskie seriale takie wtedy były, także dlatego, że musieliśmy wycisnąć jak najwięcej z bardzo ograniczonych budżetów. W Danii jesteśmy do przodu prawdopodobnie też dlatego, że mamy świetną telewizję publiczną, która przez ostatnie 20 lat tworzyła seriale, wiele się ucząc od Amerykanów i jednocześnie robiąc to po swojemu – wyjaśniał Jannik Tai Mosholt.
Obaj scenarzyści podkreślali, że są wielkimi fanami popkultury. Oglądają "Stranger Things" czy "Trzynaście powodów", ale kręcąc "The Rain", rozmawiali dużo przede wszystkim o "Pozostawionych", serialu, który ich zdaniem w niezwykły sposób opowiada o tym, jak reagujesz na coś, czego nie rozumiesz, i uczysz się akceptować myśl, że możesz nigdy nie uzyskać odpowiedzi. Według nich to jedna z tych historii, które wiele mówią o tym, jak to jest być człowiekiem. W ich rozmowach podczas pisania scenariusza powracali także "Władcy much", ale i lżejsze klimaty, jak "Igrzyska śmierci", bo nie chcieli, żeby serialowy świat był totalnie depresyjny i smutny. Koniec końców wyszedł miks, który także zdaniem aktorów jest wyjątkowy.
– Nie boję się, że znikniemy w morzu netfliksowych produkcji, z jednego powodu: bo wzięliśmy nasz skandynawski sposób tworzenia seriali i połączyliśmy go z Netfliksem. W Danii lubimy filmy i seriale, w których akcja rozwija się dość wolno, a Netflix podszedł do tego trochę inaczej: spróbujmy tu przyspieszyć, tu bardziej iść do przodu, tam wykonać odważniejszy ruch. Uważam, że w ten sposób stworzyliśmy coś naprawdę magicznego – mówił Sonny Lindberg.
Photo: @kennethnguyen #netflix #therain #portrait #jean #thatsme #smiiiiil
Post udostępniony przez Sonny Lindberg (@sonny.lindberg)
Skandynawska magia w tym przypadku oznacza odtrutkę na amerykańską łopatologię, skupienie się się na rozwoju postaci i poszukiwaniu interesujących rzeczy w nich oraz w ich relacjach.
– W Danii lubimy mroczniejsze klimaty, podobnie jak w całej Skandynawii. Lubimy, kiedy postacie mają jakieś okropne cechy, i to niekoniecznie od razu w horrorach, znajdujemy na to miejsce wszędzie. I to jest także w "The Rain". Ludzie bywają źli albo po prostu mają złe pomysły. W amerykańskich serialach takie rzeczy pokazuje się prosto: ktoś uderza jakiegoś kolesia młotkiem w głowę i już jest tym złym. U nas jest więcej szczegółów i niuansów – przekonywał Lukas Løkken.
Aktorzy i twórcy podkreślali wyjątkowość sytuacji, w której katastrofa dotyka naród szczęśliwy (nie tylko według badań), czujący się bezpiecznie i mający wszystko pod kontrolą.
– Główna idea była taka, że weźmiemy skandynawskie społeczeństwo, które jest bardzo poukładane, i sprawdzimy, co się stanie, jeśli ten system upadnie i to społeczeństwo po prostu zniknie. Czy wciąż bylibyśmy ludźmi, którymi wierzymy, że jesteśmy, czy stalibyśmy się kimś innym? Jak gruba jest w nas warstwa cywilizacji? Czego trzeba, żeby nas sprowadzić do zwierząt? – tłumaczył Jannik Tai Mosholt.
Aktorzy mówili, że ich serial to przede wszystkim rozrywka, ale też zachęta, żeby rozejrzeć się wokół siebie i zacząć bardziej dbać chociażby o naszą planetę. Temat ekologii pojawiał się we wszystkich rozmowach, a niektórzy znaleźli też inne paralele pomiędzy "The Rain" a naszym światem.
– Nasz serial mówi, że warto doceniać świat, w którym żyjemy, i troszczyć się o niego, bo zawsze może się zdarzyć jakaś katastrofa. Warto doceniać takie rzeczy jak to, że możemy wyjść z domu i spotkać się ze znajomymi. Bo na przykład imigranci czasem tracą wszystko i lądują w nowym miejscu bez domu, rodziny czy przyjaciół. Powinniśmy być szczęśliwi, że my to mamy – mówił Lucas Lynggaard Tønnesen.
Z kolei Angela Bundalovic dodała, że to opowieść o tym, jak być człowiekiem i jak odnajdywać się w relacjach z innymi ludźmi. Bo choć "The Rain" niekoniecznie pokazuje, co naprawdę może się wydarzyć, jest uniwersalną opowieścią o tym, jacy jesteśmy, kiedy dzieje się coś złego. Ich kolega, Lukas Løkken, znów podszedł do sprawy bardziej praktycznie:
– Nie podoba mi się trend, że sztuka musi istnieć po coś. Dla mnie sztuka to celebracja istnienia. Już człowiek pierwotny, po skończeniu polowania i układania dzieci do snu, tworzył sztukę, od tańca aż po malunki na ścianach. Jest dużo problemów na świecie, ale nie wszystko musi być manifestem politycznym. Nie każdy film musi być od razu jak "12 Years a Slave". Dania ma się świetnie, a "The Rain" to tylko rozrywka. Jeśli potrzebujesz zbawiciela, idź do Buddy, a nie do Netfliksa – oznajmił aktor.
Post udostępniony przez Sonny Lindberg (@sonny.lindberg)
Równie często co ekologia i Netflix powracał w naszych rozmowach temat dorastania, miłości i przyjaźni (którą określono jako sytuację, w której ktoś nie próbuje cię zabić). Angela Bundalovic – dla której to pierwsza tak duża rola – opowiadała, że uwielbia Beatrice za dziecinną wyobraźnię i za to, jak z niej korzysta w dorosłym już życiu. Jej bohaterce zdarza się manipulować ludźmi, ale nigdy po to, żeby kogoś skrzywdzić. Ona lubi kolekcjonować różne rzeczy i wymyślać różne rzeczy, ale często po prostu po to, żeby chronić siebie i innych.
Spotkanie z Rasmusem jest dla niej o tyle ciekawe, że oboje nie do końca wiedzą, czym właściwie jest miłość romantyczna. Lucas Lynggaard Tønnesen śmiał się, że dla Rasmusa miłość to po prostu pierwsza ładna dziewczyna, którą zobaczył i która nie była jego siostrą. Jego pojęcie o miłości jest bardzo naiwne, a Beatrice nie jest wiele mądrzejsza.
– Dla nich obojga miłość to coś w rodzaju chemicznej presji w ich ciałach. Oni nie mają czasu na budowanie związku – wspólny spacer w deszczu czy wyjście do kina – więc u nich miłość wygląda inaczej. Czasem jest to zwykłe trzymanie się za rękę, a czasem ratowanie siebie nawzajem. Jest w Beatrice i Rasmusie coś, co im mówi, czym jest miłość, nawet jeśli niekoniecznie znają ją z własnego doświadczenia – tłumaczyła Angela Bundalovic.
Z graniem w serialu, którego bohaterom ciągle świat wali się na głowę i oprócz przeżywania młodzieńczych dramatów ciągle trzeba dokądś biec albo skądś uciekać, wiązały się także wyzwania natury fizycznej. Część scen kręcono w studiu udającym bunkier, część w plenerze.
– Kręcenie w bunkrze bywało trudne. Było gorąco, a poza tym mieliśmy poczucie wyizolowania, ale w takim fajnym sensie. I zawsze kiedy kręciliśmy zdjęcia w bunkrze, cieszyliśmy się na myśl o tym, że z niego wyjdziemy. Choć tak właściwie mieliśmy taką miłosno-nienawistną relację z bunkrami, bo kiedy byliśmy w środku, a na zewnątrz było zimno, cieszyliśmy się, że możemy być w studiu i mieć wszystko pod kontrolą. Bo z pogodą w Danii jest tak, że kompletnie nie wiadomo, kiedy może się całkiem zmienić – opowiadał Lucas Lynggaard Tønnesen.
Ponieważ zdjęcia plenerowe wymagały pewnego wysiłku fizycznego, aktorom zafundowano krótką, acz intensywną szkołę przetrwania w lesie pod okiem duńskich żołnierzy.
– Z przygotowaniami do serialu było trochę jak z powrotem do siłowni po dłuższej przerwie, kiedy zdajesz sobie sprawę, że już nie jesteś w dobrej formie i tylko sobie myślisz: kuuurde… OK, trzeba zacząć od początku. Tak było z nami, kiedy w ramach treningu przed zdjęciami biegaliśmy po wzgórzu w górę i w dół z pełnym umundurowaniu. Było ze 25 stopni i wszyscy skończyliśmy, rzygając na tym wzgórzu – obrazowo objaśnił Lukas Løkken.
Aktor zarzekał się, że gdyby kiedyś wybuchła w Danii apokalipsa, wiedziałby bardzo dobrze kogo zabrać ze sobą do bunkra.
– Naszą szkołę przetrwania odbyliśmy w lesie z dwoma snajperami, z których każdy był jakieś pięć razy w Afganistanie. Zabrałbym jednego z tych kolesi. Zamknąłbym drzwi, umieścił przy nich Daniela z karabinem i mógłbym sobie uciąć drzemkę – śmiał się Løkken.
Twórcy z kolei opowiadali o tym, jak duńska pogoda, która bardzo często jest deszczowa, psuła im plany podczas zdjęć. Wymyślili iście biblijną apokalipsę z deszczem jako śmiercionośną siłą i natura nie pozwalała im jej pokazać tak, jak chcieli.
– Zdjęcia w większości powstawały zeszłego lata i to było najbardziej deszczowe lato od 35 lat. Zdarzało się, że mieliśmy parę dni bez deszczu, ale generalnie padało cały czas. A my próbowaliśmy zrobić serial o świecie, w którym deszcz jest niebezpieczny! Co więcej – mówię absolutnie serio – kiedy mieliśmy zaplanowane zdjęcia w deszczu, przez cztery dni akurat nie padało. Więc co wtedy zrobiliśmy? Tworzyliśmy sztuczny deszcz! – śmiał się Christian Potalivo.
Post udostępniony przez Sonny Lindberg (@sonny.lindberg)
Oprócz zmiennej pogody i wysiłku fizycznego wyzwaniem dla młodych duńskich aktorów okazał się angielski dubbing, który sami nagrywali. 17-letni Lucas Lynggaard Tønnesen opowiadał, że nigdy w życiu czegoś takiego nie robił i na początku miał problem z przeniesieniem emocji, które odgrywał na planie, ale w końcu do tego przywykł. A kiedy Netflix udostępnił im odcinki, zaczął oglądać zdubbingowane "The Rain" w różnych językach.
– Oglądałem już serial z dubbingiem, kiedy byliśmy na konferencji Netfliksa w Rzymie. Obejrzałem też fragmenty po włosku, hiszpańsku, niemiecku – w każdym możliwym języku, w jakim byliśmy zdubbingowani – i brzmiało to przezabawnie! Jeden z tych gości, chyba Włoch, brzmiał dokładnie tak jak ja. Aż zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie zrobiłem też dubbingu po włosku i o tym nie zapomniałem. Wrażenie jest naprawdę specyficzne: nie mam pojęcia, co tutaj mówię, ale brzmi super! – entuzjazmował się odtwórca roli Rasmusa.
Wszyscy zapewniali, że chcieliby wrócić do świata "The Rain" i liczą na 2. sezon. Zamówienia na razie jeszcze nie ma, ale sądząc po szumie, jaki duńska apokalipsa wywołała w mediach społecznościowych na całym świecie, to tylko kwestia czasu.
"The Rain" jest dostępny w serwisie Netflix.